Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
3. seria RoS
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie

3. seria RoS w porównaniu do serii 1. i 2.:
oglądam tylko ją, nie uznaję serii 1. i 2.
12%
 12%  [ 4 ]
jest znacznie lepsza
6%
 6%  [ 2 ]
jest nieco lepsza
6%
 6%  [ 2 ]
jest na tym samym poziomie
18%
 18%  [ 6 ]
jest nieco słabsza
18%
 18%  [ 6 ]
jest znacznie słabsza
37%
 37%  [ 12 ]
nie uznaję jej, oglądam tylko serie 1. i 2.
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 32

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 12:47, 07 Sty 2010    Temat postu: 3. seria RoS

3. seria RoS to temat-rzeka. Częściowo był on już poruszany na naszym forum, głównie w kontekście porównania ról Praeda i Connery'ego. Tutaj proponuję uporządkować nasze przemyślenia i dodałem ankietę, gdyż jestem ciekaw jak wygląda to statystycznie. Skupmy sie może nie tylko na porównaniu obu aktorów grających główną rolę, ale także (może przede wszystkim) na poziomie scenariuszy i realizacji odcinków 3. serii. Porównanie o tyle ciekawe i uczciwe, że seria 1. i 2. liczą w sumie 13 odcinków, tak jak seria 3.
Muszę przyznać, że nie znam osoby, która 3. serię ceniłaby wyżej od 1. i 2. Może jednak taka się ujawni Smile Niektórzy za to wręcz "nie uznają" 3. serii. Ogólnie w tym temacie: http://www.robinofsherwood.fora.pl/odcinki-serialu,17/oceniamy-odcinki-ros-w-skali-szkolnej,263-40.html wyżej stoją odcinki serii 1. i 2.
Moje podejście opiszę na razie bardzo skrótowo, więcej napiszę może w miarę rozwoju dyskusji.
Otóż głosuję na opcję, iż 3. seria jest nieco słabsza od serii 1. i 2., gdyż moim zdaniem tylko trochę słabszym od Praeda aktorem jest Connery i tylko trochę słabsze są scenariusze i sceny 3. serii. Serial nie stracił dla mnie magii, może częściowo dlatego, iż postać Robina nie jest dla mnie najważniejsza, np. bardziej lubię Małego Johna i Nasira oraz serial jako całość, jego "klimat". Nie ma mowy o "nie uznawaniu" 3. serii, to dla mnie absolutnie pełnoprawna część serialu i bardzo cieszę się, że powstała.

Poniżej przypominam moje oceny odcinków z ww. tematu:

Seria 1:

Robin Hood and the Sorcerer 5+
The Witch of Elsdon 3+
Seven Poor Knights from Acre 5
Alan a Dale 4
The King's Fool 5

Seria 2:

The Swords of Wayland 6
Lord of the Trees 4+
The Prophecy 4
The Children of Israel 4
The Enchantment 3
The Greatest Enemy 6

Seria 3:

Herne's Son 5
The Power of Albion 4+
The Inheritance 4+
The Cross of St. Ciricus 3+
Cromm Cruac 4+
The Betrayal 2
Adam Bell 3
The Pretender 3+
Rutterkin 3+
The Sheriff of Nottingham 5+
The Time of the Wolf 4+

Średnia ocena odcinków 1. serii: 4.60
Średnia ocena odcinków 2. serii: 4.58
Średnia ocena odcinków 1. i 2. serii: 4.59
Średnia ocena odcinków 3. serii: 4.00

Jak widać różnica jest widoczna, ale nie jest to deklasacja.

P.S. Pierwszą opcję w ankiecie dałem dla porządku, mocno się zdziwię gdy ktoś na nią zagłosuje Wink


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Czw 12:51, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Airami

Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 21:27, 29 Mar 2010    Temat postu:

Dla mnie trzecia seria jest po prostu inna. Dużym plusem jest to, że Jason nie naśladował Michaela, tylko stworzył swoją postać od podstaw. Biały Robin zachowuje się też inaczej w stosunku do drużyny. Robin Pread'a był liderem, przywódcą, pozostali banici byli w jego cieniu. Jason bardziej liczy się ze zdaniem i opinia pozostałych członków bandy. Kolejną zaletą jak dla mnie jest właśnie mocniejsze zaakcentowanie historii pozostałych postaci. No i przede wszystkim trzecia seria jest bardziej zabawna. Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 21:25, 06 Maj 2010    Temat postu:

Airami napisał:
Dla mnie trzecia seria jest po prostu inna. Dużym plusem jest to, że Jason nie naśladował Michaela, tylko stworzył swoją postać od podstaw. Biały Robin zachowuje się też inaczej w stosunku do drużyny. Robin Pread'a był liderem, przywódcą, pozostali banici byli w jego cieniu. Jason bardziej liczy się ze zdaniem i opinia pozostałych członków bandy. Kolejną zaletą jak dla mnie jest właśnie mocniejsze zaakcentowanie historii pozostałych postaci. No i przede wszystkim trzecia seria jest bardziej zabawna. Very Happy


basta !!!!!! Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Kacha739 dnia Nie 20:38, 23 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 19:40, 03 Gru 2010    Temat postu:

Obejrzałem niedawno na chłodno trzecią serię i przyznam, że moją opinię co do niej musiałem mocno zrewidować. Moim zdaniem jest ona ZNACZNIE słabsza od dwóch poprzednich. Nie oznacza to jednak, że uważam ten sezon za słaby. Lubię trzecią serię, tak samo, jak lubię postać Roberta z Hundingdon, jednakże wiele jej do serii z Loxleyem brakuje. Z czego to wynika? W dużej mierze z tego, że Carpenter, a także reżyserzy Ian Sharp i Robert Milton Young kręcąc pierwszą i drugą serię postawili poprzeczkę tak wysoko, że ciężko było twórcom kolejnych odcinków ją przeskoczyć. Serial z Praedem odniósł tak ogromny sukces, że gdyby stanęło tylko na „Największym wrogu” i tak stałby się serialem kultowym. Te dwie serie spokojnie wystarczyłyby, by historia siódemki niezwykłych banitów i ich zmagań z szeryfem, utrzymana w niesamowitym klimacie magii i mistycyzmu, z rewelacyjną muzyką Clannadu, przeszła do historii. „Trójka” jest już tylko próbą powtórzenia sukcesu poprzednich serii i jak to bywa w przypadku innych kontynuacji ma niejako trudniej już na samym starcie, zawsze bowiem widzowie będą patrzeć na nią, chcąc nie chcąc, przez pryzmat tego co było wcześniej. Trzecia seria nie ma zatem już tej świeżości i oryginalności, co serie z Praedem; jest to zresztą przypadłość większości seriali (jak również sequeli filmów kinowych). Weźmy choćby taki „Twin Peaks” – po zdemaskowaniu zabójcy Laury Palmer serial traci swój impet, obniża loty i choć pojawia się zajebista postać Windoma Earle, trudno oprzeć się wrażeniu, że kolejne odcinki są tylko odcinaniem kuponów od sukcesu poprzednich. To samo spotkało RoS po śmierci Robina z Loxley.

Podkreślam raz jeszcze – jest to dobry sezon i bardzo dobrze, że powstał. Nie ma mowy o jakiejś profanacji, czy bezczeszczeniu pamięci o Loxleyu itp. Pomysł z powołaniem do życia nowego Robina, który na nowo zbiera drużynę był strzałem w dychę. W mojej jednak opinii seria z Connerym mogła być o wiele, wiele lepsza. Dlaczego? Jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach.

Pierwsza sprawa to oczywiście główny bohater. Nie chodzi o to, że Michael Praed zagrał lepiej, niż Jason Connery, ani tym bardziej o to, że ciężko nam zaakceptować nowy wizerunek Robina, bo rzekomo przyzwyczailiśmy się już do poprzedniego. Ja np. nie miałem z tym problemów i jak dla mnie Robin o wyglądzie Jasona Connery jest jak najbardziej ok. O to zresztą właśnie chodziło, żeby podkreślić kontrast między jednym, a drugim. W zamyśle twórców serialu Loxley i Huntingdon mają pełnić dokładnie tą samą rolę, jednocześnie zaś mają się pod wieloma względami od siebie różnić, tak, aby ten drugi nie był jedynie kopią poprzedniego i tym samym nie stał się jego karykaturą. Stąd nowy Robin ma białe, a nie czarne włosy, a także szlachecki, a nie chłopski rodowód. Nowy Robin nie musi, a nawet nie powinien wiernie naśladować swojego poprzednika. Wystarczy, że podobnie jak tamten wzbudzi sympatię, szacunek i podziw. Jeśli chodzi o sympatię, to moją, jak już powiedziałem, zyskał zdecydowanie. Niestety, gorzej z tym autorytetem i tego chyba postaci nowego Człowieka w Kapturze brakuje najbardziej. Robert z Huntingdon nie ma już tej charyzmy i pewności siebie, co Loxley. Słowa, jakie kieruje do Marion, czy reszty banitów wygłasza jakoś tak bez przekonania. I nie zwalałbym tutaj całej winy na talent aktorski Connery’ego, ale na scenarzystów, którzy wkładają mu w usta zbyt miałkie, jak na legendarnego przywódcę banitów, kwestie. Przykładowo rozmowy, podczas których próbuje zwerbować Johna i Willa, to tak naprawdę monologi Clive’a Mantle’a i Raya Winstone’a. Connery coś tam wtrąca zdawkowo w stylu: „Your help”, „Listen”, „We must”, czy „Scarlet, we need you”, ale na banitach nie robi to specjalnie większego wrażenia. Wygląda to tak, jakby banici zdecydowali się na powrót do Sherwood bardziej pod wpływem widoku dawnych znajomych, niż za namową Roberta. Inna scena – negocjacje z Adamem Bellem. Tu znowu monolog, tym razem starego rozbójnika; Robin zaś ogranicza się jedynie do argumentu „I want the boy”. Przypomnijcie sobie scenę, w której Loxley negocjował z szeryfem wolność dla Thomasa z Elsdon. Widać różnicę, prawda?

Słabiutko też wypada Huntingdon, gdy obserwujemy jego zaloty do Marion. Dziewczyna ma dość wyraźne opory, kilkakrotnie daje mu kosza, zresztą co tu się dziwić, skoro podrywa ją na teksty typu „Te ptaszki chyba muszą być zakochane”. Robin przypomina tu trochę chłopczyka, która zakochał się w koleżance z klasy i bezskutecznie próbuje zdobyć jej serce, popadając w międzyczasie w kompleksy z powodu jej byłego chłopaka. Jego powaga wiele na tym traci, bo miłość Marion to jeden z ważnych atrybutów postaci Robin Hooda (podobnie, jak strzelanie z łuku, o czym za chwilę). Robin i Marion mają być, jak Romeo i Julia, jak Tristan i Izolda, czy inne literackie pary, i widać to doskonale w pierwszej i drugiej serii. Tu tej chemii między Robinem, a Marion nie widać prawie w ogóle. Co więcej, Marion przez cały trzeci sezon zachowuje się tak, jakby nadal była zakochana w Czarnym. Jego duch zdaje się być obecny przez cały czas, nawet w ostatnim odcinku, kiedy Marion ostatecznie decyduje się wyjść za Białego: „Bałam się ciebie pokochać, bałam się, że ciebie RÓWNIEŻ stracę”. Robin odpowiada: „Jesteś wolna, wolna od PRZESZŁOŚCI”. Jak widać ciężko było uciec twórcom serialu od postaci Robina z Loxley. Złośliwi powiedzą, że to właśnie dlatego Marion postanowiła odejść do klasztoru, bo nigdy Roberta tak naprawdę nie kochała i była wciąż myślami przy tamtym. Ciekawe, jakby zareagowała, gdyby na miejscu Huntingdona w Halstead pojawił się Robin z Loxley, hm? Idę o zakład, że rzuciłaby się w jego ramiona, zdjęła ten cholerny habit i wróciła do Sherwood. W końcu już raz ją do tego namówił, nie?

Pozostając jeszcze przy Białym Robinie chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, o której wspomniałem wyżej, tj. na strzelanie z łuku. Legenda o Robin Hoodzie powiada, że był on mega-zajebistym łucznikiem. I widać to doskonale w seriach z Praedem. Czarny Robin potrafi rozczepić strzałę na pół i wygrać turniej łuczniczy; potrafi przeciąć linę z huśtającym się workiem, trafić w plecy uciekającego jeźdźca z dalekiej odległości, czy wytrącić pijącemu bukłak z ręki nie robiąc mu przy tym żadnej krzywdy, a o tym co wyprawia na wzgórzu w „Greatest Enemy” to nawet nie wspomnę. Niestety, Biały Robin pozbawiony jest tego atrybutu, jakim jest perfekcyjna, robinhoodowa umiejętność strzelania z łuku. Przynajmniej żadnych na to dowodów nam nie dostarcza. Policzyliście w ogóle, ile razy Huntingdon używa łuku? W porównaniu z Loxleyem to chyba niewiele. Ze scen z udziałem Connery’ego zapamiętałem jedną, kiedy posyła strzałę z pierścieniem tuż przy uchu króla Jana: „Uwolnij ich, bo inaczej Anglia będzie musiała znaleźć sobie następcę”. Jak dla mnie znakomita scena! Ogromna szkoda, że nie było takich więcej.

Kolejny powód, dla którego uważam trzecią serię za znacznie gorszą od poprzednich jest sposób, w jaki została zrealizowana, tj. reżyseria, zdjęcia, montaż, scenografia, muzyka. Mam tu na myśli zwłaszcza odcinki reżyserowane przez Gerry’ego Milla, tj. „Adam Bell”, „Cromm Cruac” i „Rutterkin”, a także „Pretendent” reżyserowany o dziwo przez twórcę drugiej serii Roberta Younga. Porównajcie sobie te odcinki z „Czarnoksiężnikiem”, „Mieczami Waylanda”, „Największym wrogiem”, czy w ogóle z dowolnym odcinkiem z poprzednich sezonów. Trochę inaczej to wygląda, prawda? Jest to zupełnie inny sposób filmowania, inny obraz, tak jakby reżyser i operator stosowali zupełnie inne oświetlenie, filtr w kamerze, czy też inną obróbkę obrazu w studio. Nie wiem z czego to wynika, ale razi to wszystko sztucznością, której nie było w odcinkach Sharpa, czy Younga z drugiej serii. Nie ma tu tego brudu, mroku i realizmu charakterystycznego dla poprzednich sezonów. To już nie jest ten sam klimat i może właśnie dlatego serial traci na magii. Co nam się z owego mistycyzmu ostało? Grota Herne’a? To już nie jest niestety ta mroczna, wapienna jaskinia Wookie Hole, ale jakaś sztuczna scenografia; sama postać Herne’a została też mocno zmarginalizowana. Sadzawka Gulnara? Bulgocząca woda i sztuczne opary mają wywoływać nastrój grozy i tajemniczości, ale jakże daleko im do tej niezwykłej, mistycznej sceny, w której Marion płynie łodzią we mgle przy dźwiękach „Strange Land”. Duchy w zamku Carleon? No chyba nie o taką „magię” nam chodziło, co nie?

Wyjątkiem są tutaj dwa, a raczej cztery doskonałe, zrobione z rozmachem, odcinki, tj. „Syn Herne’a” oraz „Czas wilka”, które najbardziej ze wszystkich odcinków trzeciej serii przypominają klimatem te z pierwszej i drugiej. Mam tu na myśli zwłaszcza jedną spektakularną scenę, w której Gulnar powołuje do życie glinianą bestię. Jest to jeden z najlepszych momentów trzeciej serii, zawierający olbrzymi ładunek magii i grozy. Niestety reszta odcinków odstaje poziomem od „Herne’s Son” i „The Time of the Wolf”. Pokazuje to też jak bardzo niespójna jest trzecia seria pod względem reżyserii. Nic dziwnego, w końcu wzięło się za nią aż 7 reżyserów.

Dużo zastrzeżeń mam też odnośnie muzyki. W trzeciej serii pojawiło dużo nowych motywów, co niekoniecznie wyszło serialowi na dobre. Zniknął praktycznie utwór „Herne”, który pojawia się raptem kilka razy, ustępując miejsca „Herne’s son”. Niezłemu wprawdzie, ale nie tak dobremu, jak ten pierwszy, który idealnie podkreślał majestat osoby Herne’a i magiczną aurę wielu scen z poprzednich serii. Podobnie jest w przypadku utworu „Memories”, który zastąpił swój pierwowzór, o wiele ładniejszy „Lady Marion”, i „Fight”, który wszedł w miejsce „Battles”, z niekorzyścią dla scen bitewnych. „Battles” miało to do siebie, że nadawało tym scenom jakiejś takiej hardości, ilekroć zaś słyszę „Fight” emocje opadają i odnoszę wrażenie, że obserwuję mało znaczącą potyczkę. Poza tym strasznie irytuje mnie ten zbyt mocno wyeksponowany i nieco zabawny syntezator. Najbardziej jednak nieudanym utworem z trzeciej serii jest „Night”. Niby ma być groźny i tajemniczy, a brzmi jak byle jaka wstawka z podrzędnego serialu kryminalnego.

Domi napisał:
Ogólnie 3 seria to niezła kiszka w porównaniu z dwiema poprzednimi. Brakuje jej magii, brakuje czarnego Robina (tak, wiem, że to nie jest najlepszy argument), fabuła za często nie trzyma się kupy niestety, ale najgorsze są te dialogi. No są po prostu jak.. rozgotowany makaron.


Co do dialogów, to też odnoszę niekiedy takie wrażenie. Brakuje w niektórych scenach, w odróżnieniu od poprzednich serii, jakiejś takiej lekkości, płynności i polotu w wypowiadaniu niektórych kwestii. Nie mam tu na myśli scen z udziałem czarnych charakterów, te jak zwykle wypadają świetnie, ale chodzi mi głównie o sceny z udziałem... no właśnie, Roberta z Huntingdon. Sposób, w jaki wypowiada niektóre kwestie jest niekiedy naprawdę toporny, a patos (element niezbędny w tego typu opowieściach) razi o wiele bardziej, niż w przypadku Michaela Praeda. Scenarzyści mają z tym duży problem, więc nie silą się na oryginalność, wychodząc z założenia, że cokolwiek bohaterowie powiedzą, widzowie i tak to kupią, bo serial i tak zdążyli już polubić. Przykładowo: scena w Wickham, kiedy banici i chłopi zastają opustoszałą wioskę w „The time of the wolf”. Pojawia się Herne i donośnym, patetycznym tonem przepowiada Czas Wilka. Robin się pyta, gdzie mają szukać uprowadzonych mieszkańców wioski. Herne odpowiada enigmatycznie: „Przybędzie dziecko”. Robin pyta wielce zdziwiony, jakby nie potrafił kojarzyć: „Jakie dziecko”? Brzmi to tak, jakby zwiastowano co najmniej narodziny mesjasza. A tymczasem chodzi jedynie o powrót Mateusza, któremu udało się uciec, co widz zdążył już zresztą zauważyć jedną sceną wcześniej.

No i ostatni mankament, który rzucił mi się w oczy: szeryf z Nottingham. Nickolas Grace jest w tej roli jak zwykle znakomity. Ale jest go niestety za mało, nie wzbudza już takiej trwogi, jak przedtem i jako wróg Robin Hooda liczy się w stopniu niewielkim. Popatrzmy: na 13 odcinków nieobecny jest w czterech (Krzyż św. Cyryka, Cromm Cruac, Dziedzictwo i Rutterkin). Tyle samo liczy jego absencja w drugiej serii (Miecze Waylanda, Przepowiednia, Pan drzew). Tylko, że w trzecim sezonie, kiedy się pojawia, nie zagraża Robinowi praktycznie w ogóle, a nawet skłonny jest z nim współpracować (Adam Bell, Pretendent, Szeryf z Nottingham). W dwóch odcinkach „Syna Herne’a” ma banitów generalnie gdzieś, interesuje go jedynie wykiwanie Ryszarda z Leaford. Zostaje więc „Moc Albion”, „Zdrada” i dwa odcinki „Czasu wilka”. W tych ostatnich musi jednak ustąpić pola Rogerowi de Carnac i Synom Fenrisa. Z Gisburnem jest podobnie. Nieobecny jest w „Cromm Cruac” i „Dziedzictwie”, a w takich odcinkach, jak „Adam Bell”, „Rutterkin”, czy „Szeryf z Nottingham” schodzi na dalszy plan. Niektórzy powiedzą pewnie, że to żaden zarzut, wszak kosztem szeryfa zyskaliśmy nowe znakomite postacie: trójca z Clun, czyli Owen, Grendel i Gulnar (ze wskazaniem na tego ostatniego), Philip Mark, Adam Bell, czy Roger de Carnac. Jak dla mnie jednak, szeryfa i Gisburna mogło być zdecydowanie więcej.

Uff! Dostało się serii z Connerym ode mnie, nie powiem. Być może gdyby twórcy serialu trzymali się sprawdzonych rozwiązań z poprzednich odcinków, trzeci sezon byłby o wiele lepszy. Nie zawsze bowiem zmiany wychodzą na dobre, więc może nie warto na siłę wprowadzać ich w życie. Mimo wszystko jednak, jak już napisałem wyżej, lubię odcinki z Connerym i summa summarum serial i tak na tym zyskał. Starzy bohaterowie wrócili i zyskaliśmy mnóstwo nowych, mniej lub bardziej ciekawych postaci drugoplanowych, wśród których najbardziej zapadają w pamięć znakomicie nakreślone czarne charaktery. No i pojawił się nowy, biały Robin, który mimo tych wszystkich wymienionych przez mnie wad, wzbudził moją sympatię. Ze wszystkich scen z jego udziałem, które zrobiły na mnie największe wrażenie wymienię choćby pojedynek z Lordem Owenem, obławę na zamek Clun i walkę z Nasirem, wspólną biesiadę z szeryfem w „The Power of Albion”, czy też wspomnianą wyżej scenę w „Rutterkin”, w której mierzy do króla z łuku. Ze scen bitewnych najlepiej wypadła ta z „Dziedzictwa”, w której banici spuszczają łomot rabusiom Ravena, a także akcja „zboże” w „Czasie wilka”; ze scen romantycznych - pocałunek Marion z końcówki „Zdrady”; z komicznych – pogryziony przez psa szeryf i król czytający donosy; ze scen grozy – ożywienie gulnarowego potwora. Jest wiele emocjonujących momentów i jest na czym zawiesić oko, ale nie zmienia to faktu, że trzeciej serii do dwóch poprzednich zdecydowanie dużo brakuje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 0:02, 04 Gru 2010    Temat postu:

Szymon - królu ambitnych wypowiedzi i dłuugich postów1 Cool

Cytat:
Przykładowo rozmowy, podczas których próbuje zwerbować Johna i Willa, to tak naprawdę monologi Clive’a Mantle’a i Raya Winstone’a. Connery coś tam wtrąca zdawkowo w stylu: „Your help”, „Listen”, „We must”, czy „Scarlet, we need you”, ale na banitach nie robi to specjalnie większego wrażenia.


A może po prostu Robert nie był zbyt gadatliwy? Przekornie wtrace , ze napuszone przemowy Czarnego trochę były męczące:P Ja tam wolę jak facet za dużo nie gada.


Cytat:
Wygląda to tak, jakby banici zdecydowali się na powrót do Sherwood bardziej pod wpływem widoku dawnych znajomych, niż za namową Roberta.


A nie o to chodziło? Robert był tylko iskrą, jakimś katalizatorem - powrócili ze względu na stare czasy... tak miało być.


Cytat:
kilkakrotnie daje mu kosza, zresztą co tu się dziwić, skoro podrywa ją na teksty typu „Te ptaszki chyba muszą być zakochane


hahah - myślę , że co czasy to obyczaj zalotów - nie będę wymieniać tekstów na jakie teraz się podrywa kobiety Twisted Evil

Cytat:
Robin przypomina tu trochę chłopczyka, która zakochał się w koleżance z klasy i bezskutecznie próbuje zdobyć jej serce


A ileż on ma lat?20?To jest chłopczykiem Smile

Cytat:
Tu tej chemii między Robinem, a Marion nie widać prawie w ogóle. Co więcej, Marion przez cały trzeci sezon zachowuje się tak, jakby nadal była zakochana w Czarnym.


No bo tak było - nie chciała zakochiwac sie w kimś innym i walczyła ze sobą. Poza tym zakochanie czasem przychodzi powoli - nie zawsze jest to tak jak piorun z nieba (jak wiemy).

Cytat:
Ciekawe, jakby zareagowała, gdyby na miejscu Huntingdona w Halstead pojawił się Robin z Loxley, hm? Idę o zakład, że rzuciłaby się w jego ramiona, zdjęła ten cholerny habit i wróciła do Sherwood. W końcu już raz ją do tego namówił, nie?



A tego to nie wiemy...nieodgadnione sa kobiety.


Cytat:
Niestety, Biały Robin pozbawiony jest tego atrybutu, jakim jest perfekcyjna, robinhoodowa umiejętność strzelania z łuku


Wiesz - jakby kazdy kolejny Syn Herna nagle w cudowny sposób okazywał się fantastycznym łucznikiem to byłoby podejrzane i trochę banalne. Robert miał inne umiejętnosci.

Co do mistycyzmu - zmiany w klimacie traktuję jako zmiany w bandzie...inne czasy nastały i dobrze. Lepsze to niz sztuczne ciągniecie tego co było na siłę.
I co - powtarzanie to co było z Czarnym? Te same przemowy, te same celne strzały...

Szeryf też miał inna rolę , pojawiło się wiecej, czy inni wrogowie...same plusy jak dla mnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 16:48, 04 Gru 2010    Temat postu:

Szymon napisał:
Obejrzałem niedawno na chłodno trzecią serię i przyznam, że moją opinię co do niej musiałem mocno zrewidować. Moim zdaniem jest ona ZNACZNIE słabsza od dwóch poprzednich.

Na chłodno? To zupełnie, jak ja, bo oglądam tę serię nagminnie z kufelkiem zimnego piwa pod ręką. Mam pewną radę. Wypij więcej, to będzie lepsza. Zapewniam, jakem Saburzanka.

Szymon napisał:
Nie oznacza to jednak, że uważam ten sezon za słaby. Lubię trzecią serię, tak samo, jak lubię postać Roberta z Hundingdon, jednakże wiele jej do serii z Loxleyem brakuje.

Uwielbiam Białaska, a nie znoszę Czarnucha, ale mimo wszystko widzę różnicę aktorskiego poziomu. Białasek jest jak upośledzone, choć nadzwyczajnie, nieziemsko wręcz dobre dzieciątko, które należy zawsze przytulić do łona, pogłaskać po włosach (nawet pod pachami), i powiedzieć, że cudnie się spisało i że mamusia jest dumna.

Szymon napisał:
Trudno oprzeć się wrażeniu, że kolejne odcinki są tylko odcinaniem kuponów od sukcesu poprzednich. To samo spotkało RoS po śmierci Robina z Loxley.

Trudno, ale ja to i tak kupuję (hm, za friko), bo jest większe zróżnicowanie tematów i takie cymesy, jak szeryf Mark albo de Carnac. I, oczywiście, król Jan. Wkurzają mnie filtry, scenariuszowe niedoróbki i pewne osoby, które nie umieją grać. Słodycz podbita zerem!
O Connerym to może się rozpiszmy w wątku związanym z jego postacią, co? Można polecieć po całości, po nerkach i po pomniejszych częściach. idealnie na temat! To nie Connery robi za klejnot przyciągający nas do ekranu, żeby obejrzeć takie odcinki, jak "Syn Herne'a" czy "Szeryf Nottongham".

Szymon napisał:
Kolejny powód, dla którego uważam trzecią serię za znacznie gorszą od poprzednich jest sposób, w jaki została zrealizowana, tj. reżyseria, zdjęcia, montaż, scenografia, muzyka.

Ooo, nie zgadzam się. Część odcinków III serii bije na głowę wszystkie odcinki I i II serii pod względem operatorskiego kunsztu! Scenariusza może nie, choć pomysły były lepsze niż wcześniej. Ale to wykonanie...

Szymon napisał:
Duchy w zamku Carleon? No chyba nie o taką „magię” nam chodziło, co nie?

Czy tylko mi się tak wydaje, że wywołałeś właśnie do tablicy naszą Świruskę? A po cześci i mnie.... Seksowny głos króla, który nadejdzie, robi nadzwyczajny klimat. Takiego klimatu nie zrobi dym Herne'a wespół w zespół z campowymi czarami de Belleme'a.

Szymon napisał:
Dużo zastrzeżeń mam też odnośnie muzyki.

Odnoszące się do muzyki uwagi padać mogą przy okazji każdego odcinka. Pod tym względem nie mogę wskazać żadnego odcinka, w którym nie byłoby jakiejś żenadki czy wtopy. Pamiętajmy o tym, że muzyka - i to nie tylko filmowa, ale ona szczególnie - bardzo szybko się starzeje. O umiar więc proszę.

Szymon napisał:
Wyjątkiem są tutaj dwa, a raczej cztery doskonałe, zrobione z rozmachem, odcinki, tj. Syn Herne'a oraz Czas wilka, które najbardziej ze wszystkich odcinków trzeciej serii przypominają klimatem te z pierwszej i drugiej.

O nie! Jest jeszcze mój ulubiony odcinek "Szeryf z Nottingham", gdzie aktorskie umiejętności i wszelkie dwuznaczności zostały podniesione na szczyty Czomolungmy. Nie boję się tego powiedzieć! Odpuśćmy grzechy Sarakowi. No, i - przykro to powiedzieć - Białemu Sarakowi. Poziom ten sam i to ślicznie utrzymywany do końca serii. Obydwa Saraki dały odwłoka, że się tak - kulturalnie - wyrażę. Reszta aktorów jednak dała popis, jakich mało w całej serii RoS.

Na razie tyle. Jak będzie odzew ma kapitalny, merytoryczny, świetny pod względem językowym i ułożeniowym (ale się podlizuję!) post Szymona, to się uaktywnię.
Czuj koci i RoSowy duch!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 16:08, 06 Gru 2010    Temat postu:

Trufla napisał:
A może po prostu Robert nie był zbyt gadatliwy?


Truflo – królowo lapidarnych i krótkich odpowiedzi! Smile Jesteś dla niego zbyt pobłażliwa. Mało gadatliwy? A to ciekawe. Był taki od urodzenia, czy tylko cykał się wyrazić własne zdanie przed weteranami rozbójniczego rzemiosła, jakimi byli Mały John i Szkarłatny Will? A może to twórcy serialu, widząc umiejętności aktorskie Connery’ego wykreślili co bardziej rozbudowane kwestie w obawie, że Connery tego nie udźwignie?

Trufla napisał:
A nie o to chodziło? Robert był tylko iskrą, jakimś katalizatorem - powrócili ze względu na stare czasy... tak miało być.


I tak też było. Bo przecież Huntingdon nie ma daru przekonywania za grosz.

Trufla napisał:

Szymon napisał:
Tu tej chemii między Robinem, a Marion nie widać prawie w ogóle. Co więcej, Marion przez cały trzeci sezon zachowuje się tak, jakby nadal była zakochana w Czarnym.


No bo tak było - nie chciała zakochiwac sie w kimś innym i walczyła ze sobą. Poza tym zakochanie czasem przychodzi powoli - nie zawsze jest to tak jak piorun z nieba (jak wiemy).


To, że Marion była po przejściach to jedno, ale druga sprawa to taka, że on jej w ogóle nie kręci. Są przecież momenty, w których niby się tam przytulają i nieśmiało chwytają za rączki, a Marion nawet oznajmia (w opactwie Thornton), że go kocha. Problem polega na tym, że w tych scenach w ogóle między nimi nie iskrzy, choć w zamyśle scenarzystów miało iskrzyć, tylko, że wykonanie tych scen jest drętwe i bez wyrazu. Jasonowi ewidentnie brakuje śmiałości, tak jakby Judi Trott na planie filmowym dała mu jasno do zrozumienia: "Spróbuj mnie tylko cmoknąć, gówniarzu, a przerywamy scenę". To by wyjaśniało, dlaczego on taki zlękniony. Wink

Trufla napisał:
Wiesz - jakby kazdy kolejny Syn Herna nagle w cudowny sposób okazywał się fantastycznym łucznikiem to byłoby podejrzane i trochę banalne. Robert miał inne umiejętnosci.


A jakie?

Trufla napisał:
Co do mistycyzmu - zmiany w klimacie traktuję jako zmiany w bandzie...inne czasy nastały i dobrze.


Niewątpliwie nastały też zmiany w ekipie filmowej.

Trufla napisał:
Lepsze to niz sztuczne ciągniecie tego co było na siłę.


To znaczy, co było na siłę? Mistycyzm i magia w pierwszej i drugiej serii RoS? Przecież to twórcy trzeciego sezonu silą się na pokazywanie jakiegoś mistycyzmu i magii, wychodząc pewnie z założenia, że skoro serial z tego zasłynął, to my też pokażemy, że wcale nie jesteśmy gorsi. Niestety, wyszło im to sztucznie i byle jak.

Trufla napisał:
I co - powtarzanie to co było z Czarnym? Te same przemowy, te same celne strzały...


A czy ja coś takiego zasugerowałem?

Szymon napisał:
Nowy Robin nie musi, a nawet nie powinien wiernie naśladować swojego poprzednika. Wystarczy, że podobnie jak tamten wzbudzi sympatię, szacunek i podziw. Jeśli chodzi o sympatię, to moją, jak już powiedziałem, zyskał zdecydowanie. Niestety, gorzej z tym autorytetem i tego chyba postaci nowego Człowieka w Kapturze brakuje najbardziej.


No i tu niestety leży problem.

Saburzanka napisał:
Wkurzają mnie filtry, scenariuszowe niedoróbki i pewne osoby, które nie umieją grać. Słodycz podbita zerem!


Otóż to!

Saburzanka napisał:

Szymon napisał:
Kolejny powód, dla którego uważam trzecią serię za znacznie gorszą od poprzednich jest sposób, w jaki została zrealizowana, tj. reżyseria, zdjęcia, montaż, scenografia, muzyka.


Ooo, nie zgadzam się. Część odcinków III serii bije na głowę wszystkie odcinki I i II serii pod względem operatorskiego kunsztu! Scenariusza może nie, choć pomysły były lepsze niż wcześniej. Ale to wykonanie...


Szymon napisał:
Mam tu na myśli zwłaszcza odcinki reżyserowane przez Gerry’ego Milla, tj. „Adam Bell”, „Cromm Cruac” i „Rutterkin”, a także „Pretendent” reżyserowany o dziwo przez twórcę drugiej serii Roberta Younga.


No, Saburzanko, chyba nie o te odcinki Ci chodzi, pisząc o operatorskim kunszcie! A z tych, które urzekają pod tym względem wymieniłbym wspomniane przez mnie „Herne’s son” i „The time of the wolf”, a także „Betrayal”. Ten ostatni ma bardzo dobre zdjęcia, choć scenariusz… no… sami wiecie. Wink

Saburzanka napisał:
Seksowny głos króla, który nadejdzie, robi nadzwyczajny klimat. Takiego klimatu nie zrobi dym Herne'a wespół w zespół z campowymi czarami de Belleme'a”.


To ma być nadzwyczajny klimat? Wizyta Mucha w tajemniczej komnacie przywodzi na myśl familijne kino grozy w stylu „Dom, w którym straszy”. A sposób w jaki przedstawiono króla Artura przemawiającego zza grobu przypomina styl, w jakim pokazuje się istoty z innego wymiaru charakterystyczny dla seriali s-f na Polsacie. Czy ma seksowny głos? Mnie on tam nie urzeka.

Saburzanka napisał:
Odnoszące się do muzyki uwagi padać mogą przy okazji każdego odcinka. Pod tym względem nie mogę wskazać żadnego odcinka, w którym nie byłoby jakiejś żenadki czy wtopy. Pamiętajmy o tym, że muzyka - i to nie tylko filmowa, ale ona szczególnie - bardzo szybko się starzeje. O umiar więc proszę.


Saburzanka napisał:
temat Marion jest najbardziej średniowieczny, improwizacyjny, nienachalny... Zupełnie się nie zestarzał, w przeciwieństwie do wielu utworów z tego albumu, które wręcz biją po uszach ilustracyjną filmówką (czego nie znoszę) i datacją. Aż przykro to pisać, ale kłamać nie zamierzam. W serialu mnie to nie razi za bardzo, ale w kontakcie z czystą muzyką i owszem.


Starałem się wykazać różnice między ścieżką z trzeciej serii, a ścieżką z dwóch poprzednich. Ty zaś, Saburzanko, nie przepadasz za tą ścieżką, z tego co widzę, w ogóle. Dlatego proszę o umiar Wink

Saburzanka napisał:

Szymon napisał:
Wyjątkiem są tutaj dwa, a raczej cztery doskonałe, zrobione z rozmachem, odcinki, tj. Syn Herne'a oraz Czas wilka, które najbardziej ze wszystkich odcinków trzeciej serii przypominają klimatem te z pierwszej i drugiej.


O nie! Jest jeszcze mój ulubiony odcinek "Szeryf z Nottingham", gdzie aktorskie umiejętności i wszelkie dwuznaczności zostały podniesione na szczyty Czomolungmy. Nie boję się tego powiedzieć! Odpuśćmy grzechy Sarakowi. No, i - przykro to powiedzieć - Białemu Sarakowi. Poziom ten sam i to ślicznie utrzymywany do końca serii. Obydwa Saraki dały odwłoka, że się tak - kulturalnie - wyrażę. Reszta aktorów jednak dała popis, jakich mało w całej serii RoS.


Nie zgadzam się! „Szeryf z Nottingham” w reżyserii Christophera Kinga zdecydowanie odbiega klimatem i sposobem realizacji od odcinków Sharpa i Younga. Znowu pojawiają się te wkurzające filtry i badziewna scenografia. Sztuczny, przyciemniony w dzień las robi za Sherwood o zmroku, a plaża za pustynię. Retrospekcje z udziałem Saraka są zrealizowane kiepsko (zwolnione tempo, no i ten fatalny „Night”), podobnie jak końcowa bitwa w Nottingham (znowuż w rytmie irytującego „Fight”). Jeden Lewis Collins wiosny nie czyni. Poza tym dwuznaczności, o których piszesz to rzecz, którą ciężko uznać za cechę charakterystyczną dla serii z Praedem.


Ostatnio zmieniony przez Szymon dnia Pon 16:17, 06 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 15:11, 09 Gru 2010    Temat postu:

Szymon :
Cytat:
Truflo – królowo lapidarnych i krótkich odpowiedzi!


Hah a ostatnio słyszałam, ze dużo mówię Smile

Ja tam potrafię sobie wyobrazić, że Robert wygadany nie był w przeciwieństwie do Robina...jak Ciebie drażnią jego krótkie repliki to innych mogą drażnić napompowane przemowy Czarnego. Można się przyczepiać do takich rzeczy w nieskończoność.
I do każdego bohatera.
A Nasir?Niezły koleś a mało mówi...dlaczego zbieranie bandy ma polegać na przemowach? Co to konkurs retoryki?

Cytat:
Trufla napisał:
A nie o to chodziło? Robert był tylko iskrą, jakimś katalizatorem - powrócili ze względu na stare czasy... tak miało być.


I tak też było. Bo przecież Huntingdon nie ma daru przekonywania za grosz.



Ja tam rozumiem Willa i to, ze przekonała go bijatyka Smile
Pozatym banda potrzebowała tylko kopa w dupę a nie kolejnego proroka Smile

Szymon:
Cytat:
To, że Marion była po przejściach to jedno, ale druga sprawa to taka, że on jej w ogóle nie kręci


A ja tam widze, ze ja kręci - i co?Moja nadinterpretacja czy każde z nas widzi co innego. A jak to drugie to dlaczego?

Jakie umiejętnosci miał Robert?

Ok - sklecił to co było rozbite - czyli bandę - jakkolwiek to zrobił to mu sie udało - skrzyknąć rozpitego Willa, Johna, który bawił sie w pasterza, Tucka, który napychał sobie kałdun....i to bez przemów Cool
Dobrze władał mieczem, potrafil sie dostosować do życia w lesie po 20 latach spania w ciepłym łóżeczku.
I miał odwagę zacząć nowe życie i zacząc dyrygować obcymi dla niego ludźmi, którzy swoje przeżyli razem.
I miał odwagę kopnąć krzesło lorda Owena Smile
Jednak Czarny, żyjący w lesie miał prosciej w przystosowaniu sie do życia banity.

Szymon:
Cytat:
Trufla napisał:
Lepsze to niz sztuczne ciągniecie tego co było na siłę.


To znaczy, co było na siłę? Mistycyzm i magia w pierwszej i drugiej serii RoS?


Moje błędy styl sie kłaniają...Miało być o ciągnięciu na siłę tego co było Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 19:11, 14 Gru 2010    Temat postu:

Trufla napisał:

Ja tam potrafię sobie wyobrazić, że Robert wygadany nie był w przeciwieństwie do Robina...jak Ciebie drażnią jego krótkie repliki to innych mogą drażnić napompowane przemowy Czarnego.

A Nasir?Niezły koleś a mało mówi...dlaczego zbieranie bandy ma polegać na przemowach? Co to konkurs retoryki?

banda potrzebowała tylko kopa w dupę a nie kolejnego proroka Smile

sklecił to co było rozbite - czyli bandę (…) i to bez przemów Cool


Uczepiłaś się, Trufla, tych przemów, tak jakbym nie wiadomo jak ich wielce od nowego Robina oczekiwał, a mnie zupełnie nie o to chodzi. Czy ja napisałem, że zbieranie bandy ma polegać na przemowach? Czy zarzucam Robertowi, że nie jest kolejnym prorokiem?

Szymon napisał:
Robert z Huntingdon nie ma już tej charyzmy i pewności siebie, co Loxley. Słowa, jakie kieruje do Marion, czy reszty banitów wygłasza jakoś tak bez przekonania. I nie zwalałbym tutaj całej winy na talent aktorski Connery’ego, ale na scenarzystów, którzy wkładają mu w usta zbyt miałkie, jak na legendarnego przywódcę banitów, kwestie.


I tu jest pies pogrzebany. Nie zarzucam Robertowi małomówności, bo zresztą wcale nie twierdzę, że taki był, to Ty to zasugerowałaś. To co mi się w Connerym nie podoba najbardziej to właśnie jego mizerna gra aktorska, te wszystkie jego nieudolne wysiłki i pseudo groźne miny, w których próbuje pokazać, jaki to jest twardy i zdecydowany, tylko że nie do końca mu to wychodzi. To właśnie przez to Robin Hood w jego wykonaniu pozbawiony jest tej charyzmy, śmiałości i pewności siebie, która cechowała Loxleya. I wcale nie oznacza to, że żądam od Roberta przemów a la Czarny (tak jakby jedyną alternatywą dla miałkich kwestii Roberta miały być jakieś patetyczne przemówienia – nic podobnego). Nie jestem zresztą fanem napompowanych przemów Czarnego, ale widzę z jaką lekkością, swobodą i zdecydowaniem wypowiada swoje kwestie Praed (choćby w przywołanej przeze mnie scenie negocjacji z szeryfem, czy też wtedy, gdy przyciska do muru młynarza albo bawi się kosztem opata Hugona). Connery’emu zaś idzie to wszystko, jak już wspomniałem, niezwykle topornie. Już pal licho sposób, w jaki zbiera na nowo drużynę (nie czepiam się tego w ogóle, a już zwłaszcza tego, że obyło się bez jakichś pompatycznych przemów); przywołałem sceny z Johnem i Willem jako przykład jego słabej gry aktorskiej, podobnie zresztą jak scena rozmowy… pardon, monologu Adama Bella w karczmie. Jest tego zresztą dużo więcej. I nie jest to, jak słusznie zauważyłaś, konkurs retoryki, lecz film, w którym każdy z aktorów powinien dać z siebie wszystko. Connery niestety wypada z nich wszystkich najsłabiej. A gra ponoć najważniejszą postać serialu.

Co do Nasira, to nie wiem w jaki sposób fakt, że był małomówny miałby usprawiedliwiać wymienione przeze mnie wady Roberta. To przecież zupełnie inna postać. Zresztą jeszcze by tego brakowało, żeby Connery mówił tyle co Mark Ryan…

Trufla napisał:
jak Ciebie drażnią jego krótkie repliki to innych mogą drażnić napompowane przemowy Czarnego. Można się przyczepiać do takich rzeczy w nieskończoność. I do każdego bohatera.


Ale jeśli coś zasługuje na krytykę to należy to skrytykować, prawda? Po to też jest to forum i po to Hound zamieścił ten topic, żeby swoje zdanie i swoją krytykę wyrazić. A krytyka Czarnego padła na tym forum już nie raz. Swoją drogą, pewna osoba zaznaczyła opcję pierwszą Smile Czyżby miało to oznaczać to, że takie odcinki jak „Czarnoksiężnik”, „Siedmiu ubogich rycerzy”, „Królewski błazen”, „Miecze Waylanda”, czy „Największy wróg” uważa za jedną wielką chałę? Byłoby fajnie, gdyby ta osoba się ujawniła i swoje zdanie uzasadniła Wink

A co do innych głównych bohaterów, to większych minusów póki co nie znalazłem. Jak się do czegoś „przyczepię” to nie omieszkam o tym napisać Smile

Trufla napisał:

Szymon napisał:
To, że Marion była po przejściach to jedno, ale druga sprawa to taka, że on jej w ogóle nie kręci.


A ja tam widze, ze ja kręci - i co? Moja nadinterpretacja czy każde z nas widzi co innego. A jak to drugie to dlaczego?


Raczej pewnie to drugie. Dlaczego każde z nas widzi co innego? Na to pytanie Ci nie odpowiem. Swoje spostrzeżenia już opisałem – znowuż przyczyna leży po stronie Connery’ego i jego słabej gry, jak również po stronie twórców serialu, którzy obchodzą się z nim, jak z jajkiem.

Trufla napisał:
Dobrze władał mieczem.


A w którym odcinku? Zresztą, powołam się na autorytet:

Saburzanka napisał:

Jason Connery (Robin II) też ma specyficzny styl walki, ale to na pewno nie komplement, bo jest to styl wręcz koszmarny. Paniczyk z Huntingdon miał być niby mistrzem fechtunku, a gdy walczy z Owenem czy Guyem, bo żal pośladki ściska. Robi śmieszne, zacięte minki, ale jest paskudnie defensywny i koślawy aż strach. Mocno by mnie to denerwowało, ale lubię tego złotowłosego chłoptasia, więc mu wybaczam Wink Po prostu mnie to śmieszy. Nie ma chłopak serca i ręki do walki. I tyle. Nic nie pomógł trening na planie.


Trufla napisał:
I miał odwagę kopnąć krzesło lorda Owena.


Ha! I to jest jedna z moich ulubionych scen z jego udziałem Smile

Trufla napisał:
Lepsze to niz sztuczne ciągniecie tego co było na siłę.


Szymon napisał:
To znaczy, co było na siłę? Mistycyzm i magia w pierwszej i drugiej serii RoS? .


Trufla napisał:
Moje błędy styl sie kłaniają...Miało być o ciągnięciu na siłę tego co było


No i niestety w tą pułapkę twórcy serialu właśnie wpadli. Tak, jak napisałem: chcieli, ale im nie wyszło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 20:51, 14 Gru 2010    Temat postu:

Szymon napisał:
Swoją drogą, pewna osoba zaznaczyła opcję pierwszą Smile Czyżby miało to oznaczać to, że takie odcinki jak „Czarnoksiężnik”, „Siedmiu ubogich rycerzy”, „Królewski błazen”, „Miecze Waylanda”, czy „Największy wróg” uważa za jedną wielką chałę? Byłoby fajnie, gdyby ta osoba się ujawniła i swoje zdanie uzasadniła Wink


Hoho, faktycznie się ktoś taki znalazł, a dałem tę opcje tylko dla porządku nie wierząc w to, że ktoś ją zaznaczy Wink Dowcipniś jeden Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 21:30, 14 Gru 2010    Temat postu:

Szymonie, Szymonie - czyś Ty jest Szymonem Magiem???!!! Oddechu złapać nie możemy. My, biedne kobiety, zarzucone całą siecią zarzutów i argumentów, wśród których co i rusz błyska diament. Spróbuję coś napisać, zeby Trufelka mogła złapać oddech. No, jadziem...

Szymon napisał:
Obejrzałem niedawno na chłodno trzecią serię i przyznam, że moją opinię co do niej musiałem mocno zrewidować.

A widzisz, tu się nawzajem mamy! Ty oglądasz na okrągło pewnie pierwszy sezon, ewentualnie końcóweczkę drugiego, którą uważam za marniznę i sentymentalizm Razz. A ja najczęściej zapuszczam sobie odcinki trzeciego sezonu, a wyjątkowo dwóch pierwszych (częściej drugiego, oczywiście). I nawet wiem, dlaczego. A Ty wiesz? Wink

Szymon napisał:
Moim zdaniem jest ona ZNACZNIE słabsza od dwóch poprzednich. Nie oznacza to jednak, że uważam ten sezon za słaby..

Moim zdaniem nie jest słabsza, tylko mniej .. zborna, zwarta, familijna. No i scenariusze są dziergane przez różnych osobników. Ta seria jest INNA. Jest bardziej DOROSŁA. Ot, co! Ma niedoróbki, ale ma też mnóstwo spodów, warstewek, dziwności, smaczków, śmieszności. Nie jest tak jednowymiarowa jak - szczególnie - seria pierwsza, która jest wręcz tak prościutka, jakby była kierowana tylko do małych dzieciaczków, a nie ich rodziców. Za dużo w niej deklaracji i schematów, a za mało prawdziwego życia, więc to nie dziwne, że jest zwarta i gotowa do przyswojenia. Dlatego prawie nigdy nie oglądam powtórnie serii pierwszej (może poza odcinkiem templarskim).
Wiadome, że trzeci sezon był robiony za ciosem i chodziło m.in. o nabicie kabzy, ale jakie szczęście, że można zobaczyć znowu tylu wspaniałych aktorów. Cóż, miłe złego początki, lecz koniec nie tak zwowu żałosny!

Szymon napisał:
Trzecia seria nie ma zatem już tej świeżości i oryginalności, co serie z Praedem; jest to zresztą przypadłość większości seriali (jak również sequeli filmów kinowych).

Zgadzam się co do świeżości - przypadłości młodocianych ludzi i filmów. Ale na pewno nie co do oryginalności! Od pomysłów aż kipi właśnie w trójce. No, czasem są skopane w realizacji i przeciąganiu pewnych pomysłów do bólu głowy (jak w odcinkach krzyżowych czy cruacowych, fuj!).

Szymon napisał:
Pierwsza sprawa to oczywiście główny bohater. Nie chodzi o to, że Michael Praed zagrał lepiej, niż Jason Connery, ani tym bardziej o to, że ciężko nam zaakceptować nowy wizerunek Robina, bo rzekomo przyzwyczailiśmy się już do poprzedniego.

Są dwie wersje legendy (nazwijmy je umownie plebejską i możnowładczą), więc jest okejka. Tylko że właśnie chodzi o to, że Connery zagrał bardzo źle, a Praed świetnie. O ile ten pierwszy ma momenty dobre, ale generalnie jest gorszy niż kac po beczce wódki z szampanem, to ten drugi jest wspaniały nawet wtedy, gdy pierniczy jak potłuczony monologi tzw. nieomylnego przywódcy. Connery jest tak uroczy i naiwny, że nie da się go nie lubić, ale aktorsko jest dobrze jedynie, gdy się ślicznie uśmiecha (cytując znajomą: "jedyny jego plus to fajne dołeczki") albo nie otwiera paszczy, bądź łasi do kogoś z bandy. Praed zagrał jak dla mnie źle w momencie, gdy się rzuca na Willa - wygląda jak komiczne, zdziczałe zwierzątko domowe, ale więcej jego grzechów aktorskich nie pamiętam.

Może dlatego, że ani pan P., ani pan C. zupełnie nie są moimi bohaterami. Moimi bohaterami są BEDGAJE i jest ich piękna galeria właśnie w sezonie trzecim. A imię ich legion!!! Do tego na odwyrtkę szeryf jest wtedy najnormalniejszy (hm). I król Jan jest częściej gościem. To naprawdę jest dla mnie ważne! Bo np. Belleme tak śmiertelnie poważny i campowy w kilku momentach to nie jest prawdziwy bedgaj, no rety. Tak samo jak fajowa banda de Nivelle'a. W trzecim sezonie są bardzo plastycznie zarysowane niesztampowe postaci złłłyyych, a w pierwszych dwóch seriach są takie ... papierowe (choć ciekawie zagrane). Po prostu dziecinada albo żarcik. W trójeczce ZŁO to już nie przeorysza satanistka czy oczadzony pentagramem baron, ale osoby, które można spotkać za drzewem, w sąsiednim zamku, a nawet we własnym domu. To o wiele ... naturalniejsze, nie? I nie podchodzi pod czystą baję na dobranoc. Choć i tak jest to swego rodzaju baja, ale może wreszcie dla trochę starszych dzieci, które liznęły nieco życia (i fikcji).

Szymon napisał:
Kolejny powód, dla którego uważam trzecią serię za znacznie gorszą od poprzednich jest sposób, w jaki została zrealizowana, tj. reżyseria, zdjęcia, montaż, scenografia, muzyka.

Scenografia jest momentami dziwna, fakt. Muzyka jest nieco gorsza, chyba masz rację, ale są też nowe fajne kawałki. Co do zdjęć się jednak nie zgadzam. Wtopy z kadrami zawsze były, jednak w niektórych odcinkach trzeciej serii zaczyna się jakaś artystyczna roszada. Są ciekawe ujęcia, o wiele lepsze niż wcześniej, są nietypowe kąty i dużo zdjęć pod światło, co czasem daje niesamowite wrażenie. Ale jedno jest wkurzające maksymalnie. Przez durne filtry (obraz jest zmiękczany jak przez pończochę Razz, taka słodka tandeta tamtych lat) czasami nie widać niuansów gry aktorskiej. To jest niewybaczalne i to mnie cholernie drażni. A czegoś takiego nie było chyba w dwu pierwszych sezonach - ja tego w każdym razie nie wyłapałam.

Szymon napisał:
Mimo wszystko jednak, jak już napisałem wyżej, lubię odcinki z Connerym i summa summarum serial i tak na tym zyskał. Starzy bohaterowie wrócili i zyskaliśmy mnóstwo nowych, mniej lub bardziej ciekawych postaci drugoplanowych, wśród których najbardziej zapadają w pamięć znakomicie nakreślone czarne charaktery.

No i masz! W sporej mierze dlatego (i dla tych smoluchów vel złłłaaaa) najczęściej oglądam niektóre odcinki tej serii. Sami banici nie kręcą mnie aż tak, jak Ciebie. Kibicuję tym, którzy chcą dopaść tych świątobliwych opryszków, choć wiem, że te leśne dranie potrafią wykaraskać się z niemożebnego okrążenia - i ta właśnie magia Razz razi mnie we wszystkich trzech sezonach najmocniej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 10:57, 30 Gru 2010    Temat postu:

Saburzanka napisał:
A widzisz, tu się nawzajem mamy! Ty oglądasz na okrągło pewnie pierwszy sezon, ewentualnie końcóweczkę drugiego, którą uważam za marniznę i sentymentalizm


I tu się mylisz. Zawsze ilekroć obejrzę pierwszy sezon, zapuszczam też drugi, a potem trzeci. A jeśli oglądam coś na wyrywki to tylko „Największego wroga”, „Czarnoksiężnika”, ewentualnie „Miecze Waylanda” i „Syna Herne’a”. Czyli jedyne odcinki, które oceniłem na 6.

Co do marnizny, którą według Ciebie jest końcówka drugiego sezonu (domyślam się, że chodzi Ci o „Największego wroga”) to może zechciałabyś rozwinąć swą myśl w odpowiednim wątku?

Saburzanka napisał:
A ja najczęściej zapuszczam sobie odcinki trzeciego sezonu, a wyjątkowo dwóch pierwszych (częściej drugiego, oczywiście). I nawet wiem, dlaczego. A Ty wiesz? Wink


Dlaczego częściej drugiego, niż pierwszego? Niech zgadnę. Z powodu Twojego ukochanego szambelana Petera de Leon? Wink

Saburzanka napisał:
Moim zdaniem nie jest słabsza, tylko mniej .. zborna, zwarta, familijna. No i scenariusze są dziergane przez różnych osobników. Ta seria jest INNA. Jest bardziej DOROSŁA. Ot, co! Ma niedoróbki, ale ma też mnóstwo spodów, warstewek, dziwności, smaczków, śmieszności. Nie jest tak jednowymiarowa jak - szczególnie - seria pierwsza, która jest wręcz tak prościutka, jakby była kierowana tylko do małych dzieciaczków, a nie ich rodziców. Za dużo w niej deklaracji i schematów, a za mało prawdziwego życia, więc to nie dziwne, że jest zwarta i gotowa do przyswojenia.


Tak jakby „trójka” nie była łatwa i gotowa do przyswojenia. Powiedz mi, Saburzanko, które to spody, smaczki i dziwności świadczą o tym, że jest mniej jednowymiarowa, a bardziej złożona i dorosła, bo być może coś przeoczyłem albo czegoś nie zrozumiałem. Zarzucasz dwóm pierwszym seriom, że są prościutkie, jakby były kierowane do małych dzieciaczków, a ja Ci odpiszę, że wolę tą prostotę i „zwyczajność”, niż całe to przekombinowane efekciarstwo, jakie pojawia się w trzeciej serii, a które nie do końca potrafi się obronić.

Saburzanka napisał:

pomysły były lepsze niż wcześniej. Ale to wykonanie...

Od pomysłów aż kipi właśnie w trójce. No, czasem są skopane w realizacji i przeciąganiu pewnych pomysłów do bólu głowy (jak w odcinkach krzyżowych czy cruacowych, fuj!).


No więc właśnie. Co z tego, że „trójka” ma (rzekomo w odróżnieniu od "jedynki" i "dwójki") warstewki, śmieszności, cymesy i szeryfa pedała, skoro całość została sfilmowana tak, że cały ten czar, którym owe pomysły miały tryskać, pryska w momencie, gdy spojrzy się na to, w jaki sposób twórcy serialu wzięli się za ich realizowanie. Spójność, zwartość serii z Praedem to atut, którego brakuje serii z Connerym, co wynika pewnie z faktu, że tamte miały tylko dwóch reżyserów, a „trójka” aż siedmiu. I żadne cymesy niczego tutaj nie zmienią, a już na pewno nie uczynią jej mniej familijną, co więcej, tandetne i nieudane przedstawienie wielu z nich odziera owe smaczki z całej powagi i „dorosłości”, jaką miały do serialu wnosić i wywołuje tym samym efekt przeciwny do zamierzonego. Tak więc nie przypisywałbym im aż takiej wagi; nie jest to zresztą dla mnie żadne kryterium oceny poszczególnych sezonów – w dalszym ciągu serial ten, nieważne czy z Praedem, czy z Connerym, pozostaje serialem familijnym.

Saburzanka napisał:


Szymon napisał:
Trzecia seria nie ma zatem już tej świeżości i oryginalności, co serie z Praedem; jest to zresztą przypadłość większości seriali (jak również sequeli filmów kinowych).


Zgadzam się co do świeżości - przypadłości młodocianych ludzi i filmów. Ale na pewno nie co do oryginalności! Od pomysłów aż kipi właśnie w trójce.


Znowu wyjęłaś moje zdanie z kontekstu, więc wyjaśniam. Już sam pomysł na serial, konwencja, jaką przyjęli jego autorzy i świat, w jakim osadzono historię o Robin Hoodzie to rzecz niezwykle oryginalna i bez precedensu, zarówno na tle innych seriali, jak i pozostałych, przeniesionych na ekran opowieści o Robin Hoodzie. Dlatego napisałem, że „serial z Praedem odniósł tak ogromny sukces, że gdyby stanęło tylko na Największym wrogu i tak stałby się serialem kultowym”. „Trójka” ma wiele NOWYCH, i chwała jej za to, pomysłów na odcinki, ale nie znaczy to, że serie z Praedem miały pomysły gorsze, czy mniej oryginalne.

Saburzanka napisał:
Moimi bohaterami są BEDGAJE i jest ich piękna galeria właśnie w sezonie trzecim. A imię ich legion!!!


Szymon napisał:
kosztem szeryfa zyskaliśmy nowe znakomite postacie: trójca z Clun, czyli Owen, Grendel i Gulnar (ze wskazaniem na tego ostatniego), Philip Mark, Adam Bell, czy Roger de Carnac


Istotnie, dużo ciekawych charakterów się nazbierało, ale z drugiej strony trafiły się też leszcze, które obniżają loty i emocje towarzyszące niektórym odcinkom: Raven i spółka, Artur z Bretonii, czy gogusiowaty Lord Edgar. Naprawdę, zdecydowanie wolę od nich Szeryfa z Sir Guy’em.

Saburzanka napisał:
I król Jan jest częściej gościem


Częściej to znaczy ile? O jeden odcinek więcej? Król Jan największy respekt i srogość budzi w „Przepowiedni” – oto widzimy nową, tajemniczą postać, której niecne zamiary trudno odgadnąć. W trzeciej serii robi z siebie żenujące pośmiewisko: w „Zdradzie” dając się podejść bezbronnej niewieście, a w „Rutterkinie” stękając co chwilę z powodu rozwolnienia i zadając pseudo śmieszne pytania Edgarowi a propos imionek świń. Nie taki super z niego gość, jak widać… Wink

Saburzanka napisał:
To naprawdę jest dla mnie ważne! Bo np. Belleme tak śmiertelnie poważny i campowy w kilku momentach to nie jest prawdziwy bedgaj, no rety. Tak samo jak fajowa banda de Nivelle'a. W trzecim sezonie są bardzo plastycznie zarysowane niesztampowe postaci złłłyyych, a w pierwszych dwóch seriach są takie ... papierowe (choć ciekawie zagrane). Po prostu dziecinada albo żarcik. W trójeczce ZŁO to już nie przeorysza satanistka czy oczadzony pentagramem baron, ale osoby, które można spotkać za drzewem, w sąsiednim zamku, a nawet we własnym domu. To o wiele ... naturalniejsze, nie? I nie podchodzi pod czystą baję na dobranoc. Choć i tak jest to swego rodzaju baja, ale może wreszcie dla trochę starszych dzieci, które liznęły nieco życia (i fikcji).


Nie wiem, jak u Ciebie, Saburzanko, ale u mnie w domu wszyscy zdrowi Smile I znowu można się spierać, kto jest naturalniejszy: czy campowy, choć klasyczny czciciel diabła, czy komiksowy i równie campowy Gulnar z bandą skandynawskich Celtów (?!) przebranych za wilki i chcących nie wiadomo czego. Z jednej strony:

Szymon napisał:
Gulnar i Synowie Fenrisa z całą tą swoją ideologią i nieobliczalnymi metodami są naprawdę przerażający! Chyba najbardziej ze wszystkich wrogów Robin Hooda.


Z drugiej zaś:

Hound of Lucifer napisał:
"wilków" jest chyba kilkunastu, a Grendel proponuje banitom przyłaczenie się w celu stworzenia "armii". Jakim cudem taka garstka miałaby opanować kraj nawet podczas nieobecności króla? Nawet magia Gulnara by tu nie pomogła. Gdyby było coś powiedziane o innych grupach "wilków", wówczas plany te brzmiałyby trochę realniej


Dlatego też do czarnych charakterów tak dużej wagi nie przywiązuję, a już na pewno daleki jestem od tego, by klasyfikować owe okazy pod względem prawdopodobieństwa występowania w przyrodzie. Dodam tylko, że moimi ulubionymi czarnymi charakterami są: Szeryf, Morgwyn, Gulnar i Roger de Carnac.

Szymon napisał:

Kolejny powód, dla którego uważam trzecią serię za znacznie gorszą od poprzednich jest sposób, w jaki została zrealizowana, tj. reżyseria, zdjęcia, montaż, scenografia, muzyka. Mam tu na myśli zwłaszcza odcinki reżyserowane przez Gerry’ego Milla, tj. „Adam Bell”, „Cromm Cruac” i „Rutterkin”, a także „Pretendent” reżyserowany o dziwo przez twórcę drugiej serii Roberta Younga.

No, Saburzanko, chyba nie o te odcinki Ci chodzi, pisząc o operatorskim kunszcie! A z tych, które urzekają pod tym względem wymieniłbym wspomniane przez mnie „Herne’s son” i „The time of the wolf”, a także „Betrayal”.


Saburzanka napisał:
Co do zdjęć się jednak nie zgadzam.


To znaczy z czym się nie zgadzasz? Z tym, że w odcinkach Gerry’ego Milla są słabe zdjęcia, czy z tym że „Herne’s son”, „The time of the wolf” i „Betrayal” pod tym względem dają radę?

Saburzanka napisał:
Wtopy z kadrami zawsze były, jednak w niektórych dcinkach trzeciej serii zaczyna się jakaś artystyczna roszada. Są ciekawe ujęcia, o wiele lepsze niż wcześniej, są nietypowe kąty i dużo zdjęć pod światło, co czasem daje niesamowite wrażenie. Ale jedno jest wkurzające maksymalnie. Przez durne filtry (obraz jest zmiękczany jak przez pończochę, taka słodka tandeta tamtych lat) czasami nie widać niuansów gry aktorskiej. To jest niewybaczalne i to mnie cholernie drażni. A czegoś takiego nie było chyba w dwu pierwszych sezonach - ja tego w każdym razie nie wyłapałam.


Lepiej tego ująć nie mogłaś - „pończocha”! To jest to, co w „trójce” wkurza mnie chyba najbardziej. A co do „artystycznej roszady”, o której piszesz, to może podałabyś jakieś przykłady, konkretne sceny, ujęcia itp. ? Chętnie popodziwiam. Swoją drogą można by założyć oddzielny wątek, w którym moglibyśmy rozpisać się na temat poszczególnych rarytasów operatorskich, czy inscenizacyjnych w serialu, już bardziej pod kątem warsztatu i sztuki filmowej, bo zwykle pisaliśmy o tym bardziej ogólnie („moja ulubiona scena”, „ulubiona bitwa” itp.). W serialu jest mnóstwo takich perełek i naprawdę jest na co popatrzeć, więc może warto na niektóre z nich zwrócić szczególną uwagę.

Saburzanka napisał:
No i masz! W sporej mierze dlatego (i dla tych smoluchów vel złłłaaaa) najczęściej oglądam niektóre odcinki tej serii. Sami banici nie kręcą mnie aż tak, jak Ciebie. Kibicuję tym, którzy chcą dopaść tych świątobliwych opryszków, choć wiem, że te leśne dranie potrafią wykaraskać się z niemożebnego okrążenia - i ta właśnie magia Razz razi mnie we wszystkich trzech sezonach najmocniej.


Tylko, że fascynacja czarnymi charakterami (jak również pozytywnymi bohaterami) nie powinna nam przesłaniać całościowej oceny, prawda? Bo oprócz tego są jeszcze inny elementy, na które należy zwracać uwagę, co zresztą uczyniłaś – bardzo fajnie i szczegółowo uzasadniając swoje oceny przyznane poszczególnym odcinkom. Jeśli podliczyć średnią Twoich ocen (stan na 30.12.2010 r.), to i tak dwa pierwsze sezony oceniłaś wyżej, niż „trójkę”. Seriom z Praedem wystawiłaś notę 4,77, a serii z Connerym 4,09 Cóż, liczby mówią same za siebie. Dodam jeszcze, że serie z Praedem oceniłaś nawet wyżej ode mnie – ja wystawiłem im 4,63. Ciekawe, nie? Smile


Ostatnio zmieniony przez Szymon dnia Czw 11:05, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kosmitka153

Dołączył: 22 Sie 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lasu
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 10:46, 01 Sty 2011    Temat postu:

No i przede wszystkim trzecia seria jest bardziej zabawna.

Nie wiem, czy bardziej, ale i tak zabawna Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Sob 12:33, 01 Sty 2011    Temat postu:

Logika tego postu mnie przybiła.
Nie wiem, czy logika, ale i tak przybiła.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
BlackMoon

Dołączył: 26 Wrz 2010
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 14:53, 01 Sty 2011    Temat postu:

To jest post typu: "Wiem, że nie wiem". Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Sob 14:57, 01 Sty 2011    Temat postu:

Raczej "coś tam wiem, ale nie wiem co".
Smile
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 23:41, 04 Sty 2011    Temat postu:

Szymon napisał:
Zarzucasz dwóm pierwszym seriom, że są prościutkie, jakby były kierowane do małych dzieciaczków, a ja Ci odpiszę, że wolę tą prostotę i „zwyczajność”, niż całe to przekombinowane efekciarstwo, jakie pojawia się w trzeciej serii, a które nie do końca potrafi się obronić.

Rozumiem, że prostota i zwyczajność bronić się nie muszą. To fajnie. Dlatego ja właśnie twierdzę, że koncepcyjna zwyczajność tzw. zła w trzeciej serii to jest to i taka prostota mi bardzo odpowiada. A przekombinowanego efekciarstwa bronić zbytnio nie zamierzam, bo zgadzam się z Tobą, że jest to zwykle mocno drażniąca wtopa. Jakieś kombinatorstwo można dopuścić, za piątym razem przymknąć oko, ale w nadmiarze prowadzi do niestrawności. Dlatego np. odcinków crommcruakowo-krzyżowych, podtrutych efekciarskim szajsem, nie trawię i nie oglądam, jak nie muszę.

Że coś jest niezborne, to nie znaczy jednak, że nie może być dobre. Że coś jest proste jak dla dzieciaczków, to wcale nie znaczy, że musi być gorsze. Dobra bajka nie jest zła. Ale bajka z podtekstami może być przecież ciekawsza, nawet jeśli coś w niej szwankuje i szwy się prują (jak w trzeciej serii jako całości).

Szymon napisał:
Co z tego, że „trójka” ma (rzekomo w odróżnieniu od "jedynki" i "dwójki") warstewki, śmieszności, cymesy i szeryfa pedała, skoro całość została sfilmowana tak, że cały ten czar, którym owe pomysły miały tryskać, pryska w momencie, gdy spojrzy się na to, w jaki sposób twórcy serialu wzięli się za ich realizowanie.

Ależ szanowny Szymonie, realizacja wielu ujęć w każdym sezonie jest skopana. Ty to wiesz, ja to wiem i inni też nieraz o tym piszą. Czy aż tak bardzo to nam przeszkadza? Nie stosujmy innej miary do "Alana a Dale" i "Pretendenta" tylko dlatego, że ten drugi odcinek jest z serii be, a ten pierwszy z serii cacy. Akurat "Alan" nie powala mnie realizacją pomysłów ani sposobem filmowania (za to jest dobrze skrojony).

Szymon napisał:
Spójność, zwartość serii z Praedem to atut, którego brakuje serii z Connerym, co wynika pewnie z faktu, że tamte miały tylko dwóch reżyserów, a „trójka” aż siedmiu. I żadne cymesy niczego tutaj nie zmienią (...). Tak więc nie przypisywałbym im aż takiej wagi; nie jest to zresztą dla mnie żadne kryterium oceny poszczególnych sezonów

A dla mnie właśnie jest i coś mi się widzi, że może to wynikać z tego, że inaczej odbieramy i oceniamy - powiedzmy - dzieło (sztuki, literatury, etc.) albo akurat ten serial. Wcale nie jest tak, że świetnie skrojony filmowy kostiumik zrobi na mnie większe wrażenie niż trochę popruty sweter, ale naszpikowany kilkoma wydzierganymi cymesami. W idealnie skrojonym kostiumiku filmowym może mi ogromnie przeszkadzać warstwa wizualna (nie w moim typie), zawartość intelektualna (miałka albo bez tzw. przełożenia), sposób przedstawienia jakiegoś zagadnienia, cała koncepcja, etc. W mniej świetnym sweterku kilka cymesów może być tak godnych uwagi, oryginalnych, świeżych, efektownych, że film ogromnie zyskuje, poszerza horyzonty, coś niespodziewanie oświetla, więc zostanie zapamiętany i będzie jakoś tam ciągle żył w widzu. Nie ma co tego wyjaśniania ciągnąć, bo rozpisalibyśmy się niepomiernie, gdybym podała jakieś przykłady i zaczęła to rozwijać, a to się tyczy i literatury. Dlatego uśmiałam się czytając to, co wciskają do głowy nauczyciele matematyki. Nie, ja wcale nie uważam, że liczby mówią same za siebie albo że cyfry nie kłamią. Oj, jak kłamią.

"Szymon napisał:
Jeśli podliczyć średnią Twoich ocen (stan na 30.12.2010 r.), to i tak dwa pierwsze sezony oceniłaś wyżej, niż „trójkę”. Seriom z Praedem wystawiłaś notę 4,77, a serii z Connerym 4,09 Cóż, liczby mówią same za siebie. Dodam jeszcze, że serie z Praedem oceniłaś nawet wyżej ode mnie – ja wystawiłem im 4,63. Ciekawe, nie?

Ciekawe. Lecz jeszcze ciekawsze jest to, skąd wziąłeś te wyliczenia. O ile sobie przypominam, chodziło o OCENĘ odcinków w SKALI SZKOLNEJ. To bardzo specyficzna ocena, która wcale nie oddaje stanu rzeczy, a przynajmniej nie w moim wypadku. Może przykład z beczki szkolnej. Gdybym oceniała wypracowania, z których jedno jest dobrze napisane, ale ani oryginalne, ani zajefajne stylowo, ani nie widać po nim, żeby uczeń myślał, to MUSIAŁABYM dać co najmniej 4. Może mi się to porządne wypracowanie wcale nie podobać, w przeciwieństwie do drugiego, w którym jest błąd rzeczowy bądź nawet dwa, jest jakiś ort, ale za to są fajerwerki, uczeń ewidentnie myśli, ma swój styl - choćby zawiły i z niepotrzebnymi zawijaskami - i swoje przemyślenia. Ponieważ były mankamenty, których nie można pominąć w ocenie szkolnej, to muszę postawić -3. Czy to oznacza, że cenię wyżej pracę pierwszą i że to ona jest lepsza np. jako świadectwo pewnej pracy umysłowej? Nie widzę tutaj wcale związku, a Ty tak.

To samo było przy wyborze miss RoS na forum - też były oceny szkolne, a przy misterach ostra selekcja i wskazanie kolejności. Przecież w takiej sytuacji nie mogę dać staremu szeryfowi pierwszego miejsca, chociaż jest ponętny, bo np. zezuje i na dodatek oszpecają go wąsy. To samo Gwidon - ma swoje uroki i są jego fanki, ale się garbi, ma krzywe nogi i rozedrganą grdykę. Marion nie ma biustu i jest sztywna, więc choćbym uważała jej urok za nieodparty, musi mieć obniżoną punktację (przynajniej minus, a uczciwiej byłoby nawet o stopień). Jeśli ocena ma być szkolna, to dla porządku muszę wciepnąć Nasira, choć on mi się wcale nie wydaje super hiper, bo chłop ma co pokazać i nie moge szermować jedynie czarnymi charakterami (musi być jakaś sprawiedliwość).

Poza tym, żeby już nie przedobrzać: stan na koniec roku 2010 to raczej nie jest, bo już po głosowaniu, które odbyło się jakoś pół roku temu, nie można zmieniać ocen. Jest to więc stan z dnia oddawania głosów po pierwszym obejrzeniu ciurkiem wszystkich odcinków. Od tego czasu sporo wody upłynęło w Białej Wisełce i w Czarnej Wisełce. Gdybym dziś oceniała całość ciurkiem, to kilka odcinków - w tym i nielubianych przeze mnie - otrzymałoby trochę wyższą ocenę. Może i któryś diametralnie by się wzbił (np. o stopień z plusikiem). Oglądanie ciurkiem ułatwia co prawda wystawienie tzw. zobiektywizowanej oceny części/całości/części do całości, ale właśnie takie podejście może być niesprawiedliwe dla niektórych odcinków, które mają do zaoferowania coś innego niż np. mistrzowski krój i ogromnie zyskują przy biższym poznaniu. No i pewnie zmęczenie materiału oceniającego robi swoje Razz Oceny szkolne mają swoją niezaprzeczalną wartość i sens, ale mają też poważne mankamenty.

Jak rozumiem, w tym wątku nie wystawiamy sezonom czy seriom szkolnych cenzurek. Tutaj po prostu sobie gawędzimy o tym, czy coś jest gorsze czy lepsze, czy jest inne, dlaczego jest inne, co się podoba lub nie podoba, na co zwróciliśmy uwagę, etc. Uważam, że niektórzy forumowicze w czambuł i bez zastanowienia potępiają niemal trzecią serię, a inni forumowicze wręcz znależli sobie używanie na "Zdradzie" - że to niby taki masakryczny odcinek. No bez przesady, ludziska! Trochę oczy trzeba przemyć!

Szymon napisał:
Kosztem szeryfa zyskaliśmy nowe znakomite postacie: trójca z Clun, czyli Owen, Grendel i Gulnar (ze wskazaniem na tego ostatniego), Philip Mark, Adam Bell, czy Roger de Carnac. Istotnie, dużo ciekawych charakterów się nazbierało, ale z drugiej strony trafiły się też leszcze, które obniżają loty i emocje towarzyszące niektórym odcinkom: Raven i spółka, Artur z Bretonii, czy gogusiowaty Lord Edgar. Naprawdę, zdecydowanie wolę od nich Szeryfa z Sir Guy’em.

Robercik i Gwidonek to bezapelacyjnie szychy serialowe! Ale jak dla mnie Raven jest zabawny i jego kompania też, a Artur z Bretanii bardzo zagadkowy i ciekawy jako postać (dobrze, że drażni!). Chodzi Ci o to, że nie są prawdziwym zagrożeniem nawet dla chłoptasia z Huntingdon? Przecież w przyrodzie zginąłby już w po kilku sekundach pojedynku z Owenem, ślicznie rozsiekany na kawałeczki.* O co więc chodzi o Ravenem i Arturem? Te role są świetnie zagrane. Edgar już mniej. No ale cóż poradzę na zupełnie inne niż moje kryteria oceny ról/postaci, skoro ktoś tak barwnie i ciekawie skonstruowany jak król Jan doczekał się poniższego podsumowania (ojojoj):

Szymon napisał:
Król Jan największy respekt i srogość budzi w „Przepowiedni” – oto widzimy nową, tajemniczą postać, której niecne zamiary trudno odgadnąć. W trzeciej serii robi z siebie żenujące pośmiewisko: w „Zdradzie” dając się podejść bezbronnej niewieście, a w „Rutterkinie” stękając co chwilę z powodu rozwolnienia i zadając pseudośmieszne pytania Edgarowi a propos imionek świń. Nie taki super z niego gość, jak widać…

Gość jakich mało! Na dodatek aktorski cymes. Jak dla mnie to, że ktoś jest śmieszny czy zafiksowany, nie znaczy, że nie jest groźny dla otoczenia - a już szczególnie, gdy ma władzę. Mamy na to sporo przykładów w historii i to najnowszej.
Poza tym w przypadku Jana jego pojawienie się w odcinku "Zdrada" jest wręcz mistrzowsko przeprowadzone. Z początku jest to jak najbardziej "tajemnicza postać, której niecne zamiary trudno odgadnąć." Choć wiadomo, że coś nie jest tu grane. Dodatkowo, wielu przeciwników Robina robi z siebie pośmiewisko, szczególnie pod koniec danego odcinka. Jan nie jest wyjątkiem i dlatego nadal super z niego gość. Taka konwencja tego serialu - nie poradzisz.

Przy Janie jest na dodatek kupa radości! To jest ogromny plus trzeciej serii - zamierzony komizm plus wspaniała, iście komediowa gra aktorów (z reguły bez żadnej szarży). Kruca, przecież ten ciągle przeżywający najgorsze zasadzki Robin jest niezamierzenie śmieszny (a już szczególnie Biały), zaś wszystko w tym wianiu przed szeryfem czy innym wrogiem tak grubymi nićmi szyte, że ręce opadają. Tylko dzieci emocjonują się tym, czy Robinowi się uda. Dorośli wiedzą, że się uda i wyłapują każdą wtopę ucieczek i zasadzek, a jest ich od groma.

A z innej beczki, akurat w przyrodzie z dwóch braci Plantagenetów o wiele ciekawszy jest dla mnie Jan i jego darzę - cytując Vesilene - jakąś tam sympatią, za to nie lubię Ryszarda, który pokutował dwukrotnie i szumnie za grzechy z facetami. I wypraszam sobie nazywanie szeryfa Filipa Marka pedałem!
Szymon napisał:
Co z tego, że „trójka” ma (...) cymesy i szeryfa pedała

Pedałem, a wręcz malutkim, zblazowanym pedałkiem jest ten obleśny de Giscard! Filip Mark to samiec alfa! I to jaki samiec!!! Prawdziwy sodomita! Ostry, groźny i zmysłowy pedofil i homoseksualista w jednym.

Szymon napisał:
Kolejny powód, dla którego uważam trzecią serię za znacznie gorszą od poprzednich jest sposób, w jaki została zrealizowana, tj. reżyseria, zdjęcia, montaż, scenografia, muzyka. Mam tu na myśli zwłaszcza odcinki reżyserowane przez Gerry’ego Milla, tj. „Adam Bell”, „Cromm Cruac” i „Rutterkin”, a także „Pretendent” reżyserowany o dziwo przez twórcę drugiej serii Roberta Younga.
Saburzanka napisał:
Co do zdjęć się jednak nie zgadzam.
Szymon napisał:
To znaczy z czym się nie zgadzasz? Z tym, że w odcinkach Gerry’ego Milla są słabe zdjęcia, czy z tym że „Herne’s son”, „The time of the wolf” i „Betrayal” pod tym względem dają radę?

Jeszcze inaczej. Odcinki Milla operatorsko nie różnią się dla mnie aż tak bardzo od innych nienajlepszych odcinków (np. "Alan", choć i tak bez pończochy, uff), ale to pikuś. Kompletnie nie zgadzam się z tym, że do źle nakręconych odcinków należy "Pretendent". Wwaliłeś go do jednego wora z "Cromm Cruac", a koncepcja wizualna jest o siedem niebios lepsza niż odcinków reżyserowanych przez Milla. Po pierwsze tu widać koncepcję, która do tego została zrealizowana. W odcinku bretońsko-izabelińskim jest całe multum znakomitych ujęć i to naprawdę nietypowych, z dziwnych punktów. Tworzą niezły klimat - atmosferę dwuznaczności, pomyłek, zakrywania i odkrywania, mylenia tropów. Tenże klimat budują w dużej mierze właśnie zdjęcia, oczywiście, poza grą głównego bohatera Artura i postaci pobocznych. W wielu momentach sam sposób filmowania trąca widza w bok: "Nic nie musi być takie, na jakie wygląda.". Ja nie mam kamerzyście nic do zarzucenia! Pierwszy przykład z brzegu - przypatrz się całej scenie początkowej z królową Hadwisą vel Hawizą (praca kamery, sposób filmowania postaci w przestrzeni, a to lustro na wejściu to już klasa sama w sobie, jak i sugerowanie jakiegoś ukrytego widza tej sceny poza nami). Lepszego wprowadzenia w klimat tego odcinka to bym nawet nie śmiała sobie zamarzyć na miejscu reżysera. I dopiero potem okazuje się, że to wejście niby obyczajowe jest znaczące dla całości i sporo mówi.

Szymon napisał:
Swoją drogą można by założyć oddzielny wątek, w którym moglibyśmy rozpisać się na temat poszczególnych rarytasów operatorskich, czy inscenizacyjnych w serialu, już bardziej pod kątem warsztatu i sztuki filmowej, bo zwykle pisaliśmy o tym bardziej ogólnie („moja ulubiona scena”, „ulubiona bitwa” itp.). W serialu jest mnóstwo takich perełek i naprawdę jest na co popatrzeć, więc może warto na niektóre z nich zwrócić szczególną uwagę.

No to czekamy na nowy RoSowy konkurs.

Szymon napisał:
Zawsze ilekroć obejrzę pierwszy sezon, zapuszczam też drugi, a potem trzeci.

Ile baryłeczek - o, przepraszam - czasu zajmuje Ci więc typowa nasiadówka sezonowa? Jesteś tak mocny jak piwo z Lichfield?! Szczery podziw.



Kosmitka153 napisał:
No i przede wszystkim trzecia seria jest bardziej zabawna.
Nie wiem, czy bardziej, ale i tak zabawna Very Happy

Kosmitko, masz ciekawe poczucie humoru. Fajna językowa kręciołka.

Powiem inaczej - trzecia seria jest bardziej zabawna. W trzeciej serii jest to zarówno komizm zamierzony (dzięki pomysłom ekipy czy grze aktorskiej czarnych charakterów), jak i niezamierzony (np. skiepszczona realizacja, walki, efekty specjalne). Coś mi się zdaje, że zamierzonego jest więcej niż w poprzednich seriach, a niezamierzonego naprawdę pod dostatkiem - ma to swój urok, muszę przyznać. Trzeba też zauważyć, że tzw. oszczędna kreacja Connery'ego ma swój spory udział w podkręceniu serii w stronę komizmu, choć zauważyłam, że Nasir też potrafi durne miny robić, a Marion się nieco posypać. Zabawa na planie trwała w najlepsze? Czasem oglądam jakiś odcinek trzeciego sezonu wręcz jak serię skeczy. Bywa, że są to skecze, które wyleciały sroce spod ogona.

Są szmirowatości i przeginki, ale za to jest mniej znanych nam z dwóch poprzednich serii przeszarżowanych pomysłów w stylu podniosłym bądź okultystycznym. Bo nie wmówisz mi, Szymonie, że białe jest czarne, a raczej, że czarne jest białe - wiele wejść i wyjść Herne'a oraz kilka popisow Belleme'a jest właśnie maksymalnie skiepszczonych i może wywoływać uśmiech politowania. A czy ktoś obniża przez to natychmiast ocenę pierwszej czy drugiej serii? Przecież to jest naprawdę poważny mankament, skoro właśnie owe postaci tworzą klimat. Do tego ktoś tu na forum Wink twierdził, że sam jaśnie zniebieszczony Lucyfer jest jakiś nie teges (a to drugi sezon i czołowy antyhoodowiec). Realizacja tego, co miało być mistyczne lub diaboliczne jest - i to nie raz, i nie dwa - szmirowata czy campowa. No rety! Dziwnym trafem większość z nas przyjmuje dwie serie z dobrodziejstwem inwentarza i bez mrugnięcia oka.

*No cóż, uroki familiady i fizycznej niemożliwości sfilmowania groźnego lub walczącego jak rasowy rycerz Connery'ego. Praed przynajmniej się starał, skakał jak pchła i to do przodu, a na defensywę i bojaźliwość Connery'ego nic nie można było chyba poradzić. Zresztą nieważne, bo rzekomo z Robinem nikt nie wygra, prawda? Musimy to uznać za pewnik. Wygrać nie wygra, ale raz się może zdarzyć, że strzały bedgajów zrobią z bohatera jeża. Jednak odrodzi się on jak feniks z popiołów, bo przecież nic nie będzie zapomniane.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Śro 11:59, 05 Sty 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 22:22, 11 Sty 2011    Temat postu:

Przyznaję się: to ja jestem tym drugim przypadkiem, który zdaniem Autora ankiety w przyrodzie nie występuje wcale. Wolę trzecią serię. Zawsze wolałam. Pierwsze dwie - przepełnione tanim mistycyzmem i okultyzmem w granicach dopuszczalnych ówczesna polityczną poprawnością - były nieznośnie nadęte, i jak na tamte czasy, kontrkulturowo koniunkturalne. Trzecia seria traktuje ten mistycyzm bardziej z przymrużeniem oka (the time of the teeth). Ale nie o to chodzi. Trzecia seria jest również prawdziwsza w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. Ta seria jest żywym zapisem procesu, w jakim uczestniczyła grupa ludzi, która spotkała się po szeregu wspólnych wcześniejszych doświadczeń związanych z pracą nad dwoma pierwszymi seriami. Czas trwania i intensywność tej wcześniejszej współpracy musiały w naturalny sposób prowadzić do powolnego powstawania realnych więzi. Traf jednak chciał, że na okoliczność produkcji trzeciej serii grupa spotkała się w nieco zmienionym skladzie. I całe szczęście, bo gdyby skład się nie zmienił, nie byłoby krytycznego czynnika kryzysu. Trzecia seria stałaby się wyłącznie próbą powrotu do tego, co było wczesniej, pelną sztuczności właściwej reanimowaniu wszystkiego, co się raz skończylo. W trzeciej serii uwodzi realizm psychologiczny, którego nie jest w stanie zniszczyć najbardziej banalna fabuła, i który narzuca konwencję naturalności aktorom. Ich gra pojawia się w gruncie rzeczy sporadycznie, a jeśli już - jest karykaturalna, bo nieadekwatna i w jakimś sensie niepotrzebna.

Twierdzenia o nieporównywalności dwóch pierwszych serii z serią trzecią są jedynie elegancką retoryką. Jako filmy są one w pełni porównywalne, ale dysputy o wyższości czegokolwiek nad czymkolwiek w którejkolwiek serii zdają mi się nieporozumiem. Albo o wyższości kogokolwiek nad kimkolwiek Wiem, wiem, to rzekomo nie ten wątek. Czyżby? Obydwaj grali od siedmiu boleści. Niejaki Bajon powiedział kiedyś o kimś z obsady w jednym ze swoich filmów: on nie ma grać, on ma po prostu być. Wystarczy, ze byli. Nie mieli warsztatu. Raz to z racji swojego wieku, dwa - z powodu niewielkiego zasobu doświadczeń zawodowych, a trzy - no cóż... Do dziś żaden z nich nie wykazał się znaczącym kunsztem. A w każdym razie, żaden nie dał się nam od tej strony poznać. Niemniej rola Preada i dwie pierwsze serie zawsze były i będą oceniane wyżej. Są punktem odniesienia (lub fachowo mówiąc, prototypem, jeśli kto tak woli) i to - tylko to - decyduje o ich pozornej wyższości. Reszta jest zwykłym poszukiwaniem racjonalnego uzasadnienia dla emocji, których odczucie pojawiło się tak dawno temu, że nikt już dokładnie nie pamięta, co je sprowokowało. Film przywoływał wiele mitów zdolnych do wyzwolenia najbardziej prostych, prymitywnych, ale przez to głębokich uczuć. Czasem za nimi tęsknimy, każdy za czymś innym...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
przykuta

Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wikipedia
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 12:03, 04 Maj 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Trzecia seria traktuje ten mistycyzm bardziej z przymrużeniem oka (the time of the teeth).


Gdy budzę się ze snu, to także traktuję z przymrużeniem oka to, co mi się śniło. Ale jednak wolę sny, niż ich dopowiedzenia na jawie.

Przymrużenie oka jest już w Xenie, facetach w rajtuzach, i za bardzo mnie już przeciążyły wszelkie inne Pazury Cezara Smile Wolę jednak ten naiwny i inspirujący oniryzm. Bez tego ten serial byłby jak każdy inny. Ale... IMHO trzecia seria podkreśla jeszcze bardziej - ten sehnsucht. To jest (jeśli się powtarzam, to sorki) jak dodatek "Miasto" do "Magii i Miecza" Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 0:38, 05 Maj 2011    Temat postu:

przykuta napisał:
Gdy budzę się ze snu, to także traktuję z przymrużeniem oka to, co mi się śniło. Ale jednak wolę sny, niż ich dopowiedzenia na jawie.


Jest to zatem najwyraźniej wyłącznie kwestia zróżnicowania ludzkiej percepcji Wink. W moim odbiorze mistycyzm w III serii jest potrzebny w tym samym stopniu, co piąte koło u wozu. Ostatecznie jest go mniej, a z przymrużeniem oka traktowane są jego rekwizyty. Mnie też się nie podoba ta dobitność i nieudaczność.

Jednak I i II seria epatuje zbyt ugrzecznionym i zbyt dosłownym mistycyzmem na każdym kroku - nie tylko w zakresie rekwizytów, ale również w zakresie treści (czy to przypadek, czy znamię pierwszej połowy lat 80-tych?). Niewiele razy w życiu byłam tak obolała ze śmiechu, jak w trakcie oglądania The Swords of Wayland. Nie twierdzę, że to były kiepskie odcinki, ale dla mnie były przede wszystkim fenomenalnie komiczne. Nie ma się zresztą co tłumaczyć. I tak już zostanę wyklęta, bo przyznając się do tego, zbezcześciłam tym samym sacrum cieszące się tu bodaj największą estymą i to pod względem, za który jest ono chyba najbardziej cenione. Może jestem mało uduchowioną istotą, a może wolałam mistyków w stanie dzikim.

Hound of Lucifer napisał:
Szymon napisał:
Swoją drogą, pewna osoba zaznaczyła opcję pierwszą.
Hoho, faktycznie się ktoś taki znalazł, a dałem tę opcje tylko dla porządku nie wierząc w to, że ktoś ją zaznaczy :wink:Dowcipniś jeden Wink


Dawno mnie nie było w tym wątku, a tu - proszę - na naszych oczach zaszły istotne zmiany Wink. No, Panie Administratorze, jeśli faktycznie zawarłeś w ankiecie pierwszą opcję tylko dla porządku, to masz mój szczery szacunek za to, że umieściłeś w niej coś, co osobiście uważałeś za nieprawdopodobne. To w ramach naszych starych porachunków Smile. Aktualny rozkład odpowiedzi już wskazuje, że rzeczywistość zawsze jest jednak bardziej złożona, niż się wydaje. Ani tak czarna po "Białej" stronie rozkładu, ani tak biała po tej "Czarnej", jak można byłoby wstępnie zakładać. Jak zwykle poglądy tych, co są w mniejszości, bardziej radykalne, a preferencje większości - bardziej umiarkowane...

EDIT

Hmm, nawet więcej. Chwilowo liczba glosów, które nie deprecjonują III serii (50%) minimalnie przeważa nad tymi, które nisko cenią jej wartość (47%). Można przyjąć, że te 3% różnicy (choć to całkiem spory odsetek wszystkich glosujących) nie ma większego znaczenia, i że mamy do czynienia ze względną równowagą. Jednak liczebność równa 23 głosom sugeruje, że nie jesteśmy jeszcze na końcu tego procesu. Dynamika takich dyskusji wskazuje, że teraz zaktywizują się zwolennicy dwóch pierwszych serii, i kiedy zajrzymy tu za jakiś rok, to okaże się, że jednak wszystko w przyrodzie zostało po staremu, chociaż - teoretycznie - powinno przybywać przede wszystkim głosów umiarkowanych ze środka skali. Ale może jak już to tu "ogłosiłam", to będzie jakoś inaczej... Wink


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Czw 1:06, 05 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin