Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Isadora (Cathryn Harrison) [The Inheritance]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Postacie pojawiające się w jednym odcinku / Seria III
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 21:03, 14 Lip 2008    Temat postu: Isadora (Cathryn Harrison) [The Inheritance]

Zapraszam do dyskusji na temat postaci Isadory granej przez Cathryn Harrison w odcinku The Inheritance (Dziedzictwo).

Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Pią 11:03, 15 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
brunhilda1984

Dołączył: 15 Cze 2008
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 23:05, 23 Lip 2008    Temat postu:

Ładna dziewuszka. Podziwiam piękne i odważne kobiety (Brunhilda). Isadora to sympatyczna postać i ciekawa, ale oczywiście sa ciekawsze Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 0:18, 23 Lip 2010    Temat postu:

brunhilda1984 napisał:
Ładna dziewuszka. Podziwiam piękne i odważne kobiety (Brunhilda). Isadora to sympatyczna postać i ciekawa, ale oczywiście sa ciekawsze Smile

Na pewno jest odważna, ale nie jest aż tak piękna, bo ma spore problemy z żuchwą Razz To tylko drobna złośliwostka, bo jest naprawdę urodziwa.

Gulnar napisał:
Aktorka, która wcieliła się w rolę Isadory jest najpiękniejsza z wszystkich kobiet występujących w serialu -oczywiście moim zdaniem!
Trufla napisał:
E? Jak to ludzie inaczej wszystko widzą...piękną bym jej nie nazwała

Im częściej ją oglądam, tym bardziej mi się podoba - ma delikatną, porcelanową buzię, śliczne oczy, zgrabny nosek, przepiękną, łabędzią szyję... Właściwie pod względem urody jest na równi z Marion (to widać w kilku scenach, gdy są obok siebie). Tyle, że Cathryn Harrison nie jest tak fotogeniczna, jak Judi Trott, więc na zdjęciach nie jest w połowie tak urodziwa, jak w rzeczywistości. Ot, cała różnica.
Teraz do rzeczy. Nie o urodę idzie, bo są ciekawsze sprawy związane z postacią Isadory. Swoją drogą, dziwne imię jej wybrali scenarzyści - greckie, a do tego pachnące egipskimi wonnościami ('dar Izydy'). To bardzo dobrze zagrana rola. Poza tym wzbudza niesłychane emocje na forum!

Airami napisał:
To chyba najsilniejszy żeński charakter całego serialu. Uwielbiam Marion, ale przy dziewczynie z Caerleon wypadła niestety blado
Trufla napisał:
Isadora była blada. Dosłownie i w przenośni, ciagle jakaś taka zagubiona i zamotana cały odcinek. Marion nikt nie pobije.
Airami napisał:
Pierwsza średniowieczna feministka walcząca o równouprawnienie blada i zagubiona?

Isadora to druga w kolejności po opatce Morgwyn z Ravenscar ciekawa postać kobieca. Feministka, chociaż razi mnie jej włażenie w tylne części stareńskiego ojczulka. Cóż, to średniowiecze, więc tak samo jak Marion - do czasu! - jest posłuszną córką tatusia. Takie czasy. Nieposłuszeństwo wobec rodziców to był straszny grzech po prostu - poważne wykroczenie nawet z pogańskiego punktu widzenia.

Trufla napisał:
Kobieta samowystarczalna to sobie sama radzi a nie woła facetów po pomoc. W każdym razie Isadora nie wywarła na mnie wrażenia osoby samodzielnej - w przeciwieństwie do Marion, która potrafiła wskoczyc Czarnemu na plecy i okładać go pieściami

Po pierwsze, nigdy w życiu ta dziewczyna nie poprosiłaby chrześniaka ojca o pomoc. Wyruszyła SAMA w kilkudniową wędrówkę lasami tylko i wyłącznie dlatego, że nakazał jej to ojciec, czując zbliżającą się śmierć. Po prostu się go słuchała, jak każda porządna średniowieczna córka, nawet feministka. Co za odwaga, a wręcz brawura! Marion mogłaby sobie o takiej wędrówce pomarzyć, bo ma za słabe mięśnie, a poza tym mężuś by się zapłakał Razz

Po drugie, Isadora walczy o swoje i mimo niechęci do wtrącającego się w jej sprawy - nie z własnej woli - Roberta z Huntingdon współpracuje z nim. Podoba mi się ta z cicha pęk zadziorna i waleczna kobieta. I potrafi dogadać, oj potrafi. Napuszone jak paw jest to dziewczę z rozpadającego się zamku, niemal wydziedziczone przez stetryczałego starucha, który jest ślepy aż do końca. Jednak Isadora daje radę i się nie poddaje. Końcówka jest więc taka, jak należy - sprawiedliwa.



Po trzecie, grzeszy nie tylko urodą, ale też figurą, gracją, szykiem i godnością. Nawet w łachamniarskim przebraniu, co jest naprawdę trudne do osiągnięcia. Isadora wygląda w takich łaszkach o niebo lepiej niż przecudowna Marion. Plus dla Isadory! Dziewczyna roświetla cały odcinek, nie ma co!

Gulnar napisał:
Isadora ma w sobie jakąś ulotność . Jest niczym delikatna mgła, która spowija Rycerzy Okrągłego Stołu. Porusza się tak zwiewnie jak gdyby nie dotykała ziemi...
Jagaciarz napisał:
Ja się muszę z Gulnarem zgodzić a propos Isadory. Do tego jak z łuku szyła.
Alith napisał:
Fajna postać Izydory, momentami myślałem że na stałe się przyłączy do bandy.
Trufla napisał:
]Ło matko! Jeszcze tego by brakowalo - kolejnej baby w bandzie - toż to grozi katastrofą.


Też chciałam, żeby przyłaczyła się do bandy. Zdeklasowałaby Marion całkowicie Twisted Evil Bardziej nadawała się do bandy niż sztywna i patykowata anglosaska lady, która robiła za kucharkę, sanitariuszkę i żonę przywódcy. No, strzelała też, jak jej chłopy wreszcie łaskawie pozwoliły, ale słabo sobie radziła (co widać w wielu ujęciach, bo nie pokazuje się strzał przez nią wypuszczanych - ciekawe, dlaczego? Razz). Isadora o wiele sprawniej i ze sporym wdziękiem strzelała (strzały Isadory są zawsze pokazywane, ale w tym odcinku i ona, i Robert, i Much dziwnie często nie trafiają w ludzi, tylko w drewno Razz).

Marion jest samodzielna? Od kiedy to? Bardzo rozśmieszyła mnie uwaga o okładaniu pięściami mężulka - no proszę, co za waleczność! Isadora jest naprawdę waleczna i nie łasi się do żadnego faceta. Jej przepychanki słowne, a nawet piąstkowe z Robertem to piękny przykład nieszalonowego myślenia i zadziorności. Gdy Marion mogła być samodzielna, to w try miga i z maślanymi oczętami poleciała w ramiona chuderlawego gościa, którego widziała raz w życiu. Komedia! Żadna z niej feministka - to mydlenie oczu. Marion zawsze była podporządkowana jakiemuś facetowi i wcale się przeciw temu nie buntowała. Zupełnie inaczej, niż Isadora. Do tego Marion za inteligentkę serialu nie robiła i tzw. namysłem nad urządzeniem świata nadmiernie nie grzeszyła (sorry!), a Isadora ewidentnie MYŚLAŁA i to inaczej niż wszyscy wówczas. W porównaniu z Isadorą Marion odpada w przedbiegach!

Isadora to naprawdę ktoś pełnokrwisty w kobiecej skórze Wink Po śmierci ojca robiła, co chciała, a za jego życia też sobie rzepkę skrobała i stawiała na swoim, choć nieraz w granicach decorum. A że dziedzictwo było specyficzne i bogactwa brakowało, to jej nie przeszkadzało być hardą i swoje myśleć. Według mnie Isadora jest o wiele wyrazistsza niż Marion, a chociaż może nie ładniejsza, to o niebo zgrabniejsza od niej i pełna niezwykłego uroku. Zdecydowanie mocniejsza niż Marion w wielu rzeczach i za to ją lubię!

To nie przelewki. Marion jest o Isadorę ewidentnie zazdrosna i wcale mnie to nie dziwi. Do Isadory od razu cholewki smalą dwaj członkowie bandy. Poza tym ma innych wielbicieli. Na dodatek Isadora to z charakteru taka sama pawica, jak Robert z Huntingdon jest pawiem (cudownie podsumował go opat Hugo de Rainault). Pawica i paw idealnie wręcz do siebie pasują (nie tylko charakterkami, ale także fizycznie). Isadora i Robert byliby rewelacyjną parą. Życzyłabym im szczęścia Wink Ślicznie by sobie czasem dogryzali, ale współpracę mieli już obcykaną, więc poszłoby prawie jak po maśle.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Sob 13:42, 25 Wrz 2010, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 13:42, 25 Wrz 2010    Temat postu:

Teraz coś o aktorce.



Cathryn Harrison urodziła się w 1959 r. w Londynie. Pochodzi z wielopokoleniowej rodziny aktorskiej. Przed RoS zagrała m.in. Lily w "Black Moon" (1975) w reżyserii Louis Malle'a oraz niejaką Claudię Etienne w serialu telewizyjnym "Mystery!" (1980), a później lady Horbury w popularnym serialu "Poirot" (1989).

Akcent feministyczny - pamiętną i wysoko ocenianą kreacją Cathryn Harrison jest ni mniej, ni więcej, tylko rola Violet Trefusis (pisarki i kochanki słynnej Vity Sackville-West) w "Portrait of a Marriage" (1990). Link dla ciekawych: [link widoczny dla zalogowanych]

A te fotki mnie urzekły! Rola też musi być interesująca. W końcu to pani Sinclair, londyńska burdelmama. W jednym z opisów tej postaci znalazłam fajne określenie: "the brothel manager". Klasyczny zły charakter i przyczyna problemów świątobliwej głównej bohaterki (miniserial BBC "Clarissa" z 1991 r.).



Co za wejście (od 5:31) - http://www.youtube.com/watch?v=WkPxHdr4nu0&feature=related ; (od 0:40): http://www.youtube.com/watch?v=Bbe0b6qBoRk&feature=related .
Pani Sinclair wydaje się nobliwą wdówką z podopiecznymi (córeczkami?), ale potem nie jest już tak morowo...




Na ostatniej fotce Cathryn Harrison w błękitnych pończochach (sic!) na dole po prawej - z nóżką zawieszoną na udach Lovelace'a.

Nota bene scena sennej wizji Clarissy z tego serialu jest świetna (od 3:19):
http://www.youtube.com/watch?v=S9Zyxa8taEs&feature=related
Podła rodzinka w komplecie i mocarny wybawca. Niedoszły pan młody to ten paskudnie wyginający się i krzywo uśmiechający koleś z białej peruce (piorun strzelił w kołtun - zupełnie jak z "Amadeusza" Formana)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 20:57, 22 Wrz 2011    Temat postu:

Isadory nigdy nie udało mi się zanadto polubić. Kiedyś zrażała mnie do niej jej niczym nieuzasadniona niechęć do całego świata. Dziś bym powiedziała, że tkwiła mentalnie w roli ofiary. Zbyt to całe jej zachowanie było ostentacyjne. Tatusia miała bardzo liberalnego (a już szczególnie, jak na owe czasy), więc rolę tę sama sobie musiała ubzdurzyć, a potem toczyła z nią zaciętą "wewnętrzną walkę". I na dodatek jeszcze to jej poczucie uświęconej misji służenia królowi - idei, sugerujące skłonność do fanatyzmu (popartą zresztą innymi fabularnymi faktami). Bez żadnego problemu dogadałaby się Isadora z Robinem nr 1, tylko przez jakieś niedopatrzenie wystąpiła nie w tej serii, co trzeba. Z Robinem nr 2 dogadała się o tyle, o ile: bardzo krótkowzrocznie i w takim tylko zakresie, w jakim sprawie tego dogadania patronował Tatuś. Współpracy w tej sytuacji było tyle, ile wyniknęło z koncyliacyjnej natury Roberta i tylko dzięki tej części jego natury ta współpraca nie została zerwana. Isadora miała sporo szczęścia, że nie trafiła na kogoś innego, kto by się po tych jej fochach odwrócił na pięcie i kazał pocałować "w nos".

Saburzanka napisał:
Isadora i Robert byliby rewelacyjną parą. Życzyłabym im szczęścia Wink Ślicznie by sobie czasem dogryzali, ale współpracę mieli już obcykaną, więc poszłoby prawie jak po maśle.


No, nie wiem, nie wiem... Za to mam przeczucie, że jakby Robert (albo jakikolwiek inny przedstawiciel męskiego rodzaju) próbował zdobyć jej przychylność, to potraktowałaby takie starania jako atak na jej święte prawo do samostanowienia i wolność jednostki Smile.

Saburzanka napisał:
Zdeklasowałaby Marion całkowicie Twisted Evil Bardziej nadawała się do bandy niż sztywna i patykowata anglosaska lady, która robiła za kucharkę, sanitariuszkę i żonę przywódcy. (...) Marion jest samodzielna? Od kiedy to? (...) Isadora jest naprawdę waleczna i nie łasi się do żadnego faceta. (...) Gdy Marion mogła być samodzielna, to w try miga i z maślanymi oczętami poleciała w ramiona chuderlawego gościa, którego widziała raz w życiu. Komedia! Żadna z niej feministka - to mydlenie oczu. Marion zawsze była podporządkowana jakiemuś facetowi i wcale się przeciw temu nie buntowała. Zupełnie inaczej, niż Isadora.


Zgoda w 100%, co do tego, że Marion była zależna i podporządkowana. Isadora była natomiast zbuntowana, ale także na wiele sposobów zależna. Różnica więc sprowadza się do tego, że pierwsza akceptowała swoją zależność, a druga nie. Konkluzja: Marion była dojrzalsza i jako taka, lepiej rokowała w roli "członka zespołu". Jednak w rzeczy samej, Isadora była odważna. Niekiedy nawet nadmiernie...

Saburzanka napisał:
(...) Isadora ewidentnie MYŚLAŁA i to inaczej niż wszyscy wówczas.


Też zgoda i też w 100%. Pytanie tylko, czy myślała z sensem? Moim zdaniem, miała w dużej mierze trafne obserwacje, ale tendencyjnie pomijała istotne fakty, przez co wyciągała błędne wnioski.

Saburzanka napisał:
(...) nigdy w życiu ta dziewczyna nie poprosiłaby chrześniaka ojca o pomoc


Ciekawe, jaki to inny konkurencyjny w stosunku do ojcowskiego plan taktyczny chodził jej po głowie. I szkoda, że pomimo dość otwartego wyrażania swoich poglądów, Isadora z nikim nie zechciała się tym planem podzielić.

Trufla napisał:
Kobieta samowystarczalna to sobie sama radzi a nie woła facetów po pomoc. W każdym razie Isadora nie wywarła na mnie wrażenia osoby samodzielnej


Samowystarczalna nie była (nikt w końcu nie jest), ale za to bardzo chciała być. Gwoli ścisłości, zawołała po pomoc jednego faceta, a to w tym przypadku zasadnicza kwestia. Niby rzekomo Pan Ojciec tak jej kazali. Taką przynajmniej wersję zdarzeń przekazała Isadora Robinowi. Nie wiadomo jednak, czy nie jest to przypadkiem jej własna konfabulacja, bo nigdzie nam nie pokazano, co w tej sprawie naprawdę powiedział Isadorze Lord Agrivaine. Zresztą, nawet gdyby rzeczywiście taka była jego wola, to Isadora - odkąd udała się po posiłki - działała i myślała już tylko na własną rękę. A tu nie wiedzieć czemu, mogąc mieć do dyspozycji cla celu ochrony zamku ekipę sześciu facetów (i jednej "markietanki") "pod bronią", zadbała na wszelkie sposoby, aby uzyskać pomoc tylko od jednego z nich (niech będzie, że dwóch, ale drugi przyplątał się na własne życzenie). Jedyne, moim skromnym zdaniem, uzasadnienie takiego posunięcia, to możliwość udawania przed sobą, że to ona, ona sama (z niewielką tylko pomocą) tego wszystkiego dokonała. Taka Zosia Samosia, gęś z niezaspokojonymi aspiracjami, co wyłącznie dla własnego mniemania o sobie jest skłonna poświęcić dobro wagi najwyższej Wink. Nawet, jeśli realizowała wolę ojczulka, to mogła samodzielnie trochę zamotać, żeby lepiej zabezpieczyć losy swojego dziedzictwa. Robert kombinował w kilku płaszczyznach i jakoś wyszedł na swoje.

Ostatecznie i tak Isadora wygrała tę rozgrywkę o dziedzictwo tylko dlatego, że Robin z nią nie rywalizował, bo było mu nie po drodze z tym całym zamkiem, stołem, a nade wszystko - z konkurencyjną legendą. I po co jej to było?

Kacha739 napisał:
Trochę to śmieszne bo w sumie nic z tego nie wynika. Po powrocie banitów do Sherwood Izadora zostaje sama i co? Pilnuje stołu? Mieszka w rozwalonym zamku?


O to właśnie chodzi. Właściwie nawet trudno powiedzieć, że Isadora ostatecznie wygrała, bo końcowy happy end musiał mieć jakiś swój epilog poza opowiedzianą historią. Jak to niby się miało wszystko dalej udać w tamtych warunkach cywilizacyjnych, i przy mocno zubożałej pozycji majątkowej oraz znacznym osamotnieniu Dziedziczki? Tatuś był najwyraźniej bardziej przewidujący, więc miał chyba rację, że szukał innego, męskiego sukcesora (niech nawet diabli wezmą ten cały zamek, ale taki stół to już była kwestia znacznej odpowiedzialności). Nie mówię, że Isadora była do niczego - swoje wiedziała i swoje umiała - tylko, że i Robert , i statystycznie przeciętny facet byłby w tej roli od niej o niebo lepszy. Ostatecznie wyszła z tego mocno naciągana propaganda równouprawnienia. Oczywiście, zgoda, że jak by tą historią inaczej pokierować, to by zaraz ktoś się w niej dopatrzył jawnego seksizmu. A tak możemy co najwyżej zaobserwować pewną absurdalność negowania istnienia różnic między kobietą i mężczyzną, podszytą niekiedy delikatnym szowinistycznym powątpiewaniem. Cale szczęście, że przynajmniej w obsadzie nie musieli się kierować parytetem płci Wink.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Czw 20:59, 22 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Mara

Dołączył: 22 Gru 2011
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 0:07, 04 Lut 2012    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Gwoli ścisłości, zawołała po pomoc jednego faceta, a to w tym przypadku zasadnicza kwestia. Niby rzekomo Pan Ojciec tak jej kazali. Taką przynajmniej wersję zdarzeń przekazała Isadora Robinowi. Nie wiadomo jednak, czy nie jest to przypadkiem jej własna konfabulacja, bo nigdzie nam nie pokazano, co w tej sprawie naprawdę powiedział Isadorze Lord Agrivaine. Zresztą, nawet gdyby rzeczywiście taka była jego wola, to Isadora - odkąd udała się po posiłki - działała i myślała już tylko na własną rękę. A tu nie wiedzieć czemu, mogąc mieć do dyspozycji cla celu ochrony zamku ekipę sześciu facetów (i jednej "markietanki") "pod bronią", zadbała na wszelkie sposoby, aby uzyskać pomoc tylko od jednego z nich (niech będzie, że dwóch, ale drugi przyplątał się na własne życzenie). Jedyne, moim skromnym zdaniem, uzasadnienie takiego posunięcia, to możliwość udawania przed sobą, że to ona, ona sama (z niewielką tylko pomocą) tego wszystkiego dokonała.


Po kolejnym obejrzeniu "Dziedzictwa" (właśnie raczę "Robinem z Sherwood" najlepszą przyjaciółkę, co stanowi dobry pretekst do ponownego oglądnięcia całości po bardzo krótkiej przerwie) dochodzę do wniosku, że Isadora najprawdopodobniej nie wiedziała, po co "Pan Ojciec" każe jej sprowadzić Robina.

Zwróciłam tym razem uwagę na wyraz twarzy Agrivaine'a, kiedy ten rozmawia z Robinem zaraz po przybyciu tego ostatniego do Caerleon. Póki Agrivaine mówi o tym, jak to Robert był mały itp. i z dumą nazywa go swoim chrześniakiem, Isadora ma na twarzy lekki uśmiech i wygląda na wzruszoną. A potem, gdy Tatuś mówi, że skarb, znajdujący się w zamku będzie od teraz należał do Roberta, buziuchna się jej wydłuża: szok. Widać, że dziewczyna nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
Może myślała, że jej ojciec faktycznie chce, zanim przeniesie się na tamten świat, jeszcze raz zobaczyć i uściskać chrześniaka, albo coś w tym typie?

Tak naprawdę przypuszczam, że papcio po prostu kazał córce sprowadzić Robina i tyle, bez wyjaśniania, po co i dlaczego. A ona posłuchała (cytuję: "była posłusznym dzieckiem"). A że powiedział: "Robina", a nie "Ekipę do obrony zamku", czy chociażby "Robina, żeby pomógł ochronić zamek" (co dawałoby pole do interpretacji: Robin + jego ludzie), uparła się wziąć se sobą tylko jego (nie było rozkazu, żeby zabierać resztę, więc nie i basta Laughing )
Przepraszam za porównanie z sienkiewiczowskim Rochem Kowalskim, ale Isadora, przy całej sympatii dla niej, sprawia wrażenie osoby dość fanatycznej, co może przejawiać się zarówno w rzeczach wielkich (fanatyczne oddanie dla króla, który był i który przyjdzie - nawet jeśli oznacza to spędzenie reszty życia w obskurnych ruinach i pilnowanie zżeranego przez korniki mebla Smile ), jak i małych (fiksacja na punkcie literalnego wypełnienia rozkazu ojca).

Anyway, ciekawe, czy gdyby Isadora wiedziała, po co Agrivaine'owi Robin, w ogóle ruszyłaby go szukać, albo może ruszyła, ale celowo go nie znalazła, a tatusiowi ściemniła, że Robin przepadł jak kamień w wodę? Co okazałoby się silniejsze: posłuszeństwo, czy chęć zapobieżenia temu, by jakiś obcy chłystek odebrał jej dziedzictwo?
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 7:20, 06 Lut 2012    Temat postu:

Mara napisał:
(...) Isadora najprawdopodobniej nie wiedziała, po co "Pan Ojciec" każe jej sprowadzić Robina.

Zwróciłam tym razem uwagę na wyraz twarzy Agrivaine'a, kiedy ten rozmawia z Robinem zaraz po przybyciu tego ostatniego do Caerleon. Póki Agrivaine mówi o tym, jak to Robert był mały itp. i z dumą nazywa go swoim chrześniakiem, Isadora ma na twarzy lekki uśmiech i wygląda na wzruszoną. A potem, gdy Tatuś mówi, że skarb, znajdujący się w zamku będzie od teraz należał do Roberta, buziuchna się jej wydłuża: szok. Widać, że dziewczyna nie spodziewała się takiego obrotu spraw.


Możliwe. To, co napisałam było moją własną, czystą konfabulacją spod dużego palca. Tylko, czy Isadora była aż tak naiwna, żeby nie wiedzieć, na jakim świecie żyje? Myślę, że była naiwna, ale była też czujna. Powiedziałabym, że nawet ciut prześladowczo czujna. Chyba musiała brać pod uwagę i taką ewentualność, że jako kobieta dziedziczyć nie będzie. Z drugiej strony, miała pewne skłonności w kierunku "chciejstwa", więc diabli wiedzą.

Mara napisał:
(...) Isadora, przy całej sympatii dla niej, sprawia wrażenie osoby dość fanatycznej (...).


Nie inaczej. Nawet nie tylko trochę, a trochę bardziej. Jest też fanatyczną feministką. W ogóle, dla mnie jest taka odrobinę posągowo-betonowa. W sumie zastanawia mnie trochę to, dlaczego oni w drugiej połowie lat 80-tych poszli w taki nawet wtedy dość już anachroniczny wizerunek feminizmu.

Mara napisał:
Anyway, ciekawe, czy gdyby Isadora wiedziała, po co Agrivaine'owi Robin, w ogóle ruszyłaby go szukać, albo może ruszyła, ale celowo go nie znalazła, a tatusiowi ściemniła, że Robin przepadł jak kamień w wodę? Co okazałoby się silniejsze: posłuszeństwo, czy chęć zapobieżenia temu, by jakiś obcy chłystek odebrał jej dziedzictwo?


Wiesz, co? Pamiętam, że kiedy pierwszy raz oglądałam ten odcinek, do końca święcie wierzyłam, że chytry plan tatusia obejmuje docelowo sakramentalny związek małżeński tych dwojga. I strasznie byłam na koniec zaskoczona, że nie obejmował... Przy ostatnim oglądaniu miałam z kolei przez chwilę inne skojarzenie. Mianowicie, może Isadora na moment przestała podejrzewać, że każdy facet, czyhając na jej niezawisłość, chce ją tylko zdominować, i sama sobie na Boba ostrzyła pazurki Wink (to by jej gwarantowało tę nieszczęsną schedę po ojcu). A jak już się zorientowała, że ten plan ma małe szanse powodzenia, to zaczęła z nim rywalizować. Ale z drugiej strony, mam wrażenie, że jej konstrukcja psychiczna kazałaby jej z Robertem rywalizować nawet gdyby się w nim zakochała, bo takie uczucie uwłaczałoby jej kobiecej godności Wink. Więc wałczyłaby dzielnie z własnymi uczuciami, a Bob by obrywał przy okazji.

Najwyraźniej jakoś nie bardzo chce dotrzeć do mojej świadomości, że oni chyba byli spokrewnieni...


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Pon 7:53, 06 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Postacie pojawiające się w jednym odcinku / Seria III Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin