Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Robert of Huntingdon (Jason Connery)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Główne postacie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 11:10, 28 Maj 2010    Temat postu:

Mamoń ma bogatą wyobraźnię Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 13:40, 28 Maj 2010    Temat postu:

mamoń:
Cytat:
Miałem 4 lata jak to oglądałem


Teraz też masz 4 lata?
Swoją drogą całkiem niezła pamięć, ale jednak radzę sobie odswieżyc serial, faktycznie 4 letnie dziecko moze nie rozumieć niektórych aspektów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
mrSin

Dołączył: 12 Kwi 2007
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 3miasto

PostWysłany: Pią 22:41, 28 Maj 2010    Temat postu:

Problem blondyna polega na tym, że zastąpił idealnie dobranego do roli Robina Pread'a. Młody Connery nie miał szans w tym starciu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 12:19, 29 Maj 2010    Temat postu:

no i tu się z tobą nie zgodzę dlatego, że, ponieważ:
grał całkiem inną osobę niż Pread
nie próbował naśladować gry Preda grał całkiem inaczej
był inny w stosunku do swojej bandy jak i aktorów którzy grali razem z nim
no i główny powód wolę blondynów Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
mrSin

Dołączył: 12 Kwi 2007
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 3miasto

PostWysłany: Sob 22:07, 29 Maj 2010    Temat postu:

Możesz oczywiście się nie zgadzać, jednakże trzeba stwierdzić uczciwie, Robin był, jest i będzie tylko jeden Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 22:14, 29 Maj 2010    Temat postu:

mogę się z tobą nie zgadzać i taki też mam zamiar Wink

Ostatnio zmieniony przez Kacha739 dnia Nie 10:31, 30 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
mamoń

Dołączył: 26 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 20:02, 31 Maj 2010    Temat postu:

Kacha739 napisał:
mamoń napisał:
Tuck śmiało spełniał w ekipie obydwie role Wink


napisz w której scenie chętnie zobaczę Smile


Tuck był zakonnikiem, więc pewnikiem na medycynie się znał
o to mi chodziło - zbereźnicy!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 20:26, 31 Maj 2010    Temat postu:

ale czy na takiej? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 23:10, 31 Maj 2010    Temat postu:

Proszę jednak w wątku o Robercie pisać o Robercie a nie o Tucku.

Ostatnio zmieniony przez Trufla dnia Pon 23:10, 31 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
feniks32

Dołączył: 03 Cze 2010
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 17:05, 04 Cze 2010    Temat postu:

Robert of Huntingdon.. waleczny, rycerski ,oddany swojej misji.. a na dodatek przystojny, oczy..uśmiech i dołeczki. Bardzo mi się podobał młody Conerry w tej roli. Poza tym dużo więcej poświęcił "blond" Robin niż jego poprzednik. Wspaniała osoba Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 19:26, 04 Cze 2010    Temat postu:

feniks32 napisał:
Robert of Huntingdon.. waleczny, rycerski ,oddany swojej misji.. a na dodatek przystojny, oczy..uśmiech i dołeczki. Bardzo mi się podobał młody Conerry w tej roli. Poza tym dużo więcej poświęcił "blond" Robin niż jego poprzednik. Wspaniała osoba Smile


no w końcu się ktoś ze mną zgadza Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 11:44, 27 Sie 2011    Temat postu:

"POŚWIĘCENIE": Nie rozumiem. Jakie poświęcenie? Robert uznał, że bardziej mu zależy na Marion niż na przynależności do wyższej klasy społecznej. Jak uznał, tak też uczynił. To tylko naiwność. On sam, nie kto inny, miał być beneficjentem tej decyzji. Inni mogli na tym skorzystać jedynie "przy okazji". Gdzie tu poświęcenie? Zrobił coś wbrew sobie?

"DOŁECZKI": Święta prawda. Trzeba przyznać, że budowa anatomiczna ratowała czasem Panu Connery'emu skórę. Mam wrażenie, że kilkakroć te dołeczki były w stanie skutecznie odwrócić uwagę od tego wszystkiego, czemu do śmiechu było daleko. Gdyby nie one, nie wiem, czy ktoś by w klika z tych uśmiechów uwierzył, choć Pan Connery starał się bardzo. Nie ma tego złego, bo w innych przypadkach całokształt pozwalał mu bez zbędnego udramatyzowania osiągnąć niewymuszony efekt ambiwalencji.

NATURALNOŚĆ: Kiedyś zdecydowanie wydawał mi się "grzeszyć" naturalnością, ale oglądając go po latach miałam wyłącznie skojarzenie z wysoką potrzebą samokontroli. Nawet jakby trochę za wysoką, biorąc pod uwagę pewną trudność w wyrażaniu stanów złości, agresji czy ekspansji i ataku. Znacznie lepiej mu szło z tą złością i agresją, gdy sytuacja pozwalała uzasadnić takie zachowanie celem defensywnym. Ostatecznie mam podejrzenie, że - pomijając już zupełnie mdławą konstrukcję jego roli - to w gruncie rzeczy ani nie słabość warsztatu, ani nie brak predyspozycji do jego przyswojenia go ograniczały (choć większe doświadczenie pewnie byłoby pomocne). Raczej było to coś, jakby wewnętrzna represyjność. Stąd w naturalny sposób osiągnięty efekt końcowy - nice & correct - był pozbawiony większego rozmachu i ładunku emocjonalnego właściwego Robinowi nr 1. Panu Preadowi tych ostatnich odmówić nie można, ale tym bardziej sztuczna (dla mnie, bo dla wielu - charyzmatyczna) stawała się jego gra, im bardziej naturalnie powściągliwy był Pan Connery. Przez prosty kontrast: obydwaj przesadzali, choć każdy w innym kierunku (a także, siłą rzeczy, z innych przyczyn). I jeśli moje wrażenie na temat samokontroli Pana Connery'ego jest choć trochę trafne, to ani wtedy, ani później nie było mu łatwo pokonać takie ograniczenia, i nie miał na to dużych szans. Czas powinien tu być w większym stopniu sprzymierzeńcem Pana Preada.

EDIT:
Nie wytrzymałam, i skuszona wątkiem dotyczącym Pana Winstone'a, sprawdziłam. Spieszę donieść (jeśli jeszcze nie wiecie Wink), że w ramach swojego rozwoju artystycznego, Pan Connery Jr. wykierował się nam ostatnimi czasy na Imć Pana Reżysera. I popełnił już ze trzy filmy, nie tylko wspomniany w wyż. wym. wątku "Grobowiec Diabła". Znalazłam także jedną, ale jakże druzgocącą recenzję wspomnianego "Grobowca". Recenzji pozostałej twórczości nie znalazłam (acz nie szukałam długo i uparcie). Cóż, może znowu trzeba mu dać trochę czasu, żeby się wyrobił Wink. A może ktoś mu powinien w końcu doradzić, że czas najwyższy zmienić branżę? No dobra, oddajmy mu sprawiedliwość: jakoś sobie radzi, w każdym razie wygląda na to, że z tego żyje (z niewielką pomocą swojego przyjaciela Raya Winstone'a Wink), a mówią, że to jest dziś jedyna obiektywna i niepodważalna miara sukcesu zawodowego.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Pon 11:03, 29 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 0:09, 10 Wrz 2011    Temat postu:

Ja go widziałam w jednym z moich ulubionych filmów, jest to brytyjski horror "Urban Ghost Story". Muszę niestety stwierdzić, że na tle pozostałych, mało popularnych acz genialnie grających aktorów, nie popisał się niczym specjalnym.

Za to znalazłam ostatnio na eBayu zdjęcie, które mnie niemal wzruszyło Confused



Wygląda na nim, jak jakieś słitaśne zwierzątko. Zauważcie, że zarzucił grzywkę na bok! Toż to siok! Zdjęcie zrobiono pewnie na samym początku. A to zardzewiałe coś, to zdecydowanie nie jest Albion. Być może było to zdjęcie próbne, zrobione w ramach castingu.

Chyba nie tylko ja zauważyłam, że w pierwszej scenie, w której się pojawia, czyli w scenie tak zwanego "pawia" Wink jego wygląd mocno się różni od kolejnych objawień. Wydaje się więc, że charakterystyczną grzywkę blond Robina zaplanowano dopiero w trakcie kręcenia "Syna Herne'a".

Gdyby był ktoś zainteresowany powyższym zdjęciem, oto [link widoczny dla zalogowanych] do rzeczonej aukcji.


Ostatnio zmieniony przez vesilene dnia Sob 0:10, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 17:57, 18 Wrz 2011    Temat postu:

Puściłam wielobarwnego pawia. Wcale nie zardzewiałego. I tyle w tym temacie. Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
BlackMoon

Dołączył: 26 Wrz 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 17:39, 19 Wrz 2011    Temat postu:

A zwróciliście uwagę na to ( przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie ), że seria z Connerym jest bardziej z przymrużeniem oka? Czyżby to zamysł scenarzystów, czy po prostu blondyn lepiej nadawał się do takiej gry?

Jakby nie patrzeć, serie z Praed'em są trochę bardziej na poważnie. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 19:56, 19 Wrz 2011    Temat postu:

BlackMoon napisał:
A zwróciliście uwagę na to ( przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie ), że seria z Connerym jest bardziej z przymrużeniem oka?


Oczywiście, że tak. To moja ulubiona seria z tego między innymi powodu. Być może jaki Robin, taka seria :] Pierwszy Robin przeżył w dzieciństwie nie lada dramat, więc w dorosłości stał się gościem bardzo na serio. Roberta młode lata rozpieszczały, toteż trochę to zabawne, że ostatecznie staje się paniczykowatym Człowiekiem w Kapturze.

Ponadto druga seria była bądź co bądź miejscami bardzo mroczna. Wykorzystano więcej mrocznej muzyki i takiego straszliwego piszczenia w najpoważniejszych momentach. Jak dla mnie druga seria toczyła się bardzo powoli i sennie jak we mgle, otwarta przez Lucyfera, zamknięta przez śmierć wyzwoliciela.

Po czymś takim pozostawało chyba jedynie publiczność pocieszyć czymś zgoła odmiennym Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 14:20, 07 Paź 2011    Temat postu:

Zmarła mama Jasona: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 15:02, 07 Paź 2011    Temat postu:

Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 7:43, 14 Mar 2012    Temat postu:

Cechy zwodniczo mylące w przypadku postaci Roberta to cechy jego temperamentu: dość wysoka wydolność przy umiarkowanej szybkości doraźnych reakcji (umiarkowanej, bo nie był ślamazarny, ale iskrą też nie grzeszył). Trudno powiedzieć, czy są to cechy Roberta, czy raczej Pana Connery'ego. Nie wiadomo niestety, na ile Pan Connery zagrał Roberta tak, jak sobie zamierzył, a na ile tak, jak mu mniej lub bardziej przypadkiem wyszło. Jestem jednak przekonana, że historia Roberta o innym temperamencie (tj. zagranego przez innego aktora albo inaczej zagrana przez Pana Connery'ego), mogłaby być zupełnie inaczej postrzegana.

Dominować zdają się dwa sposoby percepcji Roberta. Pierwszym jest opatrzony pozytywną oceną "Bob romantyczny". Nieocenione zasługi w kształtowaniu tego wizerunku położyło uczucie Roberta do Marion oraz wieloletnie dążenie do "spełnienia" tej miłości (cokolwiek to spełnienie miałoby znaczyć, bo to akurat nie jest dla mnie w RoS jasne). Drugim jest opatrzony negatywnym znakiem "Bob flegmatyczny". W tym wypadku podstawą są niedostatki zapału i pasji, którymi natura tak hojnie obdarzyła Robina nr 1. Przez pryzmat tych deficytów zarówno miłość Roberta do Marion, jak i jego przywództwo banitom widziane są jako pozbawione entuzjazmu i zdecydowania.

W tym, jak odbieramy innych ludzi, formalne i treściowe aspekty ich funkcjonowania zwykle przenikają się nawzajem. Na flegmatyka Robert był na moje oko zdecydowanie za szybki, jednak ta jego niezmienność w dążeniu do raz obranego celu powodowała, że sprawiał on wrażenie wytrwałego, dobrze wiedzącego, czego chce, i mocno stąpającego po ziemi, choć nieco przez to ograbionego z wrażliwości i żarliwości charakterystycznych dla sfery duchowej i emocjonalnej (poza, oczywiście, jego ponadczasową, ale zarazem pozbawioną wyrazistszego kolorytu miłością do Marion Wink). Czytając kiedyś tutejsze posty odniosłam wrażenie, że "flegmatyczny" wizerunek Roberta oparty jest głównie na formalnej charakterystyce jego zachowania, a z treściowych aspektów jego postępowania uwzględnia samą tylko, imponującą skądinąd, jednostajność. Wizerunek "romantyczny" odwołuje się natomiast przede wszystkim do treści postępowania Roberta, a formę jego zachowania anektuje jako znamię siły jego uczucia i powściągliwości zarazem.

Wizerunek "Roberta pragmatycznego", który sobie wymyśliłam, za podstawę miał także głównie formalną charakterystykę zachowania Boba, ale przy okraszeniu jej nieco innym kontekstem: nie tyle ckliwej miłości, ilei niezłomności decyzji wyrażającej się początkową odmową służby Herne'owi, oraz przystaniem do banitów a następnie ich opuszczeniem pod wpływem Marion. I założenia tego wizerunku wystarczały mi do uzasadniania wszystkich dotychczasowych interpretacji z wyjątkiem... interpretacji zakończenia. Braki w założeniach konstrukcji wizerunku "Boba pragmatycznego" na okoliczność interpretacji sceny końcowej III serii obnażyła bezlitośnie Mara Smile w krótkiej wymianie postów na ten temat. A już myślałam, że nic więcej o Bobie nie napiszę, i że każdy następny post na jego temat jest jeszcze jednym postem za dużo Wink. Skoro jednak wywołałam się do odpowiedzi celem wyjaśnienia powodów, dla których ostatnią scenę RoS uważam bez cienia wątpliwości za pożegnanie, to trzeba by się z tego wytłumaczyć, uzupełniając widoczne gołym okiem braki w "materiale dowodowym" Wink. Debiutowałam tu bodaj postem z "myślą przewodnią", że Robert z Huntingdon to postać sklecona pod presją czasu i okoliczności zewnętrznych, bez głębszego zamysłu, której psychika oparta jest o jeden tylko wątek fabularny: to jego nieszczęsne uczucie, za którym kryje się pustka wcześniejszej egzystencji. Jeśli się temu głębiej (głębiej, a nie bliżej) przyjrzeć...

W osobie Roberta mamy człowieka, który u progu dorosłości nagle i kategorycznie porzuca należną mu wysoką pozycję społeczną, decydując się na walkę z systemem, którego jest bezpośrednim beneficjentem. Już sam ten fakt powinien skłaniać do zastanowienia: dlaczego i po co? To zupełnie inna sytuacja, niż w przypadku pozostałych banitów i Robina nr 1. Tamci wyłącznie zrobili ideologiczny użytek z sytuacji, w której się znaleźli bez żadnej szczególnej intencji z ich strony. Jednak pierwsza podjęta przez Herne'a próba przekonania Roberta do walki o podłożu czysto ideologicznym spełzła na niczym. Trzeba zatem założyć, że Robert de facto ten system społeczny akceptował, i to nie dobro ludzkości leżało mu na sercu.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że powodem zmiany jego postawy stało się uczucie do Marion, która w jakimś sensie była tego systemu ofiarą. Można zrozumieć, że Robert nie widział innego niż działanie pozasystemowe sposobu, aby odbić ją z objęć Owena. Jednak po "operacji Clun" nie musiał pozostawać w Sherwood, skoro nie została tam nawet sama Marion. Mógł przecież nadal funkcjonować jako Robert z Huntingdon, a wręcz użył tej możliwości celem oszukania Szeryfa i Guya. Czy więc bardziej rozsądnym i troskliwym posunięciem z jego strony nie byłby powrót na należne mu miejsce w choćby niedoskonałym systemie klasowym, i podejmowanie prób otoczenia Marion opieką z tej pozycji? Czego by nie mówić, możliwości miałby wtedy większe, niż jako "ścigany z urzędu". I czy nie byłoby bardziej naturalne z jego strony, gdyby próby zaskarbienia jej uczuć podejmował pozostając tym, kim rzeczywiście był? Porzucił jednak własną i przybrał cudzą tożsamość, i to pomimo, że nie komu innemu, jak właśnie Marion, najtrudniej było ten fakt zaakceptować. Dość desperacka to taktyka, biorąc pod uwagę, że spotkał się już przecież z wdzięcznością i wstępną aprobatą ze strony Marion po tym, co dla niej zrobił jako on sam, Robert z Huntingdon. Zostając w Sherwood i przybierając charakterystyczne atrybuty tożsamości swojego poprzednika wykonał co najmniej dwa kroki wstecz w stosunku do punktu, w którym znalazł się po oswobodzeniu Marion z Clun.

Nie można mieć zatem ostatecznie żadnej pewności, co do tego, że Robertowi chodziło o dobro społeczne lub pomyślność samej Marion, ani nawet co do tego, że chodziło mu jednoznacznie o zdobycie jej przychylności. Wszystko to razem sprawiało wrażenie, jakby Robert wiedziony był raczej potrzebą zapełnienia swojej wewnętrznej pustki, niż jakąś ofiarą w imię wyższych celów czy wyższych uczuć. Jeśli każdy z motywów przypisywanych Robertowi - zarówno miłość do Marion, jak i walka o sprawiedliwość społeczną - rodzą szereg wątpliwości w świetle alternatyw, spośród których dokonywał swoich wyborów, pozostaje możliwość, że te straceńcze decyzje musiały służyć przede wszystkim jakimś jego własnym potrzebom.

W gruncie rzeczy Robert udowodnił, że potrafi być jak mało kto zdecydowany, a przy tym nieobliczalny i skory do radykalnych, nieodwracalnych posunięć. W wieku, w którym powinien już osiągać pewną stabilność właściwą dorosłości, jeden jedyny impuls był w stanie popchnąć go do tego, aby wywrócić do góry nogami cały jego dotychczasowy świat, a przy okazji również świat paru innych osób. Ten sam impuls popchnął go też w kierunku podporządkowania całej swojej życiowej aktywności jednemu dążeniu, przy czym zaangażował w to skutecznie i bezpośrednio co najmniej sześć innych osób, pomijając Szeryfa i Guya, a pośrednio wszystkich mieszkańców Wickham i okolic Nottingham. Herne'a nie liczę, bo sam się prosił. Utrzymał to zaangażowanie własne i innych przez długi czas, przejawiając całkowitą odporność na porażki w drodze do osiągnięcia swojego jedynego zamiaru, i przy braku jakichkolwiek wyraźnych sygnałów na szanse jego realizacji. Ani razu nie uszanował wielokrotnie okazywanego mu przez jego ukochaną braku "zainteresowania", dając jej wreszcie upragniony święty spokój. Zawsze miły, uprzedzająco grzeczny i cierpliwy do granic wytrzymałości. Taktownie ją osaczał, zostawiając złudzenie swobody uczuć. Nie tracąc nigdy panowania nad sobą, okazywał jedynie i co najwyżej aluzyjnie zniechęcenie wobec jej niezdecydowania, lub igrał z jej obawami o jego bezpieczeństwo, wzbudzając potem ulgę zapewnieniami o swoim niegasnącym uczuciu i bezpiecznej, wspólnej przyszłości. Nigdy też nie odpowiedział inaczej na formułowane przez Marion dotyczące jego samego wątpliwości, niż oddając swój los w jej ręce i uzależniając go od jej woli. Trudno byłoby komukolwiek będącemu na miejscu Marion nie poczuć w końcu odpowiedzialności za to, co się z nim dalej stanie. Bardzo był w tym wszystkim pragmatyczny, zabrakło mu jedynie szczypty rozsądku niezbędnej do tego, aby zauważyć, że podąża prostą drogą ku samozniszczeniu. Alternatywnie, mógł to być może nawet i przeczuwać, ale najwyraźniej nie był w stanie powstrzymać własnej wewnętrznej siły, która go tą drogą pchała.

Dość już dawno temu w ramach pewnej wymiany postów dotyczących potencjalnych zaburzeń psychicznych u niejakiej Mad Mab napisałam, że etykietowanie Mab w taki sposób jest nieuzasadnioną i krzywdząca stygmatyzacją osób zaburzonych. Zaburzenia, o których tam była mowa, najczęściej nie rzucają się aż tak bardzo w oczy, a podstawą orzekania o nich nie może być wyłącznie zaniedbany wygląd i dziwaczne zachowanie, które - jako oceniane wyłącznie w odniesieniu do czasowo obowiązujących norm - stanowią mało precyzyjne kryteria. Jako, że na prawo i lewo wychwaliłam już tu Roberta, jaki to był z niego zrównoważony, odpowiedzialny, roztropny i przyzwoity chłopak, myślę, że mogę sobie pozwolić na podzielenie się takimi spostrzeżeniami, które jako pierwsze przyszły mi do głowy, gdy obejrzałam go dorosłym okiem po wielu latach: w kontekście jego fatalnego wyboru, obsesyjnego uczucia i życiowej pustki. Choć nadal uważam, że na podstawie przypadkowego materiału niczego nie da się przesądzić, a klasyfikowanie ludzi pod katem określonych zaburzeń jest tylko pewną, daleką od doskonałej formą porządkowania rzeczywistości, to jednak jeśli chodzi o podejrzenie zaburzeń, nie ma w III serii bardziej podejrzanego, niż właśnie Robert.

Na tym tle jego poprzednik w osobie Robina nr 1 jawi się jako tyko nieco znerwicowany choleryk. Będę, jak sądzę, zawsze już przekonana, że w starciach obydwu Robinów na gruncie codziennego życia musiałby wygrywać ten drugi. Po pierwsze, z powodu uwarunkowań temperamentu. Wydolność, o ile nie towarzyszy wysokiemu spowolnieniu, wygrywa z szybkością w zakresie niemal każdej aktywności, którą podejmowano w RoS. Daje szersze spektrum możliwości adaptacyjnych, o ile jej posiadacz jest w stanie utrzymać mobilizację i koncentrację, gdy jego przeciwnik wypstrykuje się z własnych zasobów energii. Po drugie, z powodu mechanizmów, które legły u podstaw konstrukcji osobowości obydwu tych postaci. Rozchwianie o lękowym podłożu, jak u Robina nr 1, może prowadzić do histerycznej wręcz determinacji. Wiedzie ono przez tylko nieracjonalne albo aż niezrównoważone emocjonalnie reakcje ku tymczasowej redukcji lęku. Istnienie tego lęku się uporczywie przeczuwa, ale jego źródła da się najczęściej jako tako okiełznać (choćby przez zabiegi magiczne, jeśli już nie znajdzie się na nie innego sposobu). Rozchwianie to pozostanie jednak niczym wobec trudno dostrzegalnych dla zewnętrznego obserwatora problemów z emocjonalnym określeniem własnego Ja, w których akty irracjonalności i autodestrukcji pozostają głęboko ukryte za potężną wewnętrzną machiną żelaznej konsekwencji dokonywanych wyborów i podejmowanych działań. Jednym z czynników, które mogą obnażyć słabość trybów tej machiny jest ten, który przydarzył się Robertowi: utrata tego "czegoś", na czym cała ta maszyneria została nadbudowana. Dopiero wtedy, pomimo wcześniejszej sprawności, opartej na pozornej stabilności, spokoju i niezłomności dążeń, można zobaczyć, jak wysokie koszty osobiste niesie ze sobą tak masywny proces. A pewna niestabilność i potrzeba ideologicznego patosu Robina nr 1 to bułka z masłem przy sile i promieniu rażenia rozregulowanych trybów takiej machiny...


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Śro 8:01, 14 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Xenon

Dołączył: 19 Lis 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielkopolskie
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 23:21, 05 Gru 2013    Temat postu:

"Robin Hood, syn Jamesa Bonda"

No cóż, Jason Connery nie był dla mnie aktorem, dla którego oglądałem ten serial w III serii. Sprawiał wrażenie nieco sztywnego. Ale zawsze mogło być gorzej... Wink

Dopiero ostatnio doczytałem że to nie on grał "człowieka" w kapturze w ostatnim odcinku z "czarnym "Robinem. Ciekawe;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Główne postacie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin