Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Sir Guy of Gisburne (Robert Addie)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Główne postacie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 20:08, 28 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Tyle, że szeryf nie chciał, by ta polityka była zbyt krwawa. Miała być krwawa w wyznaczonych granicach - szeryfowych granicach. Bo chyba wiadomo, co by się działo, gdyby niebezpieczny, nie liczący się z nikim i z niczym Gizbulek mógł częściej używać swoich szarych komórek i miał wolną rękę, prawda? A tak Gizbek był pod kontrolą, co osiągało się najczęściej przy pomocy kija, ale również i soczystej marchewki.


Inspirujące. Spróbujmy sobie teraz wyobrazić całe RoS w sytuacji, gdy pełnię rządów nad Nottingham sprawuje Gizbek Smile Z pewnością trochę racji by miał, trochę niegłupich pomysłów. Czarno jednak widzę rozkwit takich porywczych Gizburnowych rządów na długim dystansie. Bardzo możliwe, że po prostu zrujnowałby Nottingham i przekreślił swoją karierę definitywnie. Chyba, że istnieją naukowo udowodnione możliwości kontynuowania kariery po oddzieleniu się głowy od ciała. Ale z tego co mi wiadomo, nie istnieją :>
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 12:21, 19 Mar 2011    Temat postu:

vesilene napisał:
(...)dialog, w którym Gisburne dzieli się z szeryfem i widzami dwoma błyskotliwymi ideami: A. Szeryf stworzył Robin Hooda B. Szeryf i Robin Hood są przeciwnymi stronami tej samej monety. Jeśli znajdziecie chwilkę pomiędzy jednym kielichem a drugim (hehe), to przeanalizujcie krok po kroku wspomniane słowa. Zacznijcie od źródła - myśli, będących analizą pewnych faktów, których efektem końcowym powinny być słowa Gisburna. Nie wiem, jak dla was, ale dla mnie te słowa są mocno filozoficzne.


To jest zdecydowanie myśl, którą zapamiętałam jako najgłębszą w całym filmie prawdę. Trąci trochę podwórkową psychoanalizą, ale z drugiej strony nie można jej odmówić pewnej trafności, jak w mitycznie i mistycznie nierozerwalnym związku ofiary i jej oprawcy.

Saburzanka napisał:
Tyle, że szeryf nie chciał, by ta polityka była zbyt krwawa. Miała być krwawa w wyznaczonych granicach - szeryfowych granicach. Bo chyba wiadomo, co by się działo, gdyby niebezpieczny, nie liczący się z nikim i z niczym Gizbulek mógł częściej używać swoich szarych komórek i miał wolną rękę, prawda? A tak Gizbek był pod kontrolą, co osiągało się najczęściej przy pomocy kija, ale również i soczystej marchewki.


No bo tak na dobrą sprawę, Szeryf bez Robina miał straszliwie nudną robotę i w końcu musiał zderzyć się z prawdą, że pobór podatków nie dostarczy mu już więcej satysfakcji zawodowej. Potrzebował czegoś, co dałoby mu w wypełnianiu tych jego obowiązków poczucie misji albo zwyczajnie urozmaiciło codzienną szarą egzystencję na menedżerskim stanowisku. Ostatecznie, Szeryf chętnie przystał na istnienie (a może nawet przyczynił się do stworzenia) Robina i tak nadał głębszy sens swojej karierze zawodowej. A postać Szeryfa stała się dla Robina jego nadrzędną racją bytu. To bodaj jest prawdą wyłącznie w przypadku serii I i II, bo w przypadku III praprzyczyną była jednak Marion, a Szeryf i Guy stali się jedynie "skutkiem ubocznym" tego zaangażowania (odwrotnie niż w przypadku Robina nr 1, dla którego to Marion była "skutkiem ubocznym" i właśnie dlatego trzecia seria trochę zgrzyta, bo tu już każdy gra w trochę inną grę). Jak się jednak zdaje, ani Szeryf, ani Sir Guy tej subtelnej różnicy między Robinem nr 2 a Robinem nr 1 jednak nie zauważyli i dlatego nie zmieniło to ostatecznie ról, jakie w tej grze mieli do odegrania.

Dlaczego właściwie Sir Guy jest obiektem dobrotliwych drwin z powodu tych swoich wszystkich rzekomych deficytów intelektu? On może bywa nieudaczny, ale to wcale nie kwalifikuje go na nieudacznika. Równie dobrze można pomyśleć, że Sir Guy jest sprytnym i doświadczonym organizacyjnym graczem. Doskonale wie, że póki ma co ścigać, póty ma posadę niezagrożoną wypełnianiem innych, bardziej niewdzięcznych obowiązków. Jasno zdaje sobie sprawę, że niezależnie od tego, ilu Robinów wyeliminuje, zawsze pojawi się jakiś następny. Stara się więc akurat na tyle, by nie dopaść celu, bo (1) niepolitycznym posunięciem byłoby odebrać szefowi to, co sprawia mu przyjemność, (2) znany i sprawdzony przeciwnik jest zawsze mniej wymagającym wyzwaniem niż ktoś, o kim nic nie wiemy. Sir Guy czasem się zżyma, czasem puszy, ale to tylko po to, by utrzymywać wszystkich (na czele z Szeryfem) w przekonaniu, że naprawdę bardzo mu zależy. Ma tyle organizacyjnej dojrzałości, aby na każdym kroku dowodzić, że jest kretynem, który nie zagraża pozycji swojego przełożonego i na tyle przebiegłości, aby raz na jakiś czas pokazać, że cechuje się jednak jakim takim pomyślunkiem. Ale nie błyszczy intelektem, bo dawno już zauważył, że ci, co wszystko wiedzą i dużo umieją mają ciągle ręce pełne roboty. Ci zaś co niewiele wiedzą i niewiele potrafią, mają święty spokój. Sir Guy ma przecież wszelkie atuty, by problem Robina rozwiązać z miejsca: należyte wyposażenie stanowiska pracy, zespół oddanych mu ludzi, a także rzekome wsparcie szefa dla swoich poczynań. Ma też tak szeroko tu komentowane i podziwiane kompetencje i potencjał zawodowy (tak dalece przewyższające jego przeciwnika/ów, że aż strach pomyśleć, co by było, gdyby zechciał je naprawdę wykorzystać). Aż dziw bierze, że nic mu nigdy z tych jego poczynań nie wychodzi. A jeszcze bardziej nie sposób pojąć, jaka to siła każe Szeryfowi zatrzymać Go po każdym kolejnym niepowodzeniu. A nuż przyszedłby na miejsce Guya ktoś, kto popsułby całą misternie utkaną intrygę rozprawiając się chwacko z przeciwnikiem (a potem z jego kolejnymi następcami). Hipoteza trójkąta: układ w stanie równowagi Wink. Idealna stabilna współzależność. I wszyscy oni mieliby się świetnie do dziś, gdyby nie ten głupawy i nie wiadomo skąd wzięty pomysł Marion, aby się na mniszkę wylansować Wink (no przecież wiem, że monotematyczna jestem).

vesilene napisał:
Aż dziw bierze, że tak skomplikowany proces myślowy miał w ogóle miejsce w mózgu Gisburna! Rozwiązania są trzy:
1) Gisburne po prostu jest skrytym filozofem i we wspomnianej scenie po prostu ujawnił prawdziwe możliwości swojego mózgu.
2) Scenarzyści zaszaleli i zamiast przydzielić kwestię chociażby opatowi Hugo (który wydaje się być rozumniejszą postacią mimo, że nie miał w serialu szansy na specjalnie pamiętne wypowiedzi), przydzielili ją Gisburnowi - dla jaj.
3) Gisburne nie wiedział, co mówi.


To nie przypadek, że przywołane tu na wstępie słowa wypowiada właśnie Sir Guy, choć właściwie pytanie o to, dlaczego zostają wypowiedziane, to w gruncie rzeczy dwa różne pytania. Po pierwsze, po co było aż tak dosłownie obnażać motywy tej gry? Tu można się co prawda zawahać, ale i tak najbardziej oczywistym powodem wyda się zawsze to, że twórcy serialu najwyraźniej nie doceniali możliwości intelektualnych swojej widowni. Po drugie, dlaczego tę prawdę objawia nie kto inny, ale Sir Guy? A no bo nie mógł tego powiedzieć Szeryf: ujawniłby banalność swoich pobudek, podważył własny autorytet, zabił powagę sytuacji i ostatecznie stracił szansę na przekonujące motywowanie podwładnych. A gdyby powiedział to Robin byłoby - rzecz jasna - jeszcze gorzej, bo przecież zakwestionowałby doniosłość własnego istnienia. Wszyscy trzej - Szeryf, Robin i Guy - doskonale to wiedzieli, ale tylko Guy, jako "ten trzeci", mógł odsłonić naturę tej więzi. Odczuwał na własnej skórze jej nieodwracalność. A jeszcze inni? Inni z oddali nie mogli dostrzec tej dwuznacznej namiętności...

Jeśli by przyjąć, że Sir Guy jest w RoS zwyczajnie na stanowisku pracy, to tu już pewnej efektywności odmówić mu nie można. Nie zawsze przecież sukces polega na realizacji najbardziej oczywistych dla postronnego obserwatora celów. Ale może to z jakichś innych, niezrozumiałych dla mnie przyczyn, Sir Guy od zawsze wydawał mi się najbardziej cyniczną (co nie znaczy niesympatyczną) postacią tej gry. A także jedyną, która z powodu swojego - delikatnie mówiąc, umiarkowanego - zaangażowania w istotę sprawy, ostatecznie wychodzi z tej gry zwycięsko. Ta wieloznaczność sprawia, że jedno dla mnie nie ulega wątpliwości: Sir Guy i Pan Addie to absolutny RoSowy panteon (choć zniewalającego wdzięku to bym im obu chyba jednak odmówiła Wink).


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Sob 12:36, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 12:56, 19 Mar 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Ta wieloznaczność sprawia, że jedno dla mnie nie ulega wątpliwości: Sir Guy i Pan Addie to absolutny RoSowy panteon (choć zniewalającego wdzięku to bym im obu chyba jednak odmówiła Wink).

Zdecydowanie tak. Gisburne, szeryf, Will i Tuck to pierwszoligowe jokery, książę/król Jan, nowy szeryf Mark, pani Mab i kilka - drugoligowe, zaś Janeczek, Much i cała galeria postaci dalszoplanowych to asy. Taki jest mój obecny ranking.

Gisburne to człowiek-zagadka (hippozagadka). Tak naprawdę trudno powiedzieć, jaki jest naprawdę, dlatego że ten nibyż tak prostacki, hitlerjugendowski i narwany chłopak przez większość czasu ekranowego się maskuje.

Praktycznie rzadko się odsłania, ale gdy to robi, to właśnie wydaje się makabrycznym głupielątkiem, które działa na własną szkodę (scena oświadczyn, triumfalne wejście na markowe saloony, rzucawka przy zajętym szkatułką Janie Bez Ziemi) albo podejrzanie litościwym człowiekiem (scena z Mildred). Jest bardzo śmieszny w scenie, w której zabija wzrokiem rywala Ralpha i w której odsłania się, gdy z radością wykrzyjkuje całemu światu, że wreszcie uwolnił się od szeryfa. W każdej z tych scen wydaje się kompletnie dziecinny!!! To go jakoś tak w moich oczach uniewinnia. Wink

A poza tymi scenami Gisburne wydaje się wybitnie wytrzymały, niewiarygodnie cierpliwy i ogromnie, ale to ogromnie sprytny. Zimny drań, cwaniak, niezły gracz.

Gdy szeryf wyjeżdża albo ma ręce zajęte czym innym, to Gwidon odgrywa - dokładnie, odgrywa - furiata, którym na 100% nie jest i przejmuje gesty czy zachowania swojego pana. Widać uważa, że człowiek władzy taki być powinien, bo ... No właśnie, nie wiadomo, co on może sobie myśleć. W każdym razie odporność ma niebywałą. Co ciekawe, w scenach, w których kogoś męczy czy zabija Gwidon prezentuje lodowate oblicze. Król zimy Very Happy Nie można wykluczać, że wyżywa się na Saxon scumie z powodów rasowych. To mi się akurat wydaje prawdopodobne. Zimna wyżymaczka Very Happy

Co ciekawe, Gwidon prezentuje czasami całkiem czułe spojrzenia i ujmujące gesty wobec ludzkiego otoczenia (obstawiam, że wobec koni też Razz, ale tego nei widzimy). Tak, jakby mu się niechcący wyrywały. Może dlatego wydaje się tylu fankom taki milusi Razz

No i najważniejsze jest to, że te wszystkie dwuznaczności to osiągnięcie aktorskie pana Addiego. To jest ewidentnie zamierzone, przemyślane i wspaniale zastosowane w praniu. Bez wątpienia master tego serialu.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Sob 13:12, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 14:26, 19 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Gisburne, szeryf, Will i Tuck to pierwszoligowe jokery, książę/król Jan, nowy szeryf Mark, pani Mab i kilka - drugoligowe, zaś Janeczek, Much i cała galeria postaci dalszoplanowych to asy. Taki jest mój obecny ranking.


No a jeszcze paru innych? Nasir? Dyżurny mag trzeciej serii? I ten lider prekursorów kosynierów, jak mu tam było? Edward? Trudno, zawalczę tylko o jednego: Robina nr 2! Za jego bezapelacyjne zwycięstwo w konkurencji "Jak zrobić coś z niczego?", alternatywnie: "Zrób to sam"... Nie ma sobie równych!

Cholera, znowu offtopuję. Proszę sobie nie robić kłopotu przywoływaniem mnie do porządku. Sama ze sobą przeprowadzę dyscyplinującą rozmowę. Niech będzie, że dla mnie Connery i Addie ex aequo (wszystko jedno, na którym miejscu) Wink, żeby było chociaż trochę na ten topic.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Sob 14:28, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 15:15, 19 Mar 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
No a jeszcze paru innych?

Np. tu: http://www.robinofsherwood.fora.pl/ogolnie,1/postacie-epizodyczne,610.html
Powinnyśmy zrobić konkurs malinowy. Złota Malina dla... Razz No, zgadnijmy.

nothing's forgotten napisał:
Nasir?

nothing's forgotten napisał:
zawalczę tylko o jednego: Robina nr 2! Za jego bezapelacyjne zwycięstwo w konkurencji "Jak zrobić coś z niczego?", alternatywnie: "Zrób to sam"... Nie ma sobie równych!

Nazirek wśród aktorskich szczylów wygrywa w Twojej konkurencji "Jak zrobić coś z niczego?". Niestety, czasem, gdy gra, robi to z ogromnym wysiłkiem i nie za dobrze. Ale szeryf też miał wpadkę, oj miał, choć postać przepięknie uszyta, przemylana i świetnie zagrana.

Pan Connery grać nie potrafi. Pan Addie stworzył kreację od A do Z. Pan Connery po prostu był i przy okazji wyszło coś z niczego, ale również dzięki aktorskiemu otoczeniu (np. Winstone'owi, Ryanowi, etc., czyli gra zespołowa), a przede wszystkim dzięki ogromnemu urokowi osobistemu i nieporadności tego chłopca. Jak można porównywać wypadek przy mozolnej pracy (nad środkami aktorskimi zamilczę) do rasowej, wspaniałem kreacji? Toż to profanacja Razz

W kategorii duet wygrywają u mnie bezapelacyjnie szeryf i Gwidon. Inteligentny, słaby, sfrustrowany i wiecznie zalany bądź podlany pan plus dziecinny, ale podejrzanie mocny, skryty i cwaniakowaty sługa, który utopiłby pana w łyżce wina :d Co za para!!! Obydwaj maksymalnie zabawni! I co za związek! To się nazywa aktorski kunszt!

Poza tym przypominam, że pan Addie zasłużył swoją niesamowitą grą na dalsze życie Gwidona, który miał być uśmiercony w miarę szybko jako niezbyt wazna postać. To się nazywa COŚ. Tego samego dokonał pan Ryan, ale na pewno jego kreacja nie może się mierzyć z kreacją pana Addiego, choć jest znakomita.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 18:40, 19 Mar 2011    Temat postu:

Jak to dobrze, że jeszcze nie zdążyłam ze sobą porozmawiać Wink.

Saburzanka napisał:
Nazirek wśród aktorskich szczylów wygrywa w Twojej konkurencji "Jak zrobić coś z niczego?". Niestety, czasem, gdy gra, robi to z ogromnym wysiłkiem i nie za dobrze.


Też tak dość długo sądziłam, potem zmieniłam zdanie. Nasir ma coś, co nie jest w aż tak oczywisty sposób podane na tacy, jak zauroczenie Marion, i na czym może się oprzeć. Odmienność kulturowa, innowierstwo i tajemnica przeszłości wystarczą, aby pętać się w tle wymachując mieczami, pozostać interesującym i istotnie zaznaczyć swoją obecność na planie. Tu niedostatki roli mniej zobowiązują, ale to coś innego, niż udźwignąć ciężar konstrukcji całej fabuły. Nasir nie musi zapełnić tylu kadrów swoją nicością ani nadać sensu tylu zdarzeniom, co Robin. To jest jednak trochę inna konkurencja.

Saburzanka napisał:
Pan Connery grać nie potrafi. Pan Addie stworzył kreację od A do Z. Pan Connery po prostu był i przy okazji wyszło coś z niczego, ale również dzięki aktorskiemu otoczeniu (np. Winstone'owi, Ryanowi, etc., czyli gra zespołowa), a przede wszystkim dzięki ogromnemu urokowi osobistemu i nieporadności tego chłopca. Jak można porównywać wypadek przy mozolnej pracy (nad środkami aktorskimi zamilczę) do rasowej, wspaniałem kreacji? Toż to profanacja Razz


To w końcu, jak to właściwie jest Wink? "Urok osobisty" i "po prostu bycie" czy "wypadek przy mozolnej pracy"? Bo to jest moim skromnym zdaniem sprzeczność. Nigdy nie wiedziałam, kiedy Connery gra, a kiedy udaje aktora. Jego urok osobisty jest mocno dyskusyjny, ale jeśli coś mu zapewnia, to co najwyżej bezpretensjonalność (co też jest jakimś osiągnięciem w porównaniu do jego poprzednika). Ale ta jego rola nie jest jednostajna mimo swych bezgranicznych i przyprawiających o mdłości dobroci i młodzieńczego wdzięku, co odkryłam całkiem niedawno i ku mojemu zaskoczeniu. Addie z nim nie wygrywa. Guy jest bezkonkurencyjny w konkursie dość wyrazistych ról, których niejednoznaczność pozostawiała miejsce na swobodę interpretacji, więc bezapelacyjnie to on wygrywa w najlepszym wypadku z Marion.

Zresztą, porównania Robina i Guya użyłam fasadowo Wink bo to jest akurat w zgeneralizowany sposób nieporównywalne. Problem w tym, że szukamy i dowodzimy na tym forum czegoś na siłę. Ani konstrukcja którejkolwiek z tych ról (z Guyem włącznie), ani gra któregokolwiek z aktorów nie rzuca na kolana (i ma to swoje zalety). A jeszcze inną, całkiem odrębną jakość stanowią efekty współpracy aktorów na planie w takich czy innych konfiguracjach. Potrzeba by odrębnych rankingów dla postaci pierwszo- i drugoligowych oraz epizodycznych, a w ich obrębie oddzielnie należałoby uszeregować role o większej i mniejszej potencjalnej złożoności (co pewnie wymaga dodefiniowania, bo samo w sobie jest nieostre). Nie wiem, czemu miałby służyć podział na role kobiece i męskie - parytetom czy kultywowaniu tradycji - więc pomijam. Kilka odrębnych rankingów daje, niestety, nadal nieporównywalne rezultaty. Lepiej byłoby dojść do wyników końcowych poprzez spójny system punktacji dla poszczególnych kryteriów oceny ról i aktorów. W dokonaniu tej oceny jest tylko jedna zasadnicza trudność: trzeba wyłącznie widzieć, słyszeć, myśleć i... absolutnie nic nie czuć (chyba, żeby z odczuć osobistych na temat postaci zrobić odrębne kryterium). Ale za to efekt końcowy w postaci rankingu według sumarycznej liczby punktów byłby już wart swojej ceny, pozwalając na dokonywanie wszelkich mozliwych porównań (włącznie ze znieważającym porównaniem kreacji Panów Addie'go i Connery'ego Wink).

Pozostając póki co przy odrębnych rankingach, Robert Addie jest według mnie najlepszy w kategorii ról typu "pierwsza liga o wyższym potencjale" i ma w tej kategorii nad kim zwyciężyć. Jason Connery wygrywa w kategorii "pierwsza liga o niższym potencjale"i tu - niestety - mamy pewien problem, bo obawiam się, że ta kategoria to zbiór jednoelementowy, więc Connery odnosi największe ze zwycięstw, wygrywając sam ze sobą Wink. Mam też inne typy, ale to już nie tutaj. Teraz to naprawdę idę ze sobą poważnie pogadać...


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Sob 19:13, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 20:02, 19 Mar 2011    Temat postu:

Pan Ryan jest o tyle lepszy od pana Connery'ego, że świetnie włada bronią i o to chodzi. Jest bardzo charakterystyczny, gdy miga w tle albo coś tam robi, patrzy, myśli pobocznie, ale gorzej w trzecim sezonie, gdy mamy zbliżenie i pan Ryan chce wyrazić zdziwienie lub głębokie zadumanie. Hm. Jednak umie grać ciałem, a tego nie potrafi zupełnie pan Connery, który jest cudnie drewniany poniżej buźki - zresztą twarzą i głosem też nie potrafi zagrać mnóstwa rzeczy.

Pan Connery nie umie walczyć, choć mozoli się strasznie i efekt jest mizerny (choć lepszy niż w przypadku pana Praeda). Gdy jest w tle, to i tak nie stosuje odpowiednich środków aktorskich w celu nadania barwy, charakteru, specyficznych gestów bohaterowi (a to zdecydowanie umie zrobić pan Ryan). Gdy jest zbliżenie i pan Connery chce zagrać np. złość, to choćby nie wiem jak się nadymał, nie udaje mu się. Niestety, jest na widelcu. A pan Ryan prawie nigdy nie jest Wink Cześć i chwała!

Gdy pan Connery się stara i poci z wysiłku aktorskiego, jest fatalnie (tak żałośnie, że jest to aż urocze). Ten dodatkowy, nieporadnościowy wdzięk/wdzięczek jest właśnie wypadkiem przy pracy. Natomiast jest o wiele lepiej czy wręcz milusio, gdy pan Connery się nie stara (w sposób bardzo widoczny) i jest po prostu fajnym, miłym chłopcem. W jednym i drugim cholernie pomaga mu jednak znakomity zespół aktorski, dodając sensu i smaku wielu scenom z jego udziałem oraz pokazując, że otoczenie wchodzi w intereakcje ze złotowłosym młodzikiem, że go kupuje... No za diabła nie widzę w roli pana Connery'ego dogłębnych przemyśleń, doboru odpowiednich środków wyrazu i rozumienia, co czym się chce osiągnąć! Aktorska dupa. Ale Marion jest o wiele słabsza w tym duecie, więc w porównaniu z nią aktor niesamowicie zyskuje.

Pan Connery stara się z pewnością (być aktorem filmowym, serialowym) i robi, co może, ale ... niewiele może. Więcej aktorskiego rzemiosła ma za uszami właśnie pan Ryan. O wiele więcej. Chwała Herne'owi, że panu Connery'emu udało się cokolwiek stworzyć. I dobrze, że nie wyszedł nam taki cud jak drugi Robin Czarny Razz Coś jednak się wykluło, aczkolwiek lewobocznie.

Pan Addie wszystkie środki aktorskie, którymi ci dwaj panowie nie dysponują lub którymi nie zawsze potrafią się posłużyć, ma w małym palcu i nie widziałam ANI JEDNEGO ujęcia, w którym pan Addie by coś skiepścił, zagrał beznadziejnie czy bez składu i ładu. Można się czepiać niektórych walk, ale w tych bezkonkurencyjny był pan Ryan.

ENTY EDIT
A rusztowanie tych wałkowanych przez nas ról - i to według samego pana Carpentera - było potencjalnie najbardziej rozwojowe w wypadku Nazira (o, jednak!), a wręcz fatalnie jednostronne w wypadku Gwidona (w takim razie podwójny puchar dla pana Addiego).
Cytat:
Nasir - a loner but loyal. Ruthless in combat and not given to long speeches! A Muslim and a prince in his own country.

Taaa książę krwi królewskiej. Razz Nawymyślali, nie ma co! Nizaryta - krewny monarchy. Kaktus mi na czole wyrośnie...

Cytat:
Gisburne. A fascist. Intolerant, cruel, unimaginative and arrogant. A soldier.


Bardzo nieciekawie wygląda ta sprawa u naszej Marianny, co w trzeciej serii - po zmianie Robina - grozi spektakularną katastrofą, która nastąpiła. Jednak z początku wydaje się charakterną dziewuszką, czyli można było ominąć pułapki lepkiej słodyczy. No ale do tego trzeba chęci i umiejętności, ewentualnie wytrwałości. Czegoś tu wyraźnie zabrakło.
Cytat:
Marion. Gentle and deeply in love. Compassionate and loyal.


Popatrzmy, jak wygląda to u Roberta. Cóż, nie dość, że pan Connery był pierwszakiem, to jeszcze w scenariuszu nie dano mu sposobu na pokazanie tego, co tutaj przywołano,. Chociaż aktor tak dobry, jak np. Robert Addie, z pewnością stworzyłby kreację. Tego jestem pewna! Widziałam go w innych rolach. Aktorski brylant. Wybrał nałogowe palenie papierosów i sporo innych zajęć poza aktorstwem. Wiemy, jak się to skończyło, niestety.
Cytat:
Robert of Huntingdon. Gets called by Herne - fights against it and then accepts it - and of course falls in love with Marion. Despite his privileged upbringing he has a sense of injustice.


Łączę się w bulu i nadzieji - cytując klasyka - z Robertem. Po prostu pan Connery nie miał szans w starciu z resztą aktorów, do tego rozgrzanych grą w RoS. Siła złego na jednego, bo w trzeciej serii od aktorskiego złota epizodycznego aż kapie! Za to pan Connery wygrał z panią Trott. Czy to jest jednak COŚ? No, zawsze coś Wink

Z dwóch złotowłosych - hę? - braci wybieram Addiego. Bez sekundy wahania.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Sob 22:38, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 22:38, 19 Mar 2011    Temat postu:

Źródłem emotikonów jest charakter tego przekomarzania się Wink. Przed moim trzecim podejściem do trzeciej serii przyznałabym Ci pewnie pod wieloma względami rację, bo takie mniej więcej miałam wspomnienie o RoS. Jednak spojrzenie z dystansu sprawiło mi pewne niespodzianki w percepcji tej serii... i stąd przychylam się raczej do tezy o "inności", niż "lepszości" ról. Już się jednak zdyscyplinowałam, więc koniec offtopowania w tym miejscu. Jeśli nie kończymy na luźnej wymianie spostrzeżeń w tonie półżartobliwym, a mamy sobie coś perswadować, to proszę o solidne merytorycznie wyzwanie do dyskusji w innym temacie: bez zbędnych ozdobników stylistycznych, za to z konkretami zamiast kwantyfikatorów ogólnych i prawd objawionych. Przeświadczenie, że można na tym poziomie ogólności coś jeszcze więcej powiedzieć jest czysto iluzoryczne. Nie zgadzam się z tym, co to niby ci aktorzy tam rzekomo świetnie umieją, a czego nie umieją wcale, jak to lepiej ciałem, głosem albo mimiką, zawsze lub nigdy, wszystko ewentualnie nic, i zupełnie nie wiem, na czym opierasz te sądy. Widać ja w tych kadrach dostrzegam jednak coś innego, niż Ty, Saburzanko, więc w odpowiedzi na przytoczoną tu argumentację nie mam nic więcej do dodania poza tym, że mnie ona w ogóle nie przekonuje.

EDIT
Celem wyjaśnienia uprzejmie informuję, że treść niniejszej wypowiedzi stanowi odpowiedź na poprzednią wersję powyższego posta, w związku z czym nie jest z nim w pełni spójna.

Żeby niepotrzebnie nie przedłużać, co do posta poniższego

Saburzanka napisał:
Zapachniało panem posłem Piechą. Cóż, "kwantyfikatorów wielkich nie ma w polityce, niestety". Nawet w polityce forumowej?!


pozostanę zobowiązana za powstzymanie się od porównań personalnych, choć wygląda na to, że poseł Piecha w tym akurat wypadku wiedział, co mówi Wink. Upodobania można mieć dowolne i dowolnie zgeneralizowane, ale w sądach normatywnych kwantyfikator nabiera szczególnego znaczenia. Zatem "Zawsze wolałam X od Y." dyskusji nie podlega, ale już "X jest lepsze od Y" podlega jej jak najbardziej.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Nie 0:04, 20 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 22:44, 19 Mar 2011    Temat postu:

Czy ktoś na forum kogoś przekonuje? Chyba, że w kwestii chronologii czegoś tam. Każdy jest przekonany i nadal przekonuje się głośno. Taki urok tego serialu.

Zapachniało panem posłem Piechą. Cóż, "kwantyfikatorów wielkich nie ma w polityce, niestety". Nawet w polityce forumowej?!

Przekomarzać się jak najbardziej należy. A ja i tak będę się upierać przy tym, że oglądając sceny z udziałem aktorów WIDZĘ, że dana osoba nie daje plamy, daje plamę raz, plami się często albo poplamiła odcinki za dużo i niepotrzebnie. Zawsze jednak można wykryć u mnie bądź u kogoś wadę wzroku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Xenon

Dołączył: 19 Lis 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielkopolskie
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 0:01, 06 Gru 2013    Temat postu:

Powiem krótko... Rola Roberta Addie w serii ROS jest kapitalna... pomimo że gra osobę dość mało dobroduszną... zawsze była to jedna z moich ulubionych postaci w tym serialu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
farfocel

Dołączył: 28 Sty 2014
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 3miato
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 11:57, 29 Sty 2014    Temat postu:

Moim skromnym zdaniem;) p. Robert Addie, jest fenomenalnym aktorem, a kreacja Sir Guy'a jest po prostu rewelacyjna, tak jak to ktoś już napisał wcześniej MASTER tego serialu:D Zapewne jak większość z Was, oglądałam wszystkie ,,nowe'' podejścia do adaptacji kultowego Robin Hood'a, jedne udane, drugie mniej;P Powiem szczerze że w rankingu ,,króla '' z Gisborne wygrywa właśnie p Addie, ze względu na sama kreację postaci owego bohatera, jak i współdziałanie z szeryfem z Nottingham. I tu pojawia się kolejny mój faworyt p Grace:D ale to temat na zupełnie inny post;)
Podsumowując Sir Guy of Gisborne w punktacji 1-10, dostaje punktów 15:D
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nasir

Dołączył: 13 Lis 2016
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 18:24, 06 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 8:05, 09 Cze 2018    Temat postu:

vesilene napisał:
Nasir napisał:
Masz na myśli nagrodę tego Gisbourne'a, który pokonał Robercika Huntingdona na miecze i zabiłby go, gdyby nie moc Albionu? Chodzi Ci o tego, który trafnie rozkminił że Huntingdon jest nowym synem Herna? Czy masz na myśli tego Gisbourne'a, który powstrzymał Bertranda de Nivelle przed wpadnięciem w zasadzkę albo podstępnie zabił Ralpha? Czy może chodzi Ci o tego Gisbourne'a, który de facto zremisował w pojedynku z Robinem of Loxley? (gdyby nie pomoc reszty bandy to walka by dalej trwała i nie wiadomo jakby się zakończyła; prócz tego zauważ, że sam Loxley powiedział do niego: "Ćwiczyłeś Gisbourne!" - odc. "Pan drzew"). Wink

Gisbourne nie był taką ciapą i rozwijał się w serialu. Na początku banici robili z niego idiotę jak chcieli, ale potem czegoś się nauczył. Stał się ostrożniejszy, przebieglejszy, podstępniejszy. Nawet podniósł swoje umiejętności szermiercze. Trudniej było go pokonać. Nie mógł być takim oszołomem skoro walczył ramię w ramię z Bertrandem, dowódcą najemników brabanckich. Jest nawet wspomniane, że uczestniczył w jakiś bitwach bodajże w Królestwie Francji, Brabancji i Flandrii. Był zatem doświadczonym wojownikiem.


Co racja, to racja. Blondasek niejako rósł w siłę, ale wyzwolić spod tyranii szeryfa jakoś mu się nie udało. Zbuntował się trochę, jak nastolatek, aby na koniec potulnie wrócić do swojej roli. Myślę, że między nimi jest trochę taki rodzaj więzi, jak ojciec i syn.

Ale to eee offtop Very Happy Przed spotkaniem na pewno odświeżę sobie wszystkie odcinki i może dojdę do jakichś świeższych wniosków.


Miał chyba tylko dwie okazje. Pierwsza w sezonie 2. W zamku Belleme znalazł klejnoty barona, dlatego zabił Ralpha. Mógł za nie odzyskać wolność. Chyba do końca nie był zły, ale stał się taki przy boku de Rainaulta. Chciał przecież założyć rodzinę z Sarah de Talmont. Był na żołdzie szeryfa z Nottingham, dlatego zależał od niego finansowo. Druga okazja nastąpiła w odcinku "Pretendent", gdzie sir Guy uwikłał się w wielką polityczną intrygę. Guy od samego początku dążył do tego, aby się uwolnić od szeryfa. Był bękartem, więc miał ciężko w życiu. Bękart przecie nie dziedziczył w średniowieczu ani majątku ani tytułu. Odniosłem nawet wrażenie, że był nieco opętany walką (widoczne w rozmowie z Bertrandem).

Liczę na to. Będzie ciekawa dyskusja. Można nawet obejrzeć jakiś odcinek ROS.


Ostatnio zmieniony przez Nasir dnia Śro 18:49, 06 Cze 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Owain ap Cymru

Moderator
Dołączył: 26 Cze 2014
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nikąd
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 19:25, 06 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 8:27, 09 Cze 2018    Temat postu:

Nazir, dla mnie blondas nie chciał sie z nią ożenić, tylko wciskał kit żeby się do niej dobrać. Szeryf go w końcu skwitował w którymś odcinku, że się do każdej baby dobiera.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nasir

Dołączył: 13 Lis 2016
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 20:31, 06 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 8:45, 09 Cze 2018    Temat postu:

Owain ap Cymru napisał:
Nazir, dla mnie blondas nie chciał sie z nią ożenić, tylko wciskał kit żeby się do niej dobrać. Szeryf go w końcu skwitował w którymś odcinku, że się do każdej baby dobiera.


Dlatego Guy potajemnie opuszczał Nottingham? Ojciec Sary - Joshua de Talmont był zamożnym kupcem i bankierem żydowskim. Zajmował się lichwą. Guy byłby ustawiony do końca życia. Very Happy Chodzi Ci o sytuację z odcinka "Wiedźma z Elsdon"? Czy ta sytuacja nie miała miejsca wcześniej, tzn. przed wydarzeniami z odcinka "Dzieci Izraela"? Rolling Eyes


Ostatnio zmieniony przez Nasir dnia Czw 21:13, 07 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Owain ap Cymru

Moderator
Dołączył: 26 Cze 2014
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nikąd
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 21:44, 06 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 8:50, 09 Cze 2018    Temat postu:

Nazir, a bierzesz ty pod uwage że to jest Żydówka i Guy by był w nieciekawej sytuacji jakby ją za żonę wziął? Pomijając oczywiście fakt że musiała by zmienić wiarę, co by sie skończyło pewnie odtrąceniem jej przez religijnego ojca. Czyli z kasy staruszka nici.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nasir

Dołączył: 13 Lis 2016
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Czw 21:42, 07 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 8:55, 09 Cze 2018    Temat postu:

Owain ap Cymru napisał:
Nazir, a bierzesz ty pod uwage że to jest Żydówka i Guy by był w nieciekawej sytuacji jakby ją za żonę wziął? Pomijając oczywiście fakt że musiała by zmienić wiarę, co by sie skończyło pewnie odtrąceniem jej przez religijnego ojca. Czyli z kasy staruszka nici.


Fakt, ale mógł ją mieć jako konkubinę. Siłą zarządzałby pieniędzmi jej tatusia. Dlaczego musiałaby zmienić wiarę? Żydzi tego nie robili. Bynajmniej nic o tym nie wiem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Owain ap Cymru

Moderator
Dołączył: 26 Cze 2014
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nikąd
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 0:54, 08 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 9:17, 09 Cze 2018    Temat postu:

Jak to nie zmieniali wary? Najsławniejszym Żydem który zmienił wiarę był Nostradamus. To znaczy jego dziadek zmienił wiarę. Żydzi przechodzili na chrześcijaństwo w całej europie pod wpływem prześladowań religijnych. Prześledź sobie temat rekonkwisty. Hiszpanie tępili zarówno Muzułmanów jak i Żydów, co owocowało albo zmiana wiary albo emigracją. Ciekawy przykład mamy z Niemiec, z czasów pierwszej krucjaty. W jednym z miast krzyżowcy rozpoczęli pogrom. Miejscowi Żydzi schronili sie w pałacu biskupa. Ten chciał wykorzystać okazję i dał im wybór, albo zmiana wiary albo wydanie wichrzycielom. Na takie dictum Żydzi wzięli się do noży i zaszlachtowali biskupa. W efekcie zostali wymordowani.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
vesilene

Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nottingham
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 13:55, 08 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 9:24, 09 Cze 2018    Temat postu:

Hahaha, ojczulkowie. Już mu całą przyszłość zaplanowaliście i wyznanie zmieniliście, a on przypuszczam, że nie myślał zbyt racjonalnie. Wy też myślicie o małżeństwie, kiedy Wam się panna podoba? Very Happy Nawet mu do głowy nie przyszło, żeby się nad takim rzeczami zastanawiać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nasir

Dołączył: 13 Lis 2016
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 22:10, 08 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 9:34, 09 Cze 2018    Temat postu:

Owain ap Cymru napisał:
Jak to nie zmieniali wary? Najsławniejszym Żydem który zmienił wiarę był Nostradamus. To znaczy jego dziadek zmienił wiarę. Żydzi przechodzili na chrześcijaństwo w całej europie pod wpływem prześladowań religijnych. Prześledź sobie temat rekonkwisty. Hiszpanie tępili zarówno Muzułmanów jak i Żydów, co owocowało albo zmiana wiary albo emigracją. Ciekawy przykład mamy z Niemiec, z czasów pierwszej krucjaty. W jednym z miast krzyżowcy rozpoczęli pogrom. Miejscowi Żydzi schronili sie w pałacu biskupa. Ten chciał wykorzystać okazję i dał im wybór, albo zmiana wiary albo wydanie wichrzycielom. Na takie dictum Żydzi wzięli się do noży i zaszlachtowali biskupa. W efekcie zostali wymordowani.


Jaki odsetek Żydów zmieniał wiarę? Czy ktoś przeprowadzał takie badania? Nostradamus to jeden przykład, ale czy tak było generalnie? Przecież zmiana wiary wynika z wielu powodów. Nie jest łatwą decyzją. Vesilene przecież Guy mógł z Sarą żyć bez ślubu. Pewne jest tylko, że chciał z nią być. Była zamożna, więc miał szansę zmienić swoje życie. Po ostatnim seansie odcinka "Dzieci Izraela" uważam, że Gisbourne od pewnego czasu dążył do wyswobodzenia się spod wpływu szeryfa. Kto by tam chciał być popychadłem tyrana? Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Owain ap Cymru

Moderator
Dołączył: 26 Cze 2014
Posty: 192
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nikąd
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 0:41, 09 Cze 2018
PRZENIESIONY
Sob 9:42, 09 Cze 2018    Temat postu:

Masz tu doktorat z niezłą bibliografią na ten temat

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Główne postacie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin