Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
Robin Hood and the Sorcerer (Czarownik)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Odcinki - seria I
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 9:27, 25 Lut 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
(ciekawe, że kładzie się spać w pełnym makijażu Razz).


A to jest ogólnie ciekawa kwestia - jak "tapetowano się" w średniowieczu? Smile Wiesz coś może na ten temat?

Saburzanka napisał:
Tutaj są małe wtopy. Robin denerwuje mnie raczej tym swoim zachowaniem, a mniej przebraniem, choć tym też. Zabawne są odgłosy wypuszczania strzał przez zawodników, bo wyraźnie słychać, które są 'spalone'. Marion spokojnie mogła stanąć do walki, hehe.
Ciekawi mnie jedno. Dlaczego Gizbek po przedostatniej rundzie nakazał straży zatrzymać niektórych łuczników? Obstawiam, że chyba tylko po to, aby ich siłowo wcielić do oddziału szeryfa. Jednak Gwidon widać nie uznawał ich za złych łuczników. No bo niby za co miałby ich karać np. wtrąceniem do lochów? Chyba, że ktoś ma inny pomysł...


Zachowanie i przebranie faktycznie przegięte Smile Ogólnie przez to i inne słabsze motywy, choć odcinek jest bardzo dobry, nie mogłem dać mu oceny "6". Dostał ode mnie 5+, a 5 to według mnie minimalna ocena, każdy kto dał mu mniej za bardzo się czepia Wink
Czemu Gisburne kazał zatrzymać część łuczników? Chyba chciał im się po prostu dokładnie przyjrzeć i sprawdzić, czy któryś przypadkiem nie jest Robinem w przebraniu Wink

Saburzanka napisał:
Path napisał:
Słaby jest, jak dla mnie, również motyw z linami w lesie - tymi z wciągnięciem Marion oraz w następnej scenie - złapania Guy'a.

Te liny to takie niby zaskoczenie, ale jednak dziwnie wyszło, fakt. Jesli zaś chodzi o nieco wcześniejszy 'sposób na bedgajów', to od razu sobie pomyślałam: Niby czym w miarę przezroczystym i cienkim mogli banici posługiwać się przy ciągnięciu 'zaczarowanego miecza' po ziemi??? No przecież nie pajęczyną. Razz Ten trick z linką holowniczą był niby fajny, a niefajny.


No tak, to kolejna drobna wtopa, na którą nie zwróciłem uwagi Wink Im bardziej się serial analizuje, tym więcej się ich odkrywa, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza i nie burzy to dla mnie świetnego wizerunku RoS Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 13:27, 25 Lut 2011    Temat postu:

Path napisał:
Bardzo podobała mi się postać Marion, a także sam wątek Robina z Marion - począwszy od sceny w sypialni, poprzez moją ulubioną scenę, kiedy żegnają się pod furtą klasztorną - dla mnie aktorski, niemy majstersztyk, w całym serialu ta scena jest dla mnie najmocniej wypełniona uczuciami, emocjami skrytymi w tych dwóch postaciach, dla mnie więcej tak dobrze zagranych scen wyrażających uczucia, nie było.


Dokładnie, zgadzam się z Tobą. Ta scena ma swój urok, zwłaszcza ów klasyczny obrazek, w którym Robin Hood odprowadza swoją damę na koniu. Jak dla mnie jest ona bardzo wypełniona uczuciami, co może nie jest zasługą samych aktorów, a reżysera, dzięki któremu udało się za pomocą bardzo prostych środków wyrazić wszystko to, co tych dwoje młodych ludzi właśnie przeżywa, a więc miłość, żal i smutek. To właśnie jedna z tych scen, które wpływają na klimat tego serialu: pochmurne niebo, jakiś klasztor i dwoje zakochanych ludzi. No i ten kawałek w tle - „Now is here”, który po raz pierwszy w serialu rozbrzmiewa z takim uczuciem (taką w końcu pełni on funkcję) i idealnie wprowadza widza w klimat, jaki towarzyszy temu, niezwykle ważnemu (czy to się komuś podoba, czy nie) wątkowi serialu. Ta scena to trochę taka jego wizytówka, a może tylko ilustracja do świetnego utworu, jakim jest „Now is here”, mimo wszystko jednak dobrze że się w tym odcinku znalazła.

Saburzanka napisał:

Path napisał:
Nie podoba mi się także sposób przedstawienia rzekomego ślubu - i traktowanie go później jako ważnie zawartego małżeństwa.

Zdecydowanie się pod tym podpisuję, bo mnie to także drażni. To nie był żaden ślub. Nikt nigdy nie powinien nazywać Marion żoną Robina. Totalna przeginka.


A czy nikomu do głowy nie przyszło, że ważnego ślubu mógł im udzielić np. Tuck? Albo ktoś inny, np. jakiś jego znajomy z pobliskiego klasztoru? Herne mógł sobie ręce w górę podnosić dla jakiegoś tam błogosławieństwa, ale prawdziwego ślubu mógł im udzielić właśnie mnich pięć minut wcześniej albo pięć minut później (czy naprawdę wszystko musi być na ekranie pokazane?). W końcu, kiedy Biały Robin oświadcza się Marion, to o udzielenie ślubu prosi właśnie brata Tucka i ten gotowy jest to uczynić (swoją drogą, skoro Tuck ma opory przed wyspowiadaniem Margaret, z powodu domniemanej ekskomuniki, to dlaczego nie ma podobnych wątpliwości przed udzieleniem sakramentu małżeństwa Robinowi i Marion w „The time of the wolf”, ale tą kwestię należałoby omówić we właściwym wątku poświęconym jego szacownej osobie). Dlatego też w przypadku Czarnego Robina i Marion mogło być podobnie. W końcu nie tylko ona, ale również szeryf, czy Ryszard z Leaford, podkreślają fakt zawarcia małżeństwa. Przecież nie braliby na serio jakiegoś pseudoślubu udzielonego w środku lasu, nie?

Hound of Lucifer napisał:

Saburzanka napisał:
Ciekawi mnie jedno. Dlaczego Gizbek po przedostatniej rundzie nakazał straży zatrzymać niektórych łuczników? Obstawiam, że chyba tylko po to, aby ich siłowo wcielić do oddziału szeryfa. Jednak Gwidon widać nie uznawał ich za złych łuczników. No bo niby za co miałby ich karać np. wtrąceniem do lochów? Chyba, że ktoś ma inny pomysł...


Czemu Gisburne kazał zatrzymać część łuczników? Chyba chciał im się po prostu dokładnie przyjrzeć i sprawdzić, czy któryś przypadkiem nie jest Robinem w przebraniu Wink


Dokładnie. Gisburne zatrzymał ich, żeby sprawdzić, czy nie ma wśród nich Robin Hooda. Swoją drogą śmieszna scena. Kolesie przyszli na zawody postrzelać sobie z łuku i zamiast zostać docenionym za awans do „półfinału”, zostali zatrzymani przez straże szeryfa. Nieźle musieli się zdziwić, coś tam nawet chyba protestowali, ale bez skutku. Ja bym się na ich miejscu obraził i więcej na turniej do Nottingham nie przyszedł. O! Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 14:17, 25 Lut 2011    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
A to jest ogólnie ciekawa kwestia - jak "tapetowano się" w średniowieczu? Wink Wiesz coś może na ten temat?

To jest bardzo ciekawa kwestia i cieszy mnie, że kogoś intryguje Very Happy Więcej źródeł jest z nieco póżniejszego okresu (pomijam inne kręgi kulturowe w Europie - silne wpływy muzułmańskie albo greckie skutkować mogły zwiększoną tolerancją wobec tapetowania się możnych pań). Jednak dla interesującej nas, RoSowej kosmetyki można założyć, że kobieta z wyższych sfer 1) nie malowała powiek, bo to w kulturach 'nagiej twarzy' robi bardzo silne negatywne wrażenie i nie znam ani jednego przykładu podobnej deprawacji z tego okresu, 2) mogła epilować i przyciemnić brwi, a to już daje bardzo dobry efekt na plus, ważniejszy nawet niż umalowanie oczka 3) jeśli chciała, to podmalowała usta (np. maliną, ewentualnie - jeśli miała dużo pieniędzy i medyka znajomego, który znał się na upiększaniu - szminką z dodatkiem krwi węża Razz), 4) nie pudrowała się. Dość popularny był znany nam dobrze zabieg kosmetyczny polegający na rozjaśnianiu włosów - stosowano sporo substancji (głównie roślinnych). Przez długi czas bardzo niemodne były ciemne włosy. Zakładam, że w ogóle ludzie mieli wtedy w masie Wink jaśniejsze włosy niż my (skoro było tak jeszcze nawet na początku XX w.), ale widać było im za mało. Kobieta z czarnymi czy ciemnobrązowymi włosami nie zostałaby uznana za klasyczną piękność. Oczywiście, panegirysta podkreślał, że ciemne włosy kontrastują z cerą i przez to wydaje się ona o wiele bielsza niż u damy jasnowłosej. Takie kobiety też się podobały, czasem nawet bardziej niż blondyny, ale trzeba to było jakoś zawsze usprawiedliwiać. Aaa, rudy kolor włosów był uważany za bardzo poważną wadę urody. Ufff, to tak na szybko.

Szymon napisał:
Ta scena ma swój urok, zwłaszcza ów klasyczny obrazek, w którym Robin Hood odprowadza swoją damę na koniu. Jak dla mnie jest ona bardzo wypełniona uczuciami, co może nie jest zasługą samych aktorów, a reżysera, dzięki któremu udało się za pomocą bardzo prostych środków wyrazić wszystko to, co tych dwoje młodych ludzi właśnie przeżywa

Urok swój - oczywiście - ma, jak zresztą mnóstwo scen z RoS. Klasyczna też jest - właśnie dzięki udziałowi nieznanego nam konia. (Swoją drogą, czyj to koń? Bo Marion miała chyba innego. Nie zwróciłam na to uwagi, ale oby znów nie wkradał nam się wątek koniokradów Very Happy). Muzyka robi najwięcej, układ postaci i generalnie robota operatorska. Jednak wszystko to tym bardziej podkreśla tzw. grę (czy raczej je brak) głównych bohaterów. W scenach miłosnopodobnych jest to dla mnie niedopuszczalne. Dla kawałka muzycznego wybaczam, bo ta scena mi się aż tak bardzo jak Vesilene nie dłuży. No i chwała Herne'owi, że się nie pocałowali po raz wtóry, bo wtedy mglisty, melancholijny wydźwięk poszedłby się bujać. Otoczenie tej sceny jest przepiękne! To niebo, te barwy, ta klasztorna furta, to całe przytłumienie barw... ach!!!

Szymon napisał:
A czy nikomu do głowy nie przyszło, że ważnego ślubu mógł im udzielić np. Tuck? Albo ktoś inny, np. jakiś jego znajomy z pobliskiego klasztoru?

No właściwie tak. Masz rację. Małżeństwo byłoby ważne, gdyby obydwoje 1) przyrzekli sobie ożenek wcześniej, nawet podczas drugiego spotkania (to już by ich wiązało mocniej niż narzeczeństwo), 2) wypowiedzieli słowa, którymi taki związek się zawierało, a były one różne, 3) oczywiście, porządną moc prawną zyskałoby takie małżeństwo przy świadkach (ale nie mogliby to być banici!), 4) przyklepaniem tego ślubu byłoby błogosławieństwo udzielone przez kapłana. Nie widzimy tego na ekranie, ale tak mogło właśnie być! Tylko nie pasuje mi jako pan młody osoba wyjęta spod prawa - sądzę, że takie małżeństwo nie mogłoby się po prostu liczyć (jednak nie wiemy, kiedy szeryf ogłosił publicznie, że Robin jest wilkogłowcem Wink bo od tego momentu Robin byłby 'małżeńsko spalony').

Szymon napisał:
W końcu, kiedy Biały Robin oświadcza się Marion, to o udzielenie ślubu prosi właśnie brata Tucka i ten gotowy jest to uczynić (swoją drogą, skoro Tuck ma opory przed wyspowiadaniem Margaret, z powodu domniemanej ekskomuniki, to dlaczego nie ma podobnych wątpliwości przed udzieleniem sakramentu małżeństwa Robinowi i Marion w "The time of the wolf")

Bo czym innym jest rozgrzeszenie, które mogłoby nie być ważne, gdyby udzielił go ekskomunikowany kapłan*, a czym innym błogosławieństwo podczas zawierania małżeństwa. W średniowieczu Kościół uznawał za legalne śluby zawierane bez udziału kapłana, choć domagał się (długo - bezskutecznie) chociażby zawierania ich przed bramą kościoła. Marion i Robert nie byli zapewne spokrewnieni** czy spowinowaceni, więc odpadałaby podstawowa przeszkoda kanoniczna. Tylko że oni obydwoje byli wyjęci spod prawa, a skoro wyjęci, to na pewno takie małeństwo przez prawo nie byłoby uznawane. Widać dla ich lepszego samopoczucia Tuck się zgodził bez wahania. Wink

* Szczerze mówiąc, w późniejszych czasach w wyjątkowych sytuacjach zagrożenia życia każda osoba, również świecka czy kobieta, mogła wysłuchać spowiedzi. Nie wiem tylko, czy mogła udzielić rozgrzeszenia in articulo mortis. Jak było w XII-XIII w. to nie wiem. Generalnie ci ludzie aż do czasów tzw. devotio moderna prawie się nie spowiadali i jeszcze rzadziej przyjmowali komunię, a do kościółka też nie latali całymi rodzinami. Oczywiście, były wyjątki, ale raczej potwierdzające regułę niż jej zaprzeczające.
**Chociaż nie można wykluczyć ich pokrewieństwa właściwie - w tamtym czasie obowiązywał niezwykle surowy system jego wyliczania między dwojgiem osób (do siódmego stopnia według rachuby germańskiej, a nie rzymskiej, czyli stosowanej obecnie, co było dla ludzi wysoko urodzonych bardzo uciążliwe przy wyłuszczaniu pokrewieństwa dla uzyskania dyspensy lub wygodne, gdy ktoś chciał rozwiązać zawarte wcześniej małżeństwo).


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Sob 10:03, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Path

Dołączył: 25 Sty 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pią 16:32, 25 Lut 2011    Temat postu:

Ten ich ślub to jedna wielka bajeczka Wink kiedyś jak oglądałam serial i w którymś kolejnym odcinku usłyszałam, że Robin i Marion są małżeństwem, musiałam się ciężko zastanowić, kiedy i kto im tego ślubu udzielił… I rzeczywiście o wiele lepiej by było jakby im tego ślubu Tuck udzielił (a może naprawdę im go udzieliłWink ), albo jakby inne osoby nie uważały za ważny tego pseudo-ślubu.

Much denerwował mnie przez cały serial Wink ale w trzecim sezonie najmniej. Jest nawet scena z jego udziałem, którą lubię Very Happy a mianowicie, kiedy w „The time of the Wolf” mówi Willowi, żeby nie nazywał go głupkiem Smile Szkoda, że ta scena była w ostatnim odcinku, bo miałam nadzieję na poprawę u Mucha Wink oczywiście, że w serialu pojawia się kilka irytujących postaci, jak wspomniany Artur, ale oni występują w pojedynczych odcinkach, a Much w każdym Wink

Co do motywu zaczarowania Robina – też próbowałam sobie interpretować to w taki sposób, że miłość do Marion uczyniła go odpornym na magię (w końcu de Belleme stwierdza, że Herne dobrze wybrał), ale to by było mocno naciągane… Teraz tak sobie pomyślałam, że może to srebrna strzała uchroniła Robina?? Herne przecież powiedział mu, że ma ją z sobą zabrać, bo strzała będzie go chroniła.

Dla mnie scena pożegnania Robina i Marion w tym odcinku jest jedyną w całym serialu, która pokazuje łączące ich uczucia (wolę to „zakonne” pożegnanie, niż to na koniec trzeciego sezonu) Wink Brakuje mi już później motywów odnoszących się tak dobitnie do ich uczucia (choćby tak mocnego ze strony Robina przytulenia Marion), w następnych odcinkach ten motyw jakby obumiera – Robin zdobył co chciał i na tym koniec, brakuje tej chemii pomiędzy nimi, choć uważam, że uczucie które ich łączyło, było miłością… Poza tym partnerstwa, równości, w moim odczuciu, też między nimi nie było… Zresztą zawsze jak oglądam którykolwiek odcinek, mam wrażenie, że Robin był ponad wszystkimi Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pią 17:44, 25 Lut 2011    Temat postu:

Path napisał:
Dla mnie scena pożegnania Robina i Marion w tym odcinku jest jedyną w całym serialu, która pokazuje łączące ich uczucia (wolę to „zakonne” pożegnanie, niż to na koniec trzeciego sezonu) Wink Brakuje mi już później motywów odnoszących się tak dobitnie do ich uczucia (choćby tak mocnego ze strony Robina przytulenia Marion), w następnych odcinkach ten motyw jakby obumiera


Bez przesady, jest tego więcej. Niemal w każdym odcinku pojawiają się sceny podkreślające łączącą ich więź. Moim zdaniem twórcy serialu akurat dobrze o ten wątek zadbali i tych romantycznych widoczków jest wystarczająco dużo. A przy tym nie zawsze jest to ckliwe i patetyczne. Jednym z moich ulubionych obrazków jest pewne niepozorne ujęcie w "Mieczach Waylanda". Oto Robin i Marion w jednym kadrze, którzy po prostu siedzą sobie w oddali, pośród zieleni i zwyczajnie ze sobą rozmawiają. Ujęcie wygląda trochę tak jakby filmowano ich bez ich wiedzy, przez co wyglądają bardzo autentycznie i naturalnie (zresztą tego typu ujęć, które pokazują życie banitów w taki naturalny, "chłodny" sposób jest w serialu dużo więcej). Ot, zwykła parka, która znalazła dla siebie chwilę czasu i postanowiła spędzić ją na osobności. Proza życia, która jeszcze bardziej uwiarygadnia łączące ich uczucia Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Sob 10:51, 26 Lut 2011    Temat postu:

Path napisał:
Much denerwował mnie przez cały serial Very Happy ale w trzecim sezonie najmniej. Jest nawet scena z jego udziałem, którą lubię, a mianowicie, kiedy w „The time of the Wolf” mówi Willowi, żeby nie nazywał go głupkiem

Ta scena z "Czasu Wilka" jest świetna! Generalnie mnie też dość długo denerwował Much i to niezmiernie, bo Marion przestała wkurzać po "Czarowniku". Jednak, kurczę, Much nawet nie tyle wprowadza dużo humoru do odcinków, choć wprowadza i robi mnóstwo zamieszania, bo właściwie ciągle banitom przeszkadza w osiągnięciu różnych celów, trzeba na niego ciągle uważać i się nim opiekować, to jednak wyraźnie wzbudza pozytywne uczucia w ludziach ze swojego otoczenia. Nie jest też wcale wtyką Robina Wink, bo np. Will, który - jak wyraźnie widać - nie lubi Robina i mu się przeciwstawia nieraz, wobec Mucha zachowuje się zupełnie inaczej. Przykro się właściwie robi, patrząc na to, że tak wielu ludzi te osoby, które nie zostały hojnie obdarzone przez naturę inteligencją, ma za kretynów, z którymi nie ma co się liczyć. Może na początku niektórzy banici też tak na Mucha patrzyli, ale jednak zmienili zdanie. Ja też Very Happy W miarę szybko Mucha polubiłam, a aktora go grającego, zupełnego świeżaka przecież, bardzo sobie cenię. O wiele lepiej wywiązała się ze swojego zadania niż 'wielcy bohaterowie'.

Path napisał:
W serialu pojawia się kilka irytujących postaci, jak wspomniany Artur, ale oni występują w pojedynczych odcinkach, a Much w każdym

Co by nie mówić o tych innych iryciakach, oni są m.in. dlatego irytujący, że mają coś za uszami, próbują upiec pieczeń przy cudzym ogniu i wykorzystać innych ludzi jako narzędzia w swoich brudnych interesach, ewentualnie dlatego, że aktorzy grający te osoby nie są najfajniej dobrani lub źle grają. A Much jest swojakiem, czystym i niewinnym, a do tego jest znakomicie zagrany.

Path napisał:
Dla mnie scena pożegnania Robina i Marion w tym odcinku jest jedyną w całym serialu, która pokazuje łączące ich uczucia (wolę to „zakonne” pożegnanie, niż to na koniec trzeciego sezonu)
Szymon napisał:
Bez przesady, jest tego więcej. Niemal w każdym odcinku pojawiają się sceny podkreślające łączącą ich więź. Moim zdaniem twórcy serialu akurat dobrze o ten wątek zadbali i tych romantycznych widoczków jest wystarczająco dużo.

Romantycznych ujęć trochę jest, ale pokazania romantycznych uczuć łączących Robina i Marion jest strasznie mało... z winy Robina, który buja w swojej nawiedzonej rzeczywistości i nie liczy się z innymi, także z Marion. Dziwna ta ich miłość jest. Robin ma przypływy ludzkości i bardzo silnych emocji, ale najczęściej wtedy, gdy chodzi o Mucha - wówczas się wierzy, że on w ogóle kogoś kocha. Marion robi nieraz maślane oczy, a czasem od wazeliny aż się błyszczy, ale w drugą stronę to tak nie działa. Dobrze pisze Path o tym panu i łączącej go z Marion tzw. więzi.

Path napisał:
Robin zdobył co chciał i na tym koniec, brakuje tej chemii pomiędzy nimi

To się rzuca w oczy jak diabli, dlatego m.in., że są pary, których silne uczucie widać w każdym niemal geście i spojrzeniu albo okazyjnie PO OBU STRONACH, a nie tylko po jednej. Na dodatek ciągle widzimy scenki z banitami, w których mężczyźni okazują sobie mnóstwo uczuć. Gdyby wyłączyło się dżwięk przy oglądaniu tychże scen, co ja kilka razy zrobiłam, to sama mowa ciała Janeczka, Robina Białego, Willa czy nawet Nasira wskazuje bardzo wyraźnie na fakt, że ci ludzie po prostu się kochają, autentycznie kochają i wcale nie trzeba w tym widzieć podtektów erotycznych, jak wielu autorów fanfików.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 12:03, 01 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Dobrze pisze Path o tym panu i łączącej go z Marion tzw. więzi.


Rozumiem, że wobec tego ja o tej więzi piszę "niedobrze", tak? Mimo, że tych "przytulanek", których tak bardzo Path brakuje, ja w serialu znalazłem aż nadto. Czy naprawdę scena pożegnania Robina i Marion w tym odcinku jest jedyną w całym serialu, która pokazuje łączące ich uczucia? No bez jaj! Z uwagą oglądać serial, a dopiero potem pisać, że czegoś jest mało albo dużo!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 12:44, 01 Mar 2011    Temat postu:

Każdy widzi to inaczej i może mieć własne zdanie Smile

Ja tam ogólnie nie jestem zbytnim miłosnikiem scen romantycznych, więc cieszę się, że nie przegięto w RoS z nadmierną ich ilością. Jakiejś strasznej namiętności między Robinem czy Robertem a Marion nie ma, bo być nie mogło - to serial dla młodzieży, więc nie ma golizny i seksu Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Path

Dołączył: 25 Sty 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 11:35, 15 Mar 2011    Temat postu:

Oczywiście, że każdy będzie widział to inaczej Smile
Ale należałoby też odróżnić erotyzm od romantyzmu - to przecież nie są tożsame pojęcia! Mi osobiście brakuje romantyzmu - przynajmniej ze strony Robina, bo że Marion kipi do niego romantycznym uczuciem, to widać od pierwszego odcinka Wink Nie brakuje oczywiście w serialu scen z życia codziennego banitów, rozmów Marion i Robina, ale nie powinno się kończyć na codzienności;) a tak nota bene, najbardziej denerwującą mnie sceną jest scena w odcinku "Seven Poor Knights from Acre", kiedy Robin odpycha Marion - z całym szacunkiem dla tego, co działo się w kilku scenach wcześniej. Nie musieli się sobie rzucać w ramiona, ale trochę szacunku i uczucia;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 14:20, 15 Mar 2011    Temat postu:

Path napisał:
Nie brakuje oczywiście w serialu scen z życia codziennego banitów, rozmów Marion i Robina, ale nie powinno się kończyć na codzienności;) a tak nota bene, najbardziej denerwującą mnie sceną jest scena w odcinku "Seven Poor Knights from Acre", kiedy Robin odpycha Marion - z całym szacunkiem dla tego, co działo się w kilku scenach wcześniej. Nie musieli się sobie rzucać w ramiona, ale trochę szacunku i uczucia;)

No właśnie. O to chodzi. Codzienność kochających się ludzi to także gesty i spojrzenia (dziwne nie? widać je wyraźnie w wypadku Dżen i Toma oraz Al i Eda). A nie tylko gadki jako takie. Co do gadek, ktore widać i słychać wyraźnie, to piękny przykład maczyzmu mamy w scenie rozmowy tzw. świeżo upieczonych małżonków, w której Marion czuje się wepchnięta w kanał służącej, a nie równoprawnej członkini stadła (małżeńskiego) i stada (leśnego).

Szymon napisał:
Czy naprawdę scena pożegnania Robina i Marion w tym odcinku jest jedyną w całym serialu, która pokazuje łączące ich uczucia? No bez jaj! Z uwagą oglądać serial, a dopiero potem pisać, że czegoś jest mało albo dużo!

Ulala. No bez jaj Wink
Sceny rozmów czy robienie maślanych oczu przez Marion, gdy Robin na to nie reaguje, NIE SĄ scenami pokazującymi OBOPÓLNE uczucie. Koniec i kropka. Jeśli ktoś uważa, że tak, to jest to zdecydowanie niedobre Razz Robin to nawet nie podskórny macho, a po prostu macho, jakkolwiek dziwnie to dla niektórych brzmi. Piękne oczy, rozwiane włosy, głęboki głos, patosik, odloty, etc. tego nie tuszują. Ja to bardzo wyraźnie widzę. Zresztą nie tylko ja. Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 16:16, 15 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:

Ulala. No bez jaj Wink Sceny rozmów czy robienie maślanych oczu przez Marion, gdy Robin na to nie reaguje, NIE SĄ scenami pokazującymi OBOPÓLNE uczucie. Koniec i kropka. Jeśli ktoś uważa, że tak, to jest to zdecydowanie niedobre Razz


Zdecydowanie niedobre jest wybiórcze oglądanie odcinków, we fragmentach, z ignorowaniem, czy też niedostrzeganiem pewnych scen, które w serialu mają miejsce. I nie mam tu wcale na myśli scen, w których Marion robi maślane oczy, a Robin nie reaguje (tak w ogóle, o które sceny konkretnie chodzi?) Proponuje jeszcze raz, a dobrze, obejrzeć "Wiedźmę z Elsdon", "Królewskiego błazna", "Przepowiednię", "Dzieci Izraela", "Zaklęcie" i przede wszystkim "Największego wroga". Zwłaszcza w tym ostatnim jest jedna taka fajna scena pokazująca uczucie. I to nawet lepiej, niż scena pod furtą klasztorną w "Czarnoksiężniku".

No ale ja rozumiem, że niektórzy widzieli pierwszą i drugą serię bardzo dawno temu, gdyż boją się rozpakować nowo zakupione wydanie DVD, a inni w ogóle dwóch pierwszych serii nie uznają (patrz: ankieta) Razz


Ostatnio zmieniony przez Szymon dnia Wto 16:17, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 17:05, 15 Mar 2011    Temat postu:

Szymon napisał:
Zdecydowanie niedobre jest wybiórcze oglądanie odcinków, we fragmentach, z ignorowaniem, czy też niedostrzeganiem pewnych scen, które w serialu mają miejsce.

Czyli wielu scen, w których widać, jak to Robin 'kocha' Marion.
Dokładnie tak, a nawyraźniej ktoś tu pewne ważne sprawy ignoruje!

Scena z "Największego wroga? Ale Robin czuje już na plecach oddech śmierci, a w ostatecznych przypadkach ludzie nie zachowują się tak, jak na co dzień. A to codzienność jest najważniejsza.

Szymon napisał:
No ale ja rozumiem, że niektórzy widzieli pierwszą i drugą serię bardzo dawno temu, gdyż boją się rozpakować nowo zakupione wydanie DVD, a inni w ogóle dwóch pierwszych serii nie uznają (patrz: ankieta) Razz

Polecam własne słowa szanownego pana, udając, że nie rozumiem obraźliwych aluzji Razz
Szymon napisał:
Z uwagą oglądać serial, a dopiero potem pisać, że czegoś jest mało albo dużo!

Od siebie dodam: Albo, że coś jest różowe, jeśli jest mocno szarawe! Związek Robina Czarnego i Marion Rudej jest relacją, w której brak pewnych ważnych elementów i to na co dzień.
Jeśli róż zszarzeje, to wtedy nie będą się też pojawiać takie pytania: Razz
Cytat:
I nie mam tu wcale na myśli scen, w których Marion robi maślane oczy, a Robin nie reaguje (tak w ogóle, o które sceny konkretnie chodzi?)

Dziękuję za uwagę.

PS: Czegoś tu nie rozumiem. Ślepoty na przejawy maczyzmu Robina. To są niby wypadki przy pracy? A dlaczego są tak częste w dwóch pierwszych seriach? I nie tylko o Marion tu chodzi. To jest zdecydowanie bardzo niedobre.

Przetrzeć oczy, kochani. Że w serialu jedynym macho jest Owen? A gdzież tam...


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Wto 17:33, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 10:45, 16 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Szymon napisał:
Zdecydowanie niedobre jest wybiórcze oglądanie odcinków, we fragmentach, z ignorowaniem, czy też niedostrzeganiem pewnych scen, które w serialu mają miejsce.

Czyli wielu scen, w których widać, jak to Robin 'kocha' Marion. Dokładnie tak, a nawyraźniej ktoś tu pewne ważne sprawy ignoruje!


Saburzanka napisał:
Jeśli róż zszarzeje, to wtedy nie będą się też pojawiać takie pytania: Razz
Cytat:
I nie mam tu wcale na myśli scen, w których Marion robi maślane oczy, a Robin nie reaguje (tak w ogóle, o które sceny konkretnie chodzi?)



Ależ ja się domyślam, o które sceny tu chodzi. I scena z „Siedmiu ubogich rycerzy” jako pierwsza przychodzi mi na myśl. Ale ponieważ wiele z nich interpretuję zupełnie inaczej, zadałem pytanie o konkretne sceny, w których Twoim zdaniem Robin w ten sposób traktuje zakochaną Marion. Możemy je omówić, rozebrać na części pierwsze, ale dobrze by było, gdyby jakieś przykłady zostały tutaj przytoczone.

Saburzanka napisał:

Scena z "Największego wroga? Ale Robin czuje już na plecach oddech śmierci, a w ostatecznych przypadkach ludzie nie zachowują się tak, jak na co dzień. A to codzienność jest najważniejsza.


To znaczy, że ta scena w ogóle się nie liczy, tak? Nie ma w niej miłości? Rozumiem, że to sytuacja niecodzienna i że to codzienność jest najważniejsza. Ale czy na pewno?

Path napisał:
Nie brakuje oczywiście w serialu scen z życia codziennego banitów, rozmów Marion i Robina, ale nie powinno się kończyć na codzienności;)


No to w końcu jak? Brakuje w serialu tych niecodziennych, romantycznych sytuacji, czy może jednak gdzieś tam one się w serialu pojawiają? Dlatego moje pytanie kieruję do Ciebie, Path, gdyż napisałaś, że dla Ciebie scena pożegnania Robina i Marion w „Czarowniku” jest jedyną w całym serialu, która pokazuje łączące ich uczucia. Czy wobec tego scena w Kręgu Rhiannon w „Królewskim błaźnie” albo pożegnania na wzgórzu w „Największym wzgórzu” są całkowicie pozbawione romantyzmu? Czy naprawdę nie ma w nich uczucia?
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 11:05, 16 Mar 2011    Temat postu:

Szymonie, z całym szacunkiem, nie będziemy chyba przy omawianiu konkretnego odcinka wyławiać wszystkich scen, w których Marion robi oczy do Robina, a on to ignoruje albo w których Nazir się uśmiecha. Nie ze mną te numery z wywoływaniem do tablicy Wink. Jestem na to za ... stara. Takie sceny są i gorsze też, a w omawianych przez nas momentach z "Siedmiu rycerzy" mamy dokładnie to, o czym już kiedyś pisałam. Robin najbardziej kocha Mucha, a nie Marion - w tym odcinku jest to widoczne jak na dłoni. Wtedy Marion nie widzi zupełnie i traktuje ja per - żeby napisać łagodnie - motyla noga. Zresztą zanim Much zostaje pojmany zachowanie Robina wobec Marion w odcinku templarskim też pozostawia wiele do życzenia.

Scena z kręgiem bogini R. też jest sceną ostateczną, bo Marion dostała z kuszy w plecy. No proszę, gdyby nawet niecierpiana przeze mnie znajoma (można tu wręcz wstawić znienawidzonego eksa) umierała mi na rękach, to nie zachowywałabym się zgodnie z moimi prawdziwymi, codziennymi odczuciami co do jej osoby i generalnie utrwalonym poglądem na jej temat, zwykłym schematem zachowania, etc. Ani to nie znaczy, że bym w takiej chwili kłamała, ani mimo wszystko nie znaczyłoby to, że ją kocham. Pewnie po prostu żałowałabym tego, że umiera człowiek, którego znam i którego potencjalnie mogłabym kochać/lubić, którego nie doceniałam, ale życie potoczyło się inaczej. Te gadki w sytuacjach ostatecznych to jest po prostu inna bajka.

Codzienność liczy się najbardziej. To moje prywatne zdanie. Jeśli w normalnym życiu Robin rozmawia często z Marion, ale na własnych warunkach, jeśli zdarza mu się traktować ją z buta, jeśli nie sprzedaje jej czułych czy choćby częstych porozumiewawczych spojrzeń (inne pary tak robią!), nie przytula sam z siebie częściej (czasem to robi, choć raczej reaguje wtedy tylko na gesty Marion, ale częściej Robin dotyka drużynników Very Happy!), a jednocześnie mamy bardzo dużo scen, w których banici - mężczyźni - się przytulają, poklepują, uśmiechają do siebie promiennie, to o czymś to jednak świadczy. O wiele bardziej niż sceny z ostatnich odcinków pierwszej i drugiej serii.

Przejawów maczyzmu Robina jest sporo, ale osoby, które widzą w nim świetlistą postać, zapewne nie chcą zobaczyć mnóstwa złych stron tego naszego bohatera. Między innymi dlatego moim bohaterem o wiele bardziej jest drugi Robin. Po prostu dobry, miły, mądry i ludzki chłopak.

Koniec offtopa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Szymon

Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 11:18, 16 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Szymonie, z całym szacunkiem, nie będziemy chyba przy omawianiu konkretnego odcinka wyławiać wszystkich scen, w których Marion robi oczy do Robina, a on to ignoruje albo w których Nazir się uśmiecha. Nie ze mną te numery z wywoływaniem do tablicy Wink. Jestem na to za ... stara.


Szkoda Smile

Saburzanka napisał:
Codzienność liczy się najbardziej. To moje prywatne zdanie. Jeśli w normalnym życiu Robin (...) nie sprzedaje jej czułych czy choćby częstych porozumiewawczych spojrzeń (inne pary tak robią!), nie przytula sam z siebie częściej (czasem to robi, choć raczej reaguje wtedy tylko na gesty Marion, ale częściej Robin dotyka drużynników Very Happy!)


No to rzeczywiście pewne rzeczy widzimy inaczej. Bo ja te sceny znajduję i są one jednymi z moich ulubionych, jeśli chodzi o ten właśnie wątek - co też świadczy o świetności tego serialu! I wcale nie oznacza to, że jestem zaślepiony, bo pewne wady Robina też dostrzegam, jak najbardziej. Ale to nie zmienia faktu, że ten facet tej kobiecie jak najbardziej miłość swoją okazuje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 11:31, 16 Mar 2011    Temat postu:

Szkoda, że jestem za stara, czy szkoda, że nie wypisuję tu tzw. momentów? Wink
Dobra, opiszę te spojrzenia i moje uwagi odnośnie do uczuć naszej pary Robin-Marion w odpowiednich odcinkach.

OK. Masz rację. On okazuje jej taką miłość, na jaką go stać. Tak samo, jak Gwidon kocha Sarę tak, jak umie. Tak samo jak szeryf kocha Gwidona na swój sposób. W tym zestawieniu i tak Robin zyskuje. I to JAK! Very Happy Ale nie jest to uczucie dobre dla jednej ze stron, która za wiele traci, a niewiele zyskuje.

Nie powinnam negować czyichś uczuć. Bo one być muszą. Chodzi mi jednak o sposób ich ukazywania i o to, co z sobą niosą na co dzień.
Niestety, w przypadku tak drastycznych kwestii Wink włącza się światopogląd czy generalnie moralność plus doświadczenia. To będzie poniekąd rzutować na odbiór - nawet świata fikcyjnego, jeśli jest jakoś urealniony. W przypadku Marion i Robina Czarnego mamy bardzo niefajny dla mnie motyw zakochanej, dobrej, słodkiej i uległej (z reguły) kobiety oraz przekonanego o swojej misji macho (typ, którego nie trawię). No i część ludzi przy okazji tej pary mówi o miłosci idealnej, a ona nawet nie jest - że użyję wyświechtanego słowa, którego nie lubię - nietoksyczna.

Swoją drogą, Szymon świetnie wybrał cytaty Very Happy

Saburzanka napisał:
Scena z "Największego wroga? Ale Robin czuje już na plecach oddech śmierci, a w ostatecznych przypadkach ludzie nie zachowują się tak, jak na co dzień. A to codzienność jest najważniejsza.
Path napisał:
Nie brakuje oczywiście w serialu scen z życia codziennego banitów, rozmów Marion i Robina, ale nie powinno się kończyć na codzienności;)

Padłam. Very Happy Słowa, słowa, słowa.
Dla mnie codzienność to nie tylko scenki rodzajowe, ale RÓWNIEŻ romantyczne w wypadku par ("romantyczne" w senie "pokazujące uczucia"). Tu nie chodzi o odświętne uczucia. W życiu jak w życiu, są ludzie, którzy nie pokazują za bardzo uczuć lub te uczucia nie przekładają się wyraźnie na to, co i jak się robi (sądzę, że to nie jest dobre). Tylko, że Robin pokazuje (np. na przykładzie Mucha i tu nie mam wątpliwości, że Much jest najważniejszy). W scenie pożegnania pod klasztorną bramą mamy sytuację bez słów i graniczną, aczkolwiek nie jest ostateczna (niestety, jest drewniana gra aktorska, ale wszyscy widzimy, o co kaman).
Codziennością nie jest za to sytuacja, w której ktoś ci umiera albo ty za chwilę umrzesz i nie ma żadnego ludzkiego wyjścia z sytuacji, nie ma nadziei (nie mówię o innym świecie, tlyko o świecie sublunarnym).

Dobra, zmiana tematyki na odcinkową. Zadaję sobie głośno kilka pytań.

Skąd Nazir wziął się u barona? Dlaczego wyraźnie nie był zaczarowany (kontrast z wiecznie naćpanym i mówiącym głosami Małym Janem)? Czy jakieś wskazówski można wyciągnąć z tego odcinka? Może jakieś mikroobserwacje?
Był moment, w którym zastanawiałam się, czy aby Nazir nie pokumplował się na służbie u Belleme'a z Janeczkiem i dlatego nie uznał leśnej drużyny za potencjalnie fajną kompanię braci? Ale moim zdaniem to odpada, bo Janeczek jest chyba cały czas pod wpływem magii aż do czasu kijaszkowej walki na śmierć i życie z Robinem.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Śro 12:14, 16 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ingrid z Sherwood

Dołączył: 14 Gru 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wroclaw/Kielce
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 21:11, 14 Gru 2011    Temat postu:

ALBION- nie wiem czy wiecie jest to legendarny miecz Krola Artura- tak wiec w pierwszym odcinku mamy nawiazanie do Legend Arturianskich. Co wazne konflikt miedzy Szeryfem a wiesniakami a w szczegolnosci Banitami, ma zwiazki w pochodzeniu. Normanowie okupuja Saska Anglie.

Wreczenie Albiona Robinowi jest jakby nawiazaniem do zdobycia miecza przez Atura- widac wyrazne powiazanie, zwlaszcza fakt napisow na mieczu a dokladnie na rekojesci miecza. Wyraznie widac sugestie, ze Robin ma byc wybawieniem dla ucisnionej Anglii i dlatego otrzymuje miecz Krola Artura. Wlasnie dlatego bierze sie mowa Herna, ze z tym mieczem Robin bedzie niezwyciezony.

Krol Artur wedlug legend zyl okolo 1090roku- Robin jakies 1200rok.
Mozliwe, ze miecz Artura mial zostac przekazany Robinowi by Anglia znow wrocila pod panowanie Sasow.

mozliwe jest, ze autorzy secnariusza wykorzystali te alegorie w serialu. Hern ma za zadanie przypomniec banitom ich pochodzenie, gdyz niektorzy z nich sa szlachcicami mimo, ze sa wyjeci z pod prawa.

Strzala- natomiast ma sie stac wylacznie atrybutem Robina, w ostatnim odcinku drugiej serii z tego co pamietam (jeszcze nie ogladalam na nowo wlasnie zaczelam 1 serie po 20 latach znow ogladac), gdy ginie nie ma przy sobie strzaly.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ailleann

Gość


PostWysłany: Śro 21:39, 14 Gru 2011    Temat postu:

Ingrid z Sherwood napisał:
ALBION- nie wiem czy wiecie jest to legendarny miecz Krola Artura- tak wiec w pierwszym odcinku mamy nawiazanie do Legend Arturianskich.

Srsly?! A ja całe życie byłam przekonana, że Excalibur. Cóż, człowiek się całe życie uczy.
Ingrid z Sherwood napisał:
Krol Artur wedlug legend zyl okolo 1090roku- Robin jakies 1200rok.

Ciekawe, bo według legend żył na przełomie V/VI wieku. Byłżeby to jakiś inny król Artur? Wink
Powrót do góry

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Ingrid z Sherwood

Dołączył: 14 Gru 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wroclaw/Kielce
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Czw 10:49, 15 Gru 2011    Temat postu:

Kwestia nazewnictwa sie pojawia to fakt, w kazdym razie widac wyrazna alegorie. Zbyt pozno pisalam posta i z tad bledy dzieki, ze poprawilas.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
janos

Dołączył: 10 Gru 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Sob 3:47, 17 Gru 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:


Dobra, zmiana tematyki na odcinkową. Zadaję sobie głośno kilka pytań.

Skąd Nazir wziął się u barona? Dlaczego wyraźnie nie był zaczarowany (kontrast z wiecznie naćpanym i mówiącym głosami Małym Janem)? Czy jakieś wskazówski można wyciągnąć z tego odcinka? Może jakieś mikroobserwacje?

Ciekawa kwestia...

Wskazówki można wyciągnąć, ale z odcinka "The Enchantment". Dowiadujemy się z niego, że Baron był krzyżowcem. Dla myslącego wyłącznie ekonomicznymi kategoriami szeryfa istotne było tylko to, że de Belleme pobierał okup w szlachetnych kamieniach. My jednak możemy wyciągnąć z tej pobieżnej informacji ciekawe wnioski.
Po pierwsze, Baron musiał w jakiś sposób wejść w kontakt z Nazirem podczas krucjaty (która oczywiście toczyła się przeciw muzułmanom). Czemu Nazir poczuwał się do obowiązku służenia Baronowi? (Jak słusznie zauważa Saburzanka nie był pod wpływem uroku).
Trudno podejrzewać znając charakter Nazira, że był przyjacielem de Belleme'a. Ewentualnie połączyć mogły ich kwestie religijne (o tym później) ale to bardzo mało prawdopodobne.
Wiemy skądinąd, że Nazir był człowiekiem niezwykle honorowym, kierującym się swoistym kodeksem w życiu. Myślę, że tu trzeba doszukiwać się przyczyn jego doborowolnej służby u Barona.
Podejrzewam, że Nazir czuł się zobowiązany do tej służby, ze względu na jakiegoś rodzaju dług wdzięczności wobec Barona, lub ze względu na jakąś obietnicę jaką złożył. Baron mógł np. ocalić Nazira przed śmiercią z rąk krzyżowców. Uczyniłby to zapewne nie z szlachetności serca, ale widząc potencjalną przydatność Nazira dla siebie. Nie miał oporów religijnych przed uratowaniem Saracena, bo w przeciwieństwie do innych krzyżowców nie był już katolikiem. Baron mógł też wymusić jakąś obietnicę służby od honorowego Nazira w zamian za np. ocalenie bliskiej mu osoby z rąk krzyżowców.

Przeszłość Barona kryje w sobie jeszcze jedną ciekawą, bo nie do końca dopowiedzianą kwestię. Otóż de Belleme musiał stać się wyznawcą Azaela właśnie podczas krucjaty. Demon ten bowiem nie był elementem religijności angielskiej, a ewidentnie pochodzi z mitologii hebrajskiej i muzułmańskiej gdzie był kimś w rodzaju upadłego anioła. To Baron musiał właśnie przywieźć ten kult do Anglii i przekazać go swoim uczennicom takim jak Lilith. Jest to kolejny przykład (inny podałem na przykładzie Cromm Cruaca) funkcjonowania pewnego rodzaju informacji "w tle", a nie podawania ich bezpośrednio na talerzu widzowi (jak miałoby to z pewnością miejsce gdyby kręcono serial obecnie). To czyni go znacznie bardziej ciekawym.

Przy okazji, motyw krzyżowca zapoznającego się podczas krucjaty z zakazanymi wierzeniami i porzucajego dla nich swoją wiarę nie jest pomysłem twórców serialu, a z pewnością rezultatem inspiracji historycznymi wydarzeniami.
Bardzo głośnym wydarzeniem średniowiecza była bowiem likwidacja i prześladowania potężnego zakonu templariuszy. O ile te działania były prawdopodobnie motywowane chęcią przejęcia ich majątku, to uzasadniano je oskarżeniem rycerzy o to, że w trakcie krucjat stali się skrycie wyznawcami szatana i praktykowali rytualną sodomię.
Domniemana herezja tmeplariuszy zawsze pobudzała wyobraźnię i stała się inspiracją dla ciekawych wizji literackich, jak np. w pięknej i mrocznej powieści Lawrenca Durrella "Monsieur albo Książe Ciemności" spekuluje się, że templariusze odkryli na Bliskim Wschodzie pisma gnostyków - starożytnych heretyków, stawiające nauczanie Jezusa i początki chrześcijaństwa w zupełnie innym świetle. Z tego powodu templariusze mieli być zniszczeni. Oczywiście, to tylko fikcja literacka...


Ostatnio zmieniony przez janos dnia Sob 3:56, 17 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Odcinki - seria I Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin