Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
OFICJALNY EPILOG RoS!
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 14:24, 03 Lut 2010    Temat postu: OFICJALNY EPILOG RoS!

Jak kończy się serial - wszyscy wiemy Wink Jednak w oficjalnej RoSowej książce autorstwa Richarda Carpentera "Robin of Sherwood: The Time of the Wolf" (a następnie w kompilacji "The Complete Adventures of Robin of Sherwood", którą od niedawna posiadam) popularny "Kip" posuwa historię o malutki krok dalej. Ponieważ ów krótki epilog ukazał się w oficjalnej, licencjonowanej książce i jest autorstwa głównego "mózgu" serialu to traktuję go jako w 100% oficjalne zakończenie Smile Poniżej cytuję go w całości oraz zamieszczam tłumaczenie mojego autorstwa:


EPILOGUE

But the story didn't end there. The outlaws fought on. They kept their vow to help the weak, defend the helpless and fight against tyranny.
The Sheriff and Gisburne never reached Newark. Luckily for them, they discovered what the cart contained before it was too late. They felt certain that somehow Robin Hood had tricked them yet again. Had they been told the truth, I doubt either of them would have believed it.
They hurried back to Nottingham, where the Sheriff composed an obsequious letter to the King. In it, he gave a graphic account of his battle against the Sons of Fenris at Grimstone, careful to point out what a terrible threat they would have been, had he not destroyed them. It was a most diplomatic letter and he sent it with a small casket of Byzantine gold which, in itself, did much to placate King John.
Although Marion seemed lost to him, Robin's love for her remained. She was always in his thoughts. Sometimes, when he was alone, the feeling of her presence was so strong that he imagined he could see her walking towards him through the trees. He never stopped hoping that, one day, it would no longer be a dream.


Źródło: Carpenter R., May R., Horowitz A., The Complete Adventures of Robin of Sherwood, London 1990, str. 631.


EPILOG

Lecz to nie koniec opowieści. Banici walczyli nadal. Nie złamali przysięgi pomocy słabym, obrony bezsilnych i walki z tyranią.
Szeryf i Gisburne nie dotarli do Newark. Na swoje szczęście odkryli zawartość furmanki zanim było za późno. Byli przekonani, że jakimś sposobem Robin w Kapturze oszukał ich raz jeszcze. Gdyby ktoś powiedział im jak było naprawdę, raczej by nie uwierzyli.
Pośpieszyli do Nottingham, gdzie szeryf ułożył wiernopoddańczy list do króla. Przedstawił w nim plastyczny obraz walki z Synami Fenrisa w Grimstone, nie zapominając o podkreśleniu jak strasznym zagrożeniem by byli, gdyby ich nie zniszczył. Był to niezwykle dyplomatyczny list, a dołączona do niego mała szkatułka bizantyjskiego złota w dużej mierze udobruchała króla Jana.
Choć Marion wydawała się dla niego stracona, miłość Robina do niej przetrwała. Wciąż była w jego myślach. Czasem, gdy był sam, wrażenie jej obecności było tak silne, że wyobrażał sobie, iż widzi ją idącą ku niemu pomiędzy drzewami. Nigdy nie przestał mieć nadziei, że pewnego dnia nie będzie to już sen na jawie.


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Śro 15:30, 03 Lut 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 12:08, 04 Lut 2010    Temat postu:

Jakie to romatyczne, aż się wzruszyłam Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 12:23, 04 Lut 2010    Temat postu:

Trufla napisał:
Jakie to romatyczne, aż się wzruszyłam Very Happy


Smile

Tak naprawdę to niewiele odkrywczego jest w tych fragmentach o banitach i wątku Robin-Marion (to dość oczywiste), ale część o szeryfie i Gisburnie (fakt, że jednak nie zbłaźnili się przed królem) to nowa informacja - w serialu nie wiadomo jak ten wątek się skończy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
świruska

Dołączył: 29 Paź 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ściana wschodnia
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 14:14, 13 Mar 2010    Temat postu:

Dzięki Hound ,że to zamieściłeś,ja też się wzruszyłam,jednak RoS mocno jest zakorzenione we mnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Jana

Dołączył: 29 Wrz 2006
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Biała Podlaska
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 20:13, 13 Mar 2010    Temat postu:

Ja najbardziej przeżywam sprawę Robin- Marion.

Reszta jakoś mnie tak bardzo nie rusza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 11:32, 01 Maj 2010    Temat postu:

Jana napisał:
Ja najbardziej przeżywam sprawę Robin- Marion.

Reszta jakoś mnie tak bardzo nie rusza.



Ja tak samo. Nie mogę się pogodzić, że tak się to skończyło. Biedny Blondi Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 16:04, 01 Maj 2010    Temat postu:

Kacha739 napisał:
Jana napisał:
Ja najbardziej przeżywam sprawę Robin- Marion.

Reszta jakoś mnie tak bardzo nie rusza.



Ja tak samo. Nie mogę się pogodzić, że tak się to skończyło. Biedny Blondi Sad


Głowa do gory, w IV serii na pewno by się zeszli Smile Tylko IV seria niestety nie powstała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Śro 20:24, 09 Lut 2011    Temat postu:

Hm no z twórcą serialu trudno dyskutować.Ale jakoś ten motyw z Janem tak za szkatułkę wybaczającym Szeryfowi kolejne fiasko, wypadłby chyba mało wiarygodnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 23:32, 09 Lut 2011    Temat postu:

desertrat napisał:
Hm no z twórcą serialu trudno dyskutować.Ale jakoś ten motyw z Janem tak za szkatułkę wybaczającym Szeryfowi kolejne fiasko, wypadłby chyba mało wiarygodnie.


Wiesz, Szeryf się jednak wykazał - pokonał groźnych rebeliantów (banda Gulnara) Wink Do tego sypnął złotem, którego nigdy za wiele. No i wcześniejsza próba zastąpienia go innym szeryfem skończyła się fiaskiem. Król pomyślał "a niech w ostateczności zostanie ten de Rainault, przynajmniej go dobrze znam i wiem, czego się po nim spodziewać" Wink Tak więc dla mnie przegięcia tu nie ma. Tym bardziej, że w serialu wielokrotnie, mimo niekompetencji, niepowodzeń lub wręcz zdrady (koronny przykład - Gisburne w "Pretendencie") lokatorzy Nottingham nie tracą stanowisk (z pojedynczymi, krótkotrwałymi wyjątkami potwierdzającymi regułę) Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Czw 0:40, 10 Lut 2011    Temat postu:

Hmm, Jan chyba nie był, aż tak głupi żeby tak z miejsca uwierzyć w bohaterskie wyczyny duetu R & G. Jednak faktycznie Szeryf miał jeden atut - stronnika na dworze w osobie Huberta de Giscard.Ten musiał za nim optować bo inaczej obydwu głowy by poleciały

Jako, że ostatnio coś za bardzo chwalę Jana, to zaznaczam, że oczywiście i absolutnie nie ma to nic wspólnego z moim avatarem Smile


Ostatnio zmieniony przez desertrat dnia Czw 1:13, 10 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 20:05, 13 Lut 2011    Temat postu:

desertrat napisał:
Hmm, Jan chyba nie był, aż tak głupi żeby tak z miejsca uwierzyć w bohaterskie wyczyny duetu R & G. Jednak faktycznie Szeryf miał jeden atut - stronnika na dworze w osobie Huberta de Giscard.Ten musiał za nim optować bo inaczej obydwu głowy by poleciały

Oj, chyba za dużo czasu upłynęło między tymi dwoma odcinkami, bo przeginka odcinka "Czas Wilka" polegała na tym, że wszystkie te fenrisowe cuda rozgrywały się w roku 1211. A poza tym Giscard nie był stronnikiem szeryfa, tylko sprzymierzeńcem panów preferujących sodomo-gomorskie zapasy. Myślę też, że Hubercik na szeryfie z przyjemnością by się zemścił. Zawszeć lepiej znał Jana i miał pomocnych kumpli pod kolankiem.

desertrat napisał:
Jako, że ostatnio coś za bardzo chwalę Jana, to zaznaczam, że oczywiście i absolutnie nie ma to nic wspólnego z moim avatarem Smile

Lepszy Jan niż Ryszard!
Lepsza każda inna niż Marion - o ile jest nadzieja, że Robert byłby grany coraz lepiej, to z Marion mogło być już tylko gorzej. Dobrze więc, że miała zniknąć na dłużej z serialu. Oczywiście, gdyby czwarta seria powstała.

Hound of Lucifer napisał:
Zakończenie III serii uważam za całkiem fajne - ogólnie szczęśliwe, ale jednak nie do końca (Marion w klasztorze).

A to by było akurat bardzo dobre rozwiązanie. Nie tylko z aktorskiego punktu widzenia, ale też dlatego, że gdyby za Marion wreszcie zamknęła się klasztorna brama, to nie byłoby takiej masakry:
Cytat:
Gisburne powinien zabić Marion, Robin powinien zabić Gisburne'a

A skoro Marion dobija wreszcie do klasztornej przystani za drugim podejściem, po tylu grzechach lat szczenięcych, to na pewno nie powinna już wąchać innych kwiatków niż świątobliwe, a już pod żadnym pozorem niech się nie waży zbierać lubczyku!

Scenarzystom już się naprawdę w głowach przewracało. Chyba złożenie ślubów zakonnych to nie są przelewki, co? Kto by ją zwolnił z tych ślubów niby? Miała w rodzinie wielce wpływowego biskupa czy jak? Komu zależałoby na zwolnieniu kobiety z taką przeszłością z przysięgi, żeby znowu zaczęła rozrabiać? A zresztą niech wieje z klasztoru, jak ją tak ta ruda czupryna swędzi. Poza wyrokiem banicji doszłaby jeszcze ekskomunika. I fajno! A w imieniu Gisburne'a protestuję - doroślał i mądrzał (sic!), więc z pewnością nie chciałoby mu się z mieczem za taką grzesznicą ganiać.
Cytat:
Choć Marion wydawała się dla niego stracona, miłość Robina do niej przetrwała. Wciąż była w jego myślach. Czasem, gdy był sam, wrażenie jej obecności było tak silne, że wyobrażał sobie, iż widzi ją idącą ku niemu pomiędzy drzewami. Nigdy nie przestał mieć nadziei, że pewnego dnia nie będzie to już sen na jawie.

Strč prst skrz krk. Dobrze, że wypiłam już kawę, bo bym chyba pacnęła strumyczkiem po ekranie.

Koleś powinien chyba iść się leczyć do Dżennet albo Mab. Ewentualnie Gulnara, bo założę się, że po raz kolejny przeżył swoją agonię.

Kacha739 napisał:
Nie mogę się pogodzić, że tak się to skończyło. Biedny Blondi

No dobra, skoro tak nam szkoda Roberta, to trzeba zastosować terapię szokową. Dla jego własnego dobra życzyłabym Robertowi, żeby dowiedział się, że Marion miała w międzyczasie romans z Matthiew, jedno poronienie po zabawach z Janem Bez Ziemi, a na dodatek notoryczne schadzki z Hernem. Poza tym molestowała Mucha i próbowała uwieść Isadorę! Przeszłoby mu to całe zauroczenie od ręki! A, i jeszcze, że tak naprawdę Marion jest córką opata Hugona,a więc bratanicą szeryfa.

A żeby nie ciągnąć beznadziejnego wątku braterskiego Gajuś-Robuś, trzeba zrobić tak, jak w słynnej pieśniczce. Niech teraz Robertowi matka się rozchoruje i na łożu śmierci wyzna, że "Your papa ain't your papa, but your papa don't know!" *

Innego wyjścia nie widzę. Może tak być? I wszyscy byliby happy, bo Gisburne, gdyby się dowiedział o swoim pochodzeniu, mógłby wyciągnąć łapę po wymarzone dziedzictwo, a Robert nosa spoza lasu by już nie wyściubił.

Hound of Lucifer napisał:
Głowa do gory, w IV serii na pewno by się zeszli. Tylko IV seria niestety nie powstała.

Jakie szczęście, że jednak ta czwarta seria nie powstała!!! A przynajmniej taka, jak to planowali twórcy. Gdyby jednak musieli dalej trzepać kasę na odgrzewaniu robinowego kotleta i dzięki temu miałabym nadal podziwiać Grace'a, Addiego i masę znakomitych aktorów w rolach epizodycznych, to zgadzam się ze zdaniem wyrażonym poniżej.

Hound of Lucifer napisał:
Natomiast na IV serii powinno się, niezależnie od wszystkiego, zakończyć. Dobre pomysły na scenariusze nie są niewyczerpane. Szkoda by było, gdyby tak cudowny serial przez tworzenie niezliczonej liczby odcinków i ciągnięcie go przez wiele lat "rozmienił się na drobne" - siłą rzeczy scenariusze stawałyby się pewnie coraz bardziej udziwnione, a niektóre pomysły i motywy byłyby powtarzane.

No właśnie. Tym bardziej, że np. z sufitu wzięty pomysł z pokrewieństwem między Robciem a Gwidonkiem powstał przy dużym udziale czynnika procentowego. Zapewne więc także inne dziwne pomysły, dla których równie przeszarżowaną alternatywę zaprezentowałam, rodziły się trakcie imprez.
ulth napisał:
To, co mnie razi w scenariuszu to pokrewieństwo Gisbourne'a i Roberta - zupełnie zbędne.Ja i tak nie akceptuję tego.Przez to, że Kip nie miał pomysłów już, robiła się miejscami opera mydlana - a to było zupełnie zbędne.
Hound of Lucifer napisał:
Kip wpadł na ten pomysł, gdy zauważył, że to byli jedyni blondyni na planie. Poprawka - nie na planie, tylko na jakiejś imprezie, na której bawiła się ekipa serialu.
Kacha739 napisał:
Tak, to było na jakiejś imprezie. Swoją droga jak się słucha wypowiedzi aktorów to byli albo przed albo po imprezie i wiecznie na kacu.

Bez komentáře!!!


* "Shame and Scandal in the Family" vel "": http://www.youtube.com/watch?v=NeSZqnKCb-g (niestety, nie widzę na YT mojego ulubionego wykonawcy, trynidadzkiego kuzyna sierżanta Wróbla).
Fajnie się to śpiewa, więc podaję stronkę ze słowami, a nawet nutami: [link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Nie 21:36, 13 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Nie 22:01, 13 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanko :

Czy dużo czasu upłynęło ? Jeśli Sheriff of Nottingham powinien iść tuż przed Time of the Wolf to niekoniecznie. A co do 1211 r. to jest powiedziane tylko, ze dokument który dyktuje szeryf wejdzie wtedy w życie. Ale zgoda raczej nie sądzę by przygotowywał umowę która ma zacząć obowiązywać za 9-10 lat, choć w sumie znając go to i tego wykluczyć się nie da. Jednak jak sprawdziłem wyprawa Jana do Walii faktycznie odbyła się w 1211 r.

Co do Marion to dla mnie trochę niepoważne jest, że po niecałym dniu w zakonie ona mówi, że już się nic nie da cofnąć. Litości, nie wymagam od twórców serialu znajomości teologii czy prawa kanonicznego, ale chyba to nie wiedza tajemna, że postulat i nowicjat to ładnych parę lat. Także niezgodę się, ze jakby sobie po miesiącu czy nawet roku poszła. to by jej ekskomunika groziła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 22:30, 13 Lut 2011    Temat postu:

desertrat napisał:
Czy dużo czasu upłynęło ? Jeśli Sheriff of Nottingham powinien iść tuż przed Time of the Wolf to niekoniecznie. A co do 1211 r. to jest powiedziane tylko, ze dokument który dyktuje szeryf wejdzie wtedy w życie. Ale zgoda raczej nie sądzę by przygotowywał umowę która ma zacząć obowiązywać za 9-10 lat, choć w sumie znając go to i tego wykluczyć się nie da. Jednak jak sprawdziłem wyprawa Jana do Walii faktycznie odbyła się w 1211 r.

No dobrze, to mogło być wkrótce po tzw. saraceńskim wypadku Filipa Marka, bo w końcu nie wiemy, kiedy działo się to, co się wtedy działo.

Tak, wiem, że to właśnie wyprawa z 1211 r. Gdyby szeryf nie podał imienia księcia, to moglibyśmy sądzić, że chodzi o jakąś małą wyprawę, która jednak nie doszła do skutku, bo coś tam się stało, plany się zmieniły, król gdzie indziej skierował swoje zainteresowanie. Dlatego wtedy potencjalne wybaczenie szeryfowi i Gwidonowi niedostarczenia zboża na wyprawę, która się w końcu nie odbyła, choćby i za szkatułkę z klejnotami (bo król wolał świecidełka niż kruszec) byłoby OK.

Z tą wyprawą o znanej dokładnie dacie to może być nieprzemyślana wpadka. Bo tak samo niepotrzebnie matka Gizbka podaje datę poczęcia syna, odnosząc się do konkretnej krucjaty, co było fatalną wpadką. Wystarczyło powiedzieć, że w chwili poczęcia Gwidona mąż lady G. przebywał w Ziemi Świętej od paru ładnych lat i nie miała od niego wieści. Przecież Gisburne senior mógł tam pojechać w każdym momencie. Niestety, powiedziała jedno słowo za dużo. To samo według mnie jest z tym niepotrzebnym imieniem Llewelyna.

Uwaga na marginesie w odniesieniu do tych dokumentów, z których jeden starał się czytać ze zrozumieniem Gizbek. Oooo, czwartą serię mogłabym oglądać dla samej matki szeryfa! Strasznie jestem ciekawa tej kobiety. Oby tylko twórcy serialu nie zapomnieli - jak to mieli w zwyczaju - że ona miała się pojawić! Very Happy

desertrat napisał:
Co do Marion to dla mnie trochę niepoważne jest, że po niecałym dniu w zakonie ona mówi, że już się nic nie da cofnąć. Litości, nie wymagam od twórców serialu znajomości teologii czy prawa kanonicznego, ale chyba to nie wiedza tajemna, że postulat i nowicjat to ładnych parę lat. Także niezgodę się, ze jakby sobie po miesiącu czy nawet roku poszła. to by jej ekskomunika groziła.

E, nie przesadzajmy. To jest średniowiecze .. no, średnie Wink, więc nie musimy się aż tak dokładnie trzymać wymogów kanonicznych. Nie wiemy, jakiej reguły tam przestrzegano i czy podchodzono rygorystycznie do spraw wielkiej w końcu wagi. Poza tym są znane przykłady osób ze świecznika (księżniczki i księżne), które w XII-XIII w. wstępowały do klasztoru i w tym samym wręcz dniu przyjmowały śluby wieczyste! To nie byłoby takie dziwne wcale. Może w takich wypadkach po prostu nie wypadało jednak odmawiać fundatorkom albo dobrodziejkom z wierchuszki, skoro sobie życzyły natychmiastowego przyjęcia w poczet zakonnic, a do tego ich krewni mieli znajomości wśród biskupów? Hm, jeśli tylko z tego powodu pomijało się wymogi kanoniczne, to Marion nie miałaby takiego szczęścia. Bo jedynie to tłumaczyłoby chyba reakcję Marion na przybycie Roberta. W takim wypadku nie mogłaby sobie zwiać z klasztoru bez konsekwencji, gdyby jej się odechciało!

Uwaga bierze się też stąd, że ten klasztor był dla mnie mocno podejrzany. Dziwiło mnie bowiem zawsze coś takiego. Marion nadal była banitką. Nie posiada majątku, a więc nie może wnieść klasztorowi żadnych dóbr. Nie może mieć majątku, bo nie ma praw cywilnych (specjalnie stosuje pojęcie anachroniczne, żeby tego nie omawiać i w dygrsje nie wchodzić). Jeśli jej ojciec już nie żył, to majątek należał już do króla, bo przecież Marion nie miała żadnego rodzeństwa. Na dodatek Marion głośno się chwaliła, że miała za męża Robina Hooda (a to nie było prawnie ważne małżeństwo, tylko ruja i poróbstwo!). Już to ją dyskwalifikuje zupełnie jako dziewoję przyjmowaną z otwartymi ramionami przez zakonnice. Polecieli w kulki jak nic!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Nie 23:06, 13 Lut 2011    Temat postu:

Cóż po prostu było to opactwo bliższe modelowi tego z Cromm Cruac, a niźli Ravenscar, czy zapewne tego prowadzonego przez Hugona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 23:15, 13 Lut 2011    Temat postu:

Albo za kasę, albo po znajomości ją przyjęli, tak? Wink No właściwie to byłoby sensowne wyjaśnienie. Może miała krewną w tym klasztorze? Mogła też coś mieć przy sobie ze skarbca banitów.

Jeśli jednak tak od razu przorysza przyjęła Marion z otwartymi ramionami, choć nie powinna tego robić (słyszane to rzeczy, żeby tak osobę wyjętą spod prawa i biedną jak mysz kościelna ...?), to równie dobrze mógł się tam biskup kręcić. I Marion mogła dostąpić łaski konsekracji od ręki.

Jak się łamie pewne reguły, to łamie się i inne. Dlatego też i Marion mogła być już po, co tłumaczy jej wyjaśnienia, że nie może się wycofać.

desertrat napisał:
Cóż po prostu było to opactwo bliższe modelowi tego z Cromm Cruac, a niźli Ravenscar, czy zapewne tego prowadzonego przez Hugona.

Nie no, Hugon był bardzo tolerancyjny. Aż za bardzo.

Desertracie, tak o tej czwartej serii rozmawiamy, więc jestem ciekawa. Kogo chciałbyś w niej zobaczyć, gdyby miała powstać?


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Nie 23:18, 13 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nawia

Dołączył: 19 Kwi 2010
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: znad morza
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 23:19, 13 Lut 2011    Temat postu:

Odnośnie podejrzanie szybkiego wstąpienia Marion do klasztoru: wcześniej w serialu (konkretniej w "Krzyżu św. Cyriaka") banda Robina chętnie wspierała zakony, także mniszki z Halstead były wyraźnie zaprzyjaźnione - więc cóż, może po znajomości możliwe było ominięcie różnych procedur ;P Nie twierdzę, że Marion kupiła sobie miejsce w klasztorze za kradzione skarby - ale z jednej strony można właśnie tak tę sprawę widzieć :>

W sumie to takie dosyć bajkowe ujęcie: skromni, ubodzy mnisi żyjący w przyjaźni ze szlachetnymi banitami.. Ale chyba dosyć typowe dla serialu :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 23:47, 13 Lut 2011    Temat postu:

Nawia napisał:
Wcześniej w serialu (konkretniej w "Krzyżu św. Cyriaka") banda Robina chętnie wspierała zakony, także mniszki z Halstead były wyraźnie zaprzyjaźnione - więc cóż, może po znajomości możliwe było ominięcie różnych procedur ;P

No tak, Desertrat zauważył pewną prawidłowość trzeciej serii, różniącą ją mocno od drugiej i pierwszej. Kościół był zupełnie inaczej pokazywany. Przypominam sobie teraz, że w odcinku "Zdrada" mnisi bardzo przyjaźnie witali mniemanych banitów, za co od Carnaca i jego kompanów dostali wycisk strzelny. (Will był strasznie zgorszony strzelaniem do zakonników, prezentując szczyty hipokryzji, bo przecież dla Willa nic poza zmarłą żoną nie było święte). W "Crom Cruach" opat mówił chyba nawet do Tucka, który był właśnie banitą, że jeśli będzie chciał wrócić, to zawsze może. W każdym razie taki był sens jego dobrotliwego zrzędzenia.

Nawia napisał:
W sumie to takie dosyć bajkowe ujęcie: skromni, ubodzy mnisi żyjący w przyjaźni ze szlachetnymi banitami..

To już była baja, a w takim razie co by się działo w temacie kościelnym w serii czwartej? Wink Mielibyśmy sielankę czy znów diabelski bądź fiskalny młyn? Ciekawe, kto teraz byłby be, jeśli słudzy Kościoła odpadli. Może nawet król Jan okazałby się lepszy niż wcześniej? Tak nawiasem mówiąc, dla ludu to on był lepszym władcą od brata, bo Ryszard maksymalnie zaciskał fiskalnego pasa. Ciągle i ciągle, wciąż i wciąż mu było mało. Kanalia jakich mało Razz

Skoro planowano totalne banitobicie na końcu czwartej serii, to może i opat Hugo (jeśli by się pojawił) dostałby z kuszy w fioletowe plecy? A szeryf? Teraz przecież mógłby już zginąć, nawet z mamą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Pon 12:36, 14 Lut 2011    Temat postu:

Kogo bym chciał zobaczyć w czwartej serii ?

Nie będę oryginalny. Mama Szeryfa to największa niespełniona nadzieja widzów Smile

Dobrze byłoby jednak rozwiązać wątek Bellema. Ciekawy byłby może wspólny występ jego i Gulanra(wskrzesiło się jednego wskrzesi się i drugiego).

No i skoro 4 seria miałaby być ostatnią to ja bym jakoś rozwinął wątek Starego Więźnia, może dałoby się zrobić jakiś ciekawy odcinek na kanwie tematu "Kim jest i za co siedzi."

Sądzę też, że można by wykorzystać postać Wiliama Brewera. Widać było, że jest z niego materiał na czarny charakter tak samo dobry jak Philip Mark czy De Carnac.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 19:37, 14 Lut 2011    Temat postu:

desertrat napisał:
Kogo bym chciał zobaczyć w czwartej serii ?
Nie będę oryginalny. Mama Szeryfa to największa niespełniona nadzieja widzów Smile

Wtedy mielibyśmy dwa grzyby w barszcz - niesamowitą postać matki szeryfa, co to - jak tuszę - każde dzieciątko ma z innym tatusiem Razz, a do tego rozwiązanie pewnych zagadek szeryfowej przeszłości (mam swoją teorię na ten temat, ale może byłoby jeszcze ciekawiej?)

desertrat napisał:
Dobrze byłoby jednak rozwiązać wątek Bellema. Ciekawy byłby może wspólny występ jego i Gulanra (wskrzesiło się jednego wskrzesi się i drugiego).

To musowo. Gulnar i Bellem już mieli za sobą zmartwychwstania, a strasznie mi ich brakuje, w przeciwieństwie do takiej np. Marion! Połączenie ich sił to by było coś! No, nawet nie musiałby to być tandem - wystarczy, żeby sobie nie przeszkadzali. Hm, w powrót Morgwyn (nie jest powiedziane, że nie przeżyła) i Villareta to nie wierzę. Ewentualnie mogliby awansować Very Happy I powrócić - Villaret jako królewski jałmużnik, a Morgwyn jako - no powiedzmy - ukochana de Belleme'a. Cudnie by wyglądał rozamorowany sztywny baron i surowa, pełna godności zakonnica odrzucająca (bądź nie) jego złote zaloty.

desertrat napisał:
No i skoro 4 seria miałaby być ostatnią to ja bym jakoś rozwinął wątek Starego Więźnia, może dałoby się zrobić jakiś ciekawy odcinek na kanwie tematu "Kim jest i za co siedzi."

Świetny pomysł!!!

desertrat napisał:
Sądzę też, że można by wykorzystać postać Wiliama Brewera. Widać było, że jest z niego materiał na czarny charakter tak samo dobry jak Philip Mark czy De Carnac.

O tak, tyle że Brewer był tak lotny umysłowo jak Mortimer. Brak inteligencji skutecznie obniża jego walory w zakresie czynienia złłłaaaa. Bo nie sądzę, żeby miał taką siłę i waleczność, jak Owen (w takim wypadku nielot jest naprawdę groźny).
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 4:58, 14 Mar 2012    Temat postu:

Tylko wątek Szeryfa i Guya Pan Carpenter potraktował w epilogu względnie rzeczowo, oddając ze szczegółami, co i kto zrobił. Sugeruje to w moim przekonaniu, że dysponował w tym przypadku dość precyzyjnym wyobrażeniem przyszłości. Inna sprawa, że duet Szeryf & Guy konstrukcję ma stabilną i w miarę jednorodną: zawsze odwracali kota ogonem, i zawsze uchodziło im to na sucho. W tym przypadku nie jest inaczej i byłabym zaskoczona, gdyby inaczej było. Co do pozostałych, na tle Szeryfa i Guya opisy przyszłości banitów i ich przywódcy precyzją nie grzeszą. W tym wypadku Pan Carpenter kropki nad i najwyraźniej nie chciał postawić:

"The outlaws fought on. They kept their vow to help the weak, defend the helpless and fight against tyranny. (...) Although Marion seemed lost to him, Robin's love for her remained. She was always in his thoughts. Sometimes, when he was alone, the feeling of her presence was so strong that he imagined he could see her walking towards him through the trees. He never stopped hoping that, one day, it would no longer be a dream."

Brzmi to tak, jakby Pan Carpenter zapomniał o końcowej konkluzji, że banici żyli potem jeszcze długo, i szczęśliwie, a ich przywódca też żył długo, ale nieszczęśliwie Wink. Dla celów naszych mocno już przebrzmiałych, dyskusji nad wątpliwościami co do znaczenia końcowej sceny ostatniego odcinka III serii, pozwolę sobie zauważyć, że epilog tych wątpliwości nie rozwiewa. Nigdzie bowiem nie zostało napisane, że banici i Robin nr 2 dalej wspólnie walczyli ani nawet, że wiedli wspólny żywot (choć nie wiem, w sumie, na czym tenże bez wspólnej walki miałby polegać). Skoro to właśnie pożegnanie Boba z kolegami jest i od zawsze było dla mnie sensem końcowej sceny, to kontrargumentów dla takiej interpretacji zakończenia w epilogu nie znajduję. Na podstawie epilogu broni się zarówno teza, że Robert i banici zostali razem, jak i teza, że nie zostali. Ta druga broni się co najmniej tak samo dobrze, jak ta pierwsza. Można zadać sobie pytanie, czy taka wersja zdarzeń, w której oni szerzyli na świecie sprawiedliwość podczas, gdy ich przywódca tęsknił za ukochaną i marzył o jej odzyskaniu, jest możliwa. Dość to ryzykowny sposób nieobecnego duchem przewodzenia grupie, której status quo jest nieustannie zagrożone, i która dzień po dniu musi wykazywać się mobilizacją do działania oraz udowadniać swoją skuteczność.

Wspólne dalsze zbójowanie banitów i Roberta byłoby znacznie bardziej prawdopodobne, gdyby ten ostatni był w stanie na utratę Marion zareagować w sposób zbliżony do mówi się trudno, i szybko się z tego otrząsnąć. Byłaby to reakcja całkiem naturalna, ale po stracie obiektu, do którego uczucie graniczyło z obsesją, wystąpienie takiej reakcji u Roberta wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Nic też pod koniec ostatniego odcinka na tak płytką i krótkotrwałą reakcję Roberta nie wskazuje. Szereg końcowych ujęć, które nam w tym odcinku zaserwowano, wskazuje natomiast na to, że z decyzją Marion Robert będzie musiał sobie radzić i głębiej, i dłużej. Mamy tam w scenie kaplicznej, w której Marion oznajmia Robertowi swoją decyzję, miksturę smutku z próbą zaprzeczania temu, co się dzieje. W Wickham mamy już oznaki rozpaczy wynikające z mentalnej konfrontacji Roberta z obrotem spraw. Zatem, gdzieś po drodze z Halstead do Wickham do świadomości Roberta dotarło, że to, co jeszcze w scenie kaplicznej było niewiarygodne, jest niezaprzeczalnym faktem. Proces adaptacji ruszył zatem pełną parą, i kolej teraz na następną jego fazę, którą zdaje się zwiastować grymas z pogranicza rozgoryczenia i złości, gdy Robert wystrzeliwuje samotnie strzały w ostatniej scenie Wink. To wszystko dzieje się może odrobinę za szybko, ale etapy zaskoczenia, zaprzeczania i rozpaczy rzeczywiście trwają relatywnie krócej, niż te które nastąpią po nich. Po nich Robert przejdzie do etapu niepohamowanej wściekłości na cały świat, która będzie przeplatać się ze stanami emocjonalnego wyczerpania. W końcu wszystko to przerodzi się w długi okres apatii, przerywanej krótkotrwałymi, powracającymi falami raz rozpaczy, raz wściekłego gniewu.

Być może epilogowa wizja Robina nr 2 autorstwa Pana Carpentera dotyczy właśnie tego etapu apatii, w którym ludzie zwykle funkcjonują w dość odrealniony sposób. Należałoby mieć taką nadzieję, że tego właśnie okresu ta wizja dotyczy, bo gdyby miała się ona ziszczać w dłuższej perspektywie czasowej, oznaczałoby to, że niniejszym Pan Carpenter skazał Boba na wieczne nieprzystosowanie. Niestety, na moją własną intuicję, przewlekła reakcja na finałową decyzję Marion wydaje się w przypadku Roberta więcej niż możliwa. Nie z powodu skali tych końcowych wydarzeń w jego relacji z Marion. W końcu takie rzeczy się zdarzają, choć może niekoniecznie w klasztornej scenografii. Powodem jest jednak - jak by to tu ująć - szczególna natura jego emocjonalności: jak już się chłopak w coś angażował to raz, a dobrze Wink.

Wiele moim zdaniem sugeruje, że tracąc Marion, Robert stracił całkowicie grunt pod nogami. To Marion była źródłem impulsu, którego rezultat stanowiło przyłączenie się Roberta do banitów. Choć moim prywatnym zdaniem z samą Marion miał ten impuls niewiele wspólnego, to on właśnie wyrwał Roberta z jego wcześniejszego życia i kazał mu "określić się" w zupełnym oderwaniu od własnej przeszłości. Zatem cała jego ówczesna tożsamość była zbudowana na dokonanym znacznie wcześniej jednym akcie wyboru, a cała aktywność podporządkowana jednemu dążeniu. Mógł się, oczywiście, na skutek dłuższej przynależności do banitów zaangażować w ich wspólne cele, ale miały one wtórny charakter wobec pierwotnej intencji zdobycia serca Marion. Robert nie miał zatem w gruncie rzeczy nic, co z Marion by się nie wiązało, i na czym mógłby się oprzeć w radzeniu sobie z jej utratą. Wsparcie kumpli było nie do pogardzenia, ale na dłuższą metę nie wystarczyłoby, gdy w grę wchodziło odbudowanie własnej tożsamości.

Początek III serii zawiera jasną wskazówkę co do tego, jak Robert radzi sobie w okolicznościach nieprzystających do jego uczuć: nie inaczej, jak paląc za sobą mosty i odchodząc w nieznane. Tego więc należy się po nim spodziewać i tym razem, na koniec. Jakkolwiek pompatycznie i romantycznie to nie zabrzmi, tracąc Marion, Robert stracił siebie. Nie tylko część siebie, co by było całkiem zwyczajnym doświadczeniem. Skoro całe swoje dorosłe życie zorganizował wokół jednego celu, tracąc ów cel stracił wszystko, co było tego życia napędem. Końcowa scena III serii widziana jako pożegnanie Roberta z banitami jest najbardziej optymistycznym z możliwych zakończeń na tym etapie tej historii. Cudów nie ma, więc cokolwiek by się po tej scenie miało wydarzyć, nie miało prawa być ani łatwe, ani przyjemne. A morał, który płynie z tej historii daloby się sprowadzić do don't put all your eggs in one basket Smile.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Śro 5:05, 14 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin