Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Walki w RoS, czyli o przewadze ducha nad materią
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Nie 22:39, 08 Paź 2006    Temat postu:

Ailleann
Do czego mógłby Robinowi i reszcie Gisburne (-Gollum) posłużyć? Może to temat na fanfik Twojego autorstwa?

Cytat:
może by w końcu tego blond bałwana ubili


No! Narażasz się dziesiatkom fanek sir Guy'a Wink Chyba że "bałwan" w znaczeniu pogańskie bóstwo - bo znaczenia używanych przez Ciebie słów są jak pokazałaś, negocjowalne. Very Happy
I naprawdę nie bardzo mogę sobie przypomnieć "zaangażowanych" bohaterów w "większości legend i baśni". Bądź miła i rzuć tytułami - zwłaszcza baśni. Bo do legend może by się załapał Janosik na ten przykład - ale trudno go nazwać większością.


Nicku_T,
Ty to jednak masz zacięcie dydaktyczne Wink Mam nadzieję, że kiedyś coś oficjalnie popularnonaukowego na tematy "zbrojeniowe" popełnisz.

Cytat:
szeryf po prostu toleruje działalność banitów, jako swego rodzaju folklor...

Pomysł świetny - szeryf jako kreator kontrolujący wydarzenia. Tylko po cóż by wysyłał co i rusz nowe oddziały swoich niebieskich na zatracenie i naszpikowanie strzałami? A koszty? A okrywanie się śmiesznością jako "wiecznie niedoszły" pogromca? W imię czego miałby ryzykować taką osławę własnej osoby?

Ailleann
Cytat:
Robin&co nie zabijali Szeryfa i Guya- dopóki pozbywali się żołnierzy, władza mogła patrzeć na to przez palce, natomiast jeśli zabiliby szlachcica- oj, wtedy nic by ich nie uratowało.


Gdyby Robin tak właśnie sądził, nie wstawiałby chyba Willowi "ciemnoty", że zachowują Guy'a przy życiu li tylko ze szlachetności serca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Nie 23:04, 08 Paź 2006    Temat postu:

Cukiernio droga, czemuż to tak się mnie czepiasz, doprawdy nie mam pojęcia. Weź do ręki pierwszy z brzegu tom z baśniami i gwarantuję Ci, że znajdziesz tam opowieści o złych władcach tyranizujących całe królestwa, o potworach, ogólnym ucisku, itepe. Pojawi się na bank jakiś hero, poprzemawia do uciskanych, bądź nie, pomacha szabelką, zaciuka tyrana i będzie fajnie- natomiast pytanie DLACZEGO on to robi- oczywiście, być może z chęci zysku. (ręka księżniczki i pół królestwa, bądź też władanie całością) A może też robi to, bo chce czegoś lepszego dla kraju? Dla mieszkańców? Bo mu władca zły przeszkadza? Smok powietrze psuje? Może jest idealistą i chce, żeby ludziom żyło się dostatniej i żeby życie było piękne? Podstawowe mechanizmy rządzące tego typu opowieściami- jest ktoś zły, przychodzi dobry, usuwa złego i jest ok. Czy dobry ma mieć wyrzuty sumienia, że zabił złego? Po odejściu złego sytuacja się poprawia- cóż z tego, skoro to był król? Władza- no i co? Czyli według Ciebie, żadne takie bajeczki miejsca mieć nie powinny? Coż, taka jest mentalność ludu, który gloryfikuje "oswobodzicieli" i nijak tego nie zmienisz.

Nie, dziękuję, fanfików o Guyu pisać nie zamierzam. Nota bene, przytoczyłam słowa May morning, a raczyłaś wykpić tylko mnie.

Bałwan pozostanie bałwanem, jeśli łaskawie pozwolisz.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 0:07, 09 Paź 2006    Temat postu:

[quote]Tylko po cóż by wysyłał co i rusz nowe oddziały swoich niebieskich na zatracenie i naszpikowanie strzałami? A koszty? A okrywanie się śmiesznością jako "wiecznie niedoszły" pogromca? W imię czego miałby ryzykować taką osławę własnej osoby? [/quote]

No właśnie - koszty.
Szeryf nie toleruje banitów z sympatii, tylko z powodu prostego rachunku ekonomicznego. To twardo stąpający po ziemi facet, który nie raz udowodnił , że powoduje się raczej chęcią zysku, niż ideami.
Póki banici na wolności kosztują mniej, niż zorganizowanie poważnej obławy i zrobienie z nimi porządku, szeryf takowej obławy nie zrobi, akceptując ponoszone straty jako "koszta prowadzenia działalności". Straty powiedzmy sobie od razu, niewielkie w skali podległego mu terytorium.

Oczywiście, nie można pokazać takiej postawy przed królem - król musi widzić, że bardzo się staramy zwalczyć ten bandycki proceder. Stąd kolejne akcje i plany, których realizację szeryf powierza najbardziej pechowemu i nieudacznemu człowiekowi w okolicy...

Niesławne opowieści o nieudolności szeryfa? Phi! Nie uszczuplają szeryfiej szkatuły, więc po co przywiązywać do nich wagę? Więcej nawet - stanowią doskonałe wyjaśnienie, dlaczego do królewskiej kasy trafia czasem mniej złota, niż powinno. Któż dojdzie, że ze zgłoszonej jako zrabowana kwoty zaledwie jedną trzecią przejęli banici a reszta znalazła się w skarbcu szeryfa?

Ot i cała tajemnica...

[quote]...Robin <...> nie wstawiałby chyba Willowi "ciemnoty", że zachowują Guy'a przy życiu li tylko ze szlachetności serca.[/quote]
Wiesz, różne rzeczy się robi, żeby podtrzymać morale oddziału i nie dopuścić do erozji wizerunku "bezkompromisowego bojownika o wolność, równość i te pe" ];->
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Pon 8:59, 09 Paź 2006    Temat postu:

Heh, Nick_T, brawo. Very Happy Twoja wersja jest bardzo przekonująca.

@ Cukiernia- nie rozumiem dlaczego wciąż tak dziwnym wydaje Ci się fakt, że Robin nie chciał zabić Guya. Najpierw scenarzyści musieli doprowadzić do momentu, kiedy okaże się, że stojący po przeciwnych stronach barykady są braćmi. I zagwozdka. O ile zabicie tyrana dla bohatera pozytywnego to czyn chwalebny, o tyle przed zabiciem brata, bohater pozytywny się wzdraga. Uderzenie we własną krew, pozostawia bardzo brzydką szramę na nieskalanym wizerunku bohatera pozytywnego- niezależnie jak złym człowiekiem byłby jego brat.
Robin albo świetnie zdaje sobie z tego sprawę- albo karmi się złudzeniami co do siebie i swojej misji- patrz cytat:

Robin: "If we kill Gisburne in cold blood, then we'd be no better than he is."
Will: "Well, what makes you think we are?"

Will jest realistą, Robin idealistą. Proste.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Pon 22:47, 09 Paź 2006    Temat postu:

Ailleann, mam wrażenie po Twoim drugim poście, że już się nie emocjonujesz aż tak i nie odbierasz prostego żądania precyzji jak kpin - i słusznie. Coś za łatwo Cię wyprowadzić z równowagi.

Chyba mnie nie zrozumiałaś, po prostu twierdzenie, że "na takim właśnie idealizmie i postawie zaangażowanej bazuje większość legend i baśni" wydaje mi sie bzdurką, a Ty nie przytoczyłaś choćby marnego Szewczyka Dratewki (alias Kozojeda Wink) jako zaangażowanego idealisty, by mnie przekonać, że się mylę. Ale to jest właściwie nie na temat, więc możemy odpuścić.

A jasnowłosy Robin oczywiście wiedząc, że Guy jest jego bratem, nie może i nie chce go zabić - tu masz rację. Ale to nie on opowiadał, że powstrzymuje go przed tym szlachetność.
Nadal uważam, że zabijanie z zimną krwią żołnierzy przy jednoczesnym tłumaczeniu się, że nie zabije się ich dowódcy z obawy przed staniem się równie złym jak on jest pęknięciem w tej postaci. Alternatywą byłoby tylko zdjęcie z siebie etykietki szlachetnego (i popsucie mitu) - bo przecież nie zaprzestanie zabijania.


Nick_T

Trochę bym Cię podręczyła o to, czy wymierający w tym tempie (i z łatwością, na którą sam zwróciłeś uwagę) wciąż rekrutowani niebiescy byliby mniej kosztowni niż jednorazowa porządna obława. Chyba, że każdy zostawał zarżnięty przed wypłatą i kasa zostawała w kieszeni szeryfa. Ale skąd wtedy brać następnych chętnych? Przeież chyba powstałyby jakieś "opowieści niesamowite" o "trójkącie sherwoodzkim", skąd zaden niebieski (prócz Guy'a) nigdy nie wyjdzie żywy.
Poza tym wizerunek Szeryfa-strategosa mogę kupić Smile

Ale Robina-strategosa już nie.

Cytat:
Robin <...> nie wstawiałby chyba Willowi "ciemnoty", że zachowują Guy'a przy życiu li tylko ze szlachetności serca.
Wiesz, różne rzeczy się robi, żeby podtrzymać morale oddziału i nie dopuścić do erozji wizerunku "bezkompromisowego bojownika o wolność, równość i te pe" ]

Przyjaźń i zaufanie bez wyłomu są istotną częścią mitu oraz przekonania o szlachetności Robina. Gdyby się okazało, że manipulował swoimi przyjaciółmi - znowu by nam wyszło, że aż tak szlachetny nie był.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Pon 23:24, 09 Paź 2006    Temat postu:

Cukiernia ciast trujących napisał:
a Ty nie przytoczyłaś choćby marnego Szewczyka Dratewki (alias Kozojeda Wink) jako zaangażowanego idealisty, by mnie przekonać, że się mylę. Ale to jest właściwie nie na temat, więc możemy odpuścić.


Jakżebym mogła przytoczyć Szewczyka Dratewkę? Przecież to nieludzki kat był- znęcał się nad zwierzętami! (vide wypchany siarką baranek, że o smoku już nie wspomnę!)
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 15:44, 13 Paź 2006    Temat postu:

@ Ailleann
[quote]Heh, Nick_T, brawo. Twoja wersja jest bardzo przekonująca. [/quote]

Dziękuję, miło to słyszeć :-)
W końcu to przecież tak właśnie było... ;-)

@ Cukierenka
[quote]Trochę bym Cię podręczyła o to, czy wymierający w tym tempie <...> wciąż rekrutowani niebiescy byliby mniej kosztowni niż jednorazowa porządna obława. Chyba, że każdy zostawał zarżnięty przed wypłatą i kasa zostawała w kieszeni szeryfa. Ale skąd wtedy brać następnych chętnych? [/quote]

Ależ męcz mnie i dręcz! Ale ostrzegam, że będę się bronił ;-)
Żołd wypłacany był oczywiście z dołu, więc szanse na to, żeby wojak zszedł z tego padołu zanim mu się w danym miesiącu kasę wypłaci są całkiem spore. ;-) Ale ja nie o tym...

Co do tempa wymierania niebieskich w "trójkącie sherwoodzkim" - dinozaurom to by oni nie zaimponowali jednak... ;-) Wciąż zapominamy o skali zjawiska. Banici przedstawieni w RoS (bo np. u Pacyńskiego, Pyle'a czy Kraszewskiego było inaczej) to zaledwie 8 ludzi! 8 ludzi, których celem nie było wybicie wszystkich normańskich najeźdźców (a przynjamniej jeszcze nie teraz ;-). Jeśli zabili w ciągu miesiąca 4-6 żołnierzy, to w skali Nottinghamskiego garnizonu strata była pomijalna.
To dopiero w ostatnich latach (jakoś tak od wojny w Wietnamie) zaczęto traktować śmierć żołnierzy jako coś, co nie powinno mieć miejsca. Przedtem... "Soldiers have a habit of dying. It's an occupational hazard." jak mawiał De Rinault ;-)

Zawsze się znajdą chętni do narażania życia za pieniądze. W końcu przeciez nikt nie wierzy, że to właśnie jego trafi strzała. Tak samo, jak w to, że to właśnie jego potrąci samochód gdy będzie przebiegał przez jezdnię...

A jeśli chodzi o szlachetność Robina, to skąd pomysł, że był szlachetny?
Wiem, podkładam się, ale może by tak zacząć nowy flejm, pod tytułem: "Dowody na szlachetność Robina"? ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Śro 23:49, 25 Paź 2006    Temat postu:

Cytat:
Wciąż zapominamy o skali zjawiska. Banici przedstawieni w RoS (bo np. u Pacyńskiego, Pyle'a czy Kraszewskiego było inaczej) to zaledwie 8 ludzi! 8 ludzi, których celem nie było wybicie wszystkich normańskich najeźdźców (a przynjamniej jeszcze nie teraz Wink. Jeśli zabili w ciągu miesiąca 4-6 żołnierzy, to w skali Nottinghamskiego garnizonu strata była pomijalna.


Skontruję ten tekst Twoją własną wypowiedzią z początku postu:

Cytat:
Nie mówię nawet o tym, że miecze banitów wchodzą w te kolczugi jak w masło, zupełnie jakby ich nie było. Mam na myśłi fakt, że typowego "złego" wystarczy kopnąć, walnąć pięścią, albo (to już ciężka broń!) uderzyć kijem, żeby już nie wstał!

No można by sparafrazować Smolenia: "Gdybyśmy pięć takich band mieli, sami byśmy pod Hastings wygrali!" Wink)


Nasza superósemka musiałaby wznieść się na wyżyny delikatności, aby ubijać li tylko 6-8 miesiecznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 17:05, 27 Paź 2006    Temat postu:

Ja sam:
Cytat:
> Nie mówię nawet o tym, że miecze banitów wchodzą w te kolczugi jak w
> masło, zupełnie jakby ich nie było. Mam na myśli fakt, że typowego
> "złego" wystarczy kopnąć, walnąć pięścią, albo (to już ciężka broń!)
> uderzyć kijem, żeby już nie wstał!
>
> No można by sparafrazować Smolenia: "Gdybyśmy pięć takich band
> mieli, sami byśmy pod Hastings wygrali!" )



Cukiernia:
Cytat:
> Nasza superósemka musiałaby wznieść się na wyżyny delikatności, aby
> ubijać li tylko 6-8 miesiecznie.


Średnie "żniwo" z jednego odcinka to właśnie około 6-8 dusz niewinnych,
"niebieskich" żołnierzy (w niektórych więcej, w innych mniej). Wygląda
więc na to, że rzeczywiście miesięcznie może powstawać więcej wakatów,
niż napisałem, choć wcale nie koniecznie dużo więcej.

Na swoją obronę mam to, że banici o "supermocach", zabijający
żołnierzy kopnięciem albo fangą w nos do tego stopnia obrażają moją
wyobraźnie i logikę, że mój umysł ich wypiera :-)

Pomysł szeryfa "hodującego" banitów tworzyłem dla świata bardziej
spójnego wewnętrznie ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Czw 21:08, 02 Lis 2006    Temat postu:

Czyli mam elegancko przyjąć elegancką kapitulację? Wink
Czy tylko stwierdzić, że konsekwentnie zgadzam się z Twoimi tezami z początku postu?

Cytat:
Na swoją obronę mam to, że banici o "supermocach", zabijający
żołnierzy kopnięciem albo fangą w nos do tego stopnia obrażają moją
wyobraźnie i logikę, że mój umysł ich wypiera Smile


Ładnie to tak? Wypierać coś z umysłu i czynić z tego chwilowy argument? Akurat jestem po odświeżeniu sobie "Children of Israel", gdzie chyba jednak niewiele brakuje, żeby John, Tuck i Nasir pod wodzą Willa wtłukli dość licznemu konwojowi. Niebiescy konni dziwnie nieporadnie nie potrafią dogonić dwu piechurów, a kusznicy trafiają swoich.

Oczywiście kupujemy to z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo jesteśmy pasjonatami, ale po prawdzie - ma co obrażać wyobraźnię. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 0:10, 03 Lis 2006    Temat postu:

Jeśli zaakceptujemy świat "superbanitów", to mój wywód o nieszkodliwości działań banitów należy zrewidować: banda jest nieszkodliwa tak długo, jak długo nie przekracza granic działań nakreślonych w serialu, czyli nie atakuje za często, nie zabija nikogo ważnego i nie próbuje wejść do Nottingham i przejąć władzy ;-)

Jeśli przyjmiemy wymagany logiką świat, w którym banici są doskonałymi łucznikami i świetnymi szermierzami, ale bez "supermocy", to mój wywód jest poprawny. :-D

Cukiernia CT napisał:
Ładnie to tak? Wypierać coś z umysłu i czynić z tego chwilowy argument?

Mechanizm wyparcia jest niezależny od woli, to system obronny integralności naszego "ja" :-)

Cukiernia CT napisał:
Oczywiście kupujemy to z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo jesteśmy pasjonatami, ale po prawdzie - ma co obrażać wyobraźnię.

Ja na prawdę bardzo, bardzo lubię ten film. Ogromnie go lubię. Ale przywołana przez Ciebie scena wywołuje u mnie mentalny skręt kiszek - rzeczywiście, scenerzysta sięgnął tu granic nieprawdopodobieństwa (druga, równie bolesna jest w Seven poor knights). Ja po prostu nie jestem w stanie tego zaakceptować i tyle ;-)

Chyba właśnie o te nieszczęsne walki mam do twórców serialu największy żal...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Piotr

Dołączył: 18 Lut 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 14:42, 20 Lut 2007    Temat postu:

Przedewszystkim odnośnie Kuszy to Kusza w porównaniu z łukiem była powolniejsza moze bardziej celna ale zbyt wolna, ponadto łuk zwłaszcza walijski a takim się banici posługują ma większy zasięg. Co do uzbrojenia to nie jestem pewien czy gdyby aktorzy nosili, rzeczywiście zbroje z epoki to byliby w stanie rzeczywiście poruszać się i walczyc. Odnośnie twojego zdania na temat Robin Hooda to zgadzam się tylko częściowo w pierwszej części Robin Hood i Czarnoksieżnik w ogóle nie walczył mieczem głównie posługiwał się łukiem w drugiej niewiele. MOżna by powiedzieć, że w pierwszej części pod kierownictwem Scarletta dopiero się uczył nim posługiwać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Wto 15:53, 20 Lut 2007    Temat postu:

Nie mówię, że trzeba jak Abberline (brawo!) przeczytać wszystkie posty na forum, ale już wątek w którym się pisze wypadałoby...
Nick_T napisał:
Do tego należy dodać szybkostrzelność: sprawny łucznik był w stanie wystrzelić nawet do 12 strzał na minutę, podczas gdy bardzo dobrze wyszkolony kusznik oddałby w tym czasie 2-3 strzały


Piotr napisał:
Co do uzbrojenia to nie jestem pewien czy gdyby aktorzy nosili, rzeczywiście zbroje z epoki to byliby w stanie rzeczywiście poruszać się i walczyc
Po pierwsze - dlaczego mieliby nie móc walczyć? A po drugie, co to ma do tematu dyskusji?

Piotr napisał:
Odnośnie twojego zdania na temat Robin Hooda to zgadzam się tylko częściowo w pierwszej części Robin Hood i Czarnoksieżnik w ogóle nie walczył mieczem

Chińska pływaczka?! *
Robin i Czarnoksiężnik walczył (chciałeś napisać "walczyli"?) mieczem? We dwóch? Jednym?? :-D

Piotr napisał:
...głównie posługiwał się łukiem w drugiej niewiele. MOżna by powiedzieć, że w pierwszej części pod kierownictwem Scarletta dopiero się uczył nim posługiwać.

Nim posługiwać? Czyli łukiem?? Pod kierownictwem Scarleta?!?
Ale fajnie! :-)

A poważniej:
Co do tego, ile i z kim Robin walczył na miecze w pierwszych dwóch odcinkach, to zapraszam do Saraka - on zna serial na pamięć scena po scenie i pewnie będzie w stanie powiedzieć Ci nawet, ile które starcie trwało. A podpowiem Ci, że było ich kilka.
Ale, wracając do sedna - jeśli ktoś, kto trzyma miecz pierwszy raz w życiu walczy choć "niewiele" z kimś, kto ćwiczy się w tym od dziecka to robi się bardzo martwy. I tyle.
Nawet jeśli przyjmiemy, że Scarlet uczył Robina szermierki to pojętność tego ostatniego stawia go w jednym szeregu z takim i mistrzami szybkiej nauki walki mieczem, jak Balian z Ibelinu (Królestwo Niebieskie)... Uważam, że gdyby ten film miał się trzymać realiów, to Robin nie powinien walczyć z nikim wręcz przez co najmniej trzy odcinki. Oczywiście, jeśli by chciał żyć. Ale nie przeszkadza mi to za bardzo - w odróżnieniu od nieskuteczności kolczug, hełmów i tarcz, oraz totalnej nieudolności tzw. "szturmowców gizberna". ;-)


* Pewna światowej sławy chińska pływaczka nosi swojsko brzmiące nazwisko Qui Hui [wymawia się Ki Huj]... ;->
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
przykuta

Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wikipedia
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 13:03, 15 Mar 2007    Temat postu:

Siły światła i ciemności - Robin nie jest po JEDNEJ ze stron. On jest równowagą dla tego świata.

"Robin zobaczył kobietę na skraju lasu opłakującą swego syna, którego nie tak dawno zabił. Wszedł do lasu i się powiesił" - był taki szorcik - pamięta ktoś?

Dlaczego niebiescy to ofermy? No a skąd Szeryf brał tego żołnierza, jak nie spośród wieśniaków? I kto szedł na akcję - Gisburne i ci, którzy akurat nie mieli wymówki - czyli wypychanie nowych przed szereg, bo lepszego żołnierza szeryf zapewne wolał trzymać w zamku. Robin to nie był pierwszy banita czy rzezimieszek. Lepiej było udawać, że się nie żyje, niż się narażać na kolejne strzały.

Co do Helmowego Jaru - zerżnęli z RoS - pamiętacie akcję z The Greatest Enemy z ucieszką ze wsi - tam był mniejszy mostek, ale spychali żołdaków taczką z obornikiem Very Happy Mimo absurdu ta scena mi się podoba - w tym odcinku oddany był duch walki wszystkich bohaterów. Will i jego walka do końca, John jako siłacz, Nasir - profesjonalista i skrytobójca. Poza tym jego czyli fightera walka z Gisburnem, który wcale nie jest fajtłapą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Albion

Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 7:16, 26 Wrz 2007    Temat postu:

Jeszcze wracając do liczby zabijanych przez bandę żołnierzy w każdym odcinku filmu - to też mnie trochę raziło, zwłaszcza jak ogląda się kilka odcinków pod rząd. Za dużo tych trupów na realia średniowieczne , za łatwo giną mimo kolczug, tarcz, itd. Film to tylko film, ale wygląda to niestety mało realnie : gdyby szeryf tracił miesięcznie kilku- kilkunastu ludzi tylko w starciach z jedną bandą banitów to byłoby to bardzo dużo. Czasem widzowie myślą o wojnach, bitwach średniowiecznych z perspektywy dzisiejszych czasów, także jeśli chodzi o liczebność wojsk i liczbę ofiar. Tymczasem wtedy były inne proporcje w liczbach - często w wielkich bitwach ginęło...kilkunatu ludzi (chociażby bitwa pod Cedynią), a wielu było rannych. I tego mi trochę brakuje w serialu - wystarczyło pokazać, że banda nie większość zabijała, a ciężko raniła - byłoby to niewątpliwie bardziej realne. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 11:15, 27 Wrz 2007    Temat postu:

Albion:
Cytat:
I tego mi trochę brakuje w serialu - wystarczyło pokazać, że banda nie większość zabijała, a ciężko raniła - byłoby to niewątpliwie bardziej realne.


Ha a czy w serialu te walki były jakos szczególnie krwawe?Z reguły wyglądało to tak, ze Will kogoś pchnął na drzewo, a John przywalił pałką - a od tego jakoś sie nie umierało. Niewykluczone, ze żołnierze mogli zostać ranni i jakos sie pozbierać...zwłaszcza, ze widzieliśmy podobne twarze wśród niebieskich w trakcie kolejnych odcinków Very Happy
Dlatego mnie to tak nie raziło...owszem było parę "większych" i groźniejszych niejako starć, ale niektóre walki ogólnie przypominały "przepychanki".
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Albion

Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 20:22, 27 Wrz 2007    Temat postu:

Trufla napisał:

Ha a czy w serialu te walki były jakos szczególnie krwawe?

To że niekrwawe to taka jest akurat koncepcja tego filmu. Nawet jak ktoś ginie cięty mieczem, trafiony strzałą - brak krwi - taka umowność i ok.
Trufla napisał:
Z reguły wyglądało to tak, ze Will kogoś pchnął na drzewo, a John przywalił pałką - a od tego jakoś sie nie umierało.

Z reguły to wyglądało jednak tak, że Nazir, Robin i reszta bandy "tną" mieczami wpół żołnierzy i ci padają jak muchy. W którymś odcinku szeryf dostaje info, że w potyczce (małej) stracił właśnie pięciu (!) ludzi i kilku rannych - i nie była to jakaś wielka bitwa czy masakra. Wink Szczególnie widać te "jatki" jak ogląda się cały serial w krótkim czasie. Zresztą jak stwierdził Ian Sharp (reżyser pierwszej serii) - zrezygnował z reżyserowania kolejnych odcinków, bo skończyły mu się pomysły na zabijanie Normanów. Wink

Lubię ten erial i niewiele mam do zarzucenia od strony merytoryczno-technicznej (orientuję się nieco w realiach średniowiecznych i np. bardzo podoba mi się scenografia,odtworzenie wiosek, grodów, strojów, wyposażenia, itd.) - a to właśnie jedna z rzeczy która mi trochę nie pasowała. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 23:01, 27 Wrz 2007    Temat postu:

Albion - generalnie masz rację Very Happy
Ale taki już urok serialu...chyba musimy jakoś przełknąc parę niedociągnieć...i w sumie przełykamy bo serial ma tyle uroku, ze trudno go znielubić za te walki i brak logiki gdzieniegdzie...ale to tak jakby czepiać sie też tego, ze Wickam ograbiano z jedzenia a ludzie dalej żyli Smile

Cytat:
Trufla napisał:
Z reguły wyglądało to tak, ze Will kogoś pchnął na drzewo, a John przywalił pałką - a od tego jakoś sie nie umierało.

Z reguły to wyglądało jednak tak, że Nazir, Robin i reszta bandy "tną" mieczami wpół żołnierzy i ci padają jak muchy.


Może żołnierze mieli grube kaftany Laughing
Generalnie z tego co pamiętam podobnie został potraktowany szeryf przez Białego Robina...a pamiętacie jak Marion strzeliła Gisbournowi w plecy z kuszy?A ten dalej żyje w kolejnych odcinkach....

Więc generalnie ludzie w średniowieczu mieli końskie zdrowie i mogli chyba dużo znieść Twisted Evil
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Nie 15:29, 31 Sie 2008    Temat postu:

Co do umiejętności szermierczych Robina to mam pewną koncepcję. Tak naprawdę niewiele wiemy o jego dzieciństwie. Nie sądzę, żeby Robin nabył te wszystkie umiejętności wychowując się pod opieką prostego młynarza. Wszak uciekając z Nottingham sparował kilka ciosów Gisburna. Musiał mieć na ten temat jakieś pojęcie, w przeciwnym razie Sir Guy rozpłatałby go raz dwa. A scena, w której Scarlet udziela mu wskazówek – to był po prostu trening, jakich wiele.

W filmie „Braveheart - Waleczne Serce” po śmierci ojca młody William Wallace zostaje wzięty pod opiekę swojego stryja, o imieniu Argyle. Ten daje mu wykształcenie i uczy władać orężem. Może w przypadku Robina z Loxley było podobnie? Może pojawił się ktoś, kto nauczył Robina czytać, pisać, strzelać z łuku i posługiwać się mieczem? Mógłby to być jego krewny, towarzysz broni Ailrica albo ktoś wysłany przez Herna. Skądinąd wiemy, że Herne powierzał misje różnym osobom (np. Ailric, czy jednoręki łucznik z „Mieczy Waylanda”), a przecież musiał czuwać nad Robinem w okresie dorastania.

Temat otwarty na fanfic. Może natknęliście się na coś w podobnym stylu? Bo coś mi się wydaje, że historia z jeleniem i wtrąceniem do lochu to nie była pierwsza przygoda Robina Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 0:03, 04 Lis 2008    Temat postu:

Tu chciałbym jeszcze odnieść się do kwestii „oszczędzania” Gisburna. Otóż moim zdaniem nie jest tak, że Robin i spółka nie chcą go zabić!

Pamiętajmy, że dialog między Robinem, a Willem w „Lord of the Trees” odbywa się w konkretnych okolicznościach, mianowicie po schwytaniu i uwięzieniu Gisburna, Bertranda de Nivelle i pozostałych najemników. Robin próbuję przekonać Szkarłatnego, że nie można ot tak po prostu, z zimną krwią („in cold blood”) zamordować Gisburna. Jeńców się nie zabija, niezależnie od tego, czy są to ludzie pokroju Gisburna, czy zwykli żołnierze. Nie przypominam sobie, by banici kiedykolwiek zabili któregoś ze swoich jeńców. Gisburne nie stanowił tutaj żadnego wyjątku.

Fakt, że Gisburne wychodzi cało z opresji, tłumaczyłem sobie zawsze tym, że koleś miał po prostu szczęście (na które wpływ zapewne mieli scenarzyści Wink ). Często bywało tak, że na pierwszy ogień szli dowodzeni przez niego żołnierze, więc siłą rzeczy banici musieli uporać się w pierwszej kolejności z nimi. Gdy większość z nich została zabita lub rozpędzona na cztery wiatry, i już w tym momencie wiadomo było, że akcja zakończyła się powodzeniem, nie było sensu dożynać osaczonego Gisburna. Jak już wspomniałem jeńców się nie zabija. Czym innym jednak jest starcie podczas bitwy, akcji, zasadzki.

Gdy przyjrzymy się indywidualnym pojedynkom Gisburna np. z Robinem, to zauważymy, że Robin oddaje ciosy w taki sposób, aby tego Sir Guya zabić lub przynajmniej zranić. W odcinku „Alan a Dale” w scenie zasadzki jest moment kiedy Guy porwał Mildred i próbował z nią uciec konno. Marion już miała na celowniku Gisburna, i gdyby Alan jej nie przeszkodził (najwyraźniej z obawy, że Mildred może zostać przypadkowo postrzelona), Sir Guy zapewne wylądowałby na ziemi ze strzałą w plecach. Ten obrót spraw zezłościł Małego Johna, który krzyknął: „Mieliście do niego strzelać!”. Nawiasem mówiąc Marion była po raz kolejny o krok od wysłania Gisburna na tamten świat w odcinku „King’s fool”.

Niezbyt jednak trafiają do mnie rozważania Robin Hooda w „Seven poor knights from Acre”, podczas ćwiczeń strzeleckich.

Will: Trzeba było go zabić, gdy była ku temu okazja.
Robin: Bardziej nam się przyda będąc żywym. Ludzie nienawidzą Gisburna i wszystkiego za czym stoi. Im bardziej będzie ich nękał, tym bardziej oni będą po naszej stronie. Pomyśl... Szpiedzy w każdej wiosce. Posłańcy. I nie tylko po wioskach. Już teraz mamy ludzi w Nottingham.

Przyznam, że ta logika do mnie jakoś nie trafia. To znaczy, że co? Robin walczy z Gisburnem w obronie nękanych ludzi, ale jednocześnie jest mu na rękę, że Sir Guy będzie ich nękał jeszcze bardziej, bo dzięki temu… łatwiej mu będzie walczyć z Gisburnem? Czy tak?

Całe szczęście, że w kolejnym odcinku, czyli „Alan a Dale” tego typu rozważania Robin odłożył na bok.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin