Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Herne's Son (Syn Herne'a)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Odcinki - seria III
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
brunhilda1984

Dołączył: 15 Cze 2008
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 11:27, 21 Lip 2008    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:


Nie gra mi to, że broni jej jakby z opóźnieniem - interweniuje, moim zdaniem, za późno. Owen miał zbyt wiele czasu, by poobściskiwać i pocałować Marion. Robert wyzywa Owena dopiero po fakcie, a nie w trakcie zajścia.



No dobra,ale przecież to tylko dodało smaczku:) Kobiety uwiebiają takie sytuacje przecież Smile Przynajmniej Ja
Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 8:56, 22 Lip 2008    Temat postu:

brunhilda1984:
Cytat:
Kobiety uwiebiają takie sytuacje przecież Przynajmniej Ja


Jakie sytuacje?Że ktoś kogo nie chcemy nas obsciskuje? Razz
Czy, ze ktoś nas wtedy ratuje... Wink
To drugie już w obecnych czasach się nie zdarza...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
brunhilda1984

Dołączył: 15 Cze 2008
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 15:26, 22 Lip 2008    Temat postu:

Trufla napisał:
To drugie już w obecnych czasach się nie zdarza...


Jesteś tego pewna?Smile Ja miewałam nieszczęście do pierwszego i nieraz dałam w dziób Smile ale i do drugiego:) Teraz mam już męża,więc nie bawią mnie tego typu sytuacje Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
marrac

Dołączył: 01 Paź 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 11:24, 14 Paź 2008    Temat postu:

Wydaje mi się, że Herne`s Son to bardzo mocny poczatek nowej serii. PRzy czym naprawdę mocna jest część 1. Potem zaczyna się robić trochę dziwny klimat.. Widać, ze serial robiono w latach 80 - np. gość, który pokazywał Nasirowi jak ma walczyć miał typową fryzurę (i image) muzyka z lat 80 (syntezatory, kicz i te sprawy). Podobało mi się za to np. bardzo ujęcie z wilkiem - to nagłe zbliżenie na wyjące zwierzę - ciarki mnie przeszły....
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 12:23, 14 Paź 2008    Temat postu:

marrac napisał:
Wydaje mi się, że Herne`s Son to bardzo mocny poczatek nowej serii. PRzy czym naprawdę mocna jest część 1. Potem zaczyna się robić trochę dziwny klimat.. Widać, ze serial robiono w latach 80 - np. gość, który pokazywał Nasirowi jak ma walczyć miał typową fryzurę (i image) muzyka z lat 80 (syntezatory, kicz i te sprawy). Podobało mi się za to np. bardzo ujęcie z wilkiem - to nagłe zbliżenie na wyjące zwierzę - ciarki mnie przeszły....


Akurat moim zdaniem obie części Herne's Son (oraz Robin Hood and the Sorcerer) trzymają równy, dobry poziom. Natomiast w wypadku Swords of Wayland i Hour of the Wolf pierwsze cześci są lepsze od drugich.
A co do Grendela (bo o nim mowa) to jego wygląd jest, moim zdaniem, ok. I uważaj, bo są na naszym forum jego fanki Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 12:26, 14 Paź 2008    Temat postu:

marrac napisał:
Widać, ze serial robiono w latach 80 - np. gość, który pokazywał Nasirowi jak ma walczyć miał typową fryzurę (i image) muzyka z lat 80 (syntezatory, kicz i te sprawy).


No te syntezatory też mają swój klimacik Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
marrac

Dołączył: 01 Paź 2008
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 14:12, 14 Paź 2008    Temat postu:

Szymon napisał:


No te syntezatory też mają swój klimacik Smile


Jasne że mająSmile
Ale czasem jak się posłucha muzyki z lat 80 to można zauważyć, żę trochę przeginalii wtedy z tymi syntezatorami, sztucznymi pogłosami nałożonymi na instrumenty itd. Ala ma to swój klimat.
A do wyglądu Grendela nic nie mam:) ALe w wydaje mi się, że w I i II serii starano się nie nawiazywać tyle do mody z czasów, w których kręcono serial(świadomie). A w tych odcinkach trochę tak.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 12:28, 26 Gru 2008    Temat postu:

A ja sobie odświezylam drugą częśc Syna Herna i nie wspominaliśmy o zajebistej przemowie Willa do Johna, Mucha, Tucka i Roberta - o tym, ze byli kiedyś jak wilki, a teraz wszystko sie posypalo...to takie moje Smile
Uwielbiam ten fragment...

A dwa to ogladając to trzezwo i odzierajac z sentymentu - mialam po raz pierwszy efekt - o boze jaka naciagana fabuła - zaciekawił mnie fakt co by chcieli zrobic banici jakby świta Owena nie była na zamku - wpasc na dziedziniec i powyzynac wszystkich czy co?
Ciekawe jaki mieli plan...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Jano

Gość


PostWysłany: Sob 1:50, 27 Gru 2008    Temat postu:

cześć,
Ale przecież Robin (Robert) wypełniał przeznaczenie,niezależnie od planu i tak Marion zostałaby uwolniona a druzyna banitów zjednoczona na nowo.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
przykuta

Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wikipedia
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 17:25, 25 Maj 2009    Temat postu:

marrac napisał:
ALe w wydaje mi się, że w I i II serii starano się nie nawiazywać tyle do mody z czasów, w których kręcono serial(świadomie). A w tych odcinkach trochę tak.


Hmm, a mnie się wydawało, ze kapele z lat 80. nawiązywały modą do "tamtych średniowiecznych czasów" i nie tylko dlatego, ze nazwy kapel brzmiały jak tytuły odcinków RoS Wink Zarówno Robert jak i Marion mieli fryzury typowe dla lat 80. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Sailor

Dołączył: 28 Kwi 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 17:47, 11 Sie 2009    Temat postu:

Wreszcie zabrałam się za oglądanie trzeciej serii i mogę ją skomentować Cool

niestety muszę przyznać , że słabo z tą trzecią serią...
inny klimat, banici też jakby zupełnie inni, zwłaszcza John i Marion, za to Much wydoroślał

podoba mi się sam początek, który nawiązuje do tego, co się wydarzyło w "The Greatest Enemy" - bardzo smutne

oczywiście motyw zbierania bandy jak najbardziej trafiony, podobnie jak ich wczesniejsze rozdzielenie, tak chyba musialo być po śmierci Robina...
tylko trochę dziwne, że akurat Tuck zostal sam w lesie

świetne wejście Willa z tym kuflem piwa Laughing walka z Robertem tez fajna

jeśli chodzi o Roberta...to właściwie nic do niego nie mam, myślałam, że go "znielubię" ale jak narazie to nie Cool to dla mnie zupelnie nowa postać i jest ok dopóki nie zacznę go porównywac do Robina/Michaela
oczywiście brakuje mu tego co miał Michael - tej siły odziaływania, oryginalności i...sama już nie wiem jak to nazwać
on chyba miał zbyt wielki wpływ na ten serial, nawet na Carpentera, bo spodziewalam się po nim lepszych scenariuszy

trochę sie nudziłam ogladając te odcinki, co przy pierwszej i drugiej serii nigdy sie nie zdarzało i mogłabym je oglądac codziennie.

ogólnie mówiąc trzecia seria to już nie to samo, mimo to, obejrzę wszystkie odcinki, bo wcale się nie zniechęciłam

ps. fajna scena kiedy Robert przewraca krzesło z Owenem Laughing Laughing Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 22:44, 30 Maj 2010    Temat postu:

Mi jednak podoba się bardziej drugi odcinek gdzie Robert musi zgrać znowu całą grupę. Co jest tym bardziej trudne bo oni sami już w siebie nie wierzą. Chociaż w pierwszym odcinku on sam miał podobne dylematy i wcale tu nie chodziło o zostawienie majątku lub zawiedzenie ojca tylko o zastąpienie bohatera jakim był Robin.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Dyrr

Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piąty Dom
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 11:25, 01 Cze 2010    Temat postu:

No to teraz ja - sam się zdziwiłem, ale jakoś inaczej odebrałem ten odcinek, niż dawniej. Ogólnie oceniam go bardzo dobrze - w zasadzie podobało mi się wszystko. Może Grendel jest taki zbyt niewinny i ładniutki jak na zamek Owena:). No i Gulnar - świetna postać, ta czaszka, ta hipnoza, ten obrządek małżeństwa - lubię takie klimaty. Ale tak mam, najbardziej klimatyczni byli właśnie Gulnar i Belem:)

Super scena, jak Marion dziękuje wszystkim za ratunek i każdy z banitów coś jej odpowiada, każdy coś miłego, a Will tylko, że Owen nie żyje:)

Fajny klimat na zamku ojca Roberta, świetne walki na arenie.

Oceniam tez inaczej Blondyna. Po prostu inna postać, nawet fajnie zagrana przez Connery'iego. Jak to mówią love it or leave it. Ja to kupuję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 15:05, 09 Sie 2010    Temat postu:

gieferg napisał:
"Syn Herna" to jeden z tych odcinków które zapadły mi w pamięć najbardziej, a szczególnie to, co spotkało Owena z Clun.
brunhilda4 napisał:
Mój ulubiony odcinek, zwłaszcza częśc II. Dlaczego? Bo oglądałam najwięcej razy w życiu, zaraz obok Time of the wolf II. Epizod jest rewelacyjny. Poczynając od pojawienia się Jasona (to się nazywa wejście!!) aż do śmierci Owena. Jest to jeden z najlepszych odcinków dla mnie w ogóle. Można oglądać setki razy.
Ailleann napisał:
Ciekawy początek kolejnej serii, trochę inny klimat niż do tej pory, a jednak atmosfera doskonale zachowana. Jestem na tak
Dyrr napisał:
No to teraz ja - sam się zdziwiłem, ale jakoś inaczej odebrałem ten odcinek, niż dawniej. Ogólnie oceniam go bardzo dobrze - w zasadzie podobało mi się wszystko. Jest to chyba najmocniejszy punkt całej trzeciej serii.

Ja tak samo. Najmocniejszy odcinek trzeciej serii, pomijając "Szeryfa z Nottingham" z ostrym wejściem wspaniale homoseksualnego Marka i okropnie syczącego po angielsku Saraka. Bardzo dobry - acz nieco gorszy niż te dwa - jest też odcinek "Czas Wilka". A Owen i Gulnar w tym odcinku rządzą. Kontrast między debilnym wyrazem twarzy Owena a jego sprytem w walce czy między męskością bijącą z każdego skrawka jego mocarnego ciała Wink a przepięknymi, delikatnymi dłońmi, którymi wali po pyskach albo ściska miecz, jest porażający! O Gulnarze nawet nie ma co tu pisać, bo tak jest wyjątkowy. Mag nie z tego świata!



brunhilda1984 napisał:
Taniec ze świeczkami (jak ten Robert broni Marion!!)

Taniec ze świeczkami jest przewspaniały. Zwłaszcza taniec bis! Marion jest cudowna! Pięknie, godnie i wdzięcznie tańczy (istna królowa parkietu!). Uwielbiam odmalowujące się na jej ślicznej twarzyczce pomieszanie połączone ze zdumieniem i narastającym strachem (sic!), gdy Owen zachowuje się coraz bardziej dziwnie. Aktorskie i operatorskie cudeńko! Niesamowity jest moment, w którym Marion chce się pokłonić po zakończeniu tańca i spuszcza oczy, a wtedy Owen łapie ją brutalnie i przy akompaniamencie ohydnych rechotów kolesi z zamku Clun całuje na siłę!!! Czysta masakra. Zderzenie dworności, wdzięku i kultury z obrzydliwą, żywotną i pierwotną dzikością! Scena idealna od początku do końca.

Hound of Lucifer napisał:
Nie gra mi to, że Robert broni Marion jakby z opóźnieniem - interweniuje, moim zdaniem, za późno. Owen miał zbyt wiele czasu, by poobściskiwać i pocałować Marion. Robert wyzywa Owena dopiero po fakcie, a nie w trakcie zajścia.

Za późno? Nie minęły nawet 4 sekundy! Do tego sama Marion nie zorientowała się po łapance, co Owen zamierza zrobić. Uchyliła się, ale chyba ostrego rzutu na usta się nie spodziewała. Była porażona, gdy ją zaatakował. Co dopiero mówić ma ktoś, kto na to patrzył z boku...Gdy na podłogę poleciały świeczki, które przydybana Marion wypuściła z rąk, to było już wiadomo, że to nie przelewki. Właściwie w tym momencie Robert musiał zacząć iść w kierunku brutala Owena (a stał chyba z tyłu koło szeryfa). Tyle, że pozwolił powiedzieć Owenowi niezapomnianą kwestię (najlepszy tekst tego odcinka). Gdyby Marion raczyła pozostać na scenie po piąstkowej odpowiedzi na końskie zaloty - ale nie wymagam tego od niej - usłyszałaby pewnie "I think I'm in love WITH YOU". Szkoda, że Owen krzyczał wyznanie niemal w przestrzeń i to bez końcówki, a do tego aż dwa razy, bo przestraszona łania umknęła na schody. Brzmiałoby to wtedy jak jazzowy standard Wink, ale i bez indywidalnego zwrotu jest nieźle.

brunhilda1984 napisał:
No dobra,ale przecież to tylko dodało smaczku:) Kobiety uwiebiają takie sytuacje przecież. Przynajmniej Ja
Trufla napisał:
Jakie sytuacje?Że ktoś kogo nie chcemy nas obsciskuje? Czy, ze ktoś nas wtedy ratuje... To drugie już w obecnych czasach się nie zdarza...
brunhilda1984 napisał:
Jesteś tego pewna? Ja miewałam nieszczęście do pierwszego i nieraz dałam w dziób, ale i do drugiego:)

Ups Embarassed Jaki smaczek znowu? Jaka kobieta uwielbia być molestowana (i to w miejscu publicznym) przez ogra? Bogini Frejo, przecież to paskudna sytuacja! Aż mam dreszcze na wspomnienie kilku takich zdarzeń! Obrzydliwość! Wbrew zdaniu Trufli miałam jednak szczęście, gdy ktoś był nachalny publicznie. Zawsze jakiś nieznajomy szedł mi na pomoc. Nie wiem, czy moja kruchość fizyczna prowokowała do takich reakcji, czy coś innego... To było śmieszne, ale bardzo miłe i pozwalało wierzyć w tzw. porządnych facetów, bo akurat w sytuacji zagrożenia potrafiłabym sobie dać radę (znam kilka mocnych sztuczek i nie wahałabym się ich zastosować). Ale Owen był doprawdy porażający. Właściwie raz to dałabym mu się pocałować. Nawet na siłę i z zaskoczenia. Ale tylko raz! On mi własnie wyglądał na niezłego mana!!! Ognisty prostak, nie ma co...

Dyrr napisał:
No i Gulnar - świetna postać, ta czaszka, ta hipnoza, ten obrządek małżeństwa - lubię takie klimaty. Ale tak mam, najbardziej klimatyczni byli właśnie Gulnar i Belem Smile .

O tak! Zwłaszcza Gulnar pokazujący jęzorek w Huntingdon!



Do klimatycznych miejsc dorzuciałabym jeszcze opactwo Ravenscar z niesamowitą Morgwyn i przepięknym, perwersyjnym Lucyferem!

Dyrr napisał:
Superscena, jak Marion dziękuje wszystkim za ratunek i każdy z banitów coś jej odpowiada, każdy coś miłego, a Will tylko, że Owen nie żyje:).

Tak. Miód na moją skołataną trzecią serią duszę Laughing Do tego dziękować w tym wyrazistym, niesamowitym, błękitnym makijażu... Bombeczka! Will, jak zwykle, zachowuje klasę, choć ta paskudna śmierć wspaniałego wojownika chyba go nieco rozczuliła... Wink

brunhilda4 napisał:
Odcinek niesamowity, szczególnie ze względu na motyw zbierania na nowo bandy. Robert świetnie sobie z tym radził i wielki plus dla niego, że sie nie zniechęcił po tylu porażkach - no ale tak miało być.
Dyrr napisał:
Oceniam tez inaczej Blondyna. Po prostu inna postać, nawet fajnie zagrana przez Connery'ego. Jak to mówią love it or leave it. Ja to kupuję.

Ja też. Przemądrzały z deka, uroczo uśmiechnięty (ale na początku zbyt ironicznie jak na mój gust) i kompletnie obcy ludziom z lasu magnacki paw z Huntingdon, a przecież niemal natychmiast i jakby od niechcenia integruje grupę rozproszonych banitów. Nigdy za czasów Czarnego Robina by się to nie zdarzyło, gdyby Robin nie miał fuksa z ucieczką więźniów z zamku Nottingham w pierwszym odcinku. Ze swoją osobnością, introwertycznością i zamordystowskim charakterem nie miałby szans na stworzenie drużyny od zera w innym odcinku. Robin z Loxley generował konflikty i był w wielu odcinkach skłócony z którymś członkiem bandy (pomijam Mucha, którego kochał bezwarunkowo) lub zagniewany na kogoś. Robert z Huntingdon ma za to ogromne zdolności dyplomatyczne i integracyjne. Jest idealnym przywódcą, co to nie sieje wiatru i nie zbiera burzy, a jednoczy wszystkich nie tylko wokół siebie (drużyna), ale i po to, żeby wykonać konkretne zadanie (większa grupa, np. wieśniaków z Wickham)! On jest jak plaster na każdą ranę. Kompletnie wyjątkowy pod tym względem człowiek. Padam na kolana przed takimi zdolnościami (sama ich bowiem nie posiadam i wiem, że są strasznie rzadkie i wręcz bezcenne). To ogromny plus roli Roberta i pewnie samego Jasona Connery'ego! A wielki minus Robina Czarnego i samego Michaela Praeda (podobno był paskudnie skonfliktowany i to chyba bez powodu z Willem/Royem, co widać nawet w serialu, bo smród niechęci aż się unosi nad nimi w każdym z ich dialogów).

Jason Connery drażni mnie jednak swoją wadą wymowy - idzie się przyzwyczaić po pewnym czasie, ale sepleniący aktor to jakieś dziwadło Cool Connery młodszy zadziwia też nie raz i nie dwa swoimi nienajlepszymi umiejętnościami aktorskimi, co razi np. w scenach z rewelacyjymi aktorsko ludźmi z Nottingham lub Wickham. Do tego Robert jest dobrze zbudowany mimo swojej smukłości, a na wydekoltowanego Robina Czarnego nie mogłam wręcz patrzeć, gdy osiągnęłam dorosłość. Co w nim mogą widzieć kobiety poza śliczną buzią (jakie oczy!)? Zero seksapilu i zero męskości.

Ailleann napisał:
Mnie ten odcinek podoba się bardzo - bardzo, z wiadomych powodów, o których już nie będę pisać, bo zanudzę Szanownych Współforumowiczów. Jakikolwiek obiektywizm, przepraszam, ale wysiada mi przy "Synu Herna" i "Czasie Wilka". Niestety.

Stety, bo ja z tego samego powodu aż za często oglądam te odcinki Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Pon 15:56, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kosmitka153

Dołączył: 22 Sie 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lasu
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 14:14, 23 Sie 2010    Temat postu:

Lubię te odcinki,a szczególnie to, jak Robin(wtedy jaszcze Robert) bije się z Will'em Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Sob 12:15, 12 Lut 2011    Temat postu:

Nie wiem czy zwróciliście na to uwagę, ale mam wrażenie, że na początku odcinka niektóre flashbacki z momentu gdy banici dowiadują się o śmierci Robina to są trochę inne ujęcia niż te które widzieliśmy w Greatest Enemy. Np. Will w inny sposób wypowiada kwestię "Myślę, że już po nim". Ponadto w Greatest Enemy, w momencie gdy Gisoburne mówił "Wasz ukochany przywódca nie żyje" widać było twarze banitów, zaś w Herne's Son jest ujęcie na Gisoburna.

Ostatnio zmieniony przez desertrat dnia Sob 12:19, 12 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 12:40, 12 Lut 2011    Temat postu:

desertrat napisał:
W Greatest Enemy, w momencie gdy Gisoburne mówił "Wasz ukochany przywódca nie żyje" widać było twarze banitów, zaś w Herne's Son widzimy Gisoburna.

Tak! I bardzo dobrze. Jak dla mnie to właśnie trochę ratuje tę scenę wspomnieniową. Bo bardzo nie lubię oklepanej i bezsensownej maniery przedstawiania przeszłości w sepii czy czerni i bieli, a do tego z punktu widzenia osoby trzeciej (boskiej? wszechwiedzącego narratora?). Właśnie po stosowaniu beznadziejnych klisz poznaje się wyrobnika ekranu Wink Sceny zapamiętuje się tak, jak się je widzi. Czyli Will i Little John powinni pamiętać nie swoje twarze, ale otoczenie i właśnie Guya. Do tego z perspektywy żabiej, bo siedzieli w chacie na ziemi. A padające słowa zapamiętujemy z reguły tak, jak nam wygodnie, a nie tak, jak było naprawdę. Tak po prostu jesteśmy skonstruowani. Ja bym to całe wspomnienie pokazała w kolorze i właśnie od dołu plus Gisbourne'a.

Tylko ta scena jest kiepsko zrobiona. Reszta to majstersztyk. Uwielbiam zwłaszcza rodzajowe obrazki z Lichfield z Gwidonem, kuzynem Wróblem i kuzynem Ambroźym, karczmę Amosa, rozochocony ludek dopingujący do walki z przemykającą po bokach gwiazdą w osobie groźnej żony farbiarza.

Znakomite są też wszystkie sceny z Clun oraz solóweczka taneczna Owena w Huntingdon.



Oto, co sobie teraz oglądam - całkiem na temat. "Whatever (Nasir/Arianrhod)", filmik wrzucony przez tuesdayweek na YT: http://www.youtube.com/watch?v=s8IcVYc86C0

Ach, jest jeszcze niezapomniana rozmowa szeryfa z coraz lotniejszym Gwidonem o jego podejrzeniach co do tożsamości nowego Robina. I świetnie podany tekst *
- I never forget a horse.
- I'm sure you don't, Gisburne.

Koń by się z tego nie uśmiał, o nie. Tym szczerym tekstem Guy zdobył chyba wszystkie końskie kopyta.



Paul Westerberg podpowiada, że do końskiego uszka Gwidon zadudniłby takie miłosne wyznanie:
I love you in the fall
I'll never forget you at all




Nagranie z jakiejś sieciowej czarnej dziury wrzuciłam na Audio Boo. Kiepska jakość, ale nie chce mi się już tego przerabiać - komputer mi się buntuje, dziad gniady! Link: [link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Nie 1:10, 13 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 12:52, 12 Lut 2011    Temat postu:

desertrat napisał:
Nie wiem czy zwróciliście na to uwagę, ale mam wrażenie, że na początku odcinka niektóre flashbacki z momentu gdy banici dowiadują się o śmierci Robina to są trochę inne ujęcia niż te które widzieliśmy w Greatest Enemy. Np. Will w inny sposób wypowiada kwestię "Myślę, że już po nim". Ponadto w Greatest Enemy, w momencie gdy Gisoburne mówił "Wasz ukochany przywódca nie żyje" widać było twarze banitów, zaś w Herne's Son jest ujęcie na Gisoburna.


Brawo za spostrzegawczość, fajna ciekawostka.
Wydaje mi się, że też zwróciłem na to uwagę podczas ostatniego oglądania serialu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Nie 12:58, 13 Lut 2011    Temat postu:

Dla mnie to jest najlepszy odcinek całego serialu. Podobnie jak w "Czarnoksiężniku" wykorzystano tu istotny motyw z legendy, bo przecież Robin funkcjonuje w niej albo jako plebejski Loxley, albo właśnie jako wielmoża Huntington. Motyw zebrania złamanej na duchu bandy jest przepiękny.Robertowi jest trudniej niż jego poprzednikowi bo musi przełamać ich nieufność i przywrócić im wiarę w siebie. "Motywacyjne" rozmowy z Johnem i Wille, są bardzo autentyczne ale i też po ludzku wzruszające.Chłopaki walczą o Marion, ale też walczą o swoją godność, o to by móc spojrzeć w swoje odbicie w wodzie(luster raczej nie mieli). Znakomitym pomysłem było to by Robert stoczył walkę z każdym z banitów(oprócz Mucha, ale to by było nieco naciągane) i przez to zdobył ich szacunek.

Powiem wam, że tak jak śmierć Czarnego kojarzy się mi ze śmiercią Jezusa, tak banici kojarzą mi się z ...apostołami. Tak jak oni banici wierzyli, że Robin poprowadzi ich do nowej pięknej rzeczywistości, a gdy zginął też pochowali się jak myszy pod miotłą ("Uderzę w pasterza, a rozproszą się owce jego..."). Po zmartwychwstaniu nagle jednak ci strachliwi rybacy wychodzą na zewnątrz i są gotowi ginąć za to w co wierzą. I tak samo banici kiedy Robin "Zmartwychwstaje" przypominają sobie kim byli i do czego są powołani.


Ostatnio zmieniony przez desertrat dnia Nie 13:01, 13 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
desertrat

Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Milanów

PostWysłany: Pon 20:14, 14 Lut 2011    Temat postu:

Był miód, niechże będzie i łyżka dziegciu. Nie rozumiem jak Gisbourne wpadł na trop bandy w Lichfield. Skąd wiedział, że tam szukać ? Od biedy można przyjąć, że objeżdżał po kolei okoliczne sioła i trafił. Ale w rozmowie ze Sparrowem stwierdza, że banitów jest pięciu.Skąd to wiedział skoro szpieg widział tylko Roberta i Tucka.Nawet jeśli uznać, że w wiosce Johna(a że tamci tam jadę to owszem miał info) dowiedział się, ze on i Much dołączyli, to nie miał prawa wiedzieć o Willu, dopóki Ambroży nie wspomniał, że zajazd należy do Scathlocka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Odcinki - seria III Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin