Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Lady Marion (Judi Trott)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Główne postacie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
brunhilda1984

Dołączył: 15 Cze 2008
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 21:44, 20 Lip 2008    Temat postu:

Marion of Leaford-całkiem sympatyczna postać nieprawdaż? Smile
Dla mnie jest uosobieniem wdzięku i naturalności. Poza tym te jej włosy... Ja chciałabym mieć loki,a nie prostownice na głowie Sad Co z tego,że do pasa...

Lubię tę postać,bo przypomina mnie i tak jak ja wierzy w miłość do końca życia. Myślę,że do końca pozostała wierna Michaelowi. A to się ceni. Bo całowanie całowanie,ale mąż to mąż Smile
Rzeczywiście ostatnie scena jest strasznie piękna,ale tak mi żal Roberta... Z drugiej strony myślę,że i tak cieżko by jej było z Robertem,tj. takie kobiety po prostu wchodza raz do rzeki i już z niej wyjść nie chcą. A wiem coś o tym Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 1:50, 11 Lis 2008    Temat postu:

Marion idzie pod nóż Wink

Poczytałam sobie wasze wypowiedzi. Muszę przyznać, że też mam akurat słabość do piegów i rudych włosów. Ale jak dla mnie, to mojej ukochanej Sissy Spacek żaden piegus nie zastąpi. I tyle o urodzie Smile

Marion to bardzo wdzięczna dziewczęca i prostolinijna postać. Gdyby nie umiała strzelać z łuku (choć wiadomo, że aktorka akurat nie umiała najlepiej) i gdyby nie była tak powalająco odważna, to rozpłynęła by się pośród innych silniejszych osobowości jak ciepłe kluchy. W sumie to ta odwaga mi w niej mocno imponuje (poza ostatnim odcinkiem). Potrafi wyśmiewać się z szeryfa stojąc przed nim twarzą w twarz. Aż się dziewczyna czasem prosi o klapsa.

Naczytałam się sporo na temat postrzegania kobiet przez średniowieczne społeczeństwo i muszę przyznać, że Marion dalece odbiega od schematu. Aż dziwne, że Marion nie zapoczątkowała ruchów feministycznych - przyjmując oczywiście, że legendę o Robin Hoodzie oparto na jakichś gruntownych faktach. Z jednej strony dobrze jej było w Sherwood, mogła robić co chciała. Z drugiej strony jednak nie wyrwała się całkowicie spod stereotypu "kobieta do garów" - mogła się bardziej postarać moim zdaniem, bo nie raz pokazała, że potrafi z zadartym nosem (khe khem pięknym noskiem) z powodzeniem zawalczyć o swoje.

Mimo banickich warunków życiowych (pomijam te gary) nie przekształciła się w babo-chłopa - nadal pozostała damą. I, jak to zwykł mawiać braciszek Tuck, "kwiatuszkiem"...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Jagaciarz

Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgierz

PostWysłany: Czw 22:12, 07 Sty 2010    Temat postu:

Tak oglądając serial po raz enty muszę przyznać że Judi Trott odwaliła kawał dobrej roboty- gra bardzo naturalnie, świetnie oddała zarówno obawę i pewne "wycofanie" Marion w trzeciej serii jak i namiętność do czarnego w seriach pierwszych (patrz choćby scena w lochu w Swords), świetna w scenach walki, wspinania po drzewach (wychodzi balet) i tej swojej szlacheckiej odwagi (sceny z Szeryfem czy królem Janem chociażby).

Naprawdę świetnie zagrana postać, do tego naprawdę urodziwa, o zwiewności i lekkości postaci już wspominaliśmy.
No i co banalne,ale wcześniej jakoś nie brałem tego pod uwagę (sic!!!) a propos jej urody- ma rude włosy a to wiele tłumaczy:)SmileSmile.


Ostatnio zmieniony przez Jagaciarz dnia Czw 22:14, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 22:17, 07 Sty 2010    Temat postu:

Jagaciarz napisał:
świetna w scenach walki, wspinania po drzewach (wychodzi balet) i tej swojej szlacheckiej odwagi (sceny z Szeryfem czy królem Janem chociażby).


Tylko miała duże problemy ze strzelaniem z łuku, co widać w nieudanych scenach Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Jagaciarz

Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgierz

PostWysłany: Czw 22:24, 07 Sty 2010    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
Jagaciarz napisał:
świetna w scenach walki, wspinania po drzewach (wychodzi balet) i tej swojej szlacheckiej odwagi (sceny z Szeryfem czy królem Janem chociażby).


Tylko miała duże problemy ze strzelaniem z łuku, co widać w nieudanych scenach Smile


Powiem Ci że to też miałem świadomie na uwadze pisząc o scenach walki z jej udziałem. Świetnie pokazano że ,zwałszcza w początkowych odcinkach, strzelanie z łuku sprawiało jej trudności (a nie że od razu wszystko było cacy). I to jej strzelanie ma swój niepowtarzalny urok.

Chociaż w Greatest enemy szyje aż miło...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 22:27, 07 Sty 2010    Temat postu:

Jagaciarz napisał:
w Greatest enemy szyje aż miło...


Ciekawe tylko czy już opanowała wówczas strzelanie z łuku, czy też potrzebowała do tego "szycia" wielu dubli Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Kacha739

Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Nie 15:42, 23 Maj 2010    Temat postu:

Wiecie co tak sobie właśnie oglądam "Syna Herna" i dochodzę do wniosku, że Lady Marion mimo wszystko poślubiła Owena z Clun i mimo tego, że nie doszło do nocy poślubnej jest podwójną wdową.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Nie 16:39, 23 Maj 2010    Temat postu:

Kacha739 napisał:
Wiecie co tak sobie właśnie oglądam "Syna Herna" i dochodzę do wniosku, że Lady Marion mimo wszystko poślubiła Owena z Clun i mimo tego, że nie doszło do nocy poślubnej jest podwójną wdową.


Ciekawa uwaga, jakoś przeszliśmy z tym do porządku dziennego (ja również), a Ty to zauważyłaś. Z drugiej strony małżenstwo nie zostało skonsumowane (i to jest najważniejsze Wink) i formalnie można je przez to uznać za nieważne Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 5:46, 09 Sie 2010    Temat postu:

brunhilda1984 napisał:
Marion of Leaford-całkiem sympatyczna postać nieprawdaż? Smile Dla mnie jest uosobieniem wdzięku i naturalności. Poza tym te jej włosy... Ja chciałabym mieć loki, a nie prostownice na głowie

Sympatyczna w miarę rozwoju akcji - ależ tak. Na początku okropnie mnie jednak wkurzała swoją przemądrzałością, a znowu nie była tak lotna i rozumna, żeby się mieć nie wiadomo za co! Marion może i bywała dowcipna, ale wiadomymi zwojami jednak nie błyszczała (jak np. szeryf, Isadora czy herold de Giscard).
Hm, wszystkie moje znajome z podobnymi włosami jak Marion zawsze narzekały i twierdziły twardo, że wolałyby włosy takie, jak moje - delikatne, zwiewne i proste. Dziwne, ale jak widać, nigdy nie podoba się to, co mamy z natury.

Meteora napisał:
Biorąc pod uwagę pierwsze dwie serie to ideał kobiecości, niebanalna uroda,piękne uczucie i lojalnosc... Świetna kreacja!!!

Ideał dobroci, słodyczy i lojalności mimo wrażenia hardej zimnicy. Tak, pod względem aktorskim to świetna, niebanalna kreacja - poza jedną skopaną sceną z szeryfem w odcinku albionowym. Jak na serial, w którym Marion występuje w każdym odcinku, a aktorka ją grająca to właściwie pełnokrwista debiutantka, jest to po prostu majstersztyk!
Co do wdzięku i naturalności, to się nie zgodzę zupełnie. Marion od samego początku jest potwornie sztywna i arogancka. Wręcz nie można jej polubić...póki nie okaże serca (a robi to bodajże w trzecim odcinku). A ma tak wielkie serce, że starcza do samego końca serialu. Pod tym względem jest nie do przebicia i za przyrodzoną dobroć ją uwielbiam. Nikt nie jest tak dobry, jak ona. Nikt.

Little Flower napisał:
Marion/Judi ma w sobie ogromny wdzięk, porusza sie niezwykłą miękkością.. cokolwiek nie robi (łącznie z okładaniem wesołej kompani gałązkami), wygląda jak królowa
Jagaciarz napisał:
Wiadomo-Marion klasa babka:) inną sobie teraz ciężko wyobrazić. A "wykształcenie baletowe" rzeczywiście bardzo przydało się do roli- ktoś już słusznie wspomniał o zwiewności i zręczności we wspinaczce po drzewach. A i z łuku przecież całkiem nieźle szyła...

Właśnie przygotowanie baletowe aktorki wkurzało mnie w Marion najbardziej - jest tak nienaturalna np. w bieganiu, strzelaniu z łuku (akurat bardzo źle strzelała i widać to nie tylko w outtakes) i łażeniu po drzewach, że aż pod nosem ma się ochotę zakląć. Baletowe przygotowanie przydaje się jedynie wtedy, gdy Marion tańczy ze świeczkami w Huntingdon, ale to dopiero trzecia seria. Tragedia! Marion jest sztywna jak kij od szczotki!!!
Może była jak królowa, tylko że zdetronizowana i to z własnej winy. Dość złośliwości.. I tak ją lubię! Mimo wszystkich braków.

Houd of Lucifer napisał:
Mówiąc o gabarytach mniej chodziło mi o wzrost, bardziej o to, że kolokwialnie mówiąc płaska jest i za chuda jak dla mnie Ale to tylko mój gust
Trufla napisał:
Niektóre kobiety nie lubią mieć ciałka grrr . Ja tam uważam, ze Judi figurę miała świetną- zazdroszczę...

A ja nie. To nie tylko Twój gust, HoL! To gust zwykłych ludzi, którzy nie oślepli od nadmiaru współczesnych, promujących anoreksję reklam i wizualizacji wszelakich. Żeby normalnemu facetowi podobała się decha, gdyby miał obok biuściastą i pupiastą kobietę? Shocked (nie mówię, że nadmiernie napakowaną). Deska może się podobać estetycznie bądź gdy zakochanie wzrok zaćmi. Taka figura nadaje się np. do wymyślnego stroju, który ma przyciągać uwagę. Rozebranej to bym Judi Trott widzieć nie chciała (jak i cherlawego Michaela Praeda). Inne babki (jak Meg czy Sarah de Talmont) w dziadowskich ciuchach mogą wyglądać niepozornie czy wręcz kiepsko, ale bez fatałaszków muszą być śliczne i pociągające. A Marion świeciłaby żebrami i tyle!

Trufla napisał:
Co to Judi Trott - jak dla mnie jedyna ladna kobita w serialu
Jagaciarz napisał:
Co do urody Judi- faktycznie czołówka serialu-jak dla mnie tylko Isadora mogłaby iść w konkury, no Elena ewentualnie...

Troszeńkę piękniejsza - i chyba w typie figury Marion, a za to bez marionowatej sztywności - jest Mildred de Bracy. Prześliczna jest też Meg z Wickham (trzeba to zobaczyć w odcinku "Rutterkin"). Isadora jest na równi urodziwa z Marion - fakt.
Poza tym Marion nie jest ładna. Jest śliczna, a wręcz piękna!!! Słowo "ładna" do niej zupełnie nie pasuje. To nie ta klasa! Kompletnie nie w moim guście, jeśli chodzi o resztę ciała, ale sama twarzyczka jest przecudownej urody!
Jeśli chodzi o wygląd, to najbardziej podoba mi się w tym stroju główki:



Tak powinna chodzić od leśnego ślubu z Robinem Pierwszym - był to ślub i tak nieważny, ale teoretycznie dziewicą od nocy poślubnej nie była. Powinna więc zakrywać przynajmnej część włosów.* O ile sobie przypominam, jedynie hrabia Huntingdon nazwał ją bezwstydnicą. A ona bezwstydna pod tym wzgledem była przez cały czas. Szczerze mówiąc, z przyjemnością (jedynie historyczną Wink ) zobaczyłabym scenę, w której wściekli za łamanie obyczajego tabu ludzie złapaliby Marion i obcięli te jej doczepiane włosy oraz na siłę założyli jej czepek na głowę, nazywając przy tym ladacznicą (bo żoną Robina z Loxley w żadnym sensie nie była, a jedynie konkubiną). Aż się zestrachałam. Biedna byłaby wtedy Marion!

Kacha739 napisał:
Wiecie co tak sobie właśnie oglądam "Syna Herna" i dochodzę do wniosku, że Lady Marion mimo wszystko poślubiła Owena z Clun i mimo tego, że nie doszło do nocy poślubnej jest podwójną wdową.
Houd of Lucifer napisał:
Ciekawa uwaga, jakoś przeszliśmy z tym do porządku dziennego (ja również), a Ty to zauważyłaś. Z drugiej strony małżenstwo nie zostało skonsumowane (i to jest najważniejsze ) i formalnie można je przez to uznać za nieważne

No właśnie była bardziej żoną Owena niż Robina. Skonsumowanie nie ma w przypadku Marion wiele do rzeczy**.

Ten błogosławiony przez Herne'a nibyślub w lesie był brany w asyście osób, które jako żywo świadkami prawnymi być nie mogły. Banita to nie jest osoba prawna, tylko ktoś, kto praw nie ma Wink Do tego pan młody był banitą w momencie hernowej ceremonii. Taki ślub był po prostu nieważny i kropka. Miłość piękna, ale nieprawa Wink
Dziwię się wielce opatowi Hugonowi de Rainault, że nazwał Marion (swoją dawną wychowanicę) żoną banity i to publicznie. Nie była żadną żoną - na pewno nie dla duchownego. Nie była też żoną Robina w świetle prawa zwyczajowego. Ale opat zawsze był dobrotliwy dla swoich zagubionych owieczek. Laughing

Kto powiedział zresztą, że Marion z Robinem dopełniła rzekomego małżeństwa? Ja miałam kompletnie inne wrażenie - że to było właśnie tzw. białe małżeństwo. Dokładniej rzecz biorąc był to biały konkubinat Wink Bo gdy się zastanowić nad tematem konsumpcji relacji damsko-męskiej w przypadku Marion, to robi się ciekawie. Chodziła z odkryta głową (zupełnie, jakby była niewinną panienką), ale chwaliła się z przedziwną hardością, że ma męża (dla otoczenia niebanickiego byłby to i tak konkubent, a nie mąż). Byli świadkowie tego jej gadania i to wysoko postawieni. To mi właśnie pachnie czystą, niewinną, białą lilią. Chodzącą niewinnością, która ma w nosie zdanie otoczenia i wszystko robi po swojemu. Jak to ktoś kiedyś ładnie na tym forum powiedział, Marion kochała się w Robinach tak niewinnie, że przypominało to pierwsze, szczeniackie miłości. Erotyzmu w tym nie było wiele (lajtowe pocałunki i trzymanie się za rączkę), a po prostu oczarowanie. Plus mnóstwo dobrych uczuć...

Wyjątkiem było tylko teatralne całowanie się z Robinem Czarnym w podziemiach zamku ("Miecze Waylanda"), bo tu była wreszcie jakaś chemia, ale Marion robiła to w tzw. wyższym celu i ewidentnie grała namiętną kobietę przed strażnikiem, a nawet się w tym graniu nakręcała. Nigdy więcej z Czarnym czy Białym czegoś podobnego nie robiła. No i drugim wyjątkiem było całowanie się w Owenem w Clun, wieszanie się na nim, przywieranie do niego w każdy możliwy sposób. Była cudownie zmysłowa, a wręcz wyuzdana (ale z wielką klasą to robiła!). A wtedy była zaczarowana przez Gulnara. Ani w jednym, ani drugim przypadku nie była sobą po prostu (odgrywanie komedii i czary mary) bądź tylko wtedy widzimy ja w sytuacji, w której tracił hamulce. Gdyby nie te dwie sceny, to Marion wyglądałaby na zimną, dumną i nieczułą na erotyczne awanse kobietę (czyli jak Sarah de Talmont), której seks chyba nie kręci. I Marion, i Sara były w pewnych rzeczach do siebie podobne. Były wręcz przylepkami i uwielbiały dzieci, a w sytuacjach bardzo nieprzyjemnych pokazywały hardość nad hardościami. Po prostu swoje uczucia okazywały w inny sposób Wink

Pogański ślub z Owenem (dlatego nie ma znaczenia zupełnie, że nieskonsumowany) był ważny, bo miał świadków i to świadków będących osobami prawnymi! Ani Marion, ani Owen w momencie zawierania ślubu nie byli banitami. Świadkowie to podstawa w średniowieczu. Marion i Owen nie musieli być błogosławieni przez duchownego u wrót jakiegoś kościoła. Rzadko kto taki ślub wtedy zawierał. Byli jednak małżeństwem!

Marion nie była więc podwójną wdową, tylko po prostu wdową i to nie po Robinie, a po Owenie Razz




*Na wielu terenach wiejskich Europy w tzw. społeczeństwie tradycyjnym - od średniowiecza aż do XX w. - kobieta zamężna, rozwódka czy wdowa musiała zakrywać włosy (chustką, czepkiem, etc.) zawsze poza swoim domem. To był bezwzględny obowiązek! Ten sam nakaz odnosił się do każdej kobiety, o której było wiadomo, że nie jest dziewicą, czyli np. gdy była przez jakiś czas czyjąś konkubiną, gdy stwierdzono nieważność jej małżenstwa bądź gdy urodziła nieślubne dziecko. Na dodatek zakonnice też zakrywały włosy - chociaż wiele z nich było dziewicami, to z chwilą 'poślubienia Chrystusa' stawały się oficjalnie mężatkami.
W RoS też to widać, dlatego niezakrywanie włosów przez Marion w miejscach publicznych tak bardzo razi. Wystarczyło nosić barbette, jak Jennet w Elsdon, bo wtedy włosy i tak byłoby widać niemal w całej okazałości. Jest chyba tylko jeszcze jedna osoba, która nie jest dziewicą czy zakonnicą, a nosi włosy odkryte (jakiś dziwny wyjątek) - to Alison z Wickham, żona Edwarda. Nawet królowa Hadwisa, chociaż sąd kościelny uznał jej małżeństwo za niebyłe, czyli że de facto cały czas była panną, ma zakryte włosy - bo skonsumowała nieważne kościelnie małżeństwo. W kilku scenach, w których Marion ma zakryte włosy, albo chodzi o to, że podróżuje, albo zimno jej doskwiera, czyli jest to całkiem prawidłowe, jak na średniowiecze.


** Bo żaden z tych związków nie był kościelny! Oba były pogańskie. Takie związki były zwyczajowe, ale uznawane przez prawo. Konsumpcja była brana pod uwagę tylko w wypadku ślubu kościelnego, a takie zawierali wtedy głównie królowie i co poniektórzy książęta. Do tego małżeństwo kościelne nie stawało się automatycznie nieważne w przypadku jego niedopełnienia (musiało zostać unieważnione, co poprzedzała odpowiednia procedura i badanie stanu rzeczy; dlatego też, żeby się zabezpieczyć, część osób dopełniała małżeństwo publicznie, hm, żeby byli świadkowie). Można było przecież zawrzeć małżeństwo per procura, które było jak najbardziej ważne!


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Wto 2:46, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Eteryczna

Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 18:27, 09 Sie 2010    Temat postu:

Myślę jednak, że małżeństwo Marion z Owenem nie mogło być uznane za ważne, ponieważ odbyło się wbrew jej woli.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 19:29, 09 Sie 2010    Temat postu:

Eteryczna napisał:
Myślę jednak, że małżeństwo Marion z Owenem nie mogło być uznane za ważne, ponieważ odbyło się wbrew jej woli.

Ale to z naszego punktu widzenia Wink W wypadku małżeństwa - powiedzmy - pogańskiego czy zwyczajowego zgoda kobiety była nieistotna.
This is a man's world, this is a man's world...
This is a man's, a man's, a man's world...


Mieliśmy tu do czynienia z porwaniem, ale nie z raptus puellae (bo Marion powszechnie nie uchodziła za dziewicę, skoro wszyscy wiedzieli, że żyła w lesie z Robinem). Owen chyba nie odpowiedziałby gardłem za taki czyn, skoro ofiara była .. ze skazą Wink . Poza tym królowi, który mógłby zadziałać w tej sprawie, zależało na poparciu Owena. Marion nie miała szans na uwolnienie jej z okowów małżeńskich w tym wypadku. Gdyby nie Robert, to byłoby z nią krucho w owenowym uścisku.

Jeśli zawarłaby z Owenem ślub kościelny, to fakt... Marion mogłaby złożyć skargę np. do biskupa, że ślub odbył się wbrew jej woli i wtedy istniała jakaś szansa, że jej małżeństwo zostałoby unieważnione.* Nie wiem, czy byłoby to łatwo udowodnić... Z drugiej strony w tamtych czasach nie zadawało się przed ołtarzem pytań nowożeńcom o wolę zawarcia małżeństwa ("Czy bierzesz tego oto mężczyznę za męża?" czy coś w ten deseń!). Jeśli ktoś brał ślub kościelny, to po prostu otrzymywał błogosławieństwo i już. Ślub Mildred z szeryfem nie przebiegałby w taki sposób, jak to pokazano. Ale w przypadku M. i O. tu nie ma mowy o chrześcijańskim aspekcie zawarcia małżeństwa. Choć ślub z Owenem był jak najbardziej...mistyczny Wink

Najpiękniejsza scena ślubna w tym serialu - ciary na plecach! Druga po niej to ta quasi-ślubna uroczysość w lesie z Robinem. Jednak Marion miała szczęście do spektakularnych ceremonii!

W każdym razie byłam przerażona, gdy dziś sobie obejrzałam po raz któryś odcinek "Syn Herne'a" z Owenem i Marion. Wbiłabym sztylet w plecy Owena, gdybym była świadkiem, jak znęcał się nad roztrzęsioną, zapłakaną i wystraszoną Marion. Sypał tekstami o honorze, jaki spotyka ją, bo wybrał ją sobie na matkę swoich dzieci, całował ją wbrew jej woli i rzucił brutalnie na łóżko, gdy mu się opierała. No, na boginię Arianrod, jednak nie chciałabym być na jej miejscu mimo, że Owen mi się podoba. Wink Masakra! Ta scena była wspaniale zagrana. Oliver Cotton był prostacki i ostry do szpiku kości. Judi Trott świetnie grała rozpacz i strach (zresztą za każdym razem te uczucia wspaniale oddawała w RoS).

Ale i tak została jego żoną. A gdy już była zaczarowana, to tak iskrzyło między nią o Owenem i tak była zmysłowa, że Robin Czarny niech się schowa Wink

* Co by nie mówić o Kościele ówczesnym Wink , to on przynajmniej brał pod uwagę wolę jednostki w wielu sprawach, choć księża też byli w miarę podobni do otoczenia (nie byli ufoludkami przecież). Tamci ludzie myśleli i często postępowali zupełnie inaczej niż my. Między nami a nimi jest taka różnica kulturowa mniej więcej, jak między mieszkańcem jakiegoś indyjskiego państewka a Francuzem np. w roku 1750. Cool
Przypadki unieważnienia małżeństwa z inicjatywy kobiety - wbrew woli męża - znam dopiero z końca XV w. i to z Italii. To już renesans, ale chodziło właśnie o rzekome nieskonsumowanie. (Ooo, jest jeszcze nasza swojska księżna Gryfina, która w latach 70. XIII w. publicznie zaczęła chodzić z odkrytą głową, oskarżyła męża o impotencję i chciała od niego odejść, ale interweniowała rodzina, a także chyba biskupi i pogodzono ze sobą małżonków). Z powodu przymuszenia przez rodziców - znam takie przypadki od XVII w. w Rzeczypospolitej.
W wiekach średnich takie inicjatywy podejmowali mężczyźni. Mieli jednak spore kłopoty, żeby udowodnić przymus, jaki wywierał na nich np. ich ojciec, żeby małżeństwo zawarli. Jeśli kobieta się upierała, że związek został skonsumowany, to zaczynały się niezłe hocki-klocki (oczywiście, gdy facet kogoś nie przekupił). Nawet gdyby Owen był chrześcijaninem i był z Marion po ślubie kościelnym, to nie byłoby mowy o nieskonsumowaniu związku z pewnością.

Po prostu w tamtych czasach w wypadku małżeństwa czysto siłowego dla uważano, że najgorszym rozwiązaniem dla kobiety byłoby właśnie unieważnienie go (związek kościelny) czy odesłanie do tatusia (związek zwyczajowy), a nie uwolnienie jej od gwałciciela. Straszne, ale prawdziwe. Kobieta została bowiem 'skażona', więc może już jej nikt nie zechcieć - dlatego chłop musi się nią teraz opiekować materialnie i prawnie do końca jej dni. Tak wygląda ochrona słabszych, eh.

Pomijamy przypadek porwanej dziewicy, bo wtedy stałaby się ... wdową po spotkaniu 'siłomałżonka' z toporem.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Wto 14:11, 10 Sie 2010, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Pasjonatka

Dołączył: 01 Lut 2011
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 19:39, 01 Lut 2011    Temat postu:

Cytat:
Gdyby tylko miała trochę więcej ciałka... Wink

Gdyby miała nieco więcej ciałka to nie dałaby sobie rady w Sherwood Wink

Właśnie taka idealnie wpasowała się do bandy,mogła gonić po tych chaszczach szybko i sprawnie (wyobraźcie sobie Marion np:z biustem rozmiaru C-D goniącą po lesie Wink)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 20:25, 01 Lut 2011    Temat postu:

Pasjonatka napisał:
(wyobraźcie sobie Marion np:z biustem rozmiaru C-D goniącą po lesie Wink)


Słoneczny patrol bez stanika! Very Happy

Jakby miała nieco więcej ciałka, to świetnie dałaby sobie radę. Jakby miała wielokrotnie więcej ciałka - tak samo. Lepiej by sobie radziła od Tucka Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 21:47, 01 Lut 2011    Temat postu:

Pasjonatka napisał:
(wyobraźcie sobie Marion np:z biustem rozmiaru C-D goniącą po lesie Wink)
vesilene napisał:
Jakby miała nieco więcej ciałka, to świetnie dałaby sobie radę. Jakby miała wielokrotnie więcej ciałka - tak samo. Lepiej by sobie radziła od Tucka Razz

Tuck sobie nieźle radził! Lepiej niż Mortimer Razz

I niż Robin Czarny. Ten to dopiero było chuchro brakami fizycznymi podszyte... Jakoś biegać też nie biegał niby jeleń, choć rozmiar biustu nawet nie A. Hehe, kiepsko też pierwszy konkubent Marion po drzewach pomykał. Chciał wiewiórkę udawać na zwalonym pniu w "Dzieciach Izraela", a o mało nie spadł Razz To samo się tyczy miecza. Herne mu nie pomógł w opanowaniu techniki, o nie.

Mimo biustu rozmiaru C-D w miarę wysportowana, dobra aktorka lepiej by sobie poradziła z takimi zadaniami jak bieganie i wspinanie się niż Marion i Robin. I tyłek by jej nie przeszkadzał, a nawet pomagał. Jak się ma większy biust, to wystarczy nie garbić się - stanik wtedy niepotrzebny, zapewniam.

Marion nie dość, że chuda, to w ogóle nie powinna się znaleźć w lesie na stałe. W żadnej porządnej, starej balladzie* o Robinie Hoodzie nie było Maid Marian skaczącej od razu w leśną gęstwinę z podkasaną suknią i żyjącej na wiarę z bandą chłopów - "wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc". W hernobojnej też tak powinno być Wink Zdaje się, że w tym ostatnim serialu BBC, którego fragmenciki przemęczyłam i w filmie z Costnerem był zastosowany dobry trop. Motyw zewnętrznej pomagierki bandy, szlachetnie urodzonej i wśród szych hrabstwa żyjącej, jest ciekawszy i sensowniejszy. I można go na różne sposoby wykorzystywać. Niech będzie, że Marion może na noc czy dwie w lesie zostać, ale bez przesadyzmu Razz Do domu i szeryfa za nos próbować wodzić.

Nie jestem jakąś zaperzoną tradycjonalistką. Gisbourne niech sobie będzie zewnętrznym stewardem szeryfa, a nie freakiem w końskiej skórze (ale ja bym zostawiła takiego fajnego dziwaka, co krwawo kończy z ręki Robina, bo pachnie to wszystko czymś naprawdę magicznym i barbarzyńskim). Nazir niechby był, nawet jako asasyn (choć ja bym wolała Turka, mistrza strzelania z łuku albo normalnego, ortodoksyjnego muzułmanina, ale cóż...).

Tylko gdzie tu Marion w tych łachmanach jako - no, nie chcę używać dosadniejszych wyrażeń - coś w rodzaju markietanki?

Coraz wyraźniej widzę, że w trzeciej serii Judi Trott odpuściła sobie grę aktorską! Nie tylko w "Zdradzie", ale i w "Albionie", i w "Cromm Cruach", i w "Szeryfie z Nottingham". Momentami aż skręca mnie z zażenowania, gdy na nią patrzę. Zwłaszcza, gdy - hm - gra zdumienie albo niby udaje spryciulę. A już w scenach sam na sam z Robertem mamy totalny klops!

Wielka szkoda. Bo postać Marion jest w ogóle niedorobiona scenariuszowo. Wpierw zmienia się w odcinka na odcinek od niesympatycznej arogantki do przesadnie słodkiej świętoszki, a potem to już w ogóle scenarzyści nie mieli na nią pomysłu. Była, bo była i niby być musiała, ale ani nie ewoluowała ani cech charakterystycznych nie nabierała. Jak dla mnie, najmniej charakterystyczna postać w całej bandzie. Bardzo obniżyła loty w moich oczach, oj bardzo.

* Pomijam majowe piosneczki związane z Beltaine i sentymentalne opowieści o pastuszkach, gdzie mamy bohaterów o zbieżnych imionach - Robinka i Marynkę.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Śro 19:50, 02 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 7:54, 02 Lut 2011    Temat postu:

Dla wielbicielek i miłośników Marion z Leaford oraz dla admiratorów Judi Trott - uroczego rudzika o dźwięcznym nazwisku - duża garść fotografii. Bo może ktoś nie widział wszystkich.

Jak dla mnie cymes - podoba mi się niezmiernie. Mój numer jeden:



Poniżej, oczywiście, zbliżenia RoSowe. Na początek niech będzie - za ciosem - Marion w szarościach (trzecia seria):
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Krótka autoprezentacja szlachetnej młódki: [link widoczny dla zalogowanych]
Portrecik towarzyszki królewskich zabaw a la Anjou: [link widoczny dla zalogowanych]
Marion o poranku: [link widoczny dla zalogowanych]
I pod wieczór: [link widoczny dla zalogowanych]

No to lecimy...
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Dedykacje dla fanów:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
A tu fanka się rozkręciła:
[link widoczny dla zalogowanych]

Ćwiczenia łucznicze: [link widoczny dla zalogowanych]
I powożenie: [link widoczny dla zalogowanych]

Dla odmiany inne role pani Trott w dwóch pigułkach. Sheila w "Reunion at Fairbrorough" (1985). Film telewizyjny w reżyserii Herberta Wise'a.



Kate McDonald w "Ruhe vor dem Sturm" (1989). Film w reżyserii Regardta van den Bergha.



Niestety, nie znalazłam większych zdjęć pochodzących z telewizyjnej adaptacji "Morte d'Arthur" Malory'ego (1984). Wpadły mi w ręce jedynie malizny (Judi Trott jako w grupie kilku dam). Szkoda, bo pani Trott wystąpiła w małej rólce, ale za to u boku pana Grace'a. Lady była bezimienną królową, a szeryf Mordredem Wink

O, jak miło i RoSowo. Najmłodszą córkę Judi Trott nazwała Isadorą. Chyba wszyscy widzieli Judi Trott z Isadorą Spratling: [link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Czw 13:58, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 14:34, 02 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Coraz wyraźniej widzę, że w trzeciej serii Judi Trott odpuściła sobie grę aktorską! Nie tylko w "Zdradzie", ale i w "Albionie", i w "Cromm Cruach", i w "Szeryfie z Nottingham". Momentami aż skręca mnie z zażenowania, gdy na nią patrzę. Zwłaszcza, gdy - hm - gra zdumienie albo niby udaje spryciulę. A już w scenach sam na sam z Robertem mamy totalny klops!

Wielka szkoda. Bo postać Marion jest w ogóle niedorobiona scenariuszowo. Wpierw zmienia się w odcinka na odcinek od niesympatycznej arogantki do przesadnie słodkiej świętoszki, a potem to już w ogóle scenarzyści nie mieli na nią pomysłu. Była, bo była i niby być musiała, ale ani nie ewoluowała ani cech charakterystycznych nie nabierała. Jak dla mnie, najmniej charakterystyczna postać w całej bandzie. Bardzo obniżyła loty w moich oczach, oj bardzo.


No tu sobie pozwolę się raz nie zgodzić. Albo w tym razie, zgodzić się nie całkiem Wink. W każdym z tych odcinków postać Marion mogła nas zabierać na wycieczkę jak stąd na księżyc i z powrotem. Z powrotem - za każdym razem - bliżej. Mogła, gdyby miała choć ociupinę wyobraźni, osobowości, pomysłowości - bo ja wiem, czego jej tam zabrakło. Ona akurat miała co zagrać. Wprawdzie ten sam schemat w każdym odcinku, ale ewolucja od początku do końca serii była wpisana w charakterystykę tej postaci. Od Pani Judi tylko zależało, czy w każdym kolejnym odcinku zrobi ten jeden malutki krok więcej. Niestety, miast ewolucji zaserwowała nam dowód na to, że rozwój czasem przebiega w przeciwnym kierunku: twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, głosem wydającym dźwięki bez jakiejkolwiek intonacji. No naprawdę, dane o wydobyciu ropy dałoby się odczytać z większym zaangażowaniem, o cenach paliw nie wspominając. A ona zagrała, jakby ją na huśtawce kto bujał ciągle z tą samą, niewielką amplitudą. I dlatego tajemnicą na zawsze już pozostanie, po kiego grzyba jej był ten klasztor. Kazali iść, to poszła. Ten akt desperacji kompletnie nie przystawał do tego, z jaką intensywnością Marion przeżywała swoje uczucia wcześniej; mniejsza już nawet o to, jakie tam te uczucia były. Najwyraźniej jednak były one tak głębokie i skryte, że nikt ich nigdy nie dostrzegał i nikt już nigdy nie odgadnie. I tylko ten biedny, naiwny Robert z uporem maniaka wierzył, że coś w niej jednak w środku tkwić musi, bo przecie inaczej musiałoby toto być martwe... Idealista, jak nie przymierzając, Wokulski.

Trzeba wszakże Judi przyznać jedno: poziom odporności na monotonię miała dziewczyna niespotykany.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 18:13, 02 Lut 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Od Pani Judi tylko zależało, czy w każdym kolejnym odcinku zrobi ten jeden malutki krok więcej. Niestety, miast ewolucji zaserwowała nam dowód na to, że rozwój czasem przebiega w przeciwnym kierunku: twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, głosem wydającym dźwięki bez jakiejkolwiek intonacji. (...) No naprawdę, dane o wydobyciu ropy dałoby się odczytać z większym zaangażowaniem, o cenach paliw nie wspominając.

Ciekawe, bo to samo tyczy się Pana Jasona, który właściwie nie miał czego zagrać, ale się starał, jak mógł (dla Pani to była jednak trzecia seria, a dla Pana pierwsza). Cóż, śmiem mniemać, że Pan sobie w tym zestawieniu mimo wszystko lepiej poradził. Wydaje się jakoś tak mimo wszystko bardziej wielowymiarowy. Na marginesie, i Pan, i Pani mają wielki urok osobisty i moją sympatię.

A w temacie Marion scenarzyści troszkę się też sypnęli w trzeciej serii - nawet Nasir miał swój przeszłosciowy odcinek, z którego można było się dowiedzieć, z kim się drzewiej bratał. O Marion zaś cicho. Marion patrzy niby w przyszłość. I co tam widać?

Jeszcze mocniej zdrewniała w trzeciej serii. A już wypowiadana badylowatym głosem kwestia "Inne plany?" w "Zdradzie" (do Gisburne'a, który pokpiwa z Marion, że król ma wobec niej inne plany) najdosłowniej śniła mi się po nocach. Zastanawiałam się, kto tak zapadł mi w pamięć sztywniactwem do potęgi. A to słodka Marion!

nothing's forgotten napisał:
Trzeba wszakże Judi przyznać jedno: poziom odporności na monotonię miała dziewczyna niespotykany.

Jak widać, zmęczenie materiału było tak duże, że Judi Trott nie chciała robić za zwiędły kwiatek do kożucha w planowanej czwartej serii.

Pasjonatka napisał:
Gdyby miała nieco więcej ciałka to nie dałaby sobie rady w Sherwood Wink

Dałaby sobie wtedy radę nawet na oponie z Bayeux



Tak przytulnie i normańsko się zrobiło. A ja o mało nie zadławiłam się herbatą, gdy to zobaczyłam.

Właśnie sobie przeglądam majowe kwiatki na temat Maid Marian. Ciekawe, ciekawe. Powiązanie i jej, i braciszka Tucka z Robinem w Kapturze mogło się wziąć z harców, zabaw i gier związanych z Beltaine. Ewentualnie z obcowania z wierszowanymi sielankam. To w nich bowiem łączą się ze sobą rozamorowane serca - i zapewne ciała - Robina i Marion (ale nie banitów, tylko słodkich pastuszków).*

W każdym razie z XVI i XVII w. mamy sztuki, z których pomysły można wykorzystać w filmach i serialach**:
- normańska dama Matilda (Maud) de Lacy
- arystokratka Matylda, córka barona Roberta FitzWaltera (postaci historycznej, rebelianta i wygnańca, któy już na wylocie rozpowiadał, że król Jan chciał uwieść jego córkę i usilnie próbował sprzatnąć ze sceny zięcia)
- córka pierwszego burmistrza Londynu Henry'ego Fitz-Ailwina de Londonestone, który po mieczu ród swój wiódł - fiu fiu! - z niegdysiejszej najwyższej śmietanki angloskandynawskiej (a po kądzieli pochodził prawdopodobnie od rycerzy z kontynentu).
W jednej z ballad Maid Marian potrafi się sprawnie posługiwać bronią - walczy z Robinem!

Wykluły się też później pomysły, żeby Marion stała się czystej krwi Anglosaksonką - niechby nawet wieśniaczką. I to mnie właśnie zastanawia. W serialu ma się nieodparte wrażenie, że Marion to przedstawicielka dawnych właścicieli Anglii, a więc albo anglosaska śmietanka albo nieco świeższa, angloskandynawska serwatka, ze wskazaniem na tę pierwszą.



1) Jednak ojciec Marion to sir Richard, a więc imię ma jak najbardziej sfrancuziałe. Marion to też nie jest imię anglosaskie. Nie są to typowe imiona chrześcijańskie, które używane były wówczas powszechnie, jak Jan czy Małgorzata, a które nie wskazywałyby na prawdopodobne pochodzenie etniczne.

2) Poza tym Ryszard jest zaufanym rycerzem króla o tym samym imieniu. Ryszard Lwie Serce przez współczesnych powszechnie był uważany za "typowego Poiteweńczyka" (czyli mieszkańca poiteweńskiej krainy, a Ryszard był właśnie hrabią Poitou i głównie na tych ziemiach przebywał; [link widoczny dla zalogowanych]). W Anglii król był niezmiernie rzadko. W otoczeniu Ryszarda rodowitego Anglosasa się nie uświadczy. Anglosaksonką mogła być za to matka Marion, którą za jej życia znał (choć raczej nie lubił) hrabia Huntingdon. Takie związki mieszane były w wyższym towarzystwie wówczas bardzo rzadkie, ale się zdarzały (wiadomo, że jeden z ówczesnych biskupów był owocem właśnie takiego małżeństwa). Marion miała być zresztą wykapaną matką.

3) I ojciec, i córka noszą stroje jakoś bardziej siermiężne i inaczej zdobione niż np. szeryf czy Guy, co jest w RoS znaczące (tak samo jak ludzie z Cromm Cruach mają stroje sugerujące irlandzkie pochodzenie, zupełnie inne niż np. wieśniacy z Wickham).

4) Dlaczego jednak po zamorskim wyjeździe ojca półsierotą opiekowali się szeryf i opat? Że szeryf, to nie byłoby tak dziwne, bo (angielski) szeryf = (normański) wicehrabia = przedstawiciel króla w hrabstwie, a w wypadku śmierci rodziców dziedziczka znalazłaby się pod opieką monarchy. Ale opat? Niby z jakiej paki? To byli krewni Marion?! Dziesiąta woda po kisielu, ale jednak?

*Tu są owi pastuszkowie o wdzięcznych imionach w najstarszej znanej i w całości zachowanej wersji: [link widoczny dla zalogowanych]
Obrazek ze święta Beltaine - witraż z początku XVII w.: [link widoczny dla zalogowanych] . Urocze postaci tańczące przy majowym słupie ... moryskę!!! Wyglądają prawie jak wyjete z kart tarota. Czyżby na dole była Marion z towarzyszkami? (Aj, przegięty aż miło grajek w środku po prawej).

**Do wyboru, do koloru różne wersje razem (nie tylko z Marion, ale łatwo ją znaleźć):
The Dramatic Fragment and Other Plays & Later Story
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Sama Marion: [link widoczny dla zalogowanych]

Marion z Robertem z Huntingdon (jak widać, lepszy Biały niż Czarny) vel Marion i Robin na modłę angloszkocką:
Introduction to the Munday Plays ("The Downfall of Robert, Earl of Huntingdon" & "The Death of Robert, Earl of Huntingdon"), [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
The English and Scottish Popular Ballads, [link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Czw 5:51, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 23:58, 16 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Jeszcze mocniej zdrewniała w trzeciej serii.


Mimo to miała w trzeciej serii dobre występy, choćby właśnie... w "Zdradzie", w scenie "flirtu" z królem. Źle głównie wypada w scenach udawanego zakochania, razem z Robertem, co pewnie było spowodowane troską scenarzystów o to, żeby Connery przy starszej od niego aktorce nie palił się zawczasu ze wstydu i nie tracił swojej wrodzonej śmiałości. Trzeba jednak przyznać, że ostatnią scenę w klasztorze zagrała znakomicie.

Trudno powiedzieć, jaka była z niej aktorka poza serialem. Niczego z nią więcej nie widziałem, ale chciałbym obejrzeć "Wrota niebios" Michaela Cimino. To chyba najbardziej znany film, w którym zagrała, zważywszy na obsadę, w której miała zaszczyt się znaleźć: Christopher Walken, Mickey Rourke, Kris Kristofferson, Isabelle Hupert, Willem Dafoe, John Hurt i popularny ostatnio z racji oscarowej nominacji za "Prawdziwe męstwo" Jeff Bridges. A wśród tej plejady aktorów, nasza RoS-owa perełka, czyli Judi Trott. Ciekawe jaką rolę zagrała. Czy tylko mały epizod, czy może bardziej znaczącą postać? Wystąpiła w tej roli trzy lata przed serialem. Sam film, aspirujący do miana ambitnej, epickiej produkcji (była jedną z najdroższych w Hollywood) w Ameryce okazał się finansową klapą, choć w Europie film uznano za wybitny.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 3:14, 17 Lut 2011    Temat postu:

Szymon napisał:
Mimo to miała w trzeciej serii dobre występy, choćby właśnie... w "Zdradzie", w scenie "flirtu" z królem. (...) Trzeba jednak przyznać, że ostatnią scenę w klasztorze zagrała znakomicie.

Trzeba przyznać Wink Jednak patrząc na to, jak grała w pierwszych dwóch seriach, jest dla mnie przerażające, że w trzeciej serii, która ma tyle odcinków, grała fatalnie, a dobrze wypadła jedynie w kilku scenach. Co się stało z Judi Trott? Wcześniej był entuzjazm, a potem zjazd? A może ona od początku wcale nie grała tak dobrze, jak mi się kiedyś zdawało, tylko sympatia do postaci i ogromny wdzięk aktorki oczy mi przymgliły?

Z dobrych momentów Marion, która jest przecież jedną z głównych postaci i występuje w każdym odcinku, pamiętam jeszcze z trzeciej serii ... oj, ciężko będzie. Może "Cromm Cruach" w klasztorze z Tuckiem, bo niewiele mówiła i taka milusia się zdawała? Wtedy też dość naturalnie się wygadała, że kocha Roberta. Ale to nie było świetnie zagrane, a jedynie poprawnie. W momencie, gdy robi przerażoną minę, bo Gulnar zaczyna się sypać przy sadzawce Wink, roześmiałam się w głos (oglądałam odcinek na TV Puls). To było żałosne. Zresztą w pierwszej serii też dziwnie otwierała buzię, gdy udawała wystraszoną. Jednak w scenie śmierci ojca Mucha zagrała o niebo lepiej (może dlatego, że montażysta wyciął gorsze sekundy).

Dobrze w trzeciej serii było wtedy, gdy Marion stoi sobie smukła i smętna, a najlepiej, jak niczego nie mówi i nie chce czegoś fejsem wyrazić.

Scen kiepskich, scen złych i scen kompletnie skopanych to można wymienić wiele.

Szymon napisał:
Trudno powiedzieć, jaka była z niej aktorka poza serialem. Niczego z nią więcej nie widziałem.

Też nic innego z Judi Trott nie widziałam, ale można poszukać w sieci według tytułów.

Szymon napisał:
chciałbym obejrzeć "Wrota niebios" Michaela Cimino. To chyba najbardziej znany film, w którym zagrała, zważywszy na obsadę, w której miała zaszczyt się znaleźć.

O, udało się za pierwszym wpisaniem. Popatrz, co my tu mamy! Podziękowania dla expiero1979channel2 Very Happy
Heaven's Gate - Michael Cimino: http://www.youtube.com/watch?v=SqTTFlJd8Iw

To zaczynam oglądać, a potem przeszukam moje przepastne archiwum, bo miałam gdzieś fotki Judi z tego filmu.



Jeśli chcesz, mogę zrobię mały miks i wkleić resztę zdjęć Judi Trott z tej scenki. A sam film na pewno warto zobaczyć. Choćby dla tych innych aktorów, których wymieniłeś. Fiu fiu, jaki budżet miał ten obraz! Według różnych szacunków: 40-45 milionów dolarów.

Szymon napisał:
Czy tylko mały epizod, czy może bardziej znaczącą postać? Wystąpiła w tej roli trzy lata przed serialem.

To jakiś niemy epizodzik. Grając tę rólkę Judi Trott (chyba jeszcze wtedy nie skróciła imienia i zwała się po prostu Judith Trott) była jeszcze niepełnoletnia. Skoro urodziła się 11 listopada 1962 roku (o, mamy polski akcent w RoS Wink ), to w chwili kręcenia tych scen nie miała jeszcze ukończonych 18 lat.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Czw 8:16, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 9:06, 17 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:


To zaczynam oglądać, a potem przeszukam moje przepastne archiwum, bo miałam gdzieś fotki Judi z tego filmu. (...) Jeśli chcesz, mogę zrobię mały miks i wkleić resztę zdjęć Judi Trott z tej scenki. A sam film na pewno warto zobaczyć. Choćby dla tych innych aktorów, których wymieniłeś.


A to ona tyko w tej scence zagrała, czy w jakichś jeszcze? Dawaj co masz Wink i tak tego filmu prędko nie obejrzę, bo go jeszcze nie mam. Sama lektura filmu to nie lada wyzwanie: 219 minut!!! A wiesz może, z którą z postaci tego filmu jest powiązana?
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Główne postacie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin