Forum Robin of Sherwood Strona Główna


FAQ Szukaj Użytkownicy Profil

 RejestracjaRejestracja   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
The Time of the Wolf (Czas wilka)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Odcinki - seria III
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 12:59, 21 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Hound of Lucifer napisał:
Za Rzymianami nie szaleję, ale szacunek im się należy - potęgą byli i basta Wink

Ja za nimi szalałam, póki nie doszłam do Persów. Ci to mieli wojsko!!! I z Rzymianami walczyły też oficerki. Ach, ci perscy jeźdźcy. Ciężko było Rzymianom ich pokonać.
Za to Wikingów lubisz, prawda?


Ja tam Persów zbyt wysoko nie cenię, bo ich państwo było kolosem na glinianych nogach, co pięknie pokazał Aleksander Wielki Wink

No ale Partowie faktycznie ładnie wystrzelali Rzymian pod Carrhae Wink

Klimat Wikingów nawet lubię, ale wolę Anglosasów i Normanów z 1066 roku Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 13:11, 21 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Grace próbował pociąć Białego od tyłu w "Mocy Albionu". I dostał w nerki od Roberta. Nota bene, czy prawdziwym średniowiecznym mieczem można kłuć przeciwnika? Zrobić krzywdę da się albo postraszyć i zepchnąć z toru przeciwnika, ale przeciąć raczej nie (bez zamachnięcia).


A oni tam nie machali niby-półtorakami? Jakieś zwidy mam, niewykluczone, ale sztychem to już chyba da się pchnąć. Czy się mylę? Przecież nikt tam nikogo nie zabił...


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Pon 13:18, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 13:12, 21 Mar 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:

A co do komentarzy Esty Charkham, to co miała kobieta gadać? Że pieniądze w błoto wyrzuciła...? Włącznie z kosztami tego przecudnej urody sztucznego uzębienia, które zamieniło "The Time of the Wolf" w komedię pomyłek. No nie da się tego oglądać, bo przy całej powadze sytuacji, łzy ze śmiechu same do oczu biegną... i już nic dalej nie widać. Nawet tego, czy Robin w tym odcinku odsłania się mniej, niż w pozostałych.


Esta sama stwierdziła w komentarzu, że były to "terrible teeth" Wink
Faktycznie słaby motyw, mogli wymyślić coś innego (i mniej śmiesznego)do odróżniania golema od prawdziwego Robina. Na dzieci pewnie te zęby działały, ale dorosłych raczej śmieszą Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 13:23, 21 Mar 2011    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
Esta sama stwierdziła w komentarzu, że były to "terrible teeth" Wink Faktycznie słaby motyw, mogli wymyślić coś innego (i mniej śmiesznego)do odróżniania golema od prawdziwego Robina. Na dzieci pewnie te zęby działały, ale dorosłych raczej śmieszą Wink


Coś mi się zdaje, że najlepszy efekt uzyskaliby, gdyby niczego nie wymyślali i pozwolili im się wcale nie różnić Wink. No nie wiem, tak sobie tylko gdybam, że pozostawić wyobraźni widza, kogo właściwie mamy na ekranie i co będzie dalej, byłoby dalece lepszym rozwiązaniem. Nie doceniali nas, oj wcale nie doceniali w tej swojej dosłowności...

EDIT
Zapomniałam dodać szalenie ważnego spostrzeżenia, że oto pozostaje nam jedynie żałować, iż Pani Esta potrzebowała aż tyle czasu, aby zauważyć to okropieństwo. Ewentualnie, jeśli zauważyła je wcześniej, to miała (jako producent!!!) tak słabą pozycję negocjacyjną, że nie udało się jej przeforsować likwidacji tego pomysłu. Wiecie może, kto ostatecznie odpowiada za te zębiska? Po premii pojechać należało, jak nic.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Pon 13:36, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 13:39, 21 Mar 2011    Temat postu:

No fakt, nad czym tu się w ogóle zastanawiać? Skoro w RoS przecinali i przekłuwali kolczugi! Very Happy To jest dopiero obraźliwe dla oczu i znajomości świata dorosłego widza.

Poziom testosteronu raczej nie wpływa na umiejętności, które nabywa się drogą ćwiczeń i do których trzeba mieć niejakie predyspozycje. Na pewno da się mieczem kogoś pchnąć, a - malowniczo mówiąc - nadziać kolesia jak szaszłyka. Ale trzeba wykonać odpowiedni ruch i użyć siły. Kłuć mieczem w zwarciu pewnie się da, ale efektem byłoby zadrapanie. Grace raczej nie robił zamachu (dwaj blondyni ostro się nawalali, to prawda, ale szeryf chyba tak nie potrafił, bo pamiętamy, jak się popisywał w walce z Robinem Czarnym). Po co on w ogóle leciał po broń? I od tyłu chciał kogoś atakować? Z marnymi umiejętnościami i zerowym pomyślunkiem, jeśli idzie o sposób walki? Za karę Grace'a zgięło jak scyzoryk. Bardzo śmieszna to była scena. Szeryf ściemniał jak nic, żeby mu już spokój dali, bo powłok brzusznych Robert mu chyba nie naruszył. I tulił się do jakiejś babiny, a przecież na co dzień kobiety traktował z buta i popychał na stoły aż furczało.

"Persowie" i "Rzymianie" w kontekście wojskowym oznaczają armię perską i rzymską. O to mi chodziło. W obu walczyła masa zróżnicowanych etnicznie ludków. To jest miła lektura i dużo ilustracji (tak, znów Osprey Wink)
[link widoczny dla zalogowanych]

Koniec offtopa, który naprodukowałam.

Te zęby były zupełnie niepotrzebne. Już nie wspomnę o tym, że utrudniały Connery'emu i reszcie skupienie się na pracy. Wystarczyłoby, żeby magiczny sobowtór miał inny głos. Najlepiej sznapsbaryton Razz Dzieci chyba miały się tych zębów bać, ale jednak mogły i tak nie rozróżniać, który jest który, skoro zły sobowtór za często buzi nie otwierał.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Pon 13:57, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 14:12, 21 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
No fakt, nad czym tu się w ogóle zastanawiać? Skoro w RoS przecinali i przekłuwali kolczugi! Very Happy To jest dopiero obraźliwe dla oczu i znajomości świata dorosłego widza.

Poziom testosteronu raczej nie wpływa na umiejętności, które nabywa się drogą ćwiczeń i do których trzeba mieć niejakie predyspozycje. Na pewno da się mieczem kogoś pchnąć, a - malowniczo mówiąc - nadziać kolesia jak szaszłyka. Ale trzeba wykonać odpowiedni ruch i użyć siły. Kłuć mieczem w zwarciu pewnie się da, ale efektem byłoby zadrapanie, a Grace'a zgięło jak scyzoryk.


O, bywały i dużo lepsze scenki rodzajowe. Można było na ten przykład, ledwo wstawszy z łoża śmierci i waląc z gołej pięchy, gościa w kolczudze na pół złożyć i jeszcze z konia zdjąć. Nie o to mi chodziło. Zadrapanie to jedno, a to, w co uderzysz, to drugie.

Poziom testosteronu, owszem, wpływa - dajmy, że na wiele z tych predyspozycji (na przykład "ducha walki", że tak to literacko ujmę). Predyspozycje można podzielić na fizyczne (bądź co bądź też zależne od procesów biologicznych), które ostatecznie przełożą się na nieubłagane prawa fizyki oraz psychologiczne, które mogą warunkować liczbę i nasilenie zachowań mimowolnych. Im "lepsze" predyspozycje psychiczne, tym mniej niepożądanych i słabo poddających się kontroli zachowań mimowolnych. Pytanie, co tu jest umiejętnością, a co cechą? To jest właśnie problem ogólnści argumentacji w swej najczystszej postaci Wink.

Saburzanka napisał:
Te zęby były zupełnie niepotrzebne. Już nie wspomnę o tym, że utrudniały Connery'emu i reszcie skupienie się na pracy. Wystarczyłoby, żeby magiczny sobowtór miał inny głos.


Nie było takiej potrzeby. Właśnie sobie przypomniałam, że pucharem przechodnim była "tunika" i ona by w zupełności wystarczyła.


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Pon 14:35, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 14:43, 21 Mar 2011    Temat postu:

Ależ, przepraszam, rozmawiamy nie w ogólności, a w szczególności. Mówimy chyba o umiejętnościach szermierczych aktorów, a przykładem podanym przez Szanowną Przedmówczynię jest Connery. Poziom testosteronu a umiejętności szermiercze???

nothing's forgotten napisał:
Poziom testosteronu, owszem, wpływa - dajmy, że na wiele z tych predyspozycji (na przykład "ducha walki", że tak to literacko ujmę). Pytanie, co tu jest umiejętnością, a co cechą? To jest właśnie problem ogólnści argumentacji w swej najczystszej postaci Wink

Na wolę walki fechmistrzyń (amatorek i zawodowych), jak rozumiem, wpływa podwyższony poziom testosteronu. A czy czasem w temacie umiejętności szermierczych nie są ważne inne rzeczy? Na chłopski rozum to trzeba mieć np. refleks, który albo się ma, albo się go nie ma, a odpowiednia szybkość reakcji chyba nie jest zależna od testosteronu. Można ją podwyższyć, ale nie można jej stworzyć z niczego. Nie można się brać za miecz, jak się nie ma za sobą wielu ćwiczeń (fakt, że pod okiem dobrego nauczyciela). Co jak co, ale w tym wypadku nie powiedziałabym, że poziom ogólności argumentacji nie pozwala na wyciągnięcie wniosków, a poza tym jest jeszcze coś takiego, jak doświadczenie.

Jeśli jedynie po owłosieniu mamy to oceniać (i używać niegodnej nie tylko biologa argumentacji), to więcej testosteronu mógł posiadać Robin Czarny, a nie Biały, bo miał bardziej owłosioną klatę. Ciekawe, jaki kolor włosów nożnych miał Biały, że aż tak to raziło ekipę Wink Na klacie miał dość ciemne, ale rzadkie. Testosteron Czarnego chyba był na swoim miejscu, za to koordynacja ruchów nie (nadrabiał szybkością i skocznością, bo skakał kiej zając i umykał przeciwnikowi, żeby za chwilę trzaskać mieczykiem z doskoku). To nie testosteron czynił z naszych miłych panów takich szermierzy, jakimi byli. No fakt, że się na planie czegoś uczyli. Ale czy świnie będą latać?

EDIT

Że zacytuję słowa napisane nadobną dłonią mojej Szacownej Przedmówczyni:

Cytat:
Celem wyjaśnienia uprzejmie informuję, że treść niniejszej wypowiedzi stanowi odpowiedź na poprzednią wersję powyższego posta, w związku z czym nie jest z nim w pełni spójna.


Spieszę dodatkowo wyjaśnić. Nie oznacza to bynajmniej, iżbym miała tak o sobie wysokie mniemanie, że sądzę, iż wszyscy forumowicze jak jeden mąż siedzą z wypiekami ma twarzach i czytają tę dyskusję, mocną jak lichfieldzkie piwo.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Pon 15:09, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 15:19, 21 Mar 2011    Temat postu:

Dyrr napisał:
Fajny jest obrazek, jak Marion w opactwie wychodzi przez drzwi, jasno rozświetlone przez słońce, a Robert zostaje sam - tak jakby odchodziła w niebiosa naprawdę


O właśnie, zapomniałem o tym napisać - w komentarzu do tego odcinka reżyser przyznał się, że ten efekt został uzyskany celowo, a Esta Charkham stwierdziła, że wyszło to naprawdę świetnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 15:41, 21 Mar 2011    Temat postu:

Oj, trzeba przyznać, że efekt wyszedł.

Ale dziwi mnie niezmiernie to, że w komentarzu mowa jest o tylu - za przeproszeniem - duperelach, które fanów cieszą, natomiast nie mówi się o rzeczach podstawowych. Np. o tym, skąd się wziął pomysł na wskrzeszenie Gulnara, skąd wytrzasnęli Fenrisa i zidentyfikowaną przez Nawię wyliczankę z wróżby Gulnara. A skoro już zadziwiono nas wieścią o tym, że futra wilcze mają być autentyczne, to dlaczego żadna z tej dwójki osób nie pisnęła, dlaczego te skóry założono w ogóle na obnażone grzbiety wojowników. Skąd pomysł na to, że Grendel macha labrysem (ceremonialnym toporem o podwójnym ostrzu, symbolicznym nawet dziś np. dla lesbijek Wink) ? Dlaczego wilczury mają taki dziwny ażurowy gorsecik (żeberka na bokach plus chomąto na szyi)? Skoro jest mowa o scenie toporowej, to świetnie, że wiemy, jak to potem zniekształcono, ale na Boga świętego, jak mawia reżyser Kutz, po co w ogóle jest ta scena? Co ma pokazywać? Dlaczego szeryf zachowuje się jak Thorgal?

Ktoś, kto zna taki odcinek klatka po klatce Very Happy, powinien z twórcami czy aktorami porządny wywiad przeprowadzić. Taki materiał dołączony do płytki DVD to by było coś!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Pon 16:02, 21 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Oj, trzeba przyznać, że efekt wyszedł.

Ale dziwi mnie niezmiernie to, że w komentarzu mowa jest o tylu - za przeproszeniem - duperelach, które fanów cieszą, natomiast nie mówi się o rzeczach podstawowych. Np. o tym, skąd się wziął pomysł na wskrzeszenie Gulnara, skąd wytrzasnęli Fenrisa i zidentyfikowaną przez Nawię wyliczankę z wróżby Gulnara. A skoro już zadziwiono nas wieścią o tym, że futra wilcze mają być autentyczne, to dlaczego żadna z tej dwójki osób nie pisnęła, dlaczego te skóry założono w ogóle na obnażone grzbiety wojowników. Skąd pomysł na to, że Grendel macha labrysem (ceremonialnym toporem o podwójnym ostrzu, symbolicznym nawet dziś np. dla lesbijek Wink) ? Dlaczego wilczury mają taki dziwny ażurowy gorsecik (żeberka na bokach plus chomąto na szyi)? Skoro jest mowa o scenie toporowej, to świetnie, że wiemy, jak to potem zniekształcono, ale na Boga świętego, jak mawia reżyser Kutz, po co w ogóle jest ta scena? Co ma pokazywać? Dlaczego szeryf zachowuje się jak Thorgal?

Ktoś, kto zna taki odcinek klatka po klatce Very Happy, powinien z twórcami czy aktorami porządny wywiad przeprowadzić. Taki materiał dołączony do płytki DVD to by było coś!


No niestety, w tym komentarzu brak odpowiedzi na każde z tych pytań. A jak już nawet zaczęli mówić o tym puszczaniu od tyłu sceny z toporkami, to mogli wyjaśnić jak te topory "odrywano" od drewna, przed którym stał Szeryf, że wyszło to całkiem realistycznie (może faktycznie tylko rąbnęli się przy szybkości). Jakieś żyłki, linki, mechanizmy wyrzucające te toporki z drewna czy ki diabeł? Smile

No i chyba wiem dlaczego Szeryf był w tej scenie taki niewzruszony. Po prostu, ponieważ nagranie puszczono od tyłu, to jakiekolwiek większe emocje na twarzy wyglądałyby nienaturalnie. A tak tylko mruga oczami i wygląda to całkiem dobrze (choć jak się przyjrzymy to coś z tym mruganiem jest lekko nie tak - pomyślcie, co by było gdyby np. zrobił jakiś większy grymas Wink). Tak więc skoro chcieli zrobić taką scenę, to tak właśnie musiała ona wyglądać.


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Pon 16:17, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 21:07, 21 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Ależ, przepraszam, rozmawiamy nie w ogólności, a w szczególności. Mówimy chyba o umiejętnościach szermierczych aktorów, a przykładem podanym przez Szanowną Przedmówczynię jest Connery. Poziom testosteronu a umiejętności szermiercze???


Niestety, rozmawiamy w ogólności.

Saburzanka napisał:
A czy czasem w temacie umiejętności szermierczych nie są ważne inne rzeczy? Na chłopski rozum to trzeba mieć np. refleks, który albo się ma, albo się go nie ma, a odpowiednia szybkość reakcji chyba nie jest zależna od testosteronu.


Całą masę takich czynników mogę sobie wyobrazić (jako laik w tym temacie, oczywiście, ale to - jak mi się wydaje - nie tylko moja przypadłość na tym forum). Twoje podstawowe zarzuty powracające w kilku wątkach, Saburzanko, dotyczyły jak do tej pory cech, które związek z poziomem testosteronu (niekoniecznie podwyższonym) mieć mogą. Tzw. refleks też może ogrywać swoją rolę, choć trochę wątpię, czy taką znowu istotną przy ustawianiu walk na planie. Ponoć nie oglądamy ich jednak w czasie rzeczywistym. Może jednak w przypadku RoS było inaczej? No to by był Argument, że tam naprawdę wszyscy bez wyjątku byli mistrzami fechtunku.

Saburzanka napisał:
Jeśli jedynie po owłosieniu mamy to oceniać (i używać niegodnej nie tylko biologa argumentacji), to więcej testosteronu mógł posiadać Robin Czarny, a nie Biały, bo miał bardziej owłosioną klatę.


Liczyć włosów na klatce piersiowej nikomu nie będę Wink. Moja wypowiedź nie nie odnosiła się do tego, kto miał wyższy poziom testosteronu, więc dla mnie to porównanie bez znaczenia. Nie widzę jednak nic niegodnego w takiej argumentacji. Funkcjonowanie człowieka jest determinowane przede wszystkim biologicznie, choc już się skądinąd przyzwyczaiłam do tego, że są ludzie, którym ten fakt z jakiegoś powodu uwłacza (choć nie powiem, żebym rozumiała, dlaczego).

Saburzanka napisał:
Testosteron Czarnego chyba był na swoim miejscu, za to koordynacja ruchów nie (nadrabiał szybkością i skocznością, bo skakał kiej zając i umykał przeciwnikowi, żeby za chwilę trzaskać mieczykiem z doskoku). To nie testosteron czynił z naszych miłych panów takich szermierzy, jakimi byli. No fakt, że się na planie czegoś uczyli.


Nie napisałam, że testosteron Robina nr 1 nie był "na swoim miejscu". Napisałam, że testosteron Robina nr 2 był "na swoim miejscu". Czy to naprawdę jest to samo? Lepiej jest w walce robić uniki niż się zasłaniać (co to rzekomo było wadą niektórych)? Pierwsze słyszę. Pierwsze też słyszę, jakoby słaba koordynacja ruchowa była zaletą w jakiejkolwiek technice walki (szybkość przy dobrej koordynacji to co innego), ale pewnie się na tym nie znam. Może i gdzieś celność nie jest istotna, ale czy to się przypadkiem nie nazywa rytualnym tańcem wojennym? Nawet tam potrzebna jest koordynacja, choć jej brak nie grozi takimi konsekwencjami, jak w walce.

Saburzanka napisał:
Ale czy świnie będą latać?


Cóż, idąc tym tokiem rozumowania: będą, jeśli się im zapewni odpowiednią liczbę ćwiczeń i jeśli będą odpowiednio szybko przebierały kopytkami Wink. Ale czy to jest poprawna odpowiedź na to pytanie? No właśnie...

Korzenie tej dyskusji tkwią jednak w biologii, bo osoby o innej budowie ciała będą się inaczej poruszały, inaczej przenosiły jego ciężar, inaczej uzyskiwały prędkość i siłę ciosu, i jest to sprawa tym bardziej oczywista, gdy w grę wchodzi użycie zewnętrznego narzędzia o określonej długości i wadze. Do tego da się sprowadzić wszystkie przytaczane tu i ówdzie bardziej liryczne w swej ogólnikowej wymowie zarzuty i zachwyty w tej sprawie. Czy ćwiczenie odgrywa tu rolę? Oczywiście, że tak, o ile drogą wielokrotnych powtórzeń prowadzi do powstania funkcjonalnie użytecznych sekwencji ruchów w określonych warunkach (przy czym free style i tak prędzej czy później okaże sie najbardziej skuteczny, bo uwzględnia uwarunkowania indywidualne i tymczasowe sytuacyjne). Sam trening do RoS był na to ociupinę za krótki, nie demonizujmy więc jego znaczenia. To prawda natomiast, że co niektórzy mieli choćby w samym RoS - a inni ponoć nawet i przed - trochę więcej czasu na naukę. Toteż i niektórych przypadków nie powinno się porównywać, bo nie sposób w rezultacie końcowym oddzielić predyspozycji od nabytych i wyćwiczonych umiejętności.

Jeśli ktoś jest w stanie zrobić przyzwoitą merytorycznie listę błędów w sztuce po stronie wszystkich naszych walecznych rycerzy i rozbójników, chylę czoła i już drżę ze strachu, że lista - mimo wszystko - nie będzie miała końca. Jak do tej pory mamy w tej sprawie jednak same nieodparte i niczym podparte frazesy. Nie twierdzę, że ktoś tu lepiej, a ktoś gorzej włada mieczem, co zda mi się kilkakrotnie już pisałam. Ceniłabym sobie, Saburzanko, Twoje rzetelnie przedstawione stanowisko w sprawie, jak to właściwie jest z tym rzekomym "zasłanianiem się" Robina nr 2 w obliczu tego, co napisałam, ale się nie doczekałam. Dowiedziałam się, że "bardzo dziwnie ręką z mieczem (!) się zasłaniał i w tym momencie cofał z charakterystyczną minką". Tylko, że "dziwnie" nie znaczy "źle", a już na pewno nie znaczy, że się zasłaniał częściej, niż inni (nawet nieważne, że zdziwienie, jako odczucie subiektywne, nie uprawnia do sądów ostatecznych). Dalsza wymiana zdań w tym tonie jest bezcelowa - nigdzie nas nie zaprowadzi, na pewno nie ku lepszej znajomości tematu. Szkoda czasu.

Saburzanka napisał:
Że zacytuję słowa napisane nadobną dłonią mojej Szacownej Przedmówczyni:
Cytat:
Celem wyjaśnienia uprzejmie informuję, że treść niniejszej wypowiedzi stanowi odpowiedź na poprzednią wersję powyższego posta, w związku z czym nie jest z nim w pełni spójna.


Spieszę dodatkowo wyjaśnić. Nie oznacza to bynajmniej, iżbym miała tak o sobie wysokie mniemanie, że sądzę, iż wszyscy forumowicze jak jeden mąż siedzą z wypiekami ma twarzach i czytają tę dyskusję, mocną jak lichfieldzkie piwo.


Przepraszam za edycję. Zwykle tego nie robię, poza sytuacją dostrzeżenia błędu. Tym razem wyjątkowo dodałam kilka zdań, uświadomiwszy sobie, że napisałam niejasno. Mniemanie mam o sobie na tyle ugruntowane, żeby się nie przejmować tym, czy ktoś to śledzi z wypiekami na twarzy. Nie chcę tworzyć dwuznaczności, gdyby ktoś akurat miał ochotę kiedyś to przeczytać ze zrozumieniem, niezależnie od tego, co kto o tym sądzi.

Ad rem:

Hound of Lucifer napisał:
Dyrr napisał:
Fajny jest obrazek, jak Marion w opactwie wychodzi przez drzwi, jasno rozświetlone przez słońce, a Robert zostaje sam - tak jakby odchodziła w niebiosa naprawdę
O właśnie, zapomniałem o tym napisać - w komentarzu do tego odcinka reżyser przyznał się, że ten efekt został uzyskany celowo, a Esta Charkham stwierdziła, że wyszło to naprawdę świetnie.


Cóż za pobożna wizja artystyczna... Zaczynam odnosić wrażenie, że z mojej perspektywy lepiej w tym filmie wypadły efekty niezamierzone. Tu dopiero widać subiektywizm, bo dla mnie to jakby w czeluści piekielne wstępowała (co prawda chyba szła pod górę i to mi w tej scenie najbardziej nie pasowało Wink).

Hound of Lucifer napisał:
No i chyba wiem dlaczego Szeryf był w tej scenie taki niewzruszony. Po prostu, ponieważ nagranie puszczono od tyłu, to jakiekolwiek większe emocje na twarzy wyglądałyby nienaturalnie. A tak tylko mruga oczami i wygląda to całkiem dobrze (choć jak się przyjrzymy to coś z tym mruganiem jest lekko nie tak - pomyślcie, co by było gdyby np. zrobił jakiś większy grymas ). Tak więc skoro chcieli zrobić taką scenę, to tak właśnie musiała ona wyglądać.


Celnie i jeszcze na dodatek zwięźle. Mógłbyś przygotować dla mnie jakiś poradnik dla początkujących, jak pisać krótko i na temat Wink? A poważniej i poza tym, co napisałeś, wcale nie dziwi mnie brak wyrazistej ekspresji w takiej chwili. Strach może prowadzić do reakcji znieruchomienia i jest ona tym bardziej prawdopodobna, im bardziej niemożliwe są ucieczka lub atak. Aż dziw, że tymi powiekami mrugał...
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Pon 22:42, 21 Mar 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Całą masę takich czynników mogę sobie wyobrazić (jako laik w tym temacie, oczywiście, ale to - jak mi się wydaje - nie tylko moja przypadłość na tym forum).

A ja nie mogę sobie wyobrazić z pewnością wpływu testosteronu, przy którym tak się upierasz, Szanowna Dyskutantko, poza sytuacją, w której ścierałabym się z mocnym zawodnikiem dodatkowo naładowanym agresją i o wiele większym ode mnie (Owen). Testosteronu mi do walki nie trzeba, bo ponoć mam lwie serce, a nie zajęcze. Niech tak zostanie, bo lubię autoironię. W każdym bądź razie nie wiem, jak to jest, może psycholog by mi doradził bądź odesłał do psychiatry, bo w sytuacji sam na sam z przeciwnikiem walczę do upadłego, a w zwykłym życiu - typowy słomiany ogień. Starcie robione w żartach (także gołymi rękami z wyćwiczonym facetem) zamienia się w bitkę na serio (z mojej strony). Niestety, post zamienia się w osobiste dywagacje, ale niech już tak zostanie. No, ostatni raz.

Natomiast, gdyby była możliwa taka dziwna - specjalnie używam tego słowa - sytuacja, w której stanęłabym w tej chwili przed Connerym z odcinka "Moc Albionu" oraz Praedem z odcinka "Potomstwo Izraela" i gdyby dano nam do rąk szpady (a nawet niech będzie, że miecze, moja strata), to mimo że już od dość dawna nie walczyłam, na pewno obawiałabym się Praeda, a na pewno nie Connery'ego. Dlaczego? No właśnie dlatego, że Connery się bardzo wyraźnie boi (lajtowo - jest cholernie niepewny), jest maksymalnie defensywny, ma nieskoordynowane ruchy (ale w inny sposób niż Praed, który ma ruchy nerwowe) i nie ma serca do walki. I właśnie bardzo dziwnie się zasłania ręką, w której trzyma broń. On nie paruje ciosu w normalny sposób i w tym samym momencie odchyla się dziwacznie do tyłu. Dokładnie tak, dziwacznie. Nie będę tego tłumaczyć, bo to nie ma sensu, jak sama zauważyłaś, ale to od razu widzę. To są rzeczy, które świadczą o szermierzu. Natomiast Praed przez swoją skoczność, niesłychaną szybkość i nieprzewidywalność jest groźny. I to jest zawodnik typu hop siup do przodu. Jak się cofa, to za sekundę skacze do przodu i atakuje. Generalnie należy zawsze uważać na każdego przeciwnika, ale jeśli rychło okazuje się, że ktoś jest o wiele słabszy i na dodatek nie ma szybkich ruchów, za to jest bojaźliwy, to ... krótka piłka. Chyba, żebym zgubiła szkła kontaktowe (bądź zawodnik sypnąłby mi piachem w oczy) albo była chora lub po jakimś urazie.

Miecz to byłoby dla mnie coś nowego, ale ponieważ Praed i Connery musieli ćwiczyć wcześniej ten pseudośredniowieczny fechtunek, a choć miecze serialowe nie są leciuteńkie raczej, to jako że do słabeuszy się nie zaliczam, więc może nie byłoby tak źle. Na pewno ktoś musiałby mi powiedzieć, co i jak robić (znam tylko teorię w tej materii i to po łebkach). I trzeba byłoby ćwiczyć, dużo ćwiczyć. Jednak pewnych umiejętności ponoć się nie zapomina (np. jeźdżenia na rowerze, pływania, etc.) i to mnie pociesza. Koordynacja ruchów to jest właśnie coś, co się wyrabia w praniu. Nie u wszystkich, oczywiście. Nie wiem, czy Praed miał ją taką dziwaczną na stałe, czy to coś, co można zmienić. W każdym razie jest to czynnik ryzyka, ale również dla przeciwnika, bo ja nie potrafiłabym przewidzieć ruchów Praeda, a Connery'ego tak. Tylko tu sobie dywaguję, żeby nie było...

Nie byłam wybitną zawodniczką, więc też jestem laiczką, która ćwiczyła przez dość długi czas, czyli liznęła troszkę dziedzinę, o której próbujemy mówić. Nie zamierzam też używać żargonu zawodowego w żadnej z dziedzin, w których czuję się w miarę mocna lub o których mam niejakie pojęcie. Uważam bowiem, że dla zrozumienia mojej wypowiedzi - cóż, rabatki przyozdobionej chwastami stylistycznymi, długiej i chaotycznej, więc na wstępie już mało zrozumiałej - nie mogłabym tego robić. Nie czuję zresztą takiej potrzeby i nigdy nie czułam.

nothing's forgotten napisał:
Tzw. refleks też może ogrywać swoją rolę, choć trochę wątpię, czy taką znowu istotną przy ustawianiu walk na planie. Ponoć nie oglądamy ich jednak w czasie rzeczywistym.

Polemizowałabym, a wręcz głośno wołała: "Odgrywa i to ogromną!", bo te walki ktoś musi obmyśleć i ustawić, biorąc pod uwagę także refleks aktorów oraz ich nabyte drogą ćwiczeń - lepsze lub gorsze - umiejętności żeby jakoś wyszły na ekranie. Trzeba też odpowiednio do tychże umiejętności ustawić kamery, wybrać kadry i odpowiednio to wszystko zmontować (a widziałam straszne wtopy filmowe właśnie Carpentera w innym serialu, gdy o tym na chwilkę zapomniał). Dość tych moich słów, słów, słów, bo przecież nie będziemy tego ciągnąć w nieskończoność.

nothing's forgotten napisał:
Korzenie tej dyskusji tkwią jednak w biologii, bo osoby o innej budowie ciała będą się inaczej poruszały, inaczej przenosiły jego ciężar, inaczej uzyskiwały prędkość i siłę ciosu, i jest to sprawa tym bardziej oczywista, gdy w grę wchodzi użycie zewnętrznego narzędzia o określonej długości i wadze. Do tego da się sprowadzić wszystkie przytaczane tu i ówdzie bardziej liryczne w swej ogólnikowej wymowie zarzuty i zachwyty w tej sprawie. Czy ćwiczenie odgrywa tu rolę? Oczywiście, że tak, o ile drogą wielokrotnych powtórzeń prowadzi do powstania funkcjonalnie użytecznych sekwencji ruchów w określonych warunkach (przy czym free style i tak prędzej czy później okaże sie najbardziej skuteczny, bo uwzględnia uwarunkowania indywidualne i tymczasowe sytuacyjne).

Zgadzam się. Nie mogłabym tego lepiej ująć. Właśnie dlatego napisałam to, co wyżej. Także o Praedzie. Praed jest wzrostu Coombesa, a wyższy od nich dwóch jest Addie, ktory mimo rosłości ruchy ma nieźle wyćwiczone, czyli można, co jest (było) pewnym pocieszeniem i zachętą do pracy dla aktorów odgrywających Robina nr 1, u którego śmiałam zauważyć potencjał [i Robina nr 2, u którego tego potencjału śmiałam nie dostrzec, a który być może - nie wykluczam - jest; tylko Connery jest do diabła za wolny, zdecydowanie za wolny...]*
Z Robinami jest tak, że ponieważ od wejścia nie pokazali się od najlepszej szermierczej strony, to po prostu potem nie przypatrywałam się im dokładniuśko, żeby docenić pracę wkładaną w ćwiczenia. Ale właśnie chwalenie przez ekipę aktora odgrywającego Robina nr 2, jaki to on niby dobry fechmistrz, mogło zrobić więcej szkód niż przynieść pożytków temu zawodnikowi. Obym się myliła. Z przyjemnością i sentymentem popatrzyłabym na Connery'ego w później nakreconym "Makbecie", gdzie prawdopodobnie walczył, żeby zobaczyć, jaki był skutek tych pochwał.

Saburzanka napisał:
Ale czy świnie będą latać?
nothing's forgotten napisał:
Cóż, idąc tym tokiem rozumowania: będą, jeśli się im zapewni odpowiednią liczbę ćwiczeń i jeśli będą odpowiednio szybko przebierały kopytkami Wink. Ale czy to jest poprawna odpowiedź na to pytanie? No właśnie...

Ciekawa jestem, jak zareagowałby Ryszard Lwie Serce Very Happy Dziękuję za dowcipną i interesującą odpowiedź na to klasyczne, RoSowe pytanie.

nothing's forgotten napisał:
Przepraszam za edycję. Zwykle tego nie robię, poza sytuacją dostrzeżenia błędu. Tym razem wyjątkowo dodałam kilka zdań, uświadomiwszy sobie, że napisałam niejasno.

Ale po co przepraszać? Bardzo dobrze, że zedytowałaś, bo jak przeczytałam Twojego poprawionego posta, to mi się bardzo w głowie rozjaśniło. Aczkolwiek nie zmieniłam zdania co do meritum. Tylko już mi się mojej odpowiedzi nie chciało tysiąc razy edytować, jak to mam w zwyczaju, bo rozrosłaby się do monstrualnych rozmiarów.

W każdym razie na mój laicki rozumek nie zrozumiałyśmy się w temacie RoSowego fechtunku i nie zrozumiemy. Dlatego ja w takich sytuacjach - gdy widzę, że nie ma szans na prawdziwą wymianę ciosów, a jedynie na nawalankę mijającą się z celem - pasuje. Chodzi przecież o to, żeby się od kogoś czegoś nauczyć.
Rozwijając temat, żeby już maksymalnie i oby po raz ostatni wciepnąć tu coś osobistego. Tak samo nie reaguję na bardzo nieładne zaczepki lub obraźliwe aluzje, wywoływanie do tablicy, udowadnianie mi, że jestem taka czy śmaka, etc. Widzę to wyraźnie, ale mam w nosie, że sobie osoby czytające forum pomyślą, że zostałam jakoby zniszczona. Niech myślą. Nie mamy na to wpływu i tak. Za to mamy wpływ na to, czy zniżamy się do poziomu kopania albo gryzienia przeciwnika (nawet na oślep), a ja tego nie robię, bo bym się po prostu wstydziła. Chyba, że atakuje się słabszych. W tym jesteśmy akurat podobne, prawda?

nothing's forgotten napisał:
A poważniej i poza tym, co napisałeś, wcale nie dziwi mnie brak wyrazistej ekspresji w takiej chwili. Strach może prowadzić do reakcji znieruchomienia i jest ona tym bardziej prawdopodobna, im bardziej niemożliwe są ucieczka lub atak. Aż dziw, że tymi powiekami mrugał...

Jako zupełny laik, ale praktyk potwierdzam. Ja tak właśnie reaguję w sytuacji, gdy niemożliwa jest ucieczka, a nie mogę się bić. Tekst o mruganiu - boski! Very Happy Natomiast scenie klasztornej po fajnej uwadze Szanownej Pani NF muszę się przyjrzeć. Idą pod górę??? Wink

* EDIT
Niestety, muszę edytować, bo wycięłam sobie niechcący tę część zdania, która był równie istotna jak poprzednia


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Pon 23:52, 21 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 1:15, 22 Mar 2011    Temat postu:

Saburzanka napisał:
Dlatego ja w takich sytuacjach - gdy widzę, że nie ma szans na prawdziwą wymianę ciosów, a jedynie na nawalankę mijającą się z celem - pasuje.


Czyżby? Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 19:42, 22 Mar 2011    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
- zauważono, że Judi Trott w scenie w opactwie w rozmowie z Jasonem Connery wciąż rusza oczami na boki. Reżyser stwierdził, że nie umiała zatrzymać wzroku w miejscu i choć Esta próbowała to tłumaczyć ewentualnym celowym takim graniem lub problemami ze szkłami kontaktowymi (spowodowanymi być może przez dym ze świec), reżyser stwierdził, że nie to było powodem;


Pod wpływem tego komentarza, z wrażenia, nie mogłam sobie wczoraj odmówić ponownego obejrzenia "sceny kaplicznej". To, co oglądamy jest już po montażu, więc i tak ostatecznie nie widzimy w pełnej krasie, o czym mówią reżyser i producentka. Wcześniej sądziłam, że te cuda, które Pani Judi T. wyprawiała z oczami miały sygnalizować, jak trudno jest jej spojrzeć w oczy ukochanemu. Czego to ludzki umysł nie wynajdzie, jak potrzebuje uzasadnienia, prawda...? No jasne, że obiektywnie było jej trudniej: nie miała grzywki Wink. Nie mówili przypadkiem w tych komentarzach czy ten czerwony nosek to jej własna zasługa, czy pomalowany?

Ale czy to, co widzimy w tej scenie naprawdę się ma dziać kolejnego dnia po tym, jak Marion odkrywa "zwłoki Robina"? Nie pamiętałam tego wcześniej i to chyba nie przez przypadek. To jakiś hiperekspresowy przebieg adaptacji: rozpacz i pogodzenie się ze stratą w 24 godziny! Śladu już po nich nie ma. Musiała znaleźć ukojenie w Bogu, nie ma innej możliwości. Na pewno doznała natychmiast potem objawienia, że Robin jednak żyje (i dlatego to jej zdziwienie podczas sceny w kaplicy było już takie jakby "wczorajsze"). Tyle scenariusz, widać, że grubymi nićmi szyty. Pani Judi T. musiała w tej krótkiej scenie dać się zaskoczyć, pogodzić ze zmianą sytuacji, ponownie przekonać się do dokonanego wyboru i jeszcze uzasadnić go przed wybrankiem serca (najlepiej zanadto go nie raniąc). Myślę, że zrobiła, co mogła i że mogła znacznie gorzej. To wszystko wymagało ogromnej zmienności. Wyszło ciut blado, ale odnoszę wrażenie (tak tylko kokietuję, bo jestem pewna, no prawie pewna), że próbowała zaznaczyć, każdy z tych stanów, choć niezbyt wyraziście. Wyraziściej ryzykowałaby rozchwianie, bo stany trzeba jakoś sensownie "przełączyć". Mogła chyba bardziej zadbać o sam początkowy etap zdziwienia, ale się nie upieram, bo została wyrwana z kontemplacji, co ją tłumaczy. Upierałabym się natomiast, że ten króciutki akt rozpaczy It's too late. wymagałby jednak dopracowania, bo mamy tego trochę za mało: to jest moment, w którym Marion zdaje sobie sprawę z nieodwracalności tego, co się dzieje. Wydaje mi się, że I can't be your wife knowing that each day I might lose you. przypomina trochę perswazję z reklamy pasty do zębów, ale bez przesady: scenariusz jej nie pomagał. Może chciała zaznaczyć, że sama siebie też nadal w ten sposób przekonuje. Nie dano jej tu na to żadnej odrębnej kwestii. Ale w sumie, wcale nie jestem pewna, że po tych wszystkich zmianach wyszłoby lepiej.

Teraz Pan Jason C. Jego sytuacja jest na pewno łatwiejsza (przy zachowaniu pozostałych elementów nie ma konieczności przekonywania się do słuszności własnej decyzji, a to zdaje się być w przypadku Marion najbardziej problematyczny aspekt), ale czas go także nie rozpieszcza. Jest bardziej wyrazisty mimo, że chwilami słabiej go widać (ulubienica wszystkich: grzywka). Zaskoczenie, bunt, bezsilność z odcieniem złości, wyciszanie tej złości, smutek. Trochę za szybko po sobie, ale scena trwa, ile trwa, a zakręty - mimo wszystko - nie są za ostre. Mamy nawet powstrzymywane łzy (I remember how it was spring in Sherwood., Nothning's ever forgotten.). Coś tu jednak jest i to, co jest, trzyma się kupy. Postawa, ramiona, oczy: wszystko, jak trzeba. Grymas dolnej części twarzy nieprzerysowany (co, jak wiadomo, zdarzyło się Panu Jasonowi C. w kilku innych scenach). Cudnie złamany głos już w Wickham przy I've lost her John. (i potem We all have. już normalnie, z dużym wyczuciem czasu trwania naturalnych procesów). Chciałabym się do czegoś przyczepić, ale nie bardzo jest do czego (może nie chwytam jakichś niuansów w intonacji, bo to w końcu, jakby nie było, obcy język?). Tam, w Wickham, szkoda, że brak dłuższego zbliżenia Reszty - Tuck, Will, John, Much (Nasir się gdzieś tam gramoli z tyłu i słabo go widać). Naprawdę piękna kompozycja współczucia, niedowierzania, zatroskania, niepewności i to bynajmniej nie po jednym odczuciu na każdego aktora. Ekspresje złożone. Wszystkiego, czego w tej sytuacji potrzeba i w dobrze dobranej proporcji. Aż miło popatrzeć. No i nie było naprawdę czego skrytykować pod tym względem. Aż mi się przykro zrobiło Wink.

Coś mi jednak w tej "scenie kaplicznej" jakby trochę zgrzytało i nie wiem, co to jest. Po rozłożeniu na części pierwsze (nigdy przecież takiej analizy sceny filmowej nie wykonałam, więc na pewno robię masę błędów) myślę sobie, że to jednak płynie z niedostosowania poziomu energii aktorów, i że to nie może być brak entuzjazmu Pani Judi T. dla RoS. Obstaję, że ona tu wkłada naprawdę dużo zaangażowania. Pewnie jak obejrzę za kolejne ładnych parę lat, to już będę wiedziała, co to takiego było Wink. Wymowa całości, mimo wszystko, jakoś wzruszająca, choć... Znając się już trochę, myślę sobie, że sama ta scena by się przede mną nie obroniła. Jej siła bierze się dla mnie przede wszystkim z tego, że jest ona "pożegnaniem na pożegnanie". Emocje odgrywane i przekazywane mieszają się tu z realnie, choć w sprawie całego filmu, odczuwaną nostalgią.

Hound of Lucifer napisał:
- spośród tych "flashbacków" Esta prawidłowo stwierdziła, że jeden z nich pochodzi z odcinka "Herne's Son", ale drugi mylnie przypisała "The Prophecy", a przecież to odcinek z 2. serii, w rzeczywistości owa scena (Robin i Marion na wozie) pochodzi z "The Betrayal".


Jestem uzbrojona w świeże wspomnienie, więc mogę dodać, że ta scena zawiera też inne ujęcia ze "sceny kaplicznej", niż się w oryginale tejże znajdują. Ktoś się pomylił? A może Robin rozmawiał potem z Marion jeszcze raz i nam nie pokazali Wink? Jest tam również, niestety, ujęcie, w którym Marion nieomal nie wybucha łkaniem. I to ujęcie jest już bardzo umiarkowane. Właściwie nie wiadomo, dlaczego ona te łzy hamuje, bo przecież nie musi. W związku z tym powstała mi w głowie hipoteza, że to może być niekontrolowany wybuch śmiechu Wink. W każdym razie jest to dość dziwny dźwięk, coś jakby skrzek Wink


Ostatnio zmieniony przez nothing's forgotten dnia Wto 20:13, 22 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 22:14, 22 Mar 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Nie mówili przypadkiem w tych komentarzach czy ten czerwony nosek to jej własna zasługa, czy pomalowany?


Niestety nie Wink

nothing's forgotten napisał:
Jestem uzbrojona w świeże wspomnienie, więc mogę dodać, że ta scena zawiera też inne ujęcia ze "sceny kaplicznej", niż się w oryginale tejże znajdują.


Też to zauważyłem. "Flashbacki" czasami są w tym serialu inne, niż sceny oryginalne. Taka ciekawostka Smile Jako przykład można podać "flashback" sceny w chacie w Wickham z "Największego wroga". Pewnie było tego więcej, ale nie zwracałem na to jakiejś szczególnej uwagi. Może przy najbliższym oglądaniu Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Wto 22:53, 22 Mar 2011    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
Też to zauważyłem. "Flashbacki" czasami są w tym serialu inne, niż sceny oryginalne. Taka ciekawostka Smile Jako przykład można podać "flashback" sceny w chacie w Wickham z "Największego wroga". Pewnie było tego więcej, ale nie zwracałem na to jakiejś szczególnej uwagi. Może przy najbliższym oglądaniu Wink


Ciekawostka, rzeczywiście, jeśli to regularne zjawisko. Mieli problemy z kopiowaniem taśmy, czy chcieli pokazać zniekształcenia pamięciowe...? Mam mgliste przeświadczenie, że ta scena w chacie była w sposób celowy kręcona dwa razy (pomijając duble), czyli gdzieś musiałam się zetknąć albo z taką bezpośrednią informacją, albo z czymś, co ją sugerowało (i tu, niestety, mogłam dorobić ten wniosek na własną rękę). Jakby nie patrzeć, zostaje tylko mgliste przeświadczenie.

Zainteresowała mnie jeszcze jedna informacja, o której wcześniej pisałeś. Skąd tyle ich zachwytów na wielkością budżetu? O tym filmie, jak świat światem, mówiło się, że miał fatalnie niski budżet. Pamiętam to zewsząd. Rozumiem, że oni się tu odnosili do ostatnich dwóch odcinków, ale to by znaczyło, że wcześniej cięli, jak leci, a ekipę głodem morzyli (wiadomo, że tak nie było, choć z rorzutnością też nie przesadzali). A może te pojękiwania na budżet dotyczyły tylko dwóch pierwszych serii?
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Wto 23:24, 22 Mar 2011    Temat postu:

nothing's forgotten napisał:
Hound of Lucifer napisał:
Też to zauważyłem. "Flashbacki" czasami są w tym serialu inne, niż sceny oryginalne. Taka ciekawostka Smile Jako przykład można podać "flashback" sceny w chacie w Wickham z "Największego wroga". Pewnie było tego więcej, ale nie zwracałem na to jakiejś szczególnej uwagi. Może przy najbliższym oglądaniu Wink


Ciekawostka, rzeczywiście, jeśli to regularne zjawisko. Mieli problemy z kopiowaniem taśmy, czy chcieli pokazać zniekształcenia pamięciowe...? Mam mgliste przeświadczenie, że ta scena w chacie była w sposób celowy kręcona dwa razy (pomijając duble), czyli gdzieś musiałam się zetknąć albo z taką bezpośrednią informacją, albo z czymś, co ją sugerowało (i tu, niestety, mogłam dorobić ten wniosek na własną rękę). Jakby nie patrzeć, zostaje tylko mgliste przeświadczenie.


Nie wiem jaki był powód, ale uważam, że to fajne i raczej zamierzone, a nie przypadkowe Smile A o kręceniu sceny w chacie dwa razy nie słyszałem wcześniej, jak trafisz kiedyś na źródło tej informacji, to się pochwal Smile

nothing's forgotten napisał:
Zainteresowała mnie jeszcze jedna informacja, o której wcześniej pisałeś. Skąd tyle ich zachwytów na wielkością budżetu? O tym filmie, jak świat światem, mówiło się, że miał fatalnie niski budżet. Pamiętam to zewsząd. Rozumiem, że oni się tu odnosili do ostatnich dwóch odcinków, ale to by znaczyło, że wcześniej cięli, jak leci, a ekipę głodem morzyli (wiadomo, że tak nie było, choć z rorzutnością też nie przesadzali). A może te pojękiwania na budżet dotyczyły tylko dwóch pierwszych serii?


Z tym niskim budżetem to jest jakaś kosmiczna bzdura i szczerze mówiąc nie słyszałem nigdy takich opinii. Dla mnie na gołe oko ten serial nie mógł być tani, a niektóre odcinki musiały być wręcz bardzo drogie. Zresztą poprę się cytatem z [link widoczny dla zalogowanych] (jedna z ciekawostek w dziale Trivia):

RoS was the most expensive TV programme of its time. Initially they didn't have an awful lot of cash to get things going, but then they got backing from Goldcrest and Showtime in America after a promotion tour.
RoS was shot entirely on film, not video. If you look at double episodes like The Swords of Wayland, it is almost cinematic. The expenses for that episode were double/triple that of the normal episode, and they had more money to give to it. They also shot on location, not on sets at Pinewood etc., so a good deal of money was needed to transport the film units across the country, from Northumbria to Penzance. To give some idea of the costings involved, a single quarterstaff was supplied for £20 each! The golem, the clay model of Robert of Huntingdon, in The Time of the Wolf was brought for a staggering £800 and this was just for a scene where it appears for a minute! Weigh up the costs for little things like hiring dogs, goats, buying apples, bread etc. to dress the sets, and it all adds up to a lot of cash. RoS cost approx. £350K per episode for Series Three.


Podkreślenia moje. A więc to ma być niskobudżetowa produkcja? Oceniana jako najdroższy program telewizyjny w swoich czasach? Przeciętnie 350 000 funtów za odcinek w 3. serii, a w wypadku "Czasu Wilka" jeszcze więcej, bo 400 000 funtów za jedną część?
Wydaje mi się, że spotkałem się kiedyś z konkretnymi sumami za "Miecze Waylanda", ale nie jestem pewien. Bardzo możliwe, że podano taką informację w komentarzu do tego odcinka, trzeba będzie sprawdzić. Odcinki 3. serii były chyba przeciętnie nieco droższe od tych z serii 1. i 2., ale odcinki z Praedem także były bardzo drogie, a rekordzistą są chyba właśnie "Miecze Waylanda".


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Wto 23:27, 22 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
nothing's forgotten

Dołączył: 06 Mar 2010
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 0:55, 23 Mar 2011    Temat postu:

Hound of Lucifer napisał:
A o kręceniu sceny w chacie dwa razy nie słyszałem wcześniej, jak trafisz kiedyś na źródło tej informacji, to się pochwal Smile


Nie omieszkam Wink.

Hound of Lucifer napisał:
Z tym niskim budżetem to jest jakaś kosmiczna bzdura i szczerze mówiąc nie słyszałem nigdy takich opinii.


Może jesteś za młody Wink, a upływ czasu zmienił stosunek do sprawy. Nigdy informacji o RoS nie zbierałam tak systematycznie, jak Ty. Sądzę, że najwięcej takich niejasnych wiadomości zostało mi w pamięci z czasów jakiejś brytyjskiej emisji RoS, bo wtedy coś jeszcze dodatkowo pokazywano. Większość informacji powinnam posiadać zapewne stamtąd. Co do budżetu, nie musiało chodzić o obiektywne kwoty, mogło być standardowo: "za mało w stosunku do potrzeb" (były jakieś przykłady oszczędności, czy to moja konfabulacja?). Ja to, szczerze mówiąc, miałam wtedy kompletnie w nosie, więc zapamiętałam tylko myśl przewodnią, ale ta informacja na pewno trafiła do mnie nie raz. Niestety, to wszystko było z grubsza 20 lat temu (chyba nie więcej?), więc siłą rzeczy, nieostre mam wspomnienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Hound of Lucifer

Administrator
Dołączył: 30 Maj 2008
Posty: 1549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ravenscar / Warszawa Bemowo
Płeć: Mężczyzna


PostWysłany: Śro 9:00, 23 Mar 2011    Temat postu:

Oglądałaś w brytyjskiej telewizji będąc w Wielkiej Brytanii czy w Polsce? Pamiętasz może co dodatkowo pokazywano i czy znalazło się w dodatkach na DVD?

Na podstawie komentarza do "Czasu Wilka" wygląda, że pieniędzy było aż za dużo momentami Wink Komentujący wspomnieli o tym, że oszczędzili pieniądze na wcześniejszych odcinkach i dlatego mogli poszaleć z "Czasem Wilka". Tylko pytanie, czy oszczędzili w sensie zaciskania pasa przy poprzednich odcinkach, czy po prostu im zostało, bo kasy było aż za dużo jak na potrzeby. Ja stawiam raczej na to drugie Wink Komentujący byli wyraźnie zachwyceni budżetem serialu i wspominali o tym kilka razy Smile


Ostatnio zmieniony przez Hound of Lucifer dnia Śro 9:03, 23 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Saburzanka

Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamora
Płeć: Kobieta


PostWysłany: Śro 10:47, 23 Mar 2011    Temat postu:

Z innej beczki, choć znów to samo odgrzewane danie.

Hound of Lucifer napisał:
kontrowersyjna wypowiedź Esty Charkham, że Jason Connery był świetny w scenach walki Wink No cóż, akurat w scenie odbicia zboża faktycznie nie było najgorzej

Specjalnie obejrzałam inną scenę walki z tego odcinka, najmniej pamiętną. Środkową. Mieczykowanie pod bramą opactwa Grimston. Ooo, jest o wiele lepiej. No, na oko przeciętnego widza. Lekko zmrużone. Oczywiście, niezmanierowane grami komputerowymi i scenami walki w kinie akcji.

Ruchy Jasona nie są już tak strasznie kanciaste, jak jakieś pół roku temu (ćwiczył chłopak!) i na szczęście nie mamy tych fatalnych zbliżeń na jego skrajnie niewaleczną minę, ale... Niestety, ma maksymalnie napięte ciało. Sztywny jest jak truposz (no, cóż, prawidłowo - truposz, bo w prawdziwej walce zaraz by padł, tego jestem pewna). I cały czas się tak dziwnie Razz odgina - ze strachu, wiem, wiem. Taki odruch. Ale najgorsze jest co innego. To pewien chroniczny brak, który obstawiałam jako największą wadę. Słusznie. Chłopie, no, ruchy, ruchy, ruchy!!! To dupa, a nie szermierz. Zupełnie nie ma refleksu. Szybki w biegu to może i on jest, ale w walce rusza się jak mucha w smole. Nic z niego nie będzie. Mięso szermiercze.

Najgorsze, że akurat w przypadku Jasona nie wyjdzie to, co wychodzi w wypadku wielu kiepskich szermierzy, nawet tych zbyt skocznych (zbliżenie - popiersie - bez pokazywania ręki, tylko z migającą bronią i koniecznie w ataku; nie zza pleców słabego zawodnika, chyba że radzi sobie z parowaniem ciosów; broń diabeł odjazd kamery i szersze ujęcia). Ale oni nie mogą być bojaźliwi. Jasona się tak nie da. Próbowano tu osiągnąć jakiś efekt w szerszym planie - że się tak wyrażę - z 3/4, czyli ani pełne plecy, ani pełny profil. Nie wygląda to dobrze, choć o wiele lepiej niż wcześniej. Obstawiam, że koniarzem byłby coraz lepszym, a fechmistrzem na pewno nie. Dlatego tak mnie wpienia to gadanie na ekranie i poza nim, jaki to niby Jason był dobry w mieczowaniu. Taaaa...

Jedno jest dla mnie pewne i w RoS też są na to przykłady. Dobry szermierz amator, jeśli jest też dobrym aktorem, potrafi zagrać mieczowo gorszego niż jest w rzeczywistości. Oczywiście, to i tak bedzie widać, że udaje. Widzę to jak na dłoni w przypadku Cottona (Owen) i Addiego (Guy), a domyślam się po pewnych zachowaniach u Coombesa (Grendel), bo aż tak wyraźnie tego nie pokazał. Przy oglądaniu walk ustawianych jest o tyle łatwo to wychwycić, że aktorzy wiedzą, co i jak mają robić. To ogromne ułatwienie dla nieco słabszych zawodników, ale jeśli są za słabi, to nici. Po prostu jak się nie ma pewnych umiejętności, szczególnie to widać w dyscyplinach sportowych, to nie można ich zagrać w dłuższej scenie, bo to po prostu wypłynie. Można odpowiednie ujęcia potem zmontować, ale jak ekipa nie ma za dużo oleju w głowie w tej materii, to efekty są opłakane.

nothing's forgotten napisał:
Predyspozycje można podzielić na fizyczne (bądź co bądź też zależne od procesów biologicznych), które ostatecznie przełożą się na nieubłagane prawa fizyki oraz psychologiczne, które mogą warunkować liczbę i nasilenie zachowań mimowolnych. Im "lepsze" predyspozycje psychiczne, tym mniej niepożądanych i słabo poddających się kontroli zachowań mimowolnych.

Trzymając się klasyfikacji zapodanej w jednym z poprzednich postów Nothing's forgotten, nasz uroczy Jason nie miał ani jednych, ani drugich. Psychicznych nie, bo się bał broni, nawet filmowej. Bał się też atakować. Z fizycznych brakowało mu przede wszystkim tzw. refleksu i szybkości, a tego, jak widzę, nie można nabyć drogą ćwiczeń, choć można poprawić, jeśli w pewnym stopniu zawodnik je już ma, ale Jason nie miał.

Hound of Lucifer napisał:
oboje komentujący śmiali się, że w RoS używano niezwykle dużych ilości sztucznego dymu i bez niego RoS nie mógłby istnieć

No, niestety. W trzeciej serii używano na dodatek pończochy. Zabójcza mieszanka!

Hound of Lucifer napisał:
jak już podkreślano w innych komentarzach do odcinków "Nickolas Grace was not the greatest horse rider of all time"
Hound of Lucifer napisał:
Jason Connery podczas grania w RoS miał dodatkowe lekcje jazdy konnej

A po co??? Może w porównaniu z Robertem Addiem - żeby zostać przy RoS - "Jason Connery was not the greatest horse rider of all time", ale radził sobie znakomicie, przynajmniej w zapamiętanych przeze mnie kilku ujęciach. Być może było wśród nich również ujęcie z "Czasu Wilka", więc coś mi się pomieszało, ale pamiętam końskie przejaźdżki Jasona z "Mocy Albionu" i "Syna Herne'a".Całkowicie luzacko anglezował. No, dobra, za bardzo nim rzucało wręcz, ale to było fajne. Na pewno hippicznej sroce spod ogona nie wypadł Razz Pewnie koniarz mógłby się czepić. Na moje oko laika wyglądał dobrze, choć fakt, że się specjalnie nie przyglądałam, gdy już uznałam, że Jason jest OK. Czy miał jakieś konne wtopy?

Scenę kapliczną aż będę musiała sobie ponownie oblookać. Tak samo jak końcówkę sceny zbożowej. Dla Jasona Wink Dla Marion właściwie też. W tej chwili z gry aktorskiej Judi w kaplicy to pamiętam ten bałwani nos (miałam niegodne skojarzenia z nałogową pijaczką), rozlatane oczka (myślałam, że nie może spojrzeć lubemu w oczy ze wstydu i cierpienia), bolesny uśmiech. Taka Madonna dla ubogich w nadzieję. Ewentualnie Madonna dla pogrążonych w bulu i beznadzieji Razz. Generalnie odebrałam kiedyś tę scenę jako dobrze zagraną. Ale zapewne po szczegółowych i barwnych uwagach Nothing's forgotten przyjrzę się jej aż za bacznie, co może być z deka groźne dla moich wspomnień.


Ostatnio zmieniony przez Saburzanka dnia Śro 11:44, 23 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Robin of Sherwood Strona Główna -> Odcinki - seria III Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
 
Regulamin