Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Walki w RoS, czyli o przewadze ducha nad materią
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 15:11, 04 Paź 2006    Temat postu: Walki w RoS, czyli o przewadze ducha nad materią

[i]"Potrzebowaliśmy tego żołnierza na języka, a ty go zabiłeś!! Much, patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś trzy razy pomyślał, zanim kogoś walniesz pięścią!? Nie widziałeś, że on miał na sobie tylko przeszywanicę, skórzany kaftan i kolczugę??"[/i]

To, że "programowo" nie widać na ekranie żadnej krwi nikomu chyba nie przeszkadza. To przyjęta z rozmysłem konwencja, na którą bardzo szybko przestaje się zwracać uwagę.

Znacznie "ciekawsze" jest to, że Robin z Locksley trzymający miecz pierwszy raz w życiu był w stanie stawić czoła Gisbourne'owi i nie tylko przeżyć, ale wygrać! Człowiek, dla którego miecz to taki lśniący kawał metalu, który noszą "ci normanowie" vs. facet od dziecka trenujący walkę!
Cóż, jedyne wytłumaczenie, jakie widzę to to, że "Moc była z nim" ;-)

A teraz najlepsze - czy zastanawialiście się kiedyś, z czego są zrobione i do czego służą kolczugi i hełmy żołnierzy szeryfa? Bo na pewno nie są ze stali i nie służą do ochrony.
Nie mówię nawet o tym, że miecze banitów wchodzą w te kolczugi jak w masło, zupełnie jakby ich nie było. Mam na myśłi fakt, że typowego "złego" wystarczy kopnąć, walnąć pięścią, albo (to już ciężka broń!) uderzyć kijem, żeby już nie wstał!

No można by sparafrazować Smolenia: "Gdybyśmy pięć takich band mieli, sami byśmy pod Hastings wygrali!" ;-))

I to mi przeszkadza.
Jak tu się cieszyć zwycięstwem, jeśli pokonani przewracają się o własne piki (copyright by AS ;-) i giną niemal na sam widok bohaterów? W dodatku mają jakieś takie... chyba piankowe miecze, bo nikomu nimi nie robią krzywdy.

Acha, pewnie wiecie, że kusza jest znacznie łatwiejsza do opanowania niż łuk - wystarczy kilka godzin i pierwszy lepszy chłop może strzelać celniej, niż ktoś, kto od miesięcy trenuje łucznictwo. No więc, w serialu jasno widać, że żołnierze dostali swoje kusze do ręki po raz pierwszy nie dalej jak pięć minut przed wysłaniem ich na akcję.

Ja wiem, że "dobrzy" nie mogą zginąć. Wiem, że muszą wygrać. Ale dlaczego, na wszystkich bogów Asgardu, tak łatwo!?
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Faust Inferno 666

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Ciemego i Tajemniczego Lasu

PostWysłany: Czw 8:34, 05 Paź 2006    Temat postu: Re: Walki w RoS, czyli o przewadze ducha nad materią

Nick_T napisał:
To, że "programowo" nie widać na ekranie żadnej krwi nikomu chyba nie przeszkadza. To przyjęta z rozmysłem konwencja, na którą bardzo szybko przestaje się zwracać uwagę.


Tylko się czepiam, z ta krwią to nie jest aż tak źle, pojawia się, ale w bardzo, bardzo mikroskopijnych ilościach, np. w pierwszych 2 odcinkach jak Mały Jonh przegrywa walkę z Robinem, to mu farba z nosa leci albo jak Simon De Bellem swoim sztyletem chlasta w powietrzu Robina, tez tam coś czerwonego się na momencik pokazuje! Very Happy

A tak poważnie, to super temat!!! W 100% się z tobą zgadzam Exclamation Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Pią 17:04, 06 Paź 2006    Temat postu:

A nie powinno pytanie raczej brzmieć: "czemu pomimo tej naiwności tylu z nas pozostaje pod urokiem tej serii?".
Może dlatego, że to należy do legendy? Do przekonania o b a ś n i o w y m porządku świata, w którym nigdy źli nie będą silniejsi. Z taką samą łatwością ścieliły się trupy u nóg wszystkich "dobrych" herosów wszechczasów. Niebezpodstawinie nawiązałeś do Gwiezdnych Wojen, to samo można rzec o Władcy Pierścieni - myślę tu o filmie, tyle bardziej nowoczesnym w obrazowaniu, co równie przesadnym w eksponowaniu niezniszczalności bohaterów, a zniszczalności wszystkich innych (ilu zabił Legolas z łuku?).
Czarno-białość RoS-owego świata (choć niecałkowita), podobnie jak innych fantastyczno-mityczno-baśniowych może być otuchą - jakie to przyjemne i pokrzepiajace nie mieć wątpliwości, wiedzieć, że jest się tym dobrym!. A z drugiej jest zwodnicza: ciekawe jak szlachetny Robin znosi w swoim sumieniu uśmiercanie nagłą strzałą ludzi po prostu spełniajacych swój obowiązek - a takimi są wszak szturmowcy Gisbourne'a. Jeden Will ma samego siebie za zabójcę po prostu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
May morning

Dołączył: 08 Wrz 2006
Posty: 274
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sherwood

PostWysłany: Pią 17:57, 06 Paź 2006    Temat postu:

To zabijanie też mnie w pewnych momentach śmieszyło, ale zaczęłam to traktować jako pewną metaforę Wink - może poważnie to brzmi, ale zabijając niebieskich to tak jakby zabijało się zło, ale nigdy nie pokona się go do końca - bo Szeryf i Gisburne zawsze zostaną.

I właśnie w walkach to mnie najbardziej dziwiło - niebiescy ginęli prawie że przez dotknięcie, co było zabawne bo wychodzili na bandę idiotów, a Szeryfa czy Guy'a Robin jakoś nigdy nie mógł zabić. Nawet nie to że nie mógł, tylko nie chciał. W jednym z odcinków pojawiło się stwierdzenie, że nie zabił Guy'a bo będzie im jeszcze potrzebny, no ale tak logicznie rozumując - w ostatnim odcinku II serii co powinien zrobić Robin żeby się uratować? Zabić Szeryfa. Szeryf dawał niebieskim polecenia, gdyby go nie było - uciekliby szybko, a jeśli nie - to łatwo byłoby ich i tak wykończyć. A mimo to Robin ostatnią strzałę wypuścił w powietrze. Ale ok - tego wymagał scenariusz - Szeryf musiał grać w 3 serii a Praed odchodził z serialu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Sob 22:05, 07 Paź 2006    Temat postu:

Cukiernia ciast trujących napisał:
A z drugiej jest zwodnicza: ciekawe jak szlachetny Robin znosi w swoim sumieniu uśmiercanie nagłą strzałą ludzi po prostu spełniajacych swój obowiązek - a takimi są wszak szturmowcy Gisbourne'a. Jeden Will ma samego siebie za zabójcę po prostu.


Prawda, prawda. Ale tu akurat owa "zwodniczość" była łatwa do przełknięcia, jak sądzę. Walczyło się z tym złym najeźdźcą, Normanem, tym złym, który uciskał lud, był okrutny i w ogóle niefajny. A wroga się zabija. Myślę, że podobnie mianem zwodniczej logiki możnaby określić stosunek Polaków do Niemców podczas II Wojny- no i co z tego, że niemieckie wojska miały rozkaz walczenia z Polakami? Chyba nijak to postrzegania jednych przez drugich nie zmieniało...jakoś nie słyszałam o tym, żeby, dajmy na to żołnierze AK, żałowali Niemców wysłanych po to, żeby ich zabić, "bo oni tacy biedni, bo im kazali, nieeee, chodźcie, nie strzelajmy do nich, poddajmy się od razu, co im będziemy kłopot robić".
Dla mnie akurat walka tego typu, to samoobrona- a więc szlachetny, czy nie, wyrzutów sumienia mieć nie musi.
Oczywiście, może i jest to podejściem naiwnym- ale na takim właśnie idealizmie i postawie zaangażowanej bazuje większość legend i baśni. I dlatego są takie fajne. Jasne, że jest masa uproszczeń i to może wkurzać. A nie zauważyliście, że te uproszczenia denerwują nas najczęściej dopiero jak oglądamy serial po paru latach od pierwszej emisji? Założę się, że kiedy za pierwszym razem wgapialiśmy się w ekran tv, takie sprawy jak zbyt łatwo przegrywający żołnierze Szeryfa, tak naprawdę mało nas obchodziły. No, przynajmniej większość z nas Wink
A za jakiś czas nastąpiło, zgodnie z naturalnym biegiem rzeczy, "odczarowanie świata", staliśmy się w związku z tym bardziej cyniczni i inaczej podchodzimy do większości spraw. Dlatego też podejście zbyt idealistyczne nas razi. Tak mi się przynajmniej wydaje. Very Happy
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Sob 22:38, 07 Paź 2006    Temat postu:

Cytat:
Walczyło się z tym złym najeźdźcą, Normanem, tym złym, który uciskał lud, był okrutny i w ogóle niefajny. A wroga się zabija. Myślę, że podobnie mianem zwodniczej logiki możnaby określić stosunek Polaków do Niemców podczas II Wojny- no i co z tego, że niemieckie wojska miały rozkaz walczenia z Polakami? Chyba nijak to postrzegania jednych przez drugich nie zmieniało...jakoś nie słyszałam o tym, żeby, dajmy na to żołnierze AK, żałowali Niemców wysłanych po to, żeby ich zabić, "bo oni tacy biedni, bo im kazali, nieeee, chodźcie, nie strzelajmy do nich, poddajmy się od razu, co im będziemy kłopot robić".
Dla mnie akurat walka tego typu, to samoobrona- a więc szlachetny, czy nie, wyrzutów sumienia mieć nie musi.


Tylko czemu w takim razie ciągle zostawiali przy życiu Gisburne'a? Ze szlachetności, czyż nie tak? A to on był nie dość, że był "złym najeźdźcą" jako rzeczesz, to jeszcze ponad miarę okrutnym. To tak jakby przytoczeni przez Ciebie Polacy w czasie wojny uporczywie zostawiali przy życiu któregoś z faszystowskich dowódców "bo nie byliby wtedy lepsi od niego". Dlatego myślę, że to porównanie nie jest zbyt fortunne - choć i niecałkiem bezpodstawne oczywiście, bo to byli najeźdźcy.
Jeno że trochę ten szlachetny Robin niekonsekwentny. Wink (albo scenarzyści)

Cytat:
Oczywiście, może i jest to podejściem naiwnym- ale na takim właśnie idealizmie i postawie zaangażowanej bazuje większość legend i baśni.


Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli mówiąc o "postawie zaangażowanej". Jakież to baśnie na niej bazują?

Cytat:
A nie zauważyliście, że te uproszczenia denerwują nas najczęściej dopiero jak oglądamy serial po paru latach od pierwszej emisji?


Bo ja wiem, czy zaraz denerwują? Czepiamy się na forum, bo lubimy się czepiać Wink a oglądając uśmiechamy się pobłażliwie i traktujemy tak "rozpisane" walki jak dobrodziejstwo inwentarza. Przynajmniej ja. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Sob 22:54, 07 Paź 2006    Temat postu:

To już raczej scenarzystów podejrzewam o niekonsekwencję Wink Chociaż, lubię sobie czasem pomyśleć, że miał ten Gisbourne do czegoś im jeszcze posłużyć, dlatego zostawiali go przy życiu Very Happy (patrz casus Golluma). Nie zapominaj, że miał być ciąg dalszy- może by w końcu tego blond bałwana ubili. A poza tym- musieli go zostawić przy życiu, chociażby do momentu, kiedy okazał się być bratem Connery'ego.
A postawa zaangażowana, moja kochana Cukiernio, to postawa walki o coś, za coś, za kogoś. Za idee chociażby. Tak określiłam postawę bohatera walczącego o "lepsze jutro", wolność, niepodległość, dostatek... ( nie mówię tu o zaangażowanych bajeczkach radzieckich Wink )Teraz łatwiej Ci się będzie zgodzić?
Oj, faktycznie, lubisz się czepiać Very Happy ...użycie słowa "denerwować" też nie mialo przywodzić na myśl osoby rzucającej czym popadnie w telewizor, czy w monitor, bo akurat w serialu pojawiła się scenka z gatunku naiwnych. (chociaż znam takie osoby, haha). Raczej chodziło mi o nie-do-końca-bezrefleksyjne przyjmowanie tego, co się widzi i zauważanie motywów z lekka odległych od rzeczywistości, co może owocować pewnym dyskomfortem, aczkolwiek nie musi.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Sob 22:54, 07 Paź 2006    Temat postu:

Cukierenko, wyprzedziłaś mnie o kilka minut :-)

Dokładnie o to samo chciałęm zapytać - jeśli przyjmiemy walkę z żołnierzami za metaforę walki ze złem, to czemu zawsze oszczędzani są ci, którzy stanowią tego zła (niemal) źródło?

Tego rodzaju zachowanie było w sam raz w "Wesołej starej Anglii" Pyle'a, gdzie wszystko było mocno przerysowane z jednej strony a załagodzone i umowne z drugiej - i przemoc i wyzysk i walka... Przypominało raczej grę, niż poważne zmagania.

W świecie RoS, w którym mamy do czynienia z konfliktem "na poważnie", oszczędzanie głównego wroga jest pozbawione logiki.

A więc, czemu? Czy dlatego, żeby nie sprowokować poważnej kontrakcji? Jakby nie patrzeć, przeciwdziałania podejmowane przez szeryfa przypominały raczej opędzanie się od natrętnej muchym niż próbę pozbycia się poważnego zagrożenia... aż do "Greatest enemy". Może więc Robin bał się sprowokować normanów?


A może obawiał się, że na miejsce Gisbourne'a i De Rinault'a przyjdą inni, jeszcze gorsi?

Tak czy inaczej, zabijanie żołnierzy i pozostawianie przy życiu dowódców nie wygląda na działanie moralnie słuszne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Sob 23:03, 07 Paź 2006    Temat postu:

Jest to możliwe- jakby nie patrzeć, nie miał Robinek wystarczających środków na walkę z Normanami. Ale w końcu, moi drodzy, to nie był serial historyczny, tylko "magia i miecz", a zatem zbytniego realizmu i konsekwencji spodziewać się nie należy- byli i tacy, którzy załamywali ręce nad bronią we "Władcy pierścieni" i tacy, którzy płakali nad głupotą scenarzystów w "Królu Arturze"- scena, gdzie Tristan zestrzelił kapusia z drzewa.


Mały dopisek- po konsultacji z osobą o wiele lepiej znającą się na historii niż ja Smile
Otóż jednak jest całkiem logiczne, że Robin&co nie zabijali Szeryfa i Guya- dopóki pozbywali się żołnierzy, władza mogła patrzeć na to przez palce, natomiast jeśli zabiliby szlachcica- oj, wtedy nic by ich nie uratowało. Nagonka byłaby szybka i niezwykle skuteczna. Na tej samej zasadzie mniej- więcej, chłopom nie wolno było posiadać kuszy- niebezpieczeństwo przebicia zbroi. Rycerstwo nieźle się wtedy zabezpieczało Smile


Ostatnio zmieniony przez Ailleann dnia Sob 23:33, 07 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Sob 23:25, 07 Paź 2006    Temat postu:

No nieee... Już? Tak szybko?
Liczyłem na więcej... :-))

Argument: "bo to tylko bajka jest, więc po co komu logika działania bohaterów czy ich prawdopodobieństwo psychologiczne" to ewidentna kapitulacja.

Przywołana przez Ciebie ekranizacja LOTR obroniła się w moich oczach, ale takie "kwiatki" jak szarża w Helmowym Jarze czy wyczyny Legolasa na polach Pelennoru wychodzą poza ramy logiki i przyprawiają widza o niestosowne reakcje...

Z kolei "Król Artur" to... eech, szkoda gadać. Poza fajnymi aktorami (boscy Sasi! fantastyczny "Will Scarlet 30 lat później", sliczna Keira) nie było tam nic do oglądania. Czepiać się w tym obrazie prawdopodobieństwa zestrzelenia kogoś strzałą z tej odległości to tak, jakby czepiać się niedoskonałości stylu w wypracowaniu pełnym beczelnych "ortów" :-)))

Nie oczekujesz w literaturze i filmach "magii i miecza" realizmu zachowań postaci (nie mylić z realizmem świata, czy działaniem magii)? Ups...
Ja oczekuję, że każde dzieło będzie wewnętrznie spójne - jeśli autor powie mi, że (przykład) w świecie NeverNever najważniejszy jest honor, a rycerz Sir Nick jest bardzo dobrym rycerzem, to spodziewam się, że będzie postępował honorowo w każdej sytuacji. Jeśli zacznie bardziej dbać o swoją korzyść, niż o honor, a autor nie wyjaśni skąd ta zmiana, to znaczy, że dał plamę.

Podobnie tutaj - jeśli Gisbourne był potrzebny scenerzyście później, to powinien zadbać, żeby Robin miał dobry powód, żeby go nie zabijać, albo po prostu nie miał możliwości tego zrobić. To nie takie trudne! Ale widać komuś się nie chciało...

Acha, a jeśli Robin nie czuł się na siłach walczyć z Normanami, to powinien był posłuchać swoich współtowarzyszy, którzy mu to w pierwszym odcinku odradzali :-)))
No, chyba, że po prostu chciał się trochę pobawić, ale tak, żeby nie ryzykować za bardzo... :twisted:
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Sob 23:35, 07 Paź 2006    Temat postu:

Nick_T, nie skapitulowałam jeszcze, spójrz na mój dopisek... Smile
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Nie 0:29, 08 Paź 2006    Temat postu:

...no i o to mi dokładnie chodziło :-)

Bo tu dochodzimy do sedna sprawy - jeśli Robin boi się zabić kogoś ze szlachetnie urodzonych z obawy przed poważną pacyfikacją, to albo jest tchórzem, albo realistą. W tym drugim, chlubniejszym przypadku musimy jednak dojść do smutnego wniosku, że szeryf po prostu toleruje działalność banitów, jako swego rodzaju folklor...
Żegnaj micie.

Idąc dalej tym tropem trzeba stwierdzić, że zasłanianie się moralnością w kwestii zabijania "figur" jest zwykłą hipokryzją. Szczególnie w świetle swobodnego zabijania "pionków"...

Właśnie dlatego należy dbać o logikę i spójność tworzonych światów i postaci - zostawienie dziur skłania do prób ich łatania, a to może prowadzić do wniosków, które poddają w wątpliwość takie czy inne założenia. :(

Na marginesie, co do kuszy - w czasie, kiedy mają miejsce wydarzenia serialu kusza jest już oficjalnie zakazana przez Sobór Laterański z roku 1139. Nie wolno jej używać w walce między chreścijanami... Oczywiście, prawo swoje, a życie swoje, nie mniej jednak, serial mija się z prawdą, jeśli chodzi o uzbrojenie strzelcze ówczesnych zbrojnych.
Kusza była (w tym okresie) bronią typowo bojową, więc w chłopskich rękach w sposób oczywisty znaleść się nie powinna i najczęściej nie znajdowała. Bronią pospólstwa był łuk, który wbrew powszechnie rozpowszechnionym mitom, był znacznie od kuszy skuteczniejszy.

Typowa "deptana" kusza miała naciąg mniejszy bądź ledwie równy naciągowi porządnego łuku, a z powodu rozpaczliwie niskiej efektywności oddawania zmagazynowanej energii (bardzo krótka droga na której cięciwa przekazuje energię bełtowi) jej zasięg i przebijalność były wprost żenująco małe. Do tego należy dodać szybkostrzelność: sprawny łucznik był w stanie wystrzelić nawet do 12 strzał na minutę, podczas gdy bardzo dobrze wyszkolony kusznik oddałby w tym czasie 2-3 strzały (mówimy o kuszy naciąganej rękami lub hakiem, oraz o strzelaniu bez precyzyjnego celowania, "chmurą strzał" - takim ichnim ogniem zaporowym)

Nad łukiem miała tylko jedną, ale za to bardzo poważną przewagę - wystarczyło kilka dni treningu, żeby strzelać z niej sprawnie i skutecznie, podczas gdy opanowanie łuku zajmowało lata...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Nie 22:39, 08 Paź 2006    Temat postu:

Ailleann
Do czego mógłby Robinowi i reszcie Gisburne (-Gollum) posłużyć? Może to temat na fanfik Twojego autorstwa?

Cytat:
może by w końcu tego blond bałwana ubili


No! Narażasz się dziesiatkom fanek sir Guy'a Wink Chyba że "bałwan" w znaczeniu pogańskie bóstwo - bo znaczenia używanych przez Ciebie słów są jak pokazałaś, negocjowalne. Very Happy
I naprawdę nie bardzo mogę sobie przypomnieć "zaangażowanych" bohaterów w "większości legend i baśni". Bądź miła i rzuć tytułami - zwłaszcza baśni. Bo do legend może by się załapał Janosik na ten przykład - ale trudno go nazwać większością.


Nicku_T,
Ty to jednak masz zacięcie dydaktyczne Wink Mam nadzieję, że kiedyś coś oficjalnie popularnonaukowego na tematy "zbrojeniowe" popełnisz.

Cytat:
szeryf po prostu toleruje działalność banitów, jako swego rodzaju folklor...

Pomysł świetny - szeryf jako kreator kontrolujący wydarzenia. Tylko po cóż by wysyłał co i rusz nowe oddziały swoich niebieskich na zatracenie i naszpikowanie strzałami? A koszty? A okrywanie się śmiesznością jako "wiecznie niedoszły" pogromca? W imię czego miałby ryzykować taką osławę własnej osoby?

Ailleann
Cytat:
Robin&co nie zabijali Szeryfa i Guya- dopóki pozbywali się żołnierzy, władza mogła patrzeć na to przez palce, natomiast jeśli zabiliby szlachcica- oj, wtedy nic by ich nie uratowało.


Gdyby Robin tak właśnie sądził, nie wstawiałby chyba Willowi "ciemnoty", że zachowują Guy'a przy życiu li tylko ze szlachetności serca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Nie 23:04, 08 Paź 2006    Temat postu:

Cukiernio droga, czemuż to tak się mnie czepiasz, doprawdy nie mam pojęcia. Weź do ręki pierwszy z brzegu tom z baśniami i gwarantuję Ci, że znajdziesz tam opowieści o złych władcach tyranizujących całe królestwa, o potworach, ogólnym ucisku, itepe. Pojawi się na bank jakiś hero, poprzemawia do uciskanych, bądź nie, pomacha szabelką, zaciuka tyrana i będzie fajnie- natomiast pytanie DLACZEGO on to robi- oczywiście, być może z chęci zysku. (ręka księżniczki i pół królestwa, bądź też władanie całością) A może też robi to, bo chce czegoś lepszego dla kraju? Dla mieszkańców? Bo mu władca zły przeszkadza? Smok powietrze psuje? Może jest idealistą i chce, żeby ludziom żyło się dostatniej i żeby życie było piękne? Podstawowe mechanizmy rządzące tego typu opowieściami- jest ktoś zły, przychodzi dobry, usuwa złego i jest ok. Czy dobry ma mieć wyrzuty sumienia, że zabił złego? Po odejściu złego sytuacja się poprawia- cóż z tego, skoro to był król? Władza- no i co? Czyli według Ciebie, żadne takie bajeczki miejsca mieć nie powinny? Coż, taka jest mentalność ludu, który gloryfikuje "oswobodzicieli" i nijak tego nie zmienisz.

Nie, dziękuję, fanfików o Guyu pisać nie zamierzam. Nota bene, przytoczyłam słowa May morning, a raczyłaś wykpić tylko mnie.

Bałwan pozostanie bałwanem, jeśli łaskawie pozwolisz.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 0:07, 09 Paź 2006    Temat postu:

[quote]Tylko po cóż by wysyłał co i rusz nowe oddziały swoich niebieskich na zatracenie i naszpikowanie strzałami? A koszty? A okrywanie się śmiesznością jako "wiecznie niedoszły" pogromca? W imię czego miałby ryzykować taką osławę własnej osoby? [/quote]

No właśnie - koszty.
Szeryf nie toleruje banitów z sympatii, tylko z powodu prostego rachunku ekonomicznego. To twardo stąpający po ziemi facet, który nie raz udowodnił , że powoduje się raczej chęcią zysku, niż ideami.
Póki banici na wolności kosztują mniej, niż zorganizowanie poważnej obławy i zrobienie z nimi porządku, szeryf takowej obławy nie zrobi, akceptując ponoszone straty jako "koszta prowadzenia działalności". Straty powiedzmy sobie od razu, niewielkie w skali podległego mu terytorium.

Oczywiście, nie można pokazać takiej postawy przed królem - król musi widzić, że bardzo się staramy zwalczyć ten bandycki proceder. Stąd kolejne akcje i plany, których realizację szeryf powierza najbardziej pechowemu i nieudacznemu człowiekowi w okolicy...

Niesławne opowieści o nieudolności szeryfa? Phi! Nie uszczuplają szeryfiej szkatuły, więc po co przywiązywać do nich wagę? Więcej nawet - stanowią doskonałe wyjaśnienie, dlaczego do królewskiej kasy trafia czasem mniej złota, niż powinno. Któż dojdzie, że ze zgłoszonej jako zrabowana kwoty zaledwie jedną trzecią przejęli banici a reszta znalazła się w skarbcu szeryfa?

Ot i cała tajemnica...

[quote]...Robin <...> nie wstawiałby chyba Willowi "ciemnoty", że zachowują Guy'a przy życiu li tylko ze szlachetności serca.[/quote]
Wiesz, różne rzeczy się robi, żeby podtrzymać morale oddziału i nie dopuścić do erozji wizerunku "bezkompromisowego bojownika o wolność, równość i te pe" ];->
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Pon 8:59, 09 Paź 2006    Temat postu:

Heh, Nick_T, brawo. Very Happy Twoja wersja jest bardzo przekonująca.

@ Cukiernia- nie rozumiem dlaczego wciąż tak dziwnym wydaje Ci się fakt, że Robin nie chciał zabić Guya. Najpierw scenarzyści musieli doprowadzić do momentu, kiedy okaże się, że stojący po przeciwnych stronach barykady są braćmi. I zagwozdka. O ile zabicie tyrana dla bohatera pozytywnego to czyn chwalebny, o tyle przed zabiciem brata, bohater pozytywny się wzdraga. Uderzenie we własną krew, pozostawia bardzo brzydką szramę na nieskalanym wizerunku bohatera pozytywnego- niezależnie jak złym człowiekiem byłby jego brat.
Robin albo świetnie zdaje sobie z tego sprawę- albo karmi się złudzeniami co do siebie i swojej misji- patrz cytat:

Robin: "If we kill Gisburne in cold blood, then we'd be no better than he is."
Will: "Well, what makes you think we are?"

Will jest realistą, Robin idealistą. Proste.
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Pon 22:47, 09 Paź 2006    Temat postu:

Ailleann, mam wrażenie po Twoim drugim poście, że już się nie emocjonujesz aż tak i nie odbierasz prostego żądania precyzji jak kpin - i słusznie. Coś za łatwo Cię wyprowadzić z równowagi.

Chyba mnie nie zrozumiałaś, po prostu twierdzenie, że "na takim właśnie idealizmie i postawie zaangażowanej bazuje większość legend i baśni" wydaje mi sie bzdurką, a Ty nie przytoczyłaś choćby marnego Szewczyka Dratewki (alias Kozojeda Wink) jako zaangażowanego idealisty, by mnie przekonać, że się mylę. Ale to jest właściwie nie na temat, więc możemy odpuścić.

A jasnowłosy Robin oczywiście wiedząc, że Guy jest jego bratem, nie może i nie chce go zabić - tu masz rację. Ale to nie on opowiadał, że powstrzymuje go przed tym szlachetność.
Nadal uważam, że zabijanie z zimną krwią żołnierzy przy jednoczesnym tłumaczeniu się, że nie zabije się ich dowódcy z obawy przed staniem się równie złym jak on jest pęknięciem w tej postaci. Alternatywą byłoby tylko zdjęcie z siebie etykietki szlachetnego (i popsucie mitu) - bo przecież nie zaprzestanie zabijania.


Nick_T

Trochę bym Cię podręczyła o to, czy wymierający w tym tempie (i z łatwością, na którą sam zwróciłeś uwagę) wciąż rekrutowani niebiescy byliby mniej kosztowni niż jednorazowa porządna obława. Chyba, że każdy zostawał zarżnięty przed wypłatą i kasa zostawała w kieszeni szeryfa. Ale skąd wtedy brać następnych chętnych? Przeież chyba powstałyby jakieś "opowieści niesamowite" o "trójkącie sherwoodzkim", skąd zaden niebieski (prócz Guy'a) nigdy nie wyjdzie żywy.
Poza tym wizerunek Szeryfa-strategosa mogę kupić Smile

Ale Robina-strategosa już nie.

Cytat:
Robin <...> nie wstawiałby chyba Willowi "ciemnoty", że zachowują Guy'a przy życiu li tylko ze szlachetności serca.
Wiesz, różne rzeczy się robi, żeby podtrzymać morale oddziału i nie dopuścić do erozji wizerunku "bezkompromisowego bojownika o wolność, równość i te pe" ]

Przyjaźń i zaufanie bez wyłomu są istotną częścią mitu oraz przekonania o szlachetności Robina. Gdyby się okazało, że manipulował swoimi przyjaciółmi - znowu by nam wyszło, że aż tak szlachetny nie był.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Pon 23:24, 09 Paź 2006    Temat postu:

Cukiernia ciast trujących napisał:
a Ty nie przytoczyłaś choćby marnego Szewczyka Dratewki (alias Kozojeda Wink) jako zaangażowanego idealisty, by mnie przekonać, że się mylę. Ale to jest właściwie nie na temat, więc możemy odpuścić.


Jakżebym mogła przytoczyć Szewczyka Dratewkę? Przecież to nieludzki kat był- znęcał się nad zwierzętami! (vide wypchany siarką baranek, że o smoku już nie wspomnę!)
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nick_T

Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 15:44, 13 Paź 2006    Temat postu:

@ Ailleann
[quote]Heh, Nick_T, brawo. Twoja wersja jest bardzo przekonująca. [/quote]

Dziękuję, miło to słyszeć :-)
W końcu to przecież tak właśnie było... ;-)

@ Cukierenka
[quote]Trochę bym Cię podręczyła o to, czy wymierający w tym tempie <...> wciąż rekrutowani niebiescy byliby mniej kosztowni niż jednorazowa porządna obława. Chyba, że każdy zostawał zarżnięty przed wypłatą i kasa zostawała w kieszeni szeryfa. Ale skąd wtedy brać następnych chętnych? [/quote]

Ależ męcz mnie i dręcz! Ale ostrzegam, że będę się bronił ;-)
Żołd wypłacany był oczywiście z dołu, więc szanse na to, żeby wojak zszedł z tego padołu zanim mu się w danym miesiącu kasę wypłaci są całkiem spore. ;-) Ale ja nie o tym...

Co do tempa wymierania niebieskich w "trójkącie sherwoodzkim" - dinozaurom to by oni nie zaimponowali jednak... ;-) Wciąż zapominamy o skali zjawiska. Banici przedstawieni w RoS (bo np. u Pacyńskiego, Pyle'a czy Kraszewskiego było inaczej) to zaledwie 8 ludzi! 8 ludzi, których celem nie było wybicie wszystkich normańskich najeźdźców (a przynjamniej jeszcze nie teraz ;-). Jeśli zabili w ciągu miesiąca 4-6 żołnierzy, to w skali Nottinghamskiego garnizonu strata była pomijalna.
To dopiero w ostatnich latach (jakoś tak od wojny w Wietnamie) zaczęto traktować śmierć żołnierzy jako coś, co nie powinno mieć miejsca. Przedtem... "Soldiers have a habit of dying. It's an occupational hazard." jak mawiał De Rinault ;-)

Zawsze się znajdą chętni do narażania życia za pieniądze. W końcu przeciez nikt nie wierzy, że to właśnie jego trafi strzała. Tak samo, jak w to, że to właśnie jego potrąci samochód gdy będzie przebiegał przez jezdnię...

A jeśli chodzi o szlachetność Robina, to skąd pomysł, że był szlachetny?
Wiem, podkładam się, ale może by tak zacząć nowy flejm, pod tytułem: "Dowody na szlachetność Robina"? ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Cukiernia ciast trujących

Dołączył: 19 Wrz 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: boczna odnoga czasu

PostWysłany: Śro 23:49, 25 Paź 2006    Temat postu:

Cytat:
Wciąż zapominamy o skali zjawiska. Banici przedstawieni w RoS (bo np. u Pacyńskiego, Pyle'a czy Kraszewskiego było inaczej) to zaledwie 8 ludzi! 8 ludzi, których celem nie było wybicie wszystkich normańskich najeźdźców (a przynjamniej jeszcze nie teraz Wink. Jeśli zabili w ciągu miesiąca 4-6 żołnierzy, to w skali Nottinghamskiego garnizonu strata była pomijalna.


Skontruję ten tekst Twoją własną wypowiedzią z początku postu:

Cytat:
Nie mówię nawet o tym, że miecze banitów wchodzą w te kolczugi jak w masło, zupełnie jakby ich nie było. Mam na myśłi fakt, że typowego "złego" wystarczy kopnąć, walnąć pięścią, albo (to już ciężka broń!) uderzyć kijem, żeby już nie wstał!

No można by sparafrazować Smolenia: "Gdybyśmy pięć takich band mieli, sami byśmy pod Hastings wygrali!" Wink)


Nasza superósemka musiałaby wznieść się na wyżyny delikatności, aby ubijać li tylko 6-8 miesiecznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Ogólnie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin