Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Walki w RoS, czyli o przewadze ducha nad materią
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 17:05, 27 Paź 2006    Temat postu:

Ja sam:
Cytat:
> Nie mówię nawet o tym, że miecze banitów wchodzą w te kolczugi jak w
> masło, zupełnie jakby ich nie było. Mam na myśli fakt, że typowego
> "złego" wystarczy kopnąć, walnąć pięścią, albo (to już ciężka broń!)
> uderzyć kijem, żeby już nie wstał!
>
> No można by sparafrazować Smolenia: "Gdybyśmy pięć takich band
> mieli, sami byśmy pod Hastings wygrali!" )



Cukiernia:
Cytat:
> Nasza superósemka musiałaby wznieść się na wyżyny delikatności, aby
> ubijać li tylko 6-8 miesiecznie.


Średnie "żniwo" z jednego odcinka to właśnie około 6-8 dusz niewinnych,
"niebieskich" żołnierzy (w niektórych więcej, w innych mniej). Wygląda
więc na to, że rzeczywiście miesięcznie może powstawać więcej wakatów,
niż napisałem, choć wcale nie koniecznie dużo więcej.

Na swoją obronę mam to, że banici o "supermocach", zabijający
żołnierzy kopnięciem albo fangą w nos do tego stopnia obrażają moją
wyobraźnie i logikę, że mój umysł ich wypiera :-)

Pomysł szeryfa "hodującego" banitów tworzyłem dla świata bardziej
spójnego wewnętrznie ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Czw 21:08, 02 Lis 2006    Temat postu:

Czyli mam elegancko przyjąć elegancką kapitulację? Wink
Czy tylko stwierdzić, że konsekwentnie zgadzam się z Twoimi tezami z początku postu?

Cytat:
Na swoją obronę mam to, że banici o "supermocach", zabijający
żołnierzy kopnięciem albo fangą w nos do tego stopnia obrażają moją
wyobraźnie i logikę, że mój umysł ich wypiera Smile


Ładnie to tak? Wypierać coś z umysłu i czynić z tego chwilowy argument? Akurat jestem po odświeżeniu sobie "Children of Israel", gdzie chyba jednak niewiele brakuje, żeby John, Tuck i Nasir pod wodzą Willa wtłukli dość licznemu konwojowi. Niebiescy konni dziwnie nieporadnie nie potrafią dogonić dwu piechurów, a kusznicy trafiają swoich.

Oczywiście kupujemy to z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo jesteśmy pasjonatami, ale po prawdzie - ma co obrażać wyobraźnię. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 0:10, 03 Lis 2006    Temat postu:

Jeśli zaakceptujemy świat "superbanitów", to mój wywód o nieszkodliwości działań banitów należy zrewidować: banda jest nieszkodliwa tak długo, jak długo nie przekracza granic działań nakreślonych w serialu, czyli nie atakuje za często, nie zabija nikogo ważnego i nie próbuje wejść do Nottingham i przejąć władzy ;-)

Jeśli przyjmiemy wymagany logiką świat, w którym banici są doskonałymi łucznikami i świetnymi szermierzami, ale bez "supermocy", to mój wywód jest poprawny. :-D

Cukiernia CT napisał:
Ładnie to tak? Wypierać coś z umysłu i czynić z tego chwilowy argument?

Mechanizm wyparcia jest niezależny od woli, to system obronny integralności naszego "ja" :-)

Cukiernia CT napisał:
Oczywiście kupujemy to z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo jesteśmy pasjonatami, ale po prawdzie - ma co obrażać wyobraźnię.

Ja na prawdę bardzo, bardzo lubię ten film. Ogromnie go lubię. Ale przywołana przez Ciebie scena wywołuje u mnie mentalny skręt kiszek - rzeczywiście, scenerzysta sięgnął tu granic nieprawdopodobieństwa (druga, równie bolesna jest w Seven poor knights). Ja po prostu nie jestem w stanie tego zaakceptować i tyle ;-)

Chyba właśnie o te nieszczęsne walki mam do twórców serialu największy żal...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Piotr

Dołączył: 18 Lut 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 14:42, 20 Lut 2007    Temat postu:

Przedewszystkim odnośnie Kuszy to Kusza w porównaniu z łukiem była powolniejsza moze bardziej celna ale zbyt wolna, ponadto łuk zwłaszcza walijski a takim się banici posługują ma większy zasięg. Co do uzbrojenia to nie jestem pewien czy gdyby aktorzy nosili, rzeczywiście zbroje z epoki to byliby w stanie rzeczywiście poruszać się i walczyc. Odnośnie twojego zdania na temat Robin Hooda to zgadzam się tylko częściowo w pierwszej części Robin Hood i Czarnoksieżnik w ogóle nie walczył mieczem głównie posługiwał się łukiem w drugiej niewiele. MOżna by powiedzieć, że w pierwszej części pod kierownictwem Scarletta dopiero się uczył nim posługiwać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Wto 15:53, 20 Lut 2007    Temat postu:

Nie mówię, że trzeba jak Abberline (brawo!) przeczytać wszystkie posty na forum, ale już wątek w którym się pisze wypadałoby...
Nick_T napisał:
Do tego należy dodać szybkostrzelność: sprawny łucznik był w stanie wystrzelić nawet do 12 strzał na minutę, podczas gdy bardzo dobrze wyszkolony kusznik oddałby w tym czasie 2-3 strzały


Piotr napisał:
Co do uzbrojenia to nie jestem pewien czy gdyby aktorzy nosili, rzeczywiście zbroje z epoki to byliby w stanie rzeczywiście poruszać się i walczyc
Po pierwsze - dlaczego mieliby nie móc walczyć? A po drugie, co to ma do tematu dyskusji?

Piotr napisał:
Odnośnie twojego zdania na temat Robin Hooda to zgadzam się tylko częściowo w pierwszej części Robin Hood i Czarnoksieżnik w ogóle nie walczył mieczem

Chińska pływaczka?! *
Robin i Czarnoksiężnik walczył (chciałeś napisać "walczyli"?) mieczem? We dwóch? Jednym?? :-D

Piotr napisał:
...głównie posługiwał się łukiem w drugiej niewiele. MOżna by powiedzieć, że w pierwszej części pod kierownictwem Scarletta dopiero się uczył nim posługiwać.

Nim posługiwać? Czyli łukiem?? Pod kierownictwem Scarleta?!?
Ale fajnie! :-)

A poważniej:
Co do tego, ile i z kim Robin walczył na miecze w pierwszych dwóch odcinkach, to zapraszam do Saraka - on zna serial na pamięć scena po scenie i pewnie będzie w stanie powiedzieć Ci nawet, ile które starcie trwało. A podpowiem Ci, że było ich kilka.
Ale, wracając do sedna - jeśli ktoś, kto trzyma miecz pierwszy raz w życiu walczy choć "niewiele" z kimś, kto ćwiczy się w tym od dziecka to robi się bardzo martwy. I tyle.
Nawet jeśli przyjmiemy, że Scarlet uczył Robina szermierki to pojętność tego ostatniego stawia go w jednym szeregu z takim i mistrzami szybkiej nauki walki mieczem, jak Balian z Ibelinu (Królestwo Niebieskie)... Uważam, że gdyby ten film miał się trzymać realiów, to Robin nie powinien walczyć z nikim wręcz przez co najmniej trzy odcinki. Oczywiście, jeśli by chciał żyć. Ale nie przeszkadza mi to za bardzo - w odróżnieniu od nieskuteczności kolczug, hełmów i tarcz, oraz totalnej nieudolności tzw. "szturmowców gizberna". ;-)


* Pewna światowej sławy chińska pływaczka nosi swojsko brzmiące nazwisko Qui Hui [wymawia się Ki Huj]... ;->
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
przykuta

Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wikipedia
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 13:03, 15 Mar 2007    Temat postu:

Siły światła i ciemności - Robin nie jest po JEDNEJ ze stron. On jest równowagą dla tego świata.

"Robin zobaczył kobietę na skraju lasu opłakującą swego syna, którego nie tak dawno zabił. Wszedł do lasu i się powiesił" - był taki szorcik - pamięta ktoś?

Dlaczego niebiescy to ofermy? No a skąd Szeryf brał tego żołnierza, jak nie spośród wieśniaków? I kto szedł na akcję - Gisburne i ci, którzy akurat nie mieli wymówki - czyli wypychanie nowych przed szereg, bo lepszego żołnierza szeryf zapewne wolał trzymać w zamku. Robin to nie był pierwszy banita czy rzezimieszek. Lepiej było udawać, że się nie żyje, niż się narażać na kolejne strzały.

Co do Helmowego Jaru - zerżnęli z RoS - pamiętacie akcję z The Greatest Enemy z ucieszką ze wsi - tam był mniejszy mostek, ale spychali żołdaków taczką z obornikiem Very Happy Mimo absurdu ta scena mi się podoba - w tym odcinku oddany był duch walki wszystkich bohaterów. Will i jego walka do końca, John jako siłacz, Nasir - profesjonalista i skrytobójca. Poza tym jego czyli fightera walka z Gisburnem, który wcale nie jest fajtłapą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Albion

Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 7:16, 26 Wrz 2007    Temat postu:

Jeszcze wracając do liczby zabijanych przez bandę żołnierzy w każdym odcinku filmu - to też mnie trochę raziło, zwłaszcza jak ogląda się kilka odcinków pod rząd. Za dużo tych trupów na realia średniowieczne , za łatwo giną mimo kolczug, tarcz, itd. Film to tylko film, ale wygląda to niestety mało realnie : gdyby szeryf tracił miesięcznie kilku- kilkunastu ludzi tylko w starciach z jedną bandą banitów to byłoby to bardzo dużo. Czasem widzowie myślą o wojnach, bitwach średniowiecznych z perspektywy dzisiejszych czasów, także jeśli chodzi o liczebność wojsk i liczbę ofiar. Tymczasem wtedy były inne proporcje w liczbach - często w wielkich bitwach ginęło...kilkunatu ludzi (chociażby bitwa pod Cedynią), a wielu było rannych. I tego mi trochę brakuje w serialu - wystarczyło pokazać, że banda nie większość zabijała, a ciężko raniła - byłoby to niewątpliwie bardziej realne. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 11:15, 27 Wrz 2007    Temat postu:

Albion:
Cytat:
I tego mi trochę brakuje w serialu - wystarczyło pokazać, że banda nie większość zabijała, a ciężko raniła - byłoby to niewątpliwie bardziej realne.


Ha a czy w serialu te walki były jakos szczególnie krwawe?Z reguły wyglądało to tak, ze Will kogoś pchnął na drzewo, a John przywalił pałką - a od tego jakoś sie nie umierało. Niewykluczone, ze żołnierze mogli zostać ranni i jakos sie pozbierać...zwłaszcza, ze widzieliśmy podobne twarze wśród niebieskich w trakcie kolejnych odcinków Very Happy
Dlatego mnie to tak nie raziło...owszem było parę "większych" i groźniejszych niejako starć, ale niektóre walki ogólnie przypominały "przepychanki".
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Albion

Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 20:22, 27 Wrz 2007    Temat postu:

Trufla napisał:

Ha a czy w serialu te walki były jakos szczególnie krwawe?

To że niekrwawe to taka jest akurat koncepcja tego filmu. Nawet jak ktoś ginie cięty mieczem, trafiony strzałą - brak krwi - taka umowność i ok.
Trufla napisał:
Z reguły wyglądało to tak, ze Will kogoś pchnął na drzewo, a John przywalił pałką - a od tego jakoś sie nie umierało.

Z reguły to wyglądało jednak tak, że Nazir, Robin i reszta bandy "tną" mieczami wpół żołnierzy i ci padają jak muchy. W którymś odcinku szeryf dostaje info, że w potyczce (małej) stracił właśnie pięciu (!) ludzi i kilku rannych - i nie była to jakaś wielka bitwa czy masakra. Wink Szczególnie widać te "jatki" jak ogląda się cały serial w krótkim czasie. Zresztą jak stwierdził Ian Sharp (reżyser pierwszej serii) - zrezygnował z reżyserowania kolejnych odcinków, bo skończyły mu się pomysły na zabijanie Normanów. Wink

Lubię ten erial i niewiele mam do zarzucenia od strony merytoryczno-technicznej (orientuję się nieco w realiach średniowiecznych i np. bardzo podoba mi się scenografia,odtworzenie wiosek, grodów, strojów, wyposażenia, itd.) - a to właśnie jedna z rzeczy która mi trochę nie pasowała. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 23:01, 27 Wrz 2007    Temat postu:

Albion - generalnie masz rację Very Happy
Ale taki już urok serialu...chyba musimy jakoś przełknąc parę niedociągnieć...i w sumie przełykamy bo serial ma tyle uroku, ze trudno go znielubić za te walki i brak logiki gdzieniegdzie...ale to tak jakby czepiać sie też tego, ze Wickam ograbiano z jedzenia a ludzie dalej żyli Smile

Cytat:
Trufla napisał:
Z reguły wyglądało to tak, ze Will kogoś pchnął na drzewo, a John przywalił pałką - a od tego jakoś sie nie umierało.

Z reguły to wyglądało jednak tak, że Nazir, Robin i reszta bandy "tną" mieczami wpół żołnierzy i ci padają jak muchy.


Może żołnierze mieli grube kaftany Laughing
Generalnie z tego co pamiętam podobnie został potraktowany szeryf przez Białego Robina...a pamiętacie jak Marion strzeliła Gisbournowi w plecy z kuszy?A ten dalej żyje w kolejnych odcinkach....

Więc generalnie ludzie w średniowieczu mieli końskie zdrowie i mogli chyba dużo znieść Twisted Evil
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Nie 15:29, 31 Sie 2008    Temat postu:

Co do umiejętności szermierczych Robina to mam pewną koncepcję. Tak naprawdę niewiele wiemy o jego dzieciństwie. Nie sądzę, żeby Robin nabył te wszystkie umiejętności wychowując się pod opieką prostego młynarza. Wszak uciekając z Nottingham sparował kilka ciosów Gisburna. Musiał mieć na ten temat jakieś pojęcie, w przeciwnym razie Sir Guy rozpłatałby go raz dwa. A scena, w której Scarlet udziela mu wskazówek – to był po prostu trening, jakich wiele.

W filmie „Braveheart - Waleczne Serce” po śmierci ojca młody William Wallace zostaje wzięty pod opiekę swojego stryja, o imieniu Argyle. Ten daje mu wykształcenie i uczy władać orężem. Może w przypadku Robina z Loxley było podobnie? Może pojawił się ktoś, kto nauczył Robina czytać, pisać, strzelać z łuku i posługiwać się mieczem? Mógłby to być jego krewny, towarzysz broni Ailrica albo ktoś wysłany przez Herna. Skądinąd wiemy, że Herne powierzał misje różnym osobom (np. Ailric, czy jednoręki łucznik z „Mieczy Waylanda”), a przecież musiał czuwać nad Robinem w okresie dorastania.

Temat otwarty na fanfic. Może natknęliście się na coś w podobnym stylu? Bo coś mi się wydaje, że historia z jeleniem i wtrąceniem do lochu to nie była pierwsza przygoda Robina Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 0:03, 04 Lis 2008    Temat postu:

Tu chciałbym jeszcze odnieść się do kwestii „oszczędzania” Gisburna. Otóż moim zdaniem nie jest tak, że Robin i spółka nie chcą go zabić!

Pamiętajmy, że dialog między Robinem, a Willem w „Lord of the Trees” odbywa się w konkretnych okolicznościach, mianowicie po schwytaniu i uwięzieniu Gisburna, Bertranda de Nivelle i pozostałych najemników. Robin próbuję przekonać Szkarłatnego, że nie można ot tak po prostu, z zimną krwią („in cold blood”) zamordować Gisburna. Jeńców się nie zabija, niezależnie od tego, czy są to ludzie pokroju Gisburna, czy zwykli żołnierze. Nie przypominam sobie, by banici kiedykolwiek zabili któregoś ze swoich jeńców. Gisburne nie stanowił tutaj żadnego wyjątku.

Fakt, że Gisburne wychodzi cało z opresji, tłumaczyłem sobie zawsze tym, że koleś miał po prostu szczęście (na które wpływ zapewne mieli scenarzyści Wink ). Często bywało tak, że na pierwszy ogień szli dowodzeni przez niego żołnierze, więc siłą rzeczy banici musieli uporać się w pierwszej kolejności z nimi. Gdy większość z nich została zabita lub rozpędzona na cztery wiatry, i już w tym momencie wiadomo było, że akcja zakończyła się powodzeniem, nie było sensu dożynać osaczonego Gisburna. Jak już wspomniałem jeńców się nie zabija. Czym innym jednak jest starcie podczas bitwy, akcji, zasadzki.

Gdy przyjrzymy się indywidualnym pojedynkom Gisburna np. z Robinem, to zauważymy, że Robin oddaje ciosy w taki sposób, aby tego Sir Guya zabić lub przynajmniej zranić. W odcinku „Alan a Dale” w scenie zasadzki jest moment kiedy Guy porwał Mildred i próbował z nią uciec konno. Marion już miała na celowniku Gisburna, i gdyby Alan jej nie przeszkodził (najwyraźniej z obawy, że Mildred może zostać przypadkowo postrzelona), Sir Guy zapewne wylądowałby na ziemi ze strzałą w plecach. Ten obrót spraw zezłościł Małego Johna, który krzyknął: „Mieliście do niego strzelać!”. Nawiasem mówiąc Marion była po raz kolejny o krok od wysłania Gisburna na tamten świat w odcinku „King’s fool”.

Niezbyt jednak trafiają do mnie rozważania Robin Hooda w „Seven poor knights from Acre”, podczas ćwiczeń strzeleckich.

Will: Trzeba było go zabić, gdy była ku temu okazja.
Robin: Bardziej nam się przyda będąc żywym. Ludzie nienawidzą Gisburna i wszystkiego za czym stoi. Im bardziej będzie ich nękał, tym bardziej oni będą po naszej stronie. Pomyśl... Szpiedzy w każdej wiosce. Posłańcy. I nie tylko po wioskach. Już teraz mamy ludzi w Nottingham.

Przyznam, że ta logika do mnie jakoś nie trafia. To znaczy, że co? Robin walczy z Gisburnem w obronie nękanych ludzi, ale jednocześnie jest mu na rękę, że Sir Guy będzie ich nękał jeszcze bardziej, bo dzięki temu… łatwiej mu będzie walczyć z Gisburnem? Czy tak?

Całe szczęście, że w kolejnym odcinku, czyli „Alan a Dale” tego typu rozważania Robin odłożył na bok.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 1:11, 04 Lis 2008    Temat postu:

Szymon:
Cytat:
Niezbyt jednak trafiają do mnie rozważania Robin Hooda w „Seven poor knights from Acre”, podczas ćwiczeń strzeleckich.

Will: Trzeba było go zabić, gdy była ku temu okazja.
Robin: Bardziej nam się przyda będąc żywym. Ludzie nienawidzą Gisburna i wszystkiego za czym stoi. Im bardziej będzie ich nękał, tym bardziej oni będą po naszej stronie. Pomyśl... Szpiedzy w każdej wiosce. Posłańcy. I nie tylko po wioskach. Już teraz mamy ludzi w Nottingham.

Przyznam, że ta logika do mnie jakoś nie trafia. To znaczy, że co? Robin walczy z Gisburnem w obronie nękanych ludzi, ale jednocześnie jest mu na rękę, że Sir Guy będzie ich nękał jeszcze bardziej, bo dzięki temu… łatwiej mu będzie walczyć z Gisburnem? Czy tak?


Ja myślę, ze Robin jakoś uspakajał Willa - jak wiemy Will chętnie by zabił Gisbourna od razu:p
Co by było, gdyby Gisby zginął na początku?Bez niego serial to nie to samo i Robin wciska kit widzom i Willowi Twisted Evil

A na poważnie - to nie tyle, że łatwiej będzie walczyc z Gisbournem jak go ludzie znienawidzą, tylko powiewa tu logiką w stylu - jeden szczur w piwnicy to nic a stado to juz ludzie zaczynają widziec problem...taka malownicza przenośnia...

I naciągane uspakajanie Willa, żeby nie powyzynal wszystkich w 3 pierwszych odcinkach Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 19:07, 04 Lis 2008    Temat postu:

Trufla napisał:
Ja myślę, ze Robin jakoś uspakajał Willa - jak wiemy Will chętnie by zabił Gisbourna od razu:p
Co by było, gdyby Gisby zginął na początku?Bez niego serial to nie to samo i Robin wciska kit widzom i Willowi Twisted Evil

A na poważnie - to nie tyle, że łatwiej będzie walczyc z Gisbournem jak go ludzie znienawidzą, tylko powiewa tu logiką w stylu - jeden szczur w piwnicy to nic a stado to juz ludzie zaczynają widziec problem...taka malownicza przenośnia...

I naciągane uspakajanie Willa, żeby nie powyzynal wszystkich w 3 pierwszych odcinkach Razz


No jasne, że Will powyrzynałby wszystkich od razu. Łącznie z Szeryfem i opatem Hugonem Wink

Trochę jednak dziwne, że z ust Robin Hooda padają tego typu słowa. Powinno mu raczej zależeć na tym, żeby Gisburne nękał ludzi jak najmniej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Trufla

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 1377
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 20:06, 04 Lis 2008    Temat postu:

Robin był na początku taki niewyrobiony - można tak naciągnąć sytuację...jak ja usprawiedliwiam ten serial Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 3:06, 13 Sty 2011    Temat postu: Re: Walki w RoS, czyli o przewadze ducha nad materią

Nick_T napisał:
A teraz najlepsze - czy zastanawialiście się kiedyś, z czego są zrobione i do czego służą kolczugi i hełmy żołnierzy szeryfa? Bo na pewno nie są ze stali i nie służą do ochrony.
Nie mówię nawet o tym, że miecze banitów wchodzą w te kolczugi jak w masło, zupełnie jakby ich nie było. Mam na myśli fakt, że typowego "złego" wystarczy kopnąć, walnąć pięścią, albo (to już ciężka broń!) uderzyć kijem, żeby już nie wstał!

Dzieci nie myślą, ale dorośli się zastanawiają. Pewnie, że jest to cudowanie na ekranie.

Layla napisał:
No razi mnie to, iż strzelając do templariuszy żaden nie został trafiony. Co oni mieli, kamizelki łukoodporne!!!!

To akurat wreszcie jest takie, jak być powinno!!! Templariusze nie musieli - jak bedgaje szeryfa - udawać, że jak dostali strzałą w środek piersi, to są trafieni - zatopieni. To mi się nareszcie podoba!

Przecież krucjatowi przeciwnicy tak pisali o Frankach, czyli generalnie o chrześcijanach: "Ubrani byli w filcowe gorsety [chodzi o tzw. przeszywanice, czyli spodnie stroje ochronne, pełniące rolę współczesnych kamizelek kuloodpornych] i kolczugi tak ścisłe, że nie mogły ich przeniknąć strzały". (Imad ad-Din al-Isfahani, koniec XII w.). Identycznie pisał np. chrześcijański kronikarz Ambroży.

O samym królu Ryszardzie muzułmańscy świadkowie pisali, że walczył w bitwach i potyczkach bez wytchnienia, pomimo tego, że wyglądał niby jeże - tak został przyozdobiony wrażymi strzałami. Normalnym widokiem był sznurek maszerujących w skwarze chrześcijańskich wojowników, przyozdobionych kilkoma strzałami. Rekordzista miał ponoć dziesięć strzał tkwiących w plecach. Oczywiście, był cały i zdrów, i nawet mu się tych strzał nie chciało wyciągać z kolczugi Wink

To nie są bajki! Bajką jest, oczywiście, to, co widzimy w RoS w przypadku bedgajów, którzy dostają strzałą z łuku i padaja jak muchy albo których można bez problemu ciąć w brzuch. Baja do kwadratu!


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Pon 16:46, 28 Lut 2011, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 11:46, 26 Lut 2011    Temat postu:

Jeśli zaś chodzi o przewagę normańskiego ducha nad rzeczywistością historyczną, to...

Nick_T napisał:
No można by sparafrazować Smolenia: "Gdybyśmy pięć takich band mieli, sami byśmy pod Hastings wygrali!" Wink

No właśnie! Idealny strzał. Bo, jak na mój gust, wszelkie anachronizmy w uzbrojeniu złych sprowadzają się do tego, że mają być oni idealnym wręcz wcieleniem normańskich diabłów. Klasyka z Normandii w oklepanym wydaniu z roku 1066. Śmieszne, bo Plantageneci, rządzący w RoS, z Andegawenii ród swój wiodą, ale nachalnie kłania się opona z Bayeux:
http://www.youtube.com/watch?feature=iv&v=LtGoBZ4D4_E&annotation_id=annotation_559561 *

Bardzo charakterystyczna jest chociażby zbroja Gisburne'a, w której pojawia się od samego początku w "Czarowniku". Jest anachroniczna jak na koniec XII w., ale idealnie pasowałaby (no, prawie) do czasów podboju Anglii przez Wilhelma Zdobywcę. Widać takie zbroje zresztą na filmiku, prawda? Niesione przez pachołków.



*Załamka! Pod takim fajnym filmikiem pojawił się komentarz: "66 Justin Bieber fans watched this video"
Jeśli idzie zaś o normański podbój Anglii, przykro to zapewne mówić, ale jestem zdecydowanie po stronie Normanów Very Happy Ujęli mnie swoimi argumentami (prawo, ot co!) i genialnymi zagraniami wojskowymi oraz psychologicznymi. Wiem, że mieli fuksa, ale na własne życzenie i zgodnie z obstawionymi numerami. Heil, Vilhelmus!


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Sob 13:56, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 16:23, 26 Lut 2011    Temat postu:

Hastings - jedna z najbardziej fascynujących bitew w historii ludzkości. No i mało która miała tak decydujący wpływ na losy świata. Rzadką w moim wypadku sprawą jest też fakt, że nie mam tu wyraźnego faworyta - lubię obie wojujące strony, choć chyba jednak minimalnie wiekszą sympatię mam do Harolda, a szczególnie jego huskarlów (gwardia przyboczna).

O bitwie pod Hastings wspomina Robin w swojej mowie w "Czarowniku", po której można powiedzieć, że uformowała się banda: Pod Hastings nikt nie uciekał. Trochę przesadził, ale jednak armia Harolda (a szczególnie huskarlowie), walczyła bardzo mężnie.


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Sob 16:23, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 17:09, 26 Lut 2011    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
Rzadką w moim wypadku sprawą jest też fakt, że nie mam tu wyraźnego faworyta - lubię obie wojujące strony, choć chyba jednak minimalnie wiekszą sympatię mam do Harolda, a szczególnie jego huskarlów (gwardia przyboczna).

Do tych Angloskandynawów, czy do ich fajnych toporków bojowych? Wink
Ja prawie zawsze wolę stronę ciekawszą 'technicznie', a tą byli tu dla mnie bez wątpienia Normanowie (nie lubię tylko za dużej dysproporcji), sprytniejszą i mądrzejszą - też oni. Bardzo mi się też podoba niesamowita odwaga Wilhelma, żeby rzucić całą siłę zbrojną za morze (i pozyskac sojuszników, z którymi niedawno walczył) i tak to wszystko rozegrac psychologicznie, aby nie móc przegrać. Swoją drogą, miał strasznego fuksa. Gdyby nie wcześniejszy najazd skandynawskiego pretendenta do tronu Anglii na północy i kompletny brak reakcji wrogów na kontynencie, to miałby trudniej. Albo by mu się nie udało. Gdybym była jego sąsiadką, to musowo wykorzystałabym sytuację, w której opróżnił swoje ziemie z rycerzy i huzia na niego! Dostałaby łomot, nie ma co.

Hound of Lucifer napisał:
O bitwie pod Hastings wspomina Robin w swojej mowie w "Czarowniku", po której można powiedzieć, że uformowała się banda: Pod Hastings nikt nie uciekał. Trochę przesadził, ale jednak armia Harolda (a szczególnie huskarlowie), walczyła bardzo mężnie.

Bardzo przesadził. Mężni to może oni byli, ale jak wódz dostał w oko, to dalej walka się jakoś nie kleiła. To jest dla mnie takie nie teges.

A ciekawe jest jeszcze to, że z Normanami ci Angloskandynawowie i Anglosasi to stykali się potem na dworze cesarza bizantyjskiego. Bo spora grupa panów toporkowów tam się przeniosła i biedy nie miała w gwardii wareskiej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 17:35, 26 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Hound of Lucifer napisał:
Rzadką w moim wypadku sprawą jest też fakt, że nie mam tu wyraźnego faworyta - lubię obie wojujące strony, choć chyba jednak minimalnie wiekszą sympatię mam do Harolda, a szczególnie jego huskarlów (gwardia przyboczna).

Do tych Angloskandynawów, czy do ich fajnych toporków bojowych? Wink


Topory też, ale przede wszystkim byli prawdziwą elitą, znacznie lepiej uzbrojoną od chamów z Fyrdu Wink

Saburzanka napisał:
Ja prawie zawsze wolę stronę ciekawszą 'technicznie', a tą byli tu dla mnie bez wątpienia Normanowie (nie lubię tylko za dużej dysproporcji), sprytniejszą i mądrzejszą - też oni.


No tak, u Normanów mieliśmy "combined arms" w postaci ciężkiej (jak na ówczesne czasy) kawalerii, piechoty do walki wręcz, łuczników i kuszników (początki średniowiecznych kusz, jeszcze dość prymitywnych). A Anglosasi walczyli praktycznie wyłącznie na piechotę, opierając się na "murze tarcz" (shieldwall), koni używali tylko do przemieszczania się, nie walczyli z nich. Broń zasięgową (proce i łuki) posiadali nieliczni.
Natomiast plus dla Harolda za mądre wybranie wygodnego terenu bitwy. Starcie było dramatyczne i mogło sie różnie skończyć, przecież Normanowie ponieśli poważne straty i zostali prawie "złamani" w momencie, gdy obiegła ich szeregi plotka o śmierci Wilhelma, wówczas jeszcze "Bękarta" (Bastard). Po zwycięstwie dostał inny przydomek - Zdobywca (the Conqueror) - jest różnica, prawda? Wink

Saburzanka napisał:
Bardzo mi się też podoba niesamowita odwaga Wilhelma, żeby rzucić całą siłę zbrojną za morze (i pozyskac sojuszników, z którymi niedawno walczył) i tak to wszystko rozegrac psychologicznie, aby nie móc przegrać. Swoją drogą, miał strasznego fuksa. Gdyby nie wcześniejszy najazd skandynawskiego pretendenta do tronu Anglii na północy i kompletny brak reakcji wrogów na kontynencie, to miałby trudniej. Albo by mu się nie udało. Gdybym była jego sąsiadką, to musowo wykorzystałabym sytuację, w której opróżnił swoje ziemie z rycerzy i huzia na niego! Dostałaby łomot, nie ma co.


W ogóle cała kampania roku 1066 i jej otoczka jest fascynująca. Nie tylko Hastings (oczywiście przede wszystkim), ale także wcześniejsze bitwy pod Fulford Gate i Stamford Bridge oraz kalkulacje, szczęście i jego brak u poszczególnych stron konfliktu. Gdyby Harald Hardraada nie odwrócił uwagi Harolda, Wilhelm miałby zdecydowanie trudniej.

Saburzanka napisał:
Hound of Lucifer napisał:
O bitwie pod Hastings wspomina Robin w swojej mowie w "Czarowniku", po której można powiedzieć, że uformowała się banda: Pod Hastings nikt nie uciekał. Trochę przesadził, ale jednak armia Harolda (a szczególnie huskarlowie), walczyła bardzo mężnie.

Bardzo przesadził. Mężni to może oni byli, ale jak wódz dostał w oko, to dalej walka się jakoś nie kleiła. To jest dla mnie takie nie teges.

A ciekawe jest jeszcze to, że z Normanami ci Angloskandynawowie i Anglosasi to stykali się potem na dworze cesarza bizantyjskiego. Bo spora grupa panów toporkowów tam się przeniosła i biedy nie miała w gwardii wareskiej.


Tak jest, gwardia wareska (kolejna ciekawa formacja średniowiecznej elitarnej piechoty) była w dużej mierze na nich zbudowana.


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Sob 17:39, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin